eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusje › Brak pracy czy... (długie)
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 214

  • 41. Data: 2002-05-26 21:03:42
    Temat: Re: Brak pracy czy... (długie)
    Od: "Wrangler" <a...@i...pl>

    > A dwa to,że ktoś miał czas i możliwości studiować nie oznacza, że jest
    > lepszy/mądrzejszy od tego, co ma średnie.

    Tu się zgodzę że nie raz tak jest jak piszesz !!!

    Ale ktoś po to kończył studia aby mieć lepiej w życiu, nie kopać rowów a tym
    samym móc zdobyć lepszą bardziej płatna pracę, co dzis niestety nie idzie w
    parze z wykształceniem !!!!

    Wrangler



  • 42. Data: 2002-05-26 21:09:14
    Temat: Re: Brak pracy czy... (długie)
    Od: Roman Kubik <r...@p...com.pl>

    > a jakbym ci powiedzial ze minimalna prowizja to 1000 PLN netto dla
    > przedstawiciela to co ty na to ?
    > po za tym to nie ubezpieczenia ani ORIFLAME
    > tylko sprzedaz maszyn do produkcji stolarki budowlanej...

    1. zeby to sprzedac pewnie trzeba sie na tym niezle znac...
    (nie kupilbym nic od przedstawiciela ktory wie mniej niz jest
    w prospekcie ktory ma w reku)
    2. ile takich maszym sprzedaje sie miesiecznie?
    ile _realnie_ moze sie sprzedac?
    3. przy pomocy ilu akwizytorow?

    bo niewykluczone ze dla przecietnego bezrobotnego ubepiecznia lub Oriflame
    z malym zyskiem jednostkowym moga byc duzo atrakcyjniejsze (*).

    pozdrawiam

    romekk

    * bron Boze nie twierdze, ze jakies superatrakcyjne.


  • 43. Data: 2002-05-26 21:37:24
    Temat: Re: Brak pracy czy... (dłuuuuuuugie)
    Od: Roman Kubik <r...@p...com.pl>

    "Tomasz T. Żuchniewicz" <t...@m...to> wrote:
    > Dnia 2002-05-26 21:00, Użytkownik konopia napisał:
    >> od rana do switu. Natomiast polityka duzych? proste! dwa lata potem won!!

    > Chyba nie do końca wiesz, co piszesz. Pracuję u "dużego" dłużej niż dwa
    > lata.

    a ja u nieduzego a nie pracuje od rana do switu, tylko 40h/tydzien.
    (40 a nie przepisowe 41(!))
    w sytuacji kiedy w firmie sie nie przelewa.

    cuda sie zdazaja... ?

    pozdrawiam

    romekk


  • 44. Data: 2002-05-26 21:46:29
    Temat: Re: Brak pracy czy... (długie)
    Od: jerzu <n...@j...one.pl>

    On Sun, 26 May 2002 19:20:26 +0200, "wiola" <w...@w...pl> wrote:

    >Ale nie uważacie, iż za każdą pracę powinno być godziwe wynagrodzenie
    >proporcjonalne do wyksztalcenia i kwalifikacji???(pytanie retoryczne).

    Nie. Bo nie raz już pracowałem na szefa nieroba który za siedzenie za
    biurkiem od 9.00 do 17.00 brał trzy razy tyle co ja za cały tydzień w
    terenie.


    --
    Pozdrawiam - Dariusz Niemczyński j...@i...pl
    http://jerzu.lubi.luftbrandzlung.org - strona domowa
    http://zloty.autokacik.pl - zloty Internetowych Klubów Moto
    ICQ UIN 3867037 GG 129280


  • 45. Data: 2002-05-26 21:49:34
    Temat: Re: Brak pracy czy... (długie)
    Od: Roman Kubik <r...@p...com.pl>

    > Za stary misiek jestem, żebym młodzianków nie ostrzegł. Nie raz
    > widziałem, jak szefuńcio stękał, że nie ma kasy na wypłatę, a kupował
    > sprzęt nurkowy, surfingowy, sadził ogród wokół firmy albo wyposażał się
    > w rydwan menadżerski za 200 000, zwany przez pospólstwo samochodem.

    moze szefuncio wyraznie rozgraniczyl finanse firmowe od prywatnych
    i byl przez wiele lat zapobiegliwy i odlozyl na te 200KM ?
    nie ma obowiazku dokladac do firmy...
    moze zarobil juz tyke, ze mu firma wisi?
    Zreszta jesli zalozyl firme po to, zeby zarobic na sprzet nurkowy,
    to jego prawo realizowac te cele, nawet jesli pracownikom sie to nie
    podoba...

