eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusje › Cos w rodzaju podsumowania
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 47

  • 11. Data: 2002-11-22 22:16:48
    Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
    Od: "TS" <f...@o...pl>

    I tu doskonale widać kto ma szansę żeby coś w życiu (zawodowym oczywiście)
    osiągnąć, a kto nie.
    Pan Wojciech poradzi sobie w każdej sytuacji, prędzej czy później znajdzie
    dla siebie rozwiązania, a Pan do końca życia będzie narzekał, jaki to zły
    system, wstrętni pracodawcy, mafia, mosad i ufoludki.
    Pracodawcy wolą żółtodziobów z optymistycznym podejściem, niż doświadczonych
    pesymistów.

    --
    ______________________
    Pozdrawiam
    TS



  • 12. Data: 2002-11-22 22:41:24
    Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
    Od: Bozo <b...@b...pl>

    Artur Lato wrote:
    > Niestety, mam inne zdanie na ten temat. (...)

    Podpisuję się wszystkimi kończynami pod wypowiedzią kolegi. Od siebie tylko
    dodam, że wypadało by zacząć od uwolnienia kraju od czarnej stonki.



  • 13. Data: 2002-11-23 09:34:08
    Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
    Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>


    Użytkownik Nina M. Miller <n...@p...ninka.net> w wiadomości do grup
    dyskusyjnych napisał:m...@p...ninka.net...[...]

    > nie obraz sie, nie jest moim celem wytykanie ci czegokolwiek, ale w
    > tym poscie wlasnie zaprezentowales poglad, typowy dla wielu polakow;
    > ludzie sa tak przygnebieni, sfrstrowani i przybici, ze jedyne o czym
    > potrafia myslec, to rozprawiac w nieskonczonosc, jak to jest zle i nie
    > ma szans byc lepiej, bo oni nic nie zmienia.


    Jestem zdumiony, że tak to odebrałaś. Przecież prawie cały mój
    tekst był poświęcony wykazywaniu, że w tej sytuacji potrzebne są
    bardzo duże działania w skali kraju.
    A nie robi się prawie nic, bo uważa się, że wszystko jest OK.
    Bezrobotnym daje się perspektywę stopniowego zmniejszania
    bezrobocia o kilka promili rocznie. Przy takim tempie na odczuwalną
    poprawę musieliby czekać 10 lat, a oni już nie mają za co żyć
    (80% z nich nie ma prawa do zasiłku).
    Chciałem przede wszystkim uzmysłowić, że nie rozwiązują sprawy
    nawoływania do indywidualnej aktywności, do tego, żeby być
    lepszym od innych. Te poradniki jak najlepiej napisać CV,
    jak najlepiej zaprezentować się na rozmowie kwalifikacyjnej,
    to trochę tak jakby radzić pasażerom "Titanica" jak najlepiej
    wyprzedzić innych w wyścigu do szalup, albo jak najskuteczniej
    przekonać wpuszczającego do szalupy marynarza, że to właśnie
    Ty zasługujesz na miejsce w szalupie, a nie stojący obok współpasażer.
    Niestety, jak dobrze się zastanowić, to okaże się, że nawet otwieranie
    własnej firmy może przynosić podobny skutek. Przecież jeśli ja otworzę
    własną firmę, to zabiorę jakąś cząstkę rynku istniejącej firmie.
    W warunkach recesji i ograniczonego popytu jest bardzo
    prawdopodobne, że ta istniejąca firma będzie na skutek tego
    musiała zmniejszyć zatrudnienie. Czyli nawet taka aktywność
    nie musi zmniejszać bezrobocia, tylko powodować wypychanie
    na bezrobocie jednych ludzi przez innych.


    > a mozesz mi powiedziec, jaka masz inna wizje?
    > zaczac organizowac.... co? strajki?
    > protesty? wyjsc na ulice i zrobic rewolucje?
    >
    > uwazasz, ze to bedzie lepsze wyjscie, jak sie zaczna rozruchy i poleje
    > sie krew?


