-
161. Data: 2010-07-15 10:01:11
Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
Od: "Krzysztof" <k...@i...pl>
Użytkownik "jcm" <j...@1...pl> napisał
> Zależy.
> Jesli pracodawca narusza KP, nie wypłaca regularnie pensji..., a jeździ
> furą za 300tys., trudno, żeby to nie dawało do myślenia. ;)
Kluczowe jest tu słowo "jeśli".
Problem także w tym, że niektórych ten Mercedes bardzo boli nawet wówczas,
gdy pracodawca jest uczciwy i czysty jak łza.
Bo wydaje im się, że wysoki status osiąga się tylko i wyłącznie łamiąc
prawo.
-
162. Data: 2010-07-15 10:05:07
Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
Od: Animka <a...@t...nieja.wp.pl>
W dniu 2010-07-15 09:57, Krzysztof pisze:
>
> Użytkownik "Jotte"<t...@w...spam.wypad.polska> napisał w wiadomości
> news:i1ldar$7a4$1@news.dialog.net.pl...
>> W wiadomości news:i1ladn$n57$1@news.onet.pl Krzysztof
>> <k...@i...pl> pisze:
>>
>>>> Jak kto dobrze wyczuje sytuację to zwolnienie lekarskie, urlop
>>>> macierzyński - są sposoby
>>> I Ty masz czelność pisać o braku moralności u pracodawców?
>> Bez żadnych stresów.
>
> Czyli jesteś po prostu zwykłym trollem? Trzeba było tak od razu.
On tu kiedyś pisał, że był nauczycielem i stracił pracę.
Pewnie tej pracy nie ma do dziś. Pewnie frustracja się nasiliła.
--
animka
-
163. Data: 2010-07-15 12:46:27
Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
Od: "entroper" <entroper-pocztaonetpeel>
Użytkownik "Krzysztof" <k...@i...pl> napisał w wiadomości
news:i1l7t1$f4a$1@news.onet.pl...
> Chcę i czasem wyławiam. A dlaczego próbuję? Zatrudnianie ludzi młodych
ma
> swoje plusy.
Czyli w sumie Ci się to opłaca, skoro to robisz, ale czemu by nie
ponarzekać. Standard :)
e.
-
164. Data: 2010-07-15 13:05:09
Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
Od: "Krzysztof" <k...@i...pl>
"entroper" <entroper-pocztaonetpeel> napisał
> Czyli w sumie Ci się to opłaca, skoro to robisz,
Gdy wyłowię perełkę to jak najbardziej.
Nigdy nie twierdziłem, że jest inaczej.
> ale czemu by nie ponarzekać. Standard :)
Następny ;-) Co Wy z tym narzekaniem?
Nie narzekam ani nie jęczę - opisuję po prostu suche fakty, jakie miewają
miejsce w mojej firmie.
Nijak się to ma do narzekania.
-
165. Data: 2010-07-15 14:02:27
Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
Od: "entroper" <entroper-pocztaonetpeel>
Użytkownik "Krzysztof" <k...@i...pl> napisał w wiadomości
news:i1l8qn$htc$1@news.onet.pl...
> > "klient nalega"
>
> A tu owszem. Klient nalega, klient wymaga, więc się klienta obsługuje
jak
> należy. Klient nie zaspokaja potrzeb jedynie pracodawcy, tylko zostawia
> kasę, z której jest wynagrodzenie dla pracownika. Jeśli więc pracownik
nie
> jest w stanie zrozumieć tak prostej zależności, to coś jest "nie halo".
> Idąc do restauracji też się zapewne wkurzasz na niekompetentnego
kelnera,
> który w dodatku burczy pod nosem, że to nie jego lokal i jak Ci się nie
> podoba, to ...