    Jak szefuncio sobie pogrywa z pracownikami to predzej czy pozniej oni
    sobie z nim pograja. Nikt nie ma obowiazku pracowac dla niego...
    Jego firma splajtuje. To nie jest nieszczescie na skale kosmiczna.
    To jest wynik jego dzialania. A pracownicy widzac kierunek "rozwoju"
    jego firmy moga sie w kazdej chwili ewakuowac.

    Businessmen nie ma obowiazku tworzyc ani utrzymywac miejsc pracy,
    ale jesli mysli rozsadnie, to jednak bedzie do tego dazyl.
    Jak nie mysli rozsadnie, to i tak splajtuje.

    Wiec ja nie widze powodu do darcia szat nad cudza glupota
    ani do zagladania w kieszenie kazdemu wlascicielowi Merca
    i upadajacej firmy...
    Wszystkim co twierdza, ze on jest krwiopijca wykorzystujacym niecnie
    biednych ludzi proponuje zakladanie wlasnych businessow.
    nikt ich nie bezie dymal (jak im sie wydaje) a moze sami beda
    lepszymi pracodawcami (oby).

    pozdrawiam

    romekk


  • 46. Data: 2002-05-26 22:25:21
    Temat: Re: Brak pracy czy... (długie)
    Od: "wiola" <w...@w...pl>

    Z jednym muszę się zgodzić, firmę zakłada się po to, aby osiągać zyski.
    wszystko zależy jednak od stylu zarządzania jaki funkcjonuje w firmie. Dobry
    menadżer zdaje sobie sprawę z tego, iż Jego firma nie będzie dobrze
    funkcjonowała, a co za tym idzie nie przyniesie korzyści materialnych bez
    współdziałania podwładnych, gdyż dobry pracownik, odpowiednio zmotywowany
    jest bezcenny dla firmy!!!! Wiedzą, iż nie jest to gra o sumie zerowej czyli
    taka, w której jedna ze stron może wygrać tylko kosztem drugiej. W Polsce
    natomiast dominuje taka sytuację w której każda ze stron stara się
    optymalnie urzeczywistnić swoje interesy, w rezultacie ich działanie
    prowadzi do tego, że każdy z nich wychodzi na tym gorzej niż.zakładał (patrz
    konflikt pracodawcy a związki zawodowe). Niestety perspektywiczne i
    racjonalne myślenie jest obce większości naszych rodaków(czytaj
    pracodawców), stąd mamy w Polsce tak "komfortową" sytuację. A nieliczne
    wyjątki, czyli godni uznania buisnessmani, którzy rozumieją proste fakty są
    nagradzani, wyróżniani przez tygodniki, TV itp , (organizowane są konkursy
    na najlepszego pracodawcę, i inne rankingi np. w Newsweeku). A czyż nie
    powinno to być normalne??? Do tego dochodzi jeszcze niezrównoważona sytuacja
    na rynku pracy, popyt większy od podaży, w związku z czym niektórzy z
    szanownych businessmanów doszli do wniosku, iż można dosłownie robić z
    pracownikami co się chce. To tyle.