    Zupełnie odwrotnie! Właśnie uważam, że trzeba zrobić wszystko,
    żeby zapobiec takiej sytuacji. A zapobiec można tylko przez
    przekonanie tej "dobrze ustawionej" części społeczeństwa,
    że we własnym interesie powinna zwalczyć swój egoizm
    i obojętność, i też zacisnąć pasa poprzez np. podzielenie się pracą
    z innymi, tak żeby w minimalnym zakresie wystarczyło jej dla
    wszystkich chętnych. Bo jeśli doprowadzą do tego, że poważna
    część społeczeństwa nie będzie miała już nic do stracenia, to rzeczywiście
    może dojść do tego o czym piszesz.


    > nie twierdze, ze tego sie nie da zrobic, bo sie daje - ale to sa
    > zmiany na lATA.
    > dlugie lata najczesciej.
    >
    > podales przyklad usa - no to teraz powiedz, ile im czasu zajelo
    > wychodzenie z tego kryzysu?
    > a przeciez tam i wola polityczna byla, i panstwo znacznie
    > zasobniejsze, niz polska!


    Ale właśnie chodzi mi o to, żeby przez te lata wychodzenia
    z kryzysu jego koszty były rozłożone na wszystkich
    (np. żeby wszyscy mieli w tym czasie mniej pracy i zarobków),
    a nie żeby jedni w ogóle nie odczuwali, że jest kryzys, a inni
    stawali się bezdomnymi i żebrakami.


    > > Ktoś mi może zarzucić, że całe te moje wypociny są tylko
    > > bezpłodnym narzekaniem, bo na żadne radykalne posunięcia,
    > > typu np. wielkich robót publicznych, nie ma po prostu pieniędzy.
    > > Ale nawet jeśli tak jest, to zawsze możliwe jest inne rozwiązanie,
    > > nie wymagające żadnych pieniędzy, a jedynie przezwyciężenia
    > > przez społeczeństwo własnego egoizmu. Wystarczyłoby, żeby
    > > pracujący podzielili się pracą z bezrobotnymi (nie pieniędzmi
    > > tylko pracą!) poprzez np. uchwalenie prawa ograniczającego
    > > maksymalny czas pracy do 30 godz. tygodniowo (oczywiście
    > > z proporcjonalnym zmniejszeniem zarobków). Bezrobocie
    > > zniknęłoby wtedy jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej,
    >
    > ty naprawde wierzysz w to, co tutaj napisales?
    > czy to tylko taki zart?


    Nie bardzo rozumiem dlaczego uznajesz to za żart. Przecież
    obecna sytuacja na rynku pracy przypomina stan klęski żywiołowej
    albo wojny (kiedy wielu ludzi traci cały dorobek życia).
    W takich sytuacjach w każdym ustroju wprowadza się środki
    nadzwyczajne, np. racjonowanie żywności, żeby wszyscy mogli
    przeżyć. A teraz takim niezbędnym do przeżycia produktem,
    którego nie wystarcza dla wszystkich, jest praca. Dlatego
    przy braku lepszych (i możliwych do szybkiego wprowadzenia!)
    rozwiązań, powinna być racjonowana.
    W przeciwnym wypadku kapitalizm trzeba by uznać za "wilczy"
    ustrój, w którym przeżywają tylko osobniki o najostrzejszych
    kłach i pazurach, a reszta musi zginąć.
    Gdyby jeszcze te "ostre kły" oznaczały zawsze większą pracowitość,
    zdolności, umiejętności. Ale, na co często zwracano uwagę w tej
    grupie, zwykle oznaczają one cwaniactwo, układy, znajomości albo
    powiązania rodzinne, a często i b. duże łapówki.

    Pozdrawiam
    Artur






  • 14. Data: 2002-11-23 10:36:09
    Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
    Od: n...@p...ninka.net (Nina M. Miller)

    "Artur Lato" <a...@p...onet.pl> writes:


    > > uwazasz, ze to bedzie lepsze wyjscie, jak sie zaczna rozruchy i poleje
    > > sie krew?
    >
    >
    > Zupełnie odwrotnie! Właśnie uważam, że trzeba zrobić wszystko,
    > żeby zapobiec takiej sytuacji. A zapobiec można tylko przez
    > przekonanie tej "dobrze ustawionej" części społeczeństwa,
    > że we własnym interesie powinna zwalczyć swój egoizm
    > i obojętność, i też zacisnąć pasa poprzez np. podzielenie się pracą
    > z innymi, tak żeby w minimalnym zakresie wystarczyło jej dla
    > wszystkich chętnych. Bo jeśli doprowadzą do tego, że poważna

    wiesz, to brzmi jak ideologia klasykow komunizmu.
    slowo daje.

    szkoda, ze nierealizowalna.