No i właśnie w tym punkcie się nie zgadzamy a podany przez Ciebie przykład
jest nawet dobry do skomentowania. Otóż klient jak najbardziej nalega na
pracodawcę. Że pośredniczy w tym pracownik, nie ma nic do rzeczy. Tak samo
jak pracownik może odebrać paczkę itp. To jest broszka pracodawcy, jak
klienta zadowolić. Nie neguję tego, że trzeba, wiem coś również o dużych
kontraktach i że wtedy duży klient po prostu wymusza, nawet jeśli on
zawalił, ale nadal jest to sprawa pracodawcy. To ta sama kategoria spraw:
pracownik nie interesuje się, co szef ma w garażu i również nie powinien
interesować się, jakie kontrakty i z jakimi terminami mają być
realizowane. Zresztą pod przymusem ich szef nie bierze, prawda? Niestety
prezentujesz jednak typową mentalność szefa: klient nalega, to pracownicy
_dla swojego dobra_ powinni dać się wykorzystywać. Pracownicy dla swojego
dobra już robią to, co w ich mocy :) Reszta gadki to zwykła gra w kulki.
Przykład z restauracją: kelner z muchami w nosie, albo niekompetentny.
Oczywiście, że w pierwszej chwili jest odruch opieprzyć kelnera, albo
wezwać zwierzchnika, ale realną konsekwencją może być to, że nie odwiedzę
więcej tej restauracji i to nie dlatego, że mi się kelner nie spodobał,
ale dlatego, że właściciel tej restauracji dopuścił do takiej sytuacji, że
pracują u niego niezadowoleni, sfrustrowani i niekompetentni kelnerzy.
> Dlaczego nie na pracownika? Czy z klientami rozmawia tylko i wyłącznie
> właściciel firmy??
Pracownik nie występuje tu w swoim imieniu. Pytanie: jak się zapatrujesz
na bardzo obecnie popularną sytuację, gdy pracodawca notorycznie coś
kaszani albo zwyczajnie robi przekręty a całą nienawiść klientów kieruje
na Bogu ducha winnych pracowników z biura/obsługi klienta/itp, którzy
niemalże fizycznie muszą odpierać ataki wkurzonych ludzi?
> Już napisałem (chyba Tobie, nie kojarzę teraz), że chyba mało miałeś w
> życiu do czynienia z walką o kontrakty przy dużej konkurencji na rynku,
gdy
> każda Twoja próba negocjacji skutkować może rozwiązaniem przemiłej
> współpracy w przyszłości.
a co to pracownika obchodzi. Od tego jesteś szefem, żeby się z tym jakoś
ogarnąć. Najłatwiejsze biznesy typu kupić cokolwiek i sprzedać 2x drożej
wygłodniałym klientom już się skończyły.
> > uważają, że
> > przerobić można każdą robotę, byle tylko mieć odpowiednie gadane albo
> > odpowiednią dozę brutalności.
>
> Nie bardzo rozumiem, co chciałeś przez to powiedzieć.
Chodzi mi o taką sytuację, gdy szef nadgryzł coś, czego nie może połknąć
(np. duży kontrakt) a następnie, aby to jakoś przerobić, do pracowników,
których jest za mało, wyjeżdza z prośbami, obiecankami lub groźbami,
zamiast z realną propozycją. Sezonowość czy inna nieregularność zamówień
to jest problem. Ale w żadnym razie nie jest to problem pracownika. To
jest "konsekwencja" we wzajemnych układach pracodawca-pracownik, którą
miałem na myśli, a którą Ty pojmujesz dość swoiście...
e.
-
166. Data: 2010-07-15 14:19:11
Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
Od: "entroper" <entroper-pocztaonetpeel>
Użytkownik "Jackare" <j...@i...pl> napisał w wiadomości
news:i1l6p3$l5v$1@node2.news.atman.pl...
