eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusjegodziny nadliczbowe w upaleRe: godziny nadliczbowe w upale
  • Data: 2010-07-15 14:51:26
    Temat: Re: godziny nadliczbowe w upale
    Od: "Krzysztof" <k...@i...pl> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    "entroper" <entroper-pocztaonetpeel> napisał

    > No i właśnie w tym punkcie się nie zgadzamy a podany przez Ciebie
    > przykład
    > jest nawet dobry do skomentowania. Otóż klient jak najbardziej nalega na
    > pracodawcę.

    Nie do końca. Klient nalega na osobę, która pracodawcę (a właściwie firmę
    reprezentuje) i z którą ma bezpośrednio do czynienia.
    Czasem to faktycznie bywa sam pracodawca, ale w przypadku większych firm
    czy wręcz sieci jest to po prostu niemożliwe.
    BTW - bawi mnie zawsze tłumaczenie BOKowców "ale ja tego sam nie
    wymyśliłem". Zapewne nie, ale kurna olek właśnie m.in. po to tam ten
    człowiek siedzi, żeby przekazać swojemu "naczalstwu" sugestie od
    niezadowolonego klienta. Trudno by z każdą pierdołą kierować się
    bezpośrednio do prezesa zarządu.

    > Że pośredniczy w tym pracownik, nie ma nic do rzeczy. Tak samo
    > jak pracownik może odebrać paczkę itp. To jest broszka pracodawcy, jak
    > klienta zadowolić.

    Ale jednocześnie kierując się zasadami tej broszki dobiera sobie
    odpowiednich pracowników (w tym również zwalnia nieodpowiednich).
    Jeśli uważa, że pracownik odpowiedzialny za szeroko pojętą obsługę klienta
    czy też negocjacje, rozmowy handlowe itp. z klientem, nie potrafi, nie jest
    w stanie czy wręcz nie chce wypełniać swych obowiązków związanych z
    powyższym (czyli np. ma w dupie oczekiwania klienta co do terminu złożenia
    projektu), to może się po prostu z takim pracownikiem rozstać i nie ma w
    tym żadnego "potworyzmu".

    > Nie neguję tego, że trzeba, wiem coś również o dużych
    > kontraktach i że wtedy duży klient po prostu wymusza, nawet jeśli on
    > zawalił, ale nadal jest to sprawa pracodawcy.

    ... który może po prostu powiedzieć "Panowie w tym tygodniu musimy się
    sprężyć, projekt ma być gotowy na wczoraj, bo Bolek I Spółka poplątali
    terminy" i koniec. Tak się składa, że nawet w czasach, gdy byłem zwykłym
    pracownikiem, nie przyszła mi do głowy odpowiedź "A co mnie to obchodzi -
    to pana sprawa szefie".
    Ale jestem w stanie przyjąć na klatę fakt, że czasy się zmieniają. Dziwne
    tylko, że oczekiwania finansowe pozostają takie same.

    > To ta sama kategoria spraw:
    > pracownik nie interesuje się, co szef ma w garażu i również nie powinien
    > interesować się, jakie kontrakty i z jakimi terminami mają być
    > realizowane.

    Mieszasz sprawy prywatne (zasoby garażowe szefa) ze sprawami służbowymi
    (kontrakty i terminy).
    Zupełnie się to kupy nie trzyma.

    > Zresztą pod przymusem ich szef nie bierze, prawda?

    Czego? Kontraktów? Wyjątkowo dziwne pytanie :)

    > Niestety prezentujesz jednak typową mentalność szefa:

    Niestety, pudło. Prezentuję taką mentalność odkąd zacząłem pracować,
    jeszcze w trakcie studiów. Nie ma to nic wspólnego z byciem lub nie byciem
    szefem. Zresztą dzięki temu zostałem dość szybko doceniony. Wiem, że dla
    wielu ludzi to frajerstwo i za punkt honoru stawiają sobie wyjście z pracy
    punkt 16:00, nieodbieranie telefonów popołudniu i w weekendy i generalnie
    coś, co się nazywa "odpękać swoją robotę i resztę mieć w dupie", ale ja do
    takich ludzi nie należę. Angażuję się w pracę od zawsze i sam doceniach
    innych, którzy się angażują. Jak dotąd nie przejechałem się na tym (no może
    raz, na szczęście szybko się stamtąd zwinąłem :)

    > klient nalega, to pracownicy _dla swojego dobra_ powinni dać się
    > wykorzystywać.
    > Pracownicy dla swojego dobra już robią to, co w ich mocy :)

    Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z harmonogramem i doprawdy dziwię się, że
    facet, który twierdzi, że miał do czynienia z dużymi kontraktami i
    napiętymi terminami sadzi takie bajduły.