    > > > Ktoś mi może zarzucić, że całe te moje wypociny są tylko
    > > > bezpłodnym narzekaniem, bo na żadne radykalne posunięcia,
    > > > typu np. wielkich robót publicznych, nie ma po prostu pieniędzy.
    > > > Ale nawet jeśli tak jest, to zawsze możliwe jest inne rozwiązanie,
    > > > nie wymagające żadnych pieniędzy, a jedynie przezwyciężenia
    > > > przez społeczeństwo własnego egoizmu. Wystarczyłoby, żeby
    > > > pracujący podzielili się pracą z bezrobotnymi (nie pieniędzmi
    > > > tylko pracą!) poprzez np. uchwalenie prawa ograniczającego
    > > > maksymalny czas pracy do 30 godz. tygodniowo (oczywiście
    > > > z proporcjonalnym zmniejszeniem zarobków). Bezrobocie
    > > > zniknęłoby wtedy jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej,
    > >
    > > ty naprawde wierzysz w to, co tutaj napisales?
    > > czy to tylko taki zart?
    >
    >
    > Nie bardzo rozumiem dlaczego uznajesz to za żart. Przecież

    dlatego, ze jest to zupelnie nierealizowalne w rzeczywistosci.

    po dobroci nie przekonasz ludzi, zeby sie bezinteresownie swoja praca
    z kims podzielili.
    jak swiat swiatem, do tego zawsze potrzeba bylo sily - na skale
    masowa.
    o takiej tutaj mnowisz.

    a to znaczy wprowadzenie dyktatury - bo jak inaczej wymoc na
    wiekszosci to, co chcesz?
    naprawde wierzysz, ze to sie tak da "po dobroci" i przekonac?

    juz zapomniales wszystko z historii wspolczesnej?
    zwlaszcza to, jak sie bogaci z biednymi "dzielili" swoim majatkiem, w
    kraju takim jak zwiazek radziecki, a potem w innych socjalistycznych
    panstwach?
    naprawde ci sie wydaje, ze to jest droga na wyjscie z kryzysu?

    i ze co, ma to nastapic tak nagle, tak zaraz - ze nie ma nawet sensu
    dla jednostki szukac po prostu sobie pracy i kombinowac, jakby tutaj
    sie utrzymac?


    > obecna sytuacja na rynku pracy przypomina stan klęski żywiołowej
    > albo wojny (kiedy wielu ludzi traci cały dorobek życia).
    > W takich sytuacjach w każdym ustroju wprowadza się środki
    > nadzwyczajne, np. racjonowanie żywności, żeby wszyscy mogli
    > przeżyć. A teraz takim niezbędnym do przeżycia produktem,
    > którego nie wystarcza dla wszystkich, jest praca. Dlatego
    > przy braku lepszych (i możliwych do szybkiego wprowadzenia!)
    > rozwiązań, powinna być racjonowana.

    kto ja bedzie racjonowal, na podstawie jakich kreyteriow ? skad wziac
    sily wykonawcze, co wymusza na ludziach rezygnacje z pracy na rzecz
    innych?

    czy ty sie w ogole zastanowiles chociaz troche nad praktyczna strona
    twojego pomyslu?

    --
    Nina Mazur Miller
    n...@p...ninka.net
    http://pierdol.ninka.net/~ninka/


  • 15. Data: 2002-11-23 13:36:28
    Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
    Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>


    Użytkownik TS <f...@o...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
    napisał:armab9$e6o$...@n...onet.pl...
    > I tu doskonale widać kto ma szansę żeby coś w życiu (zawodowym oczywiście)
    > osiągnąć, a kto nie.
    > Pan Wojciech poradzi sobie w każdej sytuacji, prędzej czy później znajdzie
    > dla siebie rozwiązania, a Pan do końca życia będzie narzekał, jaki to zły
    > system, wstrętni pracodawcy, mafia, mosad i ufoludki.