> Była jeszcze w 2006 jakaś
> jednodniówka w stylu "techniki negocjacji" ale to już był absolutnie
> stracony czas.
da się zauważyć :)
> - jeżeli szkolenie z technik zarządzania zasobami ludzkimi prowadzi
młodzik
> wykładający się na pierwszym postawionym z życia wziętym przykładzie a
nie
> osoba z bezpośrednim kilkunastoletnim doswiadczeniem która dzięki
> odpowiedniej polityce HR lub postawiła na nogi kilka firm, rozwiązała
spory
> z załogą itp
Jakie rozwiązywanie sporów. Wywalasz wszystkich, inaczej nie jesteś
prawdziwym szefem :)
e.
-
167. Data: 2010-07-15 14:29:51
Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
Od: "entroper" <entroper-pocztaonetpeel>
Użytkownik "Liwiusz" <l...@b...tego.poczta.onet.pl> napisał w wiadomości
news:i1mkkl$qiq$2@news.onet.pl...
> Zwiększaniem sprzedaży nie byli zainteresowani, bo - uwaga - sytuacja
> firmy jest niepewna, bowiem jest wystawiona na prywatyzację! :)
jeśli nie jest to czołowy producent, to mieli rację :)
e.
-
168. Data: 2010-07-15 14:51:26
Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
Od: "Krzysztof" <k...@i...pl>
"entroper" <entroper-pocztaonetpeel> napisał
> No i właśnie w tym punkcie się nie zgadzamy a podany przez Ciebie
> przykład
> jest nawet dobry do skomentowania. Otóż klient jak najbardziej nalega na
> pracodawcę.
Nie do końca. Klient nalega na osobę, która pracodawcę (a właściwie firmę
reprezentuje) i z którą ma bezpośrednio do czynienia.
Czasem to faktycznie bywa sam pracodawca, ale w przypadku większych firm
czy wręcz sieci jest to po prostu niemożliwe.
BTW - bawi mnie zawsze tłumaczenie BOKowców "ale ja tego sam nie
wymyśliłem". Zapewne nie, ale kurna olek właśnie m.in. po to tam ten
człowiek siedzi, żeby przekazać swojemu "naczalstwu" sugestie od
niezadowolonego klienta. Trudno by z każdą pierdołą kierować się
bezpośrednio do prezesa zarządu.
> Że pośredniczy w tym pracownik, nie ma nic do rzeczy. Tak samo
> jak pracownik może odebrać paczkę itp. To jest broszka pracodawcy, jak
> klienta zadowolić.
Ale jednocześnie kierując się zasadami tej broszki dobiera sobie
odpowiednich pracowników (w tym również zwalnia nieodpowiednich).
Jeśli uważa, że pracownik odpowiedzialny za szeroko pojętą obsługę klienta
czy też negocjacje, rozmowy handlowe itp. z klientem, nie potrafi, nie jest
w stanie czy wręcz nie chce wypełniać swych obowiązków związanych z
powyższym (czyli np. ma w dupie oczekiwania klienta co do terminu złożenia
projektu), to może się po prostu z takim pracownikiem rozstać i nie ma w
tym żadnego "potworyzmu".
> Nie neguję tego, że trzeba, wiem coś również o dużych
> kontraktach i że wtedy duży klient po prostu wymusza, nawet jeśli on
> zawalił, ale nadal jest to sprawa pracodawcy.
... który może po prostu powiedzieć "Panowie w tym tygodniu musimy się
sprężyć, projekt ma być gotowy na wczoraj, bo Bolek I Spółka poplątali
terminy" i koniec. Tak się składa, że nawet w czasach, gdy byłem zwykłym
pracownikiem, nie przyszła mi do głowy odpowiedź "A co mnie to obchodzi -
to pana sprawa szefie".
Ale jestem w stanie przyjąć na klatę fakt, że czasy się zmieniają. Dziwne
tylko, że oczekiwania finansowe pozostają takie same.
> To ta sama kategoria spraw:
> pracownik nie interesuje się, co szef ma w garażu i również nie powinien
> interesować się, jakie kontrakty i z jakimi terminami mają być
> realizowane.
