-
81. Data: 2002-05-27 19:12:23
Temat: Re: Brak pracy czy... (długie)
Od: No Name <v...@w...pl>
Użytkownik Andrzej Bochniak napisał:
(...)
> Albo ze np. fachowiec chcial X tys. a "dyletant" 3x mniej i ludzili sie, ze
> taniej bedzie zainwestowac w nauke "dyletanta".
> Znam z bliskiej obserwacji taki przyklad, no moze nie "dyletant" a
> "poczatkujacy", pracuje juz ok. pol roku i obydwie strony sa zadowolone.
Czasem pracownik zaspokaja emocjonalne potrzeby pracodawcy, np. darzy go
szacunkiem, "słucha się" i to bywa ważniejsze, niż kwalifikacje
merytoryczne. Na niskim stanowisku głupota i brak kompetencji nie
wyrządzają znacznych szkód, a interes i tak się kula. Potulne miśki
stanowią dobre tło i moderator zachowań pozostałych pracowników.
Znajomy prezes miał sekretarkę, która całą treść maila pakowała do
tematu, o załacznikach myślała, że to łapówka - ale gustownie się
śliniła na jego widok, więc przy zwolnieniach się ostała, mimo
gburowatości wobec klientów.
Dogbert
-
82. Data: 2002-05-27 21:03:12
Temat: Re: Brak pracy czy... (bardzo długie)
Od: "Agnieszka Taflińska" <a...@w...pl>
> przyszedł szef, zamkneli sie w pokoju, pogadali, wyszli, i zostałam
> poinformowana, iż umowy ze mną nie przedłużą..................
>
>
często o tym słyszę, najśmieszniejsze jest jeszcze to że nikt ci nawet o
niczym nie powie to taki rodzaj polityki zebys pracowała do KOŃCA wytrwale
czasami ponad swoje sily
Mój facet pracuje w firmie informatycznej w miescie A do tej pory pracowal
na etacie ale na umowe zlecenie oraz studiował dziennie udalo mu sie pogodic
te dwie rzeczy.
Konczac studia pracodawca po dwoch latach pracy zaproponowal mu pensje
nizszą niż mial na umowe zlecenie tlumacząc to wyższymi oplatami. do tej
pory traktowano go powaznie mial pewne osiagniecia w swojej pracy nawet
znaczace dla firmy. Mało tego zaproponowal mu okres próbny po dwóch latach
pracy w tej firmie tlumaczac ze on go przez te dwa lata nie poznal i
chcialby go przez te trzy miesiące poobserwowac. ŚMIESZNE
Po pertraktacjach wyszlo, że tak naprawde ten pracodawca nie chce po prostu
placic oplat za nastepnego pracownika i zaproponowal mu umowe na stale z
bardzo niska kwota i do tego umowe zlecenie z nastepna pensja. Super co,
albo zalozenie wlasne dzialalnosci ale z klauzula przcy tylko dla tej
firmy - BANIALUKI
jestem ciekawa czy ktos ma jeszcze ciekawsze historie na ten temat
Także nie jestes sama niestety duza ilosc absolwento szkol wyzszych na rynku
sprawila ze pracodawcy sa BOGAMI nie internesuje ich wogole ale to wogole
pracownik tylko zysk. Na twoje miejsce maja setki innych,lepszych czy
gorszych nie ma znaczenia, liczy sie tylko kasa.
Ja mam tylko nadzieje że coś sie w tym temacie zmieni bo wszysty beda kazda
prace traktowac jak te hostessy i akwizytorzy, po co sie przeciez stresowac
i poswiecac!!!!!
-
83. Data: 2002-05-27 21:20:15
Temat: Re: Brak pracy czy... (długie)
Od: "Greg" <o...@f...sos.com.pl>
Użytkownik "Tomasz T. Żuchniewicz" napisal:
>
> - w Polsce jest bezrobocie czy bezrobotni
> - czy to jest standard zachowań wśród młodych ludzi?
> - czy tak się zachowuje człowiek bez pracy?
> - czy młodzi Polacy nie szanują pracy?
> - czy "jaka płaca taka praca" (ok 6 zł netto za godzinę)?
