eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusjeMala konkluzja n/t oczekiwan pracobiorcow(dlugie) Re: Mala konkluzja n/t oczekiwan pracobiorcow
  • Data: 2003-11-23 23:50:33
    Temat: (dlugie) Re: Mala konkluzja n/t oczekiwan pracobiorcow
    Od: "PiotrG" <p...@s...com.pl> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    Mimo, ze ten watek dyskusji nie "jest moj", chcialbym troszke skomentowac
    Twoj post.
    Odnosze wrazenie, ze reprezentujemy "przeciwne bieguny" modelu dzialania,
    i choc masz duzo racji, prawda zapewne lezy po srodku (jak zwykle zreszta).
    Wynika to zapewne z faktu, ze nie uwzgledniasz sfery uslugowo/wdrozeniowej,
    ale o tym pozniej.

    > (...)
    > > Co do procedur - tak. Oczywiście że tak. Tylko do tego trzeba mieć
    > > porządnie zrobiony dział IT. Dalej nie będę komentował, bo musiał bym
    > > wejść nadmiernie w szczegóły.
    >
    > Ok Piotr, ja musialem zareagowac bo stresu w pracy w wiekszosci sytuacji
    > mozna uniknac (i _trzeba_ , bo praca jest wtedy _mniej_ _efektywna_ !).
    W wiekszosci sytuacji tak. Nie we wszystkich.

    > To ze byles na "interwencji" u klienta wiele tlumaczy, ale....
    > Ale zeby nie bylo ze Ci kadze - klienta (skoro Ty do niego jezdzisz tylko
    na
    > interwencje) Twoja firma powinna "zbadac" dokladnie, poinformowac go
    > o niebezpieczenstwach, oszacowac jego straty w razie wystapienia
    > (nie zawsze mozliwe, choc obrazowo mozna go uswiadomic),
    A klient - jak to klient. Moze miec to wszystko co mu
    mowisz/informujesz/uswiadamiasz w czterech literach ;-)

    > zaproponowac rozwiazania od cluster'a po modlitwe o interwencje
    > sil boskich (ostatnie mozna zaproponowac za darmo).
    A jesli on nie chce? To sie czesto zdaza. Nie pytaj, dlaczego - sam nie
    wiem.

    > sie ostatnio awaria? No to po co trzymac X informatykow, mozna X bez
    trzech,
    > nie?
    Dokladnie. Spojrz na zaplecze personalne dzialow IT (albo tego, co z nich
    zostalo) np. w sieciach hipermarketow. Nie mozna powiedziec, ze sa to firmy
    niepowazne (krzaki) - ich wielkosc i ekspansywnosc (do niedawna) swiadcza,
    ze ten partyzancki nieco model sie sprawdza w praktyce.

    Generalnie dzialanie mozna podzielic na dwie grupy - rutynowe i nierutynowe.
    Rutynowe to takie, ktore jest dobrze "przecwiczone", opisane (procedury,
    dokumentacja, standardy) i opanowane. Takie dzialania skladaja sie w
    wiekszosci na prace np. dzialu IT.
    Nierutynowe to takie dzialanie, ktore nie da sie opanowac przed wykonaniem.
    Te dzialania sa znowu b. charakterystyczne w strefach uslug i wdrozen.
    Nie istnieja w takim przypadku zadne standardy - one maja dopiero powstac.

    I tak, jesli przy dzialaniu rutynowym istnieje b. duza szansa powodzenia (a
    wiec
    braku stresu), to przy nierutynowym stres jest nieunikniony, i szansa
    powodzenia
    zalezy wprost od doswiadczenia/wiedzy ludzi, ktorzy je wykonuja.

    Przy dzialaniu rutynowym nadal jednak pojawic sie moze niepowodzenie, a wiec
    stres. Przyklady:
    1. Podczas porannego wstawania z lozka (robi sie to 365*wiek raz) mozna sie
    potknac i zlamac noge. Trudno tutaj mowic o nieprofesjonalizmie czy zlej
    organizacji wstawania - nie podlega dyskusji, ze kazdy ma to przecwiczone na
    maksa. Niepowodzenie jednak zdarzyc sie moze (potkniecie/zlamanie) i
    sprobuj, prosze, napisac taka procedure wstawania z lozka, ktora uwzgledni
    wszystkie takie i podobne mozliwosci.
    2. Jestes aktorem, po raz n-ty wystepujesz w tym samym przedstawieniu.
    Po pierwsze, mozesz miec treme - a to rodzaj stresu (wszyscy aktorzy, nawet
    ci najlepsi, mowia, ze miewaja treme). No i rypniesz sie w wypowiadanej
    kwestii - tylko doswiadczenie pozwoli zamaskowac wpadke improwizacja,
    ale stres sie wtedy pojawi.
    3. Wykonujesz N+1 raz pewna standardowa instalacje np. w hipermarkecie,
    ktory jutro ma byc otwarty. Cwiczyles (wykonywales) to juz z 50x, ale tym
    razem... _nie_dziala_ !!!! A czas masz do jutra rano - 9:00 _musi_ dzialac,
    bo inaczej jest to ostatni hipermarket tej sieci, w ktorym firma cokolwiek
    robi. Oczywiscie, mozna zarzucic - dlaczego to jest robione dopiero dzien
    przed otwarciem? Ano, dlatego, ze:
    - Twoja praca moze byc rozpoczeta dopiero po zakonczeniu innej, zwiazanej
    z Twoja, pracy wykonywanej przez inna firme (np. nie ma sensu instalowac
    urzadzen dostepowych sieci radiowej przed zakonczeniem wykonywania
    okablowania - powiesic urzadzenia fizycznie mozna, ale nic nie sprawdzisz,
    czy dziala, bo nie ma jak) - przypadek praktyczny.
    - klient zyczy sobie, ze prace maja byc wykonywane wlasnie wtedy, i zadne
    argumenty (a jak cos nie wyjdzie?) do niego nie przemawiaja - przypadek
    praktyczny.
    - ekipa, ktora miala jechac na ta robote miala po drodze wypadek, i zostala
    wyslana inna ekipa, ktora nie dosc, ze jest juz spozniona, to jeszcze ma
    mniejsze doswiadczenie - przypadek praktyczny.
    W takim przypadku (praca w nocy) stres jest nawet mocno przydatny - nie
    pozwala zasnac ;-)