Mieszasz sprawy prywatne (zasoby garażowe szefa) ze sprawami służbowymi
(kontrakty i terminy).
Zupełnie się to kupy nie trzyma.
> Zresztą pod przymusem ich szef nie bierze, prawda?
Czego? Kontraktów? Wyjątkowo dziwne pytanie :)
> Niestety prezentujesz jednak typową mentalność szefa:
Niestety, pudło. Prezentuję taką mentalność odkąd zacząłem pracować,
jeszcze w trakcie studiów. Nie ma to nic wspólnego z byciem lub nie byciem
szefem. Zresztą dzięki temu zostałem dość szybko doceniony. Wiem, że dla
wielu ludzi to frajerstwo i za punkt honoru stawiają sobie wyjście z pracy
punkt 16:00, nieodbieranie telefonów popołudniu i w weekendy i generalnie
coś, co się nazywa "odpękać swoją robotę i resztę mieć w dupie", ale ja do
takich ludzi nie należę. Angażuję się w pracę od zawsze i sam doceniach
innych, którzy się angażują. Jak dotąd nie przejechałem się na tym (no może
raz, na szczęście szybko się stamtąd zwinąłem :)
> klient nalega, to pracownicy _dla swojego dobra_ powinni dać się
> wykorzystywać.
> Pracownicy dla swojego dobra już robią to, co w ich mocy :)
Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z harmonogramem i doprawdy dziwię się, że
facet, który twierdzi, że miał do czynienia z dużymi kontraktami i
napiętymi terminami sadzi takie bajduły.
> to nie dlatego, że mi się kelner nie spodobał,
> ale dlatego, że właściciel tej restauracji dopuścił do takiej sytuacji,
> że
> pracują u niego niezadowoleni, sfrustrowani i niekompetentni kelnerzy.
Przecież to dokładnie na jedno i to samo wychodzi.
Dlatego właściciel aby nie dopuścić do niezadowolenia klienta zwalnia po
prostu takiego buraka i po ptakach.
>> Dlaczego nie na pracownika? Czy z klientami rozmawia tylko i wyłącznie
>> właściciel firmy??
> Pracownik nie występuje tu w swoim imieniu.
Jest w pracy, reprezentuje firmę, więc trudno, by mówił w swoim imieniu.
Właściciel, a dokładnie dyrektor czy prezes, również nie mówią w swoim
prywatnym imieniu, tylko imieniu firmy.
No chyba, że dla Ciebie firma = osoba fizyczna.
> Pytanie: jak się zapatrujesz
> na bardzo obecnie popularną sytuację, gdy pracodawca notorycznie coś
> kaszani albo zwyczajnie robi przekręty a całą nienawiść klientów kieruje
> na Bogu ducha winnych pracowników z biura/obsługi klienta/itp, którzy
> niemalże fizycznie muszą odpierać ataki wkurzonych ludzi?
Zwalniam się z takiej firmy najszybciej jak potrafię.
Tylko co to ma wspólnego z omawianą sytuacją?
>> Już napisałem (chyba Tobie, nie kojarzę teraz), że chyba mało miałeś w
>> życiu do czynienia z walką o kontrakty przy dużej konkurencji na rynku,
>> gdy każda Twoja próba negocjacji skutkować może rozwiązaniem przemiłej
>> współpracy w przyszłości.
> a co to pracownika obchodzi.
Dżiisss, zaraz odmięknę :(
Jeśli nie obchodzi, to co go obchodzi, że prezes kupił sobie nowy samochód
i pojechał na Hawaje?
> Od tego jesteś szefem, żeby się z tym jakoś
> ogarnąć. Najłatwiejsze biznesy typu kupić cokolwiek i sprzedać 2x drożej
> wygłodniałym klientom już się skończyły.
Oczywiście. I - powtórzę to już setny raz - jeśli jako szef muszę to
ogarnąć i zapanować nad tym sam, to moją jedyną prośbą jest zwykłe
odstosunkowanie się pracowników od zysków mojej firmy i tego, co z nimi
robię.
