> Są jednak takie miejsca, gdzie _jakakolwiek_ poprawa sytuacji pracownika jest
> istotna. I to poprawa wymuszona niestety nie przez niego, bo po prostu od razu
> widać, że ktoś, kto tam pracuje zwyczajnie nie ma innego wyjścia, albo wydaje
> mu się, że nie ma innego wyjścia (co na jedno wychodzi) i nie będzie się
> aktywnie ubiegał się o jakiekolwiek prawa. Pokusa, żeby takiego pracownika
> mniej lub bardziej chamsko wykorzystać jest aż nadto oczywista.
> W kontekście takich firm jakoś dziwnie brzmi to zwiększanie uprawnień
> pracownika. Jakich, k.. uprawnień ? Nazwijmy rzecz po imieniu: chodzi o to,
> żeby zwykły złodziej, przepraszam, kluczowy w regionie pracodawca, płacił za
> pracę albo nie narażał zdrowia i życia ludzi.

Ale zauważ, że wiele takich firm wcale nie zarabia kokosów - wręcz
odwrotnie, one jadą na najniższych kosztach i tylko dzięki temu żyją.
Jeśli te koszty się im zwiększy, to po prostu część tych pracowników
straci nawet tę ostatnią pracę...

Pojawia się więc pytanie: mieć kijową pracę, czy być bezrobotnym i się
cieszyć, że niektórzy mają troszkę lepiej...


--
Więcej na ten temat przeczytasz w moim blogu:
http://pracownik.blogspot.com