    I powiedz mi, co to ma wspolnego ze zlym/dobrym zarzadzaniem?
    Oczywiscie, to sa przypadki losowe, slowem - statystyka. Ale jeden
    fakt jest niepodwazalny - im wiecej robisz, tym bardziej taka statystyke
    czuc.

    Jak pisalem, przy dzialaniach nierutynowych stres jest zwykle nieunikniony.
    W dodatku brak procedur i standardow b. uzaleznia powodzenie od
    wiedzy i doswiadczenia ludzi. Dodatkowym "przeszkadzajacym" czynnikiem
    moze byc tutaj klient, mowiacy ciagle: "Nooo, panowie, a wasza konkurencja
    obiecywala, ze zrobi to w ciagu 10 minut. Zaczynamy zalowac, ze wybralismy
    was." - i nie jest tu wazne, ze konkurencja "lala wode", zeby wygrac
    kontrakt
    (ktory i tak przegrala). Po prostu klient moze miec inne wyobrazenie o
    zakresie
    czy merytoryce dzialan, i cholernie czesto bywa ze on wcale nie chce tego
    wyobrazenia zmienic - musialby wchodzic w jakies szczegoly techniczne...
    Tfu!
    Kluczowa sprawa w takich sytuacjach jest dobre przygotowanie sie do
    dzialania - glownie w sferze "teoretycznej" (wiedza, konsultacje - jesli
    jest z kim).
    Rewelacyjnie, jesli dzialanie da sie "przecwiczyc" w firmie - urzadzenia
    przyjda
    od dostawcow na czas i jest kilka dni na "zabawe". Niestety, dostawcy tez
    plataja figle - wielokrotnie w mojej praktyce byly przypadki, gdy urzadzenia
    przychodzily (po 10 interwencjach u dostawcy) w niewlasciwej konfiguracji,
    czy niekompletne, i z dwutygodniowym opoznieniem - i tutaj zaczyna sie
    rzezba,
    bo termin instalacji umowiony, nie ma zadnej szansy na przesuniecie go (np.
    sprobuj jako poddostawca/podwykonawca przesunac otwarcie hipermarketu -
    wylatujesz z wielkim hukiem). Umiesz to uproceduralnic? Zrzucisz to na karb
    zlego zarzadzania?

    Reasumujac - jestem wielkim zwolennikiem procedur. Problem w tym, ze nie
    wszystkie procedury dadza sie stworzyc tak, aby mialy sens ;-)
    A wiec - procedury tak, ale tam, gdzie sie da. I wtedy wystarczy pracownik
    z wiedza czysto teoretyczna. Ma podbudowe, a praktyka jest na papierze.
    No i "0" stresu!
    A tam, gdzie sie nie da - tylko wiedza, doswiadczenie, odpornosc na stres,
    i jeszcze cos, co nazwac mozna "zylka", "konikiem", albo opisac po prostu
    sformulowaniem: "ten gosc jest niezly w te klocki".

    Niestety - nie wszystkich pracownikow (mimo wiedzy, a nawet
    doswiadczenia) stac na to, zeby byli "niezli w jakies klocki". Wymaga to
    szerokiej wiedzy (samoksztalcenie!), umiejetnosci szybkiego kojarzenia
    faktow (czas goni!!!!) i innych cech, ktorych nie potrafie teraz jasno
    wyartykulowac.
    I zawsze, gdy zatrudniam kogos nowego, staram sie upewnic wszelkimi
    mozliwymi i dozwolonymi metodami, ze zatrudniony czlowiek bedzie mogl
    taki byc (po "okrzesaniu" z tematami, doszkoleniu, byc moze dopiero po
    dwoch latach, itd.) - tacy ludzie sa dla mnie najcenniejsi.
    I wlasnie w tym kontekscie napisalem posta, od ktorego cala dyskusja
    sie zaczela, ktory to post jest jak najbardziej subiektywnym
    przejaskrawieniem problemu, polegajacego na tym, ze nie wystarczy
    wszystko umiec - trzeba umiec to jeszcze sprzedac.

    To troche tak, jak z najnowoczesniejszym telewizorem, zrobionym w
    calosci na procesorach sygnalowych itp. Co z tego, ze jest super,
    bajer, trendy, modern i w dodatku cholernie drogi? On ma dobrze
    odbierac i dawac to, co chcemy, a czy w srodku sa ziemniaki, czy
    procesory, to tak naprawde nie ma zadnego znaczenia, prawdza?
    A telewizor "na ziemniakach" pewnie bylby sporo tanszy...

    Sorry, jesli zszedlem z tematu ;-)

    Pozdrawiam,

    PiotrG


Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1