Prosta zależność. Pracujesz od 8-16, nie obchodzi Cię, że pojawia się
problem, masz w nosie nadgodziny? Nie ma problemu, ale bierz swoją wypłatę
i milcz, a nie komentuj, że szef ma lepiej, że Cię okrada i pasożytuje na
Tobie. Chcesz mieć więcej? Rusz tyłek i też zasuwaj więcej. Jaka tu
filozofia?
> Chodzi mi o taką sytuację, gdy szef nadgryzł coś, czego nie może połknąć
> (np. duży kontrakt) a następnie, aby to jakoś przerobić, do pracowników,
> których jest za mało, wyjeżdza z prośbami, obiecankami lub groźbami,
> zamiast z realną propozycją.
Jest to bardzo nie w porządku.
> Sezonowość czy inna nieregularność zamówień
> to jest problem. Ale w żadnym razie nie jest to problem pracownika.
Jeśli nie jest, to nie jest jego "problemem" stan majątkowy jego
pracodawcy.
I na tym bym zakończył.
-
169. Data: 2010-07-15 15:46:05
Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
Od: "entroper" <entroper-pocztaonetpeel>
Użytkownik "Krzysztof" <k...@i...pl> napisał w wiadomości
news:i1n7a8$tpe$1@news.onet.pl...
> "entroper" <entroper-pocztaonetpeel> napisał
>
> > Otóż klient jak najbardziej nalega na
> > pracodawcę.
>
> Nie do końca. Klient nalega na osobę, która pracodawcę (a właściwie
firmę
> reprezentuje) i z którą ma bezpośrednio do czynienia.
Formalnie... Jasne, że nie osobiście.
> > Że pośredniczy w tym pracownik, nie ma nic do rzeczy. Tak samo
> > jak pracownik może odebrać paczkę itp. To jest broszka pracodawcy, jak
> > klienta zadowolić.
>
> Ale jednocześnie kierując się zasadami tej broszki dobiera sobie
> odpowiednich pracowników (w tym również zwalnia nieodpowiednich).
Zgadza się, ale strategiczne decyzje podejmuje szef i szef za nie
odpowiada. Pracownik może nawiązać dobry kontakt z klientem, ale jeśli z
fanaberii tegoż klienta wynika np. 2x więcej pracy dla tego pracownika, to
powstały problem rozwiązuje się w trójkącie szef-pracownik-klient
odpowiednio zadowalając wszystkie wierzchołki tego trójkąta.
> > Nie neguję tego, że trzeba, wiem coś również o dużych
> > kontraktach i że wtedy duży klient po prostu wymusza, nawet jeśli on
> > zawalił, ale nadal jest to sprawa pracodawcy.
>
> ... który może po prostu powiedzieć "Panowie w tym tygodniu musimy się
> sprężyć, projekt ma być gotowy na wczoraj, bo Bolek I Spółka poplątali
> terminy" i koniec. Tak się składa, że nawet w czasach, gdy byłem zwykłym
> pracownikiem, nie przyszła mi do głowy odpowiedź "A co mnie to
obchodzi -
> to pana sprawa szefie".
Dupa byłeś. Właściwa odpowiedź brzmi: OK szefie, szczęscie Bolka i sp.
jest dla nas najwyższym dobrem, terminu dotrzymamy, to jak rozliczamy
nadgodziny?
> > To ta sama kategoria spraw:
> > pracownik nie interesuje się, co szef ma w garażu i również nie
powinien
> > interesować się, jakie kontrakty i z jakimi terminami mają być
> > realizowane.
>
> Mieszasz sprawy prywatne (zasoby garażowe szefa) ze sprawami służbowymi
> (kontrakty i terminy).
> Zupełnie się to kupy nie trzyma.