    > to nie dlatego, że mi się kelner nie spodobał,
    > ale dlatego, że właściciel tej restauracji dopuścił do takiej sytuacji,
    > że
    > pracują u niego niezadowoleni, sfrustrowani i niekompetentni kelnerzy.

    Przecież to dokładnie na jedno i to samo wychodzi.
    Dlatego właściciel aby nie dopuścić do niezadowolenia klienta zwalnia po
    prostu takiego buraka i po ptakach.

    >> Dlaczego nie na pracownika? Czy z klientami rozmawia tylko i wyłącznie
    >> właściciel firmy??

    > Pracownik nie występuje tu w swoim imieniu.

    Jest w pracy, reprezentuje firmę, więc trudno, by mówił w swoim imieniu.
    Właściciel, a dokładnie dyrektor czy prezes, również nie mówią w swoim
    prywatnym imieniu, tylko imieniu firmy.
    No chyba, że dla Ciebie firma = osoba fizyczna.

    > Pytanie: jak się zapatrujesz
    > na bardzo obecnie popularną sytuację, gdy pracodawca notorycznie coś
    > kaszani albo zwyczajnie robi przekręty a całą nienawiść klientów kieruje
    > na Bogu ducha winnych pracowników z biura/obsługi klienta/itp, którzy
    > niemalże fizycznie muszą odpierać ataki wkurzonych ludzi?

    Zwalniam się z takiej firmy najszybciej jak potrafię.
    Tylko co to ma wspólnego z omawianą sytuacją?

    >> Już napisałem (chyba Tobie, nie kojarzę teraz), że chyba mało miałeś w
    >> życiu do czynienia z walką o kontrakty przy dużej konkurencji na rynku,
    >> gdy każda Twoja próba negocjacji skutkować może rozwiązaniem przemiłej
    >> współpracy w przyszłości.

    > a co to pracownika obchodzi.

    Dżiisss, zaraz odmięknę :(
    Jeśli nie obchodzi, to co go obchodzi, że prezes kupił sobie nowy samochód
    i pojechał na Hawaje?

    > Od tego jesteś szefem, żeby się z tym jakoś
    > ogarnąć. Najłatwiejsze biznesy typu kupić cokolwiek i sprzedać 2x drożej
    > wygłodniałym klientom już się skończyły.

    Oczywiście. I - powtórzę to już setny raz - jeśli jako szef muszę to
    ogarnąć i zapanować nad tym sam, to moją jedyną prośbą jest zwykłe
    odstosunkowanie się pracowników od zysków mojej firmy i tego, co z nimi
    robię.
    Prosta zależność. Pracujesz od 8-16, nie obchodzi Cię, że pojawia się
    problem, masz w nosie nadgodziny? Nie ma problemu, ale bierz swoją wypłatę
    i milcz, a nie komentuj, że szef ma lepiej, że Cię okrada i pasożytuje na
    Tobie. Chcesz mieć więcej? Rusz tyłek i też zasuwaj więcej. Jaka tu
    filozofia?

    > Chodzi mi o taką sytuację, gdy szef nadgryzł coś, czego nie może połknąć
    > (np. duży kontrakt) a następnie, aby to jakoś przerobić, do pracowników,
    > których jest za mało, wyjeżdza z prośbami, obiecankami lub groźbami,
    > zamiast z realną propozycją.

    Jest to bardzo nie w porządku.

    > Sezonowość czy inna nieregularność zamówień
    > to jest problem. Ale w żadnym razie nie jest to problem pracownika.

    Jeśli nie jest, to nie jest jego "problemem" stan majątkowy jego
    pracodawcy.
    I na tym bym zakończył.

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1