    Ja narzekałem na "wstrętnych pracodawców"? Chyba Pan pomylił
    mój tekst z jakimś innym. Ja wyraźnie napisałem, że do pracodawców
    nie można mieć pretensji, bo ze swojego p. widzenia działają
    zupełnie racjonalnie. Natomiast winna jest absurdalna sytuacja
    na rynku pracy, na którą nie powinno się tylko "narzekać do końca
    życia" (jak mi Pan imputuje), tylko wszelkimi dopuszczalnymi
    w demokracji środkami nacisku na ludzi rządzących tym krajem
    starać się ją jak najszybciej zmienić. A to że możliwości takich zmian są,
    starałem się wykazać w tym nieco przydługim tekście (niestety
    chyba na tyle długim, że nie wszyscy mieli cierpliwość
    go dokładnie przeczytać:-)). Na przeszkodzie stoi tylko egoizm
    ludzi, którzy potrafili jakoś się urządzić się w nowej rzeczywistości,
    i mają gdzieś to, że inni tracą w ogóle środki do życia.
    Ale jest to krótkowzroczny egoizm, chyba że komuś odpowiada
    perspektywa życia w kraju, w którym ulice pełne są ludzi
    nie mających nic do stracenia, a zwłaszcza nie bojących się
    więzienia, bo wielu może w końcu uznać więzienny wikt za jedyny
    sposób na przeżycie.


    > Pracodawcy wolą żółtodziobów z optymistycznym podejściem, niż
    doświadczonych
    > pesymistów.


    Nie wątpię, że pracodawcy wolą ludzi potulnie biorących udział
    w organizowanych przez nich "wyścigach szczurów", niż tych
    krytykujących system. Komuniści też woleli ludzi przystosowujących
    się do tamtej rzeczywistości, i w tym celu np. wstępujących do PZPR
    i z optymizmem robiących tam karierę, od krytykujących tamten ustrój,
    a już nie daj Boże, chcących go zmienić, albo przynajmniej
    zreformować.
    A co do tego, że w każdym ustroju ludzie przystosowujący się
    mają znacznie większe szanse na pomyślność osobistą od
    kontestujących rzeczywistość, nie trzeba mnie przekonywać.
    Sam o tym doskonale wiem.
    Ale chyba przesadą jest uważanie tych pierwszych za konstruktywnych
    optymistów, a tych drugich za jałowych pesymistów.

    Pozdrawiam
    Artur










  • 16. Data: 2002-11-23 19:28:44
    Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
    Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>


    Użytkownik Nina M. Miller <n...@p...ninka.net> w wiadomości do grup
    dyskusyjnych napisał:m...@p...ninka.net...

    [...]
    > wiesz, to brzmi jak ideologia klasykow komunizmu.


    O rany, ale przesadzasz! Przecież ja nie nawołuję do żadnych
    generalnych zmian ustroju, żadnych rewolucji. Uważam tylko,
    że jedna prosta zmiana tego ustroju jest niezbędna, żeby można
    go było nazwać kapitalizmem "z ludzką twarzą", bo narazie,
    w każdym razie w polskim wydaniu (a może również i np.
    południowoamerykańskim), jest to kapitalizm "z wilczą twarzą".
    A ta prosta zmiana to zapisanie np. w konstytucji, że jednym
    z podstawowych obowiązków państwa jest niedopuszczanie do tego,
    żeby bezrobocie przekraczało np. 5% (tak jak teraz ma obowiązek
    niedopuszczania do określonego deficytu budżetowego). I że do
    realizacji tego celu ma podstawowy instrument w postaci
    możliwości ustalania maksymalnego dozwolonego czasu pracy
    dla jednego pracownika. W zależności od sytuacji na rynku pracy
    może to być np. 40, 35, 30 godz. tygodniowo, itp. A odpowiednie
    służby państwowe, które teraz kontrolują, czy firmy przestrzegają
    przepisów BHP, albo czy nie zatruwają środowiska, teraz,
    oprócz tego kontrolowałyby czy ktoś nie odbiera swoim rodakom
    pracy poprzez zatrudnianie się w większym wymiarze niż to jest dozwolone.


