eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusjeKwota zarobkow w ogloszeniuRe: Kwota zarobkow w ogloszeniu
  • Data: 2009-09-28 07:01:39
    Temat: Re: Kwota zarobkow w ogloszeniu
    Od: "Baloo" <b...@o...eu> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]


    Użytkownik "jacem" <j...@1...pl> napisał

    > Jak wyżej. Żeby zaoszczędzić zbędnego kłopotu sobie i innym.

    Ale co Cię u licha obchodzą kłopoty ogłoszeniodawcy??
    Z kolei jak już pisałem - nie robi kłopotów innym, wysyłając ofertę pracy,
    bo nie ma obowiązku na taką ofertę odpowiadać. Zawsze można odpowiedzieć na
    ofertę, gdzie są podane stawki.

    > Musi wtedy odsiać tych, na których go nie stać. Zajmuje to tylko czas
    > niepotrzebnie.

    Jak wyżej - co Cię obchodzi cudzy czas?

    >> Może Tobie istotnie się nie zdarzają, więc nie możesz pojąć o czym mowa
    >> :)

    > Wskaż mi taką okazję. Chętnie skorzystam.

    Podaj choć jeden powód, dla którego miałbym to zrobić?

    >>>>> Aha, istnieje coś takiego jak perspektywa dłuższej współpracy z
    >>>>> klientem.
    >>>>> I faktycznie, można czasami zrobić coś dla klienta za darmo, nawet
    >>>>> dołożyć do interesu, wiedząc, że inwestycja się zwróci.

    >>>> Ale czy ktoś kogoś do czegoś zmusza?

    >>> Nie. Absolutnie. Ale wolny rynek, to także przestrzeganie pewnych
    >>> zasad, tzw. dobrych obyczajów kupieckich.

    >> A kto konkretnie łamie jakieś (i jakie oraz w jaki sposób?) zasady
    >> kupieckie w sytuacji, którą wyżej przytoczyłeś?

    > Przekonaj się o tym, składając ofertę pracy, np jak moja żona, do
    > jakiejkolwiek firmy, to się przekonasz, na ile zgadza się to, co napisane
    > w ogłoszeniu, z tym, co oferują na rozmowie z kandydatem.

    Przeczytaj sobie jeszcze raz cały powyższy fragment i tym razem postaraj
    się odpowiedzieć na właściwe pytanie.

    > Kto wystawił ofertę? Handlowiec, czy klient?
    > Handlowiec - podaje cenę.

    No właśnie.
    Osoba sprzedająca swój towar (czyli pracownik sprzedający swoją wiedzę)
    podaje swoję cenę.
    Nie odwrotnie.

    > Gdybym ogłosił, że kupię szynkę, to podałbym cenę oczekiwaną za kg., że
    > chcę szynkę w cenie maks. 15zł/kg.

    To byłbyś łosiem.
    Bo gdybym ja ogłosił, że chcę kupić szynkę, to nie podawałbym cen, tylko
    poczekał na oferty, a dopiero potem zdecydował, którą wybiorę. Ty od razu
    określasz kwotę i nawet, jeśli większość sprzedawców sprzedałaby bez
    problemu świetną szynką za 8 zł, to i tak oferty dostałbyś na 13-14-15 zł.

    > Nie zestawiaj hurtowni słodyczy z kandydatem.
    > Ja bym przyrównał hurtownię do pracodawcy.

    A ja piszę o przetargu. Rozumiesz na czym to polega? Nie na tym, że
    dyrektor idzie do hurtowni po cukierki i kupuje w takiej cenie, jaka jest w
    cenniku. I nie na tym, że ogłasza, że stać go tylko na cenę 10 zł/kg.

    > Dyrektor przedszkola przegląda ofertę hurtowni, a nie na odwrót.

    Dyrektor przedszkola (pracodawca) przegląda ofertę hurtowni (kandydatów), a
    nie na odwrót.
    Tzn. owszem, na odwrót też bywa (kandydat przebiera w firmach), ale akurat
    teraz mówimy o innej sytuacji.

    > Pracodawca pierwszy wystawia ofertę.

    No dobrze, więc odwróć sytuację i wyobraź sobie, że to Ty szukasz pracy i
    dajesz swoją ofertę w ogłoszeniu. Podajesz wówczas swoje oczekiwania
    finansowe?