W tamtym roku skonczylem szkole srednia i zaczalem sie uczyc w policealce
(chcialem sobie dac czas na zastanowienie jakie studia najlepiej wybrac) w
trybie zaocznym. Zaczalem tez szukac pracy. Nie bylo to proste gdyz siebie
nie znalem, nie wiedzialem jakim bede pracownikiem.
Od 7 maja zaczalem prace jako rachmistrz spisowy. Z tego co mi moja
opiekunka mowi wielu ludzi sobie te prace zwyczajnie zlewa. Jednego ma
nawet ochote zastrzelic, bo praktycznie wszystkie formularze musi po nim
wypisywac na nowo. Moze sadza, ze praca jest lipna, ale ja... gdy wracam
do domu po 12 godzinach biegania po schodach jestem naprawde dumny z tego,
ze mam prace. Nigdy nie sadzilem, ze to moze byc tak niesamowite uczucie.
Do tego co robie przykladam sie jak tylko moge. Okazalo sie, ze potrafie
sobie bardzo dobrze zorganizowac prace, mam swietny kontakt z ludzmi
(chociaz jestem/bylem osoba dosc niesmiala), budze zaufanie itp. Pewne
fakty lepiej interpretuje niz panie pracujace w gminnym biurze spisowym.
Pare razy to ja "uczylem" je jak wypelniac pewne punkty, gdy tymczasem
uczyc tego powinny one. Juz od pierwszych dni maja tam o mnie bardzo dobre
zdanie. Nie lubie czegos robic na odczepnego. Jesli juz sie czegos podejme
chce sie z tego wywiazac jak najlepiej.
Jestem osoba dosc ambitna. Chyba dzieki temu szybko zapadam ludziom w
pamieci. Przykladowo wykladowcy w mojej szkole juz po paru spotkaniach
zapamietywali moje imie i nazwisko gdy tymczasem spora czesc innych
sluchaczy do dzisiaj (koniec II semestru) musi przypominac wykladowcom jak
sie nazywaja.
Nie jestem typem wazeliniarza. Mam mily sposob bycia, jestem uprzejmy (a
przynajmniej staram sie taki byc), ugodowy, ale potrafie tez powiedziec
komus do sluchu nawet jesli ta osoba jest moim przelozonym (jak na razie
mogli sie o tym przekonac moi nauczyciele). Jestem osoba reprezentatywna
(w szkole czesto bylem wysylany aby cos zalatwic, przelozyc, a gdy
zglaszalem swoja kandydature do samorzadu klasowego otrzymywalem poparcie
klasy i nauczycieli), potrafiaca argumentowac swoje racje (dzieki mnie
praktycznie 1/3 klasy uzyskala lepsza ocene z angielskiego na swiadectwie
ukonczenia LO, choc poczatkowo moje metody wydaly im sie nieodpowiednie i
uwazali, ze popelnilem blad w "negocjacjach" z nauczycielka).
Wiem, ze dobre wrazenie jakie robie praktycznie wszedzie gdzie sie pojawie
to nie wszystko. Liczy sie przede wszystkim to co potrafie zrobic. Zgoda -
w tej chwili niewiele potrafie. Jednak bardzo chetnie i szybko sie ucze,
wkladam cale serce w to co robie. Nie mam tez duzych wymagan finansowych.
W tej chwili najbardziej zalezy mi na zdobywaniu doswiadczenia. Niestety
nie otrzymuje tej szansy (moge zostac bez problemu akwizytorem albo
agentem ubezpieczeniowym, ale do tej pracy sie nie nadaje, czulbym sie jak
hiena cmentarna, oszust itp. a z takim odczuciem na pewno nie pracowalbym
dobrze). Mam wiele dobrych cech, zalet. Brak mi tylko doswiadczenia.
Sytuacje jakie opisales dla mnie sa nie do pomyslenia. Mimo to wciaz nie
moge znalezc pracy :(
Juz od roku zastanawiam sie dlaczego ktos, komu wszystko zwisa i powiewa,
kombinuje na prawo i lewo jakby tu zarobic a sie nie narobic - ma prace,
natomiast ktos solidny wciaz tkwi na bezrobociu. Wiec jak jest? Mamy
bezrobocie, czy bezrobotnych?
Nie bede ukrywac, ze powyzszy post jest niejako moim listem motywacyjnym
(mocno chaotycznym ale dlatego, ze pisanym pod wplywem emocji). Byc moze
jakis pracodawca z okolic Tarnowskich Gor, Bytomia, Chorzowa lub Katowic
zechce dac mi szanse...
pozdrawiam
Greg
-
84. Data: 2002-05-27 22:00:15
Temat: Re: Brak pracy czy... (dłuuuuuuugie)
Od: Paweł Pollak <p...@m...ic.com.pl>
Na początku, szanowna konopio, muszę przeprosić Cię za niesłuszne
posądzenie o wyznawanie spiskowej teorii dziejów. Odniosłem takie wrażenie
po Twoim pierwszym poście, czemu zbyt pośpiesznie dałem wyraz, a tymczasem,
jak się okazuje, wcale nie obarczasz winą za wszystkie zło świata jednej
grupy (w tym przypadku: pracodawców), tylko po prostu Twoja wiedza i
mentalność ekonomiczna jest gdzieś na etapie wczesnego Gierka, o czym
świadczą wypowiedzi, że pracownik fizyczny przecież się poci, a umysłowy
nudzi w biurze i obliczanie należnej pensji według zasady "każdemu według
potrzeb". Zaprawdę, ci, którzy mówili "Lenin wiecznie żywy", wiedzieli, co
mówią. Drugi zarzut, że mimo wykształcenia słoma z butów Ci wyłazi, i to jak
mało komu, podtrzymuję.
Po tym przydługim wstępie przejdźmy do Twojego postu:
>Użytkownik "konopia" napisał w wiadomości
> A u Ciebie co? Nazwisko zobowiazuje?
Widzę, że pojęcie znajomości też się u Ciebie zachowało z epoki socjalizmu.
Wtedy partyjny wspierał partyjnego bez względu na kwalifikacje. Teraz
znajomości (poza polityką) oznaczają, że poleca się ludzi o określonych
kwalifikacjach. Jeśli miałbym do wyboru dwóch kandydatów o takich samych
umiejętnościach, to oczywiste jest, że wolałbym tego, za którego ktoś ręczy.
> Jak taki z Ciebie cwaniaczek to moze dasz prace tym wszystkim bezrobotnym?
Widzę, że w Twojej dość ograniczonej łepetynie nie mieści się, że ktoś nie
będąc pracodawcą może trzymać ich stronę.
Natomiast jeśli miałbym zatrudnić bezrobotnego, to 10 razy bym się
zastanowił, czy on jest bezrobotny wskutek okoliczności czy - jak to bardzo
często bywa - wskutek własnej mentalności.
> Przestan pieprzyc i udawac ze nie widzisz w jakim kraju zyjesz.
To otwórz mi oczy, bo na razie widzę nierobów, bezrobotnych na własne
życzenie i pogrobowców socjalizmu, którzy ciągle uważają, że im się należy.
>Jak sie
> czegos
> dorobiles to Ci chwala, jak to jeszcze zarobiles uczciwie to klaniam sie
po
> pas.
Komplement za komplement: gratuluję trzech dyplomów, a jak prac
magisterskich nie kupiłeś, to kłaniam się w pas.
> Ale gowno wiesz o tym wszystkim. Moi oboje rodzice prace stracili po 30 i
35
> latach przepracowania.
Z faktu, że wychowali Cię w głęboko socjalistycznym duchu, wnioskuję, że nie
zauważyli, iż lat temu 13 (słownie: trzynaście) zmienił się ustrój i że
praca (czy właściwie: zatrudnienie) przestała być gwarantowana. No cóż, jak
ktoś nie przyjmuje rzeczywistości do wiadomości, to - użyjmy Twojej
poetyki - dostaje po dupie.
>I co i gowno bo nie kwalifikuja sie na zadne
> swiadczenia.
> Teraz 6 miechow kuroniowy a potem? A dlaczego??? bo sie to nazywa
> restruturyzacja.