  • 47. Data: 2002-05-26 22:47:06
    Temat: Re: Brak pracy czy... (długie)
    Od: Roman Kubik <r...@p...com.pl>

    wiola <w...@w...pl> wrote:
    (...)
    > na rynku pracy, popyt większy od podaży, w związku z czym niektórzy z
    > szanownych businessmanów doszli do wniosku, iż można dosłownie robić z
    > pracownikami co się chce. To tyle.

    nie sadzisz chyba, ze nastawieni na prosty zysk businesmani ignoruja
    koszty wdrozenia nowego praconwika do pracy, koszty rekrutacji
    (nawet najprymitywniejsza wymaga najcenniejszego - czasu), koszty
    przerw w ciaglosci posiadania pracownika.
    Ze proponujac prace za darmo przez miesiac (zdaza sie to i jest zdecydowanie
    karygodne, nie bronie takiej postawy!) nie maja swiadomosci, ze pracownik
    nieoplacany urwie sie byle szybciej.

    oni dobrze wiedza ze takie dzialania jest dzialaniem na krawedzi i bez
    przyszlosci.

    ale.
    1. panstwo zeruje na nich w sposob nieporownywalny do czegokolwiek
    nawet najlepsza firme moze rozlozyc nieprzychylna kontrola
    - cos tak oczywistego w dzialaonosci jak VAT jest ujete w tak zakrecone
    ustawy, ze prawo tworzy interpretacja konkretnego urzednika a nie ustawa.
    a jedna kontrola i kara moze wylozyc niejedna niewielka dzialalnosc.
    2. pracownicy tez nie sa idealni. I to na ogul nie jest specjalnei zalezne
    od stopnia idealnosci pracodawcy...

    jesli uogulniamy w sposob nastepujacy "wiekszosc rodakow ma klopoty
    ze zrozumieniem prostych faktow" to z stopniu jednakowym dotyczy
    to pracownikow co pracodawcow. pracownikow jest wiecej i przypada srednio
    kilku na pracodawce. jak pracodawca sie potknie (albo jest zwyklym
    bandyta) to klnie go kupa ludzi (nudzacych sie na bezrobociu).
    Jak pracownik sie potknie (albo jest zwyklym zlodziejem), to sie go wywala
    po cichu (zeby nie procesowac sie z nim) i siedzi sie cicho (bo trzeba
    zap** na benzyne do swojego Merca).
    Jak sie straci prace z przyczyn obiektywnych (czyli nie dlatego, ze pracodawca
    bandyta) to prosciej powiedziec, ze pracodawca to zbir i bandyta niz przyznac,
    ze bylo sie najslabszym w zespole a rynek siadl i trzeba bylo kogos zwolnic.

    nie wierze w to, ze pracownicy sa tacy cacy, a wszystkiemu winni pracodawcy.

    pozdrawiam

    romekk


  • 48. Data: 2002-05-26 22:52:42
    Temat: Re: Brak pracy czy... (długie)
    Od: Paweł Pollak <p...@m...ic.com.pl>

    Użytkownik "wiola" napisała w wiadomości
    > Z jednym muszę się zgodzić, firmę zakłada się po to, aby osiągać zyski.
    > wszystko zależy jednak od stylu zarządzania jaki funkcjonuje w firmie.
    Dobry
    > menadżer zdaje sobie sprawę z tego, iż Jego firma nie będzie dobrze
    > funkcjonowała, a co za tym idzie nie przyniesie korzyści materialnych bez
    > współdziałania podwładnych, gdyż dobry pracownik, odpowiednio zmotywowany
    > jest bezcenny dla firmy!!!! Wiedzą, iż nie jest to gra o sumie zerowej
    czyli
    > taka, w której jedna ze stron może wygrać tylko kosztem drugiej. W Polsce
    > natomiast dominuje taka sytuację w której każda ze stron stara się
    > optymalnie urzeczywistnić swoje interesy, w rezultacie ich działanie
    > prowadzi do tego, że każdy z nich wychodzi na tym gorzej niż.zakładał
    (patrz
    > konflikt pracodawcy a związki zawodowe).

    Dotąd zgoda.

    >Niestety perspektywiczne i
    > racjonalne myślenie jest obce większości naszych rodaków(czytaj
    > pracodawców),

    A dlaczego w świetle tego, co napisałaś wyżej, nie mam czytać: pracodawców i
    pracobiorców? Dlaczego w konkluzji słusznego wywodu zgubiłaś jedną ze stron?