    > po dobroci nie przekonasz ludzi, zeby sie bezinteresownie swoja praca
    > z kims podzielili.
    > jak swiat swiatem, do tego zawsze potrzeba bylo sily - na skale
    > masowa.
    > o takiej tutaj mnowisz.
    >
    > a to znaczy wprowadzenie dyktatury - bo jak inaczej wymoc na
    > wiekszosci to, co chcesz?
    > naprawde wierzysz, ze to sie tak da "po dobroci" i przekonac?


    A jednak Amerykanie i Roosevelt dogadali się, bez wprowadzania
    dyktatury i bez używania siły. I chyba bogatsza część społeczeństwa
    musiała zgodzić się na oddanie, w postaci podatków, części swych
    dochodów na sfinansowanie tych wielkich robót publicznych.
    Czyli podzieliła się z bezrobotnymi nawet nie pracą, ale swymi
    pieniędzmi. A dzielenie się pieniędzmi jest zawsze trudniejsze niż
    dzielenie się pracą. Czyli, że nie są to tylko mrzonki.


    > i ze co, ma to nastapic tak nagle, tak zaraz - ze nie ma nawet sensu
    > dla jednostki szukac po prostu sobie pracy i kombinowac, jakby tutaj
    > sie utrzymac?


    Nigdzie nic takiego nie napisałem. Nie mam zamiaru nikogo
    zniechęcać do wydobywania się z kryzysu na własną rękę.
    Tym nie mniej uważam, że bezrobotni, oprócz indywidualnych
    wysiłków w celu znalezienia pracy, powinni organizować się
    w grupę nacisku, taką jak rolnicy czy górnicy i walczyć
    np. o takie rozwiązania jak proponuję.


    > > obecna sytuacja na rynku pracy przypomina stan klęski żywiołowej
    > > albo wojny (kiedy wielu ludzi traci cały dorobek życia).
    > > W takich sytuacjach w każdym ustroju wprowadza się środki
    > > nadzwyczajne, np. racjonowanie żywności, żeby wszyscy mogli
    > > przeżyć. A teraz takim niezbędnym do przeżycia produktem,
    > > którego nie wystarcza dla wszystkich, jest praca. Dlatego
    > > przy braku lepszych (i możliwych do szybkiego wprowadzenia!)
    > > rozwiązań, powinna być racjonowana.
    >
    > kto ja bedzie racjonowal, na podstawie jakich kreyteriow ? skad wziac
    > sily wykonawcze, co wymusza na ludziach rezygnacje z pracy na rzecz
    > innych?


    Nie potrzeba żadnego specjalnego aparatu, czy kryteriów racjonowania
    (ja tylko użyłem luźnego porównania z racjonowaniem żywności).
    Wystarczy, jak napisałem wyżej, odpowiednio ograniczać maksymalny
    dozwolony czas pracy dla jednej osoby. I to wystarczy, pracodawcy
    nie będą mieli innej możliwości uzupełnienia ubytku siły roboczej,
    jak tylko poprzez zatrudnienie większej liczby osób.


    > czy ty sie w ogole zastanowiles chociaz troche nad praktyczna strona
    > twojego pomyslu?


    Starałem się, a jeśli Cię moje wywody nie przekonują, to jest mi
    bardzo smutno z tego powodu :-(


    Pozdrawiam
    Artur






  • 17. Data: 2002-11-23 21:22:44
    Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
    Od: No Name <v...@w...pl>

    > [...]
    >> wiesz, to brzmi jak ideologia klasykow komunizmu.
    >
    > O rany, ale przesadzasz! Przecież ja nie nawołuję do żadnych
    > generalnych zmian ustroju, żadnych rewolucji.
    (...)
    > A ta prosta zmiana to zapisanie np. w konstytucji, że jednym
    > z podstawowych obowiązków państwa jest niedopuszczanie do tego,
    > żeby bezrobocie przekraczało np. 5% (tak jak teraz ma obowiązek
    > niedopuszczania do określonego deficytu budżetowego). I że do
    > realizacji tego celu ma podstawowy instrument w postaci
    > możliwości ustalania maksymalnego dozwolonego czasu pracy
    > dla jednego pracownika.

    To nie tylko brzmi jak ideologia komunistyczna, ale jest jedną z
    interpretacji. Przeświadczenie, że można zapewnić ludziom pracę
    odgórnie, ustawowo było jedną z podwalin komunizmu. Budżet państwa można
    policzyć i założyć, że nie wyda się więcej, niż ileś procent ponad
    szacowane wpływy. Bezrobocie nie jest parametrem, który można
    zadekretować ustawowo na określonym poziomie. Z równym skutkiem możnaby
    ustawowo regulować zysk przedsiębiorstw. Tak ortodoksyjny nie był ani
    Lenin ani Stalin, sądzę, że nawet Pan Prezydent i Pan Premier będąc w
    Twoim wieku mimo lewicowego zapału nie podzielali tak radykalnych
    zapatrywań na sposoby kształtowania rzeczywistości.

    (...)

    > A odpowiednie
    > służby państwowe, które teraz kontrolują, czy firmy przestrzegają
    > przepisów BHP, albo czy nie zatruwają środowiska, teraz,
    > oprócz tego kontrolowałyby czy ktoś nie odbiera swoim rodakom
    > pracy poprzez zatrudnianie się w większym wymiarze niż to jest dozwolone.

    Po pierwsze jest to fizycznie nierealizowalne, przynajmniej nie przy
    obecnym stanie budżetu i kondycji firm.
    Po drugie inspekcje robotniczo-chłopskie już były i się nie sprawdziły.
    Po trzecie zbyt restrykcyjne prawo rodzi jedynie korupcję.
    Po czwarte zapłaciłem w zeszłym roku ponad 70 tys podatku. W chwili
    obecnej mam pracę dla kilku osób i mam na nią kilku chętnych. Te osoby
    nie dostaną pracy, dopóki nie zarobię na to , by im mieć czym zapłacić,
    zanim sami nie zarobią na siebie. Sądzisz, że proponowana przez iebie
    ustawa by coś pomogła?

    Pzdr: Dogbert


  • 18. Data: 2002-11-24 20:35:48
    Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
    Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>


    Użytkownik No Name <v...@w...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
    napisał:arorj5$n4g$...@n...tpi.pl...
    [...]
    > To nie tylko brzmi jak ideologia komunistyczna, ale jest jedną z
    > interpretacji. Przeświadczenie, że można zapewnić ludziom pracę
    > odgórnie, ustawowo było jedną z podwalin komunizmu. Budżet państwa można
    > policzyć i założyć, że nie wyda się więcej, niż ileś procent ponad
    > szacowane wpływy. Bezrobocie nie jest parametrem, który można
    > zadekretować ustawowo na określonym poziomie. Z równym skutkiem możnaby
    > ustawowo regulować zysk przedsiębiorstw.


    To jakieś totalne nieporozumienie. Nikt nie ma zamiaru "dekretować
    bezrobocia na określonym poziomie", tylko je zmniejszać do
    akceptowalnego poziomu za pomocą ściśle określonego instrumentu.
    Ale najlepiej rozpatrzeć konkretny przykład:
    Załóżmy, że już działa takie prawo jak proponuję.
    Rząd stwierdza, że aktualnie stopa bezrobocia wynosi prawie 20%,
    więc ogłasza, że od 1.01.2003 maksymalny dozwolony czas pracy
    wynosi nie 40 tylko 32 godz. tygodniowo (oczywiście przy utrzymaniu
    tej samej stawki godzinowej). Firmom, które będą zatrudniały
    pracowników w większym wymiarze grożą kary takie jak przy
    przestępstwach podatkowych. Załóżmy dalej, że zatrudniasz
    obecnie 12 pracowników, co w sumie daje 480 roboczogodzin/tydz.
    Łatwo stwierdzisz, że aby utrzymać dotychczasowy poziom
    produkcji (lub usług) potrzeba Ci teraz będzie 480/32 = 15
    pracowników. Dajesz więc ogłoszenie, że od 1.01 przyjmiesz
    3 dodatkowych pracowników. I podobnie postępują setki tysięcy
    innych firm, a bezrobocie znika, jak za dotknięciem czarodziejskiej
    różdżki.
    Dla Ciebie, jako pracodawcy, wiąże się to niewątpliwie z jakimiś
    kłopotami i kosztami, ale jest na pewno mniej dotkliwe, niż gdyby
    np. podnieść podatki o 20% w celu sfinansowania wielkich robót
    publicznych, lub na radykalne zwiększenie zasiłków umożliwiających
    bezrobotnym godną egzystencję.
    