    > Zlecałem ostatnio robotę: remont łazienki.
    > I co? Myślisz, że od razu na twarz rzuciłem czlowiekowi zapytanie na
    > twarz, jaka jest pana stawka?

    A kto mówi, że od razu? Jasne, że najpierw trzeba zobaczyć, co się będzie
    robiło, choć też nie zawsze (bo za wywóz gruzu jest dana stawka i nikt nie
    ogląda tego gruzu, bo po kija?). Ja z kolei właśnie wykańczam dom i w
    większości przypadku stawki dostawałem na zasadzie tyle a tyle za metr
    takiej a takiej roboty z materiałem takim i siakim lub bez materiału. Na
    podstawie tych wszystkich danych zebranych od różnych zleceniobiorców i po
    obejrzeniu ich robót u innych ludzi decydowałem kogo wybrać. Nie mówiłem
    nikomu, że stać mnie maksymalnie na 30 zł/m2 tynków, bo tyle by mi właśnie
    policzono (choć innym ta sama firma zrobiłaby za 25 zł/m2)

    > Po czym w ciagu 2 dni otrzymałem mailem kosztorys robót.
    > Owszem, potargowałem się trochę z nim (zeszło z 4700 do ok. 4300) i
    > zawarliśmy umowę (otrzymał zaliczkę) i rozpoczął pracę.

    Czy to w jakiś sposób przeczy temu, co pisałem wcześniej? Czy w
    którymkolwiek momencie majster spytał Ciebie ile mu zapłacisz za robotę
    albo czy w którymkolwiek momencie Ty mu pierwszy powiedziałeś jaki budżet
    ustaliłeś za ten remont? Nie, więc dlaczego nie potrafisz zrozumieć tej
    samej zasady w przypadku zatrudniania kogoś do pracy? Zamień sobie
    "pracodawca" na "Ty" i "pracownik" na "majster od łazienek", to może Ci się
    rozjaśni :)

    > Sam widzisz, że takie wypytywanie, "a ile by pan chciał", nie miało sensu
    > przed obejrzeniem łazienki.

    A czy ktoś pisze o sytuacji, gdy pracodawca dzwoni do kogoś i nie podając
    mu żadnych warunków pracy, oczekiwań i wymagań od razu prosi o podanie
    oczekiwań finansowych? Bo ja nie znam takiej sytuacji. I wydawało mi się,
    że rozmawiamy raczej o sytuacji, gdy kandydat wie, co będzie robił na danym
    stanowisku i czego się od niego oczekuje.

    > Celem jest zatrudnienie pracownika, który suma sumarum przyniesie dochód
    > firmie, nieprawdaż?
    > Celem pracownika jest utrzymanie siebie i swojej rodziny, pomijając inne
    > pozafinansowe korzyści (rozwój, kariera).

    No ale co w związku z tak odkrywczymi myślami, bo nie wiem, co czego
    zmierzasz?

    > Chyba nie uczestniczyłeś w żadnej rozmowie kwalifikacyjnej jako kandydat.

    A owszem, niejednokrotnie.

    > Rozmowa dochodzi do takiego punktu, gdy pracodawca pyta o oczekiwania
    > finansowe pracownika, i za chiny rozmowa nie posunie się dopuki nie
    > wyciągnie od pracownika oczekiwanej stawki. I w drugą stronę to samo.
    > Żenada.

    No istotnie żenada, bo ja zawsze mówiłem, czego oczekuję i rozmowa toczyła
    się dalej.
    Albo kończyła się porozumieniem, albo negocjacjami, albo pożegnaniem.

    > Jeśli kandydat powie: "moje oczekiwania odpowiadają średnim stawkom
    > rynkowym na tym stanowisku", to też nie satysfakcjonuje pracodawcy i
    > drąży dalej.

    Ale co drąży, skoro już wie, ile oczekuje kandydat?
    A jeśli nie zna tych konkretnych stawek, to co za problem dla kandydata po
    prostu je wyartykułować?

    > Być może to by ich nauczyło, gdyby każdy kandydat podawał najniższą
    > krajową, hehe...z dopiskiem (od...) jak w reklamach produktów bankowych.
    > ;-)

    Czego konkretnie miałoby to nauczyć pracodawców?

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1