No właśnie ja ich nie mieszam. Obydwie te sprawy są sprawami szefa - jedna
prywatną, druga służbową.
> > Niestety prezentujesz jednak typową mentalność szefa:
>
> Niestety, pudło. Prezentuję taką mentalność odkąd zacząłem pracować,
> jeszcze w trakcie studiów. Nie ma to nic wspólnego z byciem lub nie
byciem
> szefem. Zresztą dzięki temu zostałem dość szybko doceniony. Wiem, że dla
> wielu ludzi to frajerstwo i za punkt honoru stawiają sobie wyjście z
pracy
> punkt 16:00, nieodbieranie telefonów popołudniu i w weekendy i
generalnie
> coś, co się nazywa "odpękać swoją robotę i resztę mieć w dupie", ale ja
do
> takich ludzi nie należę. Angażuję się w pracę od zawsze i sam doceniach
> innych, którzy się angażują. Jak dotąd nie przejechałem się na tym (no
może
> raz, na szczęście szybko się stamtąd zwinąłem :)
ale wiesz, że czasy się zmieniają :) Trzeba to wypośrodkować, bo się można
przejechać naprawdę srogo. Nie przeginający pały pracownik, umiejący
jednocześnie zadbać o swoje, jest najbardziej przez zwierzchnika
szanowany, choć wcale nie musi być lubiany.
> > klient nalega, to pracownicy _dla swojego dobra_ powinni dać się
> > wykorzystywać.
> > Pracownicy dla swojego dobra już robią to, co w ich mocy :)
>
> Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z harmonogramem i doprawdy dziwię się,
że
> facet, który twierdzi, że miał do czynienia z dużymi kontraktami i
> napiętymi terminami sadzi takie bajduły.
Bo widzisz, utarło się jakieś takie przekonanie, że dla dobra tego
kontraktu "trzeba" to i tamto (w domyśle trzeba za darmo) i ci biedni
pracownicy łykają to tak, jakby to co najmniej oni dostali ten kontrakt. A
to nie tak. Zdarzało mi się pracować po 36 godzin bez przerwy, ale nie
dlatego, że ktoś mi roztoczył wizję...
> > to nie dlatego, że mi się kelner nie spodobał,
> > ale dlatego, że właściciel tej restauracji dopuścił do takiej
sytuacji,
> > że
> > pracują u niego niezadowoleni, sfrustrowani i niekompetentni kelnerzy.
>
> Przecież to dokładnie na jedno i to samo wychodzi.
> Dlatego właściciel aby nie dopuścić do niezadowolenia klienta zwalnia po
> prostu takiego buraka i po ptakach.
I zatrudnia następnego takiego samego, a po takiej serii wszyscy zaczynają
jego restaurację omijać bokiem i interes pada. Są inne sposoby na
zadowolonych pracowników niż wypieprzać wszystkich po kolei aż się
znajdzie ktoś bardziej wytrzymały.
> > Pracownik nie występuje tu w swoim imieniu.
>
> Jest w pracy, reprezentuje firmę, więc trudno, by mówił w swoim imieniu.
> Właściciel, a dokładnie dyrektor czy prezes, również nie mówią w swoim
> prywatnym imieniu, tylko imieniu firmy.
Czyli niczyim, czy pracowników może? Albo może budynku? Wyimaginowanego
bytu kryjącego się pod logo i nazwą? Ktoś musi być odpowiedzialny - a
wszystkie sposoby, żeby tę odpowiedzialność rozmywać są ogromną i
niezwykle szkodliwą patologią. Tak działają duże firmy i w taki sposób
jest np. zarządzany (bo rządzony to za duże słowo) nasz kraj - i co,
zadowolony jesteś?
> > Pytanie: jak się zapatrujesz
> > na bardzo obecnie popularną sytuację, gdy pracodawca notorycznie coś
> > kaszani albo zwyczajnie robi przekręty a całą nienawiść klientów
kieruje
> > na Bogu ducha winnych pracowników z biura/obsługi klienta/itp, którzy
> > niemalże fizycznie muszą odpierać ataki wkurzonych ludzi?