Czyli co? Nie należy jej przeprowadzać? Mamy dalej dopłacać do miejsc pracy,
które utrzymywaliśmy 30-35 lat?
> Wiec przestan pieprzyc ze sie powtorze bo co ty wiesz o tym? Ty myslisz ze
> ja teraz
> po 5 latach charowki bede za nedzne 900 zlotych zapierdalal?
900? Komuś, kto z trzema dyplomami nie potrafi napisać poprawnie "harówka"
ani użyć funkcji sprawdzania pisowni, nie zapłaciłbym nawet 50.
>Widzisz nie
> wiem jak
> z tym jest u Ciebie ale ja czuje sie w obowiazku pomoc swoim starszym
I tu mnie masz. Przyznaję, że ja wyrodny syn jestem. Tak jest, Wysoki
Sądzie, nie czuję się w obowiązku pomagać swoim starszym, nie robię tego i
proszę o słuszny wymiar kary. Słucham? Czy mam coś na swoje
usprawiedliwienie? Nic, proszę Sądu, no może to, że moi starzy sami sobie
świetnie radzą, ale poza tym to kompletnie nic.
>wiec
> mozesz
> mi pogadac prostaku!!
Nie ma to jak rozmowa z kulturalnym człowiekiem.
Paweł
--
Czy za książki trzeba przepłacać?
www.szwedzka.pl
-
85. Data: 2002-05-27 22:28:24
Temat: Re: Brak pracy czy... (dłuuuuuuugie)
Od: "wiola" <w...@w...pl>
> To otwórz mi oczy, bo na razie widzę nierobów, bezrobotnych na własne
> życzenie i pogrobowców socjalizmu, którzy ciągle uważają, że im się
należy.
>
Cóż punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, stara prawda ludowa znajduje
swoje potwierdzenie jak nigdy w bieżącej dyskusji. Chciałabym tylko dodać,
iż oprócz tej grupy społecznej, którą byłeś szanowny wymienić powyżej,
istnieją również na rynku pracy absolwenci z wyżu demograficznego, których
zapał do pracy jest przeogromny, kwalifikacje także niezłe, ale niestety
możliwości podjęcia pracy w dużym stopniu ograniczone.
>
>
-
86. Data: 2002-05-28 01:32:13
Temat: Re: Brak pracy czy... (długie)
Od: "Adam F." <p...@s...com>
"Yach Kowalski" <y...@w...pl> wrote in message
news:acst0d$52g$1@szmaragd.futuro.pl...
>
> gadasz glupoty po ryzykuje codziennie...
> ryzykuje tym ze jakis niedouczony pracownik
> nagada glupot klientowi...
> a potem ja sie bede musial tlumaczyc i placic za
> jego bledy...
Zgadza się.... dobrze wiem o czym mówisz, gdyż sam prowadzę działalność od
2,5 lat. Kilka razy byłem już w sytuacji, w której zamknięcie firmy wydawało
mi się nieuniknione. Jakoś jednak żyję i próbuję sobie radzić, mimo zapaści
gospodarczej. Nie mówię, że jest łatwo, szczególnie w obliczu braku kapitału
czy powiązań rodzinnych, ale zamiast wiecznie narzekać jak niektórzy ludzie
na tej grupie (ja sam nie znoszę malkontenctwa), staram się przynajmniej coś
zrobić, wychodząc z założenia, że nikt nie zrobi tego za mnie. Jeżeli się
nie uda - powiem trudno, i będę próbował dalej.
Wiem jedno - jeżeli ktoś próbowałby mi wmówić, że nie ponoszę żadnego
ryzyka, a moja praca to czysta sielanka, to zwyczajnie zabiłbym go śmiechem.
Gdyby malkontenci z tej grupy spróbowali jak to "wesoło" jest prowadzić
własną działalność, zmieniliby zdanie o pracy. Kapitał nie jest potrzebny
jeżeli nie brakuje zapału do pracy i mocnego postanowienia dojścia do czegoś
konkretnego.
Bez błyskotliwego pomysłu też może się obejść. Pozwolę sobie tu przytoczyć
pewną historię. Otóż znam człowieka (z drugiej ręki co prawda, ale jest to
pewna i wiarygodna "ręka"), który nie dysponując żadnym kapitałem założył
działalność i zaczął dzwonić po biurach oferując sprzątanie (właśnie tak -
zwykłe sprzątanie). W początkowej fazie działalności większość jego
znajomych wyśmiała całą inicjatywę, okrzykując go "sprzątaczką", tudzież
"śmieciarzem". Jednak gdy klientów zaczęło przybywać, a on w pewnym momencie
mógł już przestać wykonywać usługi osobiście i skupić się na ważniejszych
kwestiach, a całą pracę fizyczną zlecić zatrudnionym pracownikom (a ich
liczba sięgnęła kilkunastu), ci sami "żartownisie" przestali już się śmiać.
Zamiast tego, zaczęli wykrzykiwać hasła w stylu niektórych trolli z
niniejszej grupy. Ta opowieść to oczywiście spore uproszczenie, gdyż nie
obyło się bez wielu problemów po drodze, ale najważniejsza informacja to
fakt, że człowiek ten zaczynał BEZ NICZEGO. Pieniądze na założenie
działalności pożyczył od rodziny.
Morału nie będzie - niech każdy wyciągnie wnioski sam.
Pozdrawiam
Adam
-
87. Data: 2002-05-28 05:52:02
Temat: Re: Brak pracy czy... (długie)
Od: "fotech" <u...@p...onet.pl>
> Blisko ale pudlo, wsiowe (brzmi to pejoratywnie ale chodzi o
> mieszkancow wiosek) wiedza ze maja robote to znaczy ze beda mieli
> pieniadze (kiedys) ci co jej nie maja wiedza ze nie beda mieli
> pieniedzy (nigdy). Szef sobie moze jezdzic nowa zachodnia furka i ich
> to bedzie draznic ale w chwili wola te ochlapy niz nic.
Co jakiś czas się pojawia kwestia samochodu szefa... zastanawiam się, czy
ludzie co pracuja u kogos, uważają, że jak ich samych nie stac na nic i
podejmuja niechciana pracę, to właściciel takiej firmy ma robic -
wygladac-dzialac jak oni chca?
Ci ludzie przez lata doszli do swoich pieniedzy , i wydaja je na rózne
narzedzie -w tym ludzi, i pewnie uważają, że ten samochod za 200 000 lepiej
dziala, niz pani Zosia z ksiegowosci, ktora juz 10 ty raz zgubiła fakture i
sie nie udalo VAtu odliczyc...
Nie rozumiem, jak można na pracodawce narzekac ? Cos nie działa jak chcemy -
niech spierdala, w przeciwieństwie do niego, my możemy go znacznie sprawniej
opuścić....
Wojtek
-
88. Data: 2002-05-28 06:00:22
Temat: Re: Brak pracy czy... (dłuuuuuuugie)
Od: ".Barman" <b...@P...MIELONKI.barman.biz.pl>
Użytkownik "wiola" <w...@w...pl> napisał w wiadomości
news:acubnh$qge$1@sunflower.man.poznan.pl...
> iż oprócz tej grupy społecznej, którą byłeś szanowny wymienić powyżej,
> istnieją również na rynku pracy absolwenci z wyżu demograficznego, których
> zapał do pracy jest przeogromny, kwalifikacje także niezłe, ale niestety
> możliwości podjęcia pracy w dużym stopniu ograniczone.
A moze to nie chodzi o zapal i niemoznosc podjecia pracy, tylko o zbyt
wysokie, zle pojete ambicje, a takze oczekiwanie, ze absolwentowi praca "sie
nalezy". Mam tez na mysli absolwentow, ktorzy w czasie studiow zakuwali na
przemian z imprezami, ciagle oderwani od rzeczywistosci, szczesliwi ze
swiezym dyplomem - nagle zdziwieni, ze ktos ma czelnosc zadac od absolwenta
3 letniego doswiadczenia w pracy...
Oczywiscie nie uogolniam na cala grupe absolwentow. Mam do nich szacunek, ze
nauczyli sie tego wszystkiego (chociaz czesto sa to rzeczy zupelnie oderwane
od rzeczywistosci i zbedne), i pozdawali te wszystkie egzaminy, bo sam
wylecialem ze studiow, ale duzo wiekszy szacunek mam do tych, ktorzy
pogodzili prace ze studiami, przez co nie staja nagle zdziwieni, ze nikt ich
nie chce, i nie zaczynaja zadac, bo im "sie nalezy" (przeciez studiowali 5
lat, wiec dlaczego nikt ich nie chce).
Pzdr.
Marcin/.Barman
-
89. Data: 2002-05-28 08:13:25
Temat: Re: Brak pracy czy... (długie)
Od: No Name <v...@w...pl>
Użytkownik Greg napisał:
(...)
> Juz od roku zastanawiam sie dlaczego ktos, komu wszystko zwisa i powiewa,
> kombinuje na prawo i lewo jakby tu zarobic a sie nie narobic - ma prace,
> natomiast ktos solidny wciaz tkwi na bezrobociu. Wiec jak jest? Mamy
> bezrobocie, czy bezrobotnych?
(...)
Ponieważ ludzie, co wiadomo z psychologii, lubią podobnych sobie.
Dlatego większe szanse u pracodawcy mają osoby o odmiennych niż Ty
zapatrywaniach na życie.
Dogbert
-
90. Data: 2002-05-28 08:15:57
Temat: Re: Brak pracy czy... (dłuuuuuuugie)
Od: Roman Kubik <r...@p...com.pl>
(cut)
> Cóż punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, stara prawda ludowa znajduje
> swoje potwierdzenie jak nigdy w bieżącej dyskusji. Chciałabym tylko dodać,
> iż oprócz tej grupy społecznej, którą byłeś szanowny wymienić powyżej,
(nieroby - romekk)
> istnieją również na rynku pracy absolwenci z wyżu demograficznego, których
> zapał do pracy jest przeogromny, kwalifikacje także niezłe, ale niestety
> możliwości podjęcia pracy w dużym stopniu ograniczone.
zarowno absolwenci jak i nie-nieroby bez pracy sa powaznym problemem.
tylko ze nie _pracodawcow_.
to panstwo nie stymuluje rozwoju gospodarki wystarczajaco.
to panstwo produkuje knoty prawne powodujace ze nawet wzorowa prowadzona
w dobrej wierze dzialalnosc moze puscic z torbami byle urzedas.
ostatnie sprawa z samochodami z kratkami (ciezarowymi CC :-)) to wyjatkowo
fajny przyklad. To ze wiele osob naduzywalo tego prawa, to przykre,
ale bylo to jakostam zgodne z prawem. Niemniej sporo CC naprawde sluzy jako
ciezarowki...
to panstwo jest winne tego, ze przecietny bezrobotny nawet jak ma pomysl
na jakas dzialanosc, to na ogol woli zbierac korzonki i nimi sie zywic
niz rozpoczac DG... (i zwykle ma racje)
to panstwo doprowadzilo do tego, ze firmy male (bez pracownikow) nie chca
rosnac, choc moze by i mialy duza szanse.
Ja swoja DG po 5 czy 6 latach zamknalem - sam, dzialajac na mala skale
przestalem byc konkurencyjny, a na powieszenie skali sie nie zdecydowalem,
za duzo widzialem (wspolpracowalem z Biurami Obrachunkowymi, wiec
mialem jak w soczewce zebrane problemy _kilkuset_ firm ktore postanowily
rosnac. Pojedynczym cos z tego wyszlo, wiekszosc miala naprawde dobre
pomysly, ale przyszla akcyza, pracownik okradl, urzad przypomnail sobie,
ze costam mozna interpretowac inaczej i przysral oplatami/karami, ktostam
zarzadl nieziemskiej lapowki, nie dostal i postanowil przeszkadzac - brrr).
akurat moj punkt widzenia/siedzenia byl taki, ze zamienilem DG na
dobry etat - mialem fart. Jakbym nie mial, to moze bym dzis prowadzil prezna
firme i mial 20 pracownikow, jezdzil BMW 850 ? a moze bym siedzial nie
koniecznie za swoje winy?
pozdrawiam
romekk