    >stąd mamy w Polsce tak "komfortową" sytuację. A nieliczne
    > wyjątki, czyli godni uznania buisnessmani, którzy rozumieją proste fakty

    > nagradzani, wyróżniani przez tygodniki, TV itp , (organizowane są konkursy
    > na najlepszego pracodawcę, i inne rankingi np. w Newsweeku). A czyż nie
    > powinno to być normalne??? Do tego dochodzi jeszcze niezrównoważona
    sytuacja
    > na rynku pracy, popyt większy od podaży, w związku z czym niektórzy z
    > szanownych businessmanów doszli do wniosku, iż można dosłownie robić z
    > pracownikami co się chce. To tyle.

    A niektórzy (większość?) pracownicy nadal mają socjalistyczną mentalność i
    żywią przekonanie, że pracodawca to jest taki stwór, który z pustego w
    próżne ma nalać i dać im pracę i wysoką pensję, a jak nie może (z ich punktu
    widzenia: nie chce) to łobuz, złodziej i wyzyskiwacz.

    Paweł

    --
    Czy za książki trzeba przepłacać?
    www.szwedzka.pl






  • 49. Data: 2002-05-26 23:06:01
    Temat: Re: Brak pracy czy... (długie)
    Od: No Name <v...@w...pl>

    Użytkownik Roman Kubik napisał:
    >> Nie raz widziałem, jak szefuńcio stękał, że nie ma kasy na wypłatę, a kupował
    >>sprzęt nurkowy, surfingowy, sadził ogród wokół firmy albo wyposażał się
    >>w rydwan menadżerski za 200 000, zwany przez pospólstwo samochodem.

    > moze szefuncio wyraznie rozgraniczyl finanse firmowe od prywatnych
    > i byl przez wiele lat zapobiegliwy i odlozyl na te 200KM ?

    może dostał kasę od cioci, a firmę prowadzi, bo lubi ludzi i chce dać im
    zarobić, żeby nie spożywać samemu alkoholu w gastronomie, może...
    Ciekawe, jak się rozgranicza finanse firmowe od prywatnych, jak samochód
    jest firmowy i wliczany w koszty.

    > nie ma obowiazku dokladac do firmy...
    > moze zarobil juz tyke, ze mu firma wisi?

    Wyłata wynagrodznia wynika z umowy i jest obowiązkiem; nie zależy od
    tego, co komu wisi; Wywiązywanie się z umów jest jedną z podstaw
    prowadzenia biznesu - chyba, że się jest oszustem.

    > Zreszta jesli zalozyl firme po to, zeby zarobic na sprzet nurkowy,
    > to jego prawo realizowac te cele, nawet jesli pracownikom sie to nie
    > podoba...

    Ma prawo się nie podobać, ponieważ to są pieniądze z ich wypłaty, więc
    kradzione; działanie takie podlega karze z kilku kodeksów.
    Mało co kogo obchodzi, po co szef założył firmę. Jest to akurat
    jedna z tych spraw, które wszyscy, oprócz szefa mają prawo mieć w głębokim
    poważaniu.

    > Jak szefuncio sobie pogrywa z pracownikami to predzej czy pozniej oni
    > sobie z nim pograja. Nikt nie ma obowiazku pracowac dla niego...

    Żyć też nie ma obowiązku, nie o abstrakcyjne obowiązki tu chodzi, a o
    rozstrzygnięcie, czy tego rodzaju ludziom przysługuje miano szui i
    powinni być darzeni ogólną pogardą, czy też mają być traktowani jak
    ludzie godni.

    > Jego firma splajtuje. To nie jest nieszczescie na skale kosmiczna.
    > To jest wynik jego dzialania. A pracownicy widzac kierunek "rozwoju"
    > jego firmy moga sie w kazdej chwili ewakuowac.

    Widzę, że jesteś zwolennikiem poglądu, że praca, to coś takiego jak
    młotek albo telewizor. Kupuje się, sprzedaje, można coś zrobić z dnia na
    dzień, wszystko prosto, łatwo i przyjemnie. Pracownicy "widząc kierunek
    rozwoju" - oszustwo ma to do siebie, że nie jest widoczne. Miałem okazję
    pracować w firmie, która była piękna i bogata - pewnego dnia zachwała
    się jak Titanic - skąd niby pracownicy mieli wiedzieć, co się dzieje?
    Może mieli upić i zgwałcić główną księgową i torturowac ją, by ujawniła,
    co wie?

    > Businessmen nie ma obowiazku tworzyc ani utrzymywac miejsc pracy,
    > ale jesli mysli rozsadnie, to jednak bedzie do tego dazyl.
    > Jak nie mysli rozsadnie, to i tak splajtuje.

    Co to znaczy, że ktoś myśli rozsądnie? Wystarczy być przeciętnym w
    interesach, ale doskonałym w okradaniu firmy i kontrahentów - bankructwo
    nie jest przypisane z definicji przygłupom i krętraczom.
    W sprawie miejsc pracy, co to buzzinesmen nie ma obowiąsku ich tworzyć,
    najlepiej ujął to szef Dilberta: "Gdybyśmy ograniczyli koszty do zera(w
    domyśle zwolnili wszystkich pracowników, etc.)moglibyśmy mieć czysty
    zysk, bez jakiejkolwiek sprzedaży".

    > Wiec ja nie widze powodu do darcia szat nad cudza glupota
    > ani do zagladania w kieszenie kazdemu wlascicielowi Merca
    > i upadajacej firmy...

    Każdemu nie, wystarczy temu, który trzyma tam pieniądze wierzycieli i
    twierdzi, że ich nie ma.

    > Wszystkim co twierdza, ze on jest krwiopijca wykorzystujacym niecnie
    > biednych ludzi proponuje zakladanie wlasnych businessow.

    To co piszesz jest racjonalizacją zastanej sytuacji, czyli: albo się
    dostosuj, albo zrób coś swojego. Człowiek jest elastyczną istotą i
    podobno byli ludzie szczęśliwi nawet w obozach koncentracyjnych - nie
    zmienia to faktu, że nie były to pięciogwiazdkowe hotele. Piszę tu o
    tym, że część biznesów polega na nakłonieniu ludzi do pracy za pół darmo
    i ich wydymaniu i takim pokierowaniu sprawami, żeby nie mogli tej
    sytuacji zmienić. Ta swoboda decydowania o sobie, o której piszesz jest
    możliwa dla nielicznych, dla większości ceną jest brak życia osobistego,
    alkoholizm, utrata poczucia sensu, tego co się robi. Mam wielu znajomych
    w stolicy i niestety wiem, jak to wygląda.

    Dogbert


  • 50. Data: 2002-05-26 23:46:13
    Temat: Re: Brak pracy czy... (długie)
    Od: Roman Kubik <r...@p...com.pl>

    > Widzę, że jesteś zwolennikiem poglądu, że praca, to coś takiego jak
    > młotek albo telewizor.
    na pewno nie jest sensem zycia,
    nawet jesli, to na pewnie nie praca _W TEJ_ firmie, zlwaszcza jesli to kiepska
    firma.
    tak, zdecydowanie pracy blizej jest do mlotka niz do tomika wierszy.
    nawet jesli bardzo lubie to co robie...
    nawet jesli bez pracy nie da sie zyc na nawet krotsza mete...

    > Pracownicy "widząc kierunek
    > rozwoju" - oszustwo ma to do siebie, że nie jest widoczne. Miałem okazję
    > pracować w firmie, która była piękna i bogata - pewnego dnia zachwała
    > się jak Titanic - skąd niby pracownicy mieli wiedzieć, co się dzieje?
    > Może mieli upić i zgwałcić główną księgową i torturowac ją, by ujawniła,
    > co wie?
    przecietnie inteligentny pracownik potrafi rozstrzygnac czy pracuje w firmie
    "przyzwoitej" czy u oszusta.
    nawet uczciwa firma moze z dnia na dzien wywinac orla
    a) przyjdzie tansza konkurencja w Chin i z dnia na dzien zamowiania
    spadna do 0.
    b) przyjdzie zlosliwa kontrola i zakwestionuje cokolwiek nalozy kare i kaze
    zaplacic. (zlosliwa nie konicznie oznacza doslownie zlosliwa)

    > najlepiej ujął to szef Dilberta: "Gdybyśmy ograniczyli koszty do zera(w
    > domyśle zwolnili wszystkich pracowników, etc.)moglibyśmy mieć czysty
    > zysk, bez jakiejkolwiek sprzedaży".
    naczytales sie tego Scotta co widac bez czytania Twoich wypowiedzi ;)
    ale chyba wiesz, i nie sadziesz ze ja nie wiem, ze takie postepowanie
    nie wygeneruje jednak zadnego zysku. pracodawcy tez to doskonale wiedza.

    >> Wszystkim co twierdza, ze on jest krwiopijca wykorzystujacym niecnie
    >> biednych ludzi proponuje zakladanie wlasnych businessow.
    > To co piszesz jest racjonalizacją zastanej sytuacji, czyli: albo się
    > dostosuj, albo zrób coś swojego.
    a masz inne propozycje?
    inne to: zbudowac maszyne czasu i pomoc Hitelorwi ;-)
    ale to TEZ jest reakcja na zastana sytuacje.
    poprosze o propozycje rozwiazan nie opierajacych sie o zastana sytuacje.

    > tym, że część biznesów polega na nakłonieniu ludzi do pracy za pół darmo
    > i ich wydymaniu i takim pokierowaniu sprawami, żeby nie mogli tej
    > sytuacji zmienić.
    zdecyduj sie czy ten zly businessman chce OKRASC praconwika nie placac
    mu tego co mu obiecal (umowa, regulamin wynagrodzen) choc ma z czego,
    czy tez sklonil kogo do DOBROWONEGO podpisania umowy o prace za 500 PLN.
    I teraz ten ktos ma zal, ze dostaje tylko 500 a szef ma nowy sprzet
    do nurkowania w srodkach trwalych firmy ;-))))
    jesi nawet chodzi o pierwszy przypadek, to na zaspokanie SLUSZNYCH
    roszczen pracownikow firma musi zarobic, a nie wyzbywac sie srodkow
    trwalych. Mozna miec na stanie 5 mercedesow i nie miec na wyplaty.
    sprzedaz mercedesa, ktory wozi pupe prezesa na rozmowy z klientami
    moze zaowocowac strata kontaktow i bezrobociem dla wszysktich pracownikow.
    nawet wypisanie sie z klubu golfowego lub nie wyjechanie z nowym sprzetem
    na karaiby w celu ponurkowania z innymi businessmenami moze zaowocowac
    utrata wiarygodnosci przez firme i w konekwencji bezrobociem dla zalogi.
    moze sie tez nie udac szybkie sprzedanie merca i nadal nie bedzie kasy
    na wyplaty. to wszystko nie jest takie prosciutkie.

    > Ta swoboda decydowania o sobie, o której piszesz jest
    > możliwa dla nielicznych, dla większości ceną jest brak życia osobistego,
    > alkoholizm, utrata poczucia sensu, tego co się robi. Mam wielu znajomych
    > w stolicy i niestety wiem, jak to wygląda.

    alkohol nie jest tani :-|
    jak rozumiem sa to bogaci pracownicy firm dobrze placacych, ale zasowajacy
    14 godzin na dobe. pewnie to byl ich wybor. expressowa winda w gore.
    przez rok 14 / dobe, potem wysoki stolek i blogi spokoj?
    tylko ze jak juz wlezli na ten stolek to pojawily sie kolejne harty chetne na
    ta sama droge i trzeba sie dalej scigac?
    jakby sie chwile zastanowili PRZED wejsciem do boxow startowych, to wiedzieliby
    ze dokladnie tak bedzie, bo nie sa jedynymi chetnymi do tego expressu.
    i poszukaliby WTEDY innej drogi dla siebie?

    na dluzsza mete nikt nie wytrzyma pracy na okraglo, i z tego _dla mnie_ wynika,
    ze nie ma sensu nawet kilka dni sie tak scigac.

    bo chyba nie chodzi o biednych bezobotnych. ich nie stac na alkoholizm.

    pozdrawiam

    romekk

strony : 1 ... 4 . [ 5 ] . 6 ... 20 ... 22


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1