>
> Zwalniam się z takiej firmy najszybciej jak potrafię.
> Tylko co to ma wspólnego z omawianą sytuacją?
nienienie, pytałem co byś zrobił jako szef takiej firmy - takie sytuacje
są właśnie konsekwencją rozpraszania odpowiedzialności i wysuwania
pracowników na najbardziej zaognione pozycje, gdzie powinien stać szef i
naprawiać co spieprzył.
> >> Już napisałem (chyba Tobie, nie kojarzę teraz), że chyba mało miałeś
w
> >> życiu do czynienia z walką o kontrakty przy dużej konkurencji na
rynku,
> >> gdy każda Twoja próba negocjacji skutkować może rozwiązaniem
przemiłej
> >> współpracy w przyszłości.
>
> > a co to pracownika obchodzi.
>
> Dżiisss, zaraz odmięknę :(
> Jeśli nie obchodzi, to co go obchodzi, że prezes kupił sobie nowy
samochód
> i pojechał na Hawaje?
kurczę, przecież postuluję dokładnie to samo. To sprawa szefa. Tak samo
jak inne sprawy, które również powinny pozostać sprawami szefa, a które
szef chętnie by na kogoś niżej zwalił.
> Oczywiście. I - powtórzę to już setny raz - jeśli jako szef muszę to
> ogarnąć i zapanować nad tym sam, to moją jedyną prośbą jest zwykłe
> odstosunkowanie się pracowników od zysków mojej firmy i tego, co z nimi
> robię.
j.w.
> Prosta zależność. Pracujesz od 8-16, nie obchodzi Cię, że pojawia się
> problem, masz w nosie nadgodziny? Nie ma problemu, ale bierz swoją
wypłatę
> i milcz, a nie komentuj, że szef ma lepiej, że Cię okrada i pasożytuje
na
> Tobie. Chcesz mieć więcej? Rusz tyłek i też zasuwaj więcej. Jaka tu
> filozofia?
j.w. (gdzie ja postulowałem inaczej??)
> > Chodzi mi o taką sytuację, gdy szef nadgryzł coś, czego nie może
połknąć
> > (np. duży kontrakt) a następnie, aby to jakoś przerobić, do
pracowników,
> > których jest za mało, wyjeżdza z prośbami, obiecankami lub groźbami,
> > zamiast z realną propozycją.
>
> Jest to bardzo nie w porządku.
właśnie właśnie :) ale to stała praktyka i niejeden tu się by pod nią
podpisał, dorabiając do tego filozofię, że ho ho (i to mi się właśnie nie
podoba)
> > Sezonowość czy inna nieregularność zamówień
> > to jest problem. Ale w żadnym razie nie jest to problem pracownika.
>
> Jeśli nie jest, to nie jest jego "problemem" stan majątkowy jego
> pracodawcy.
> I na tym bym zakończył.
Bo o to mi właśnie chodziło: każda strona ma swój zakres spraw
(pracodawca, z definicji, większy) i każda ma swój bagaż z tym związany i
nie powinno się tego bagażu z jednej strony na drugą "sprytnie"
przerzucać. Nigdzie nie twierdzę, że pracownik ma prawo i potrzebę wnikać
w dochody szefa. Ale również strategiczne problemy firmy powinny
pozostawać w bagażu szefa (chyba, że inaczej się on z pracownikami
dogada). Wszystko.
Również dziękuję za dyskusję.
e.
-
170. Data: 2010-07-15 15:52:56
Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>
W wiadomości news:i1mne0$sit$1@node1.news.atman.pl Animka
<a...@t...nieja.wp.pl> pisze:
> On tu kiedyś pisał, że był nauczycielem i stracił pracę.
Czemu łżesz i to jeszcze tak prymitywnie?
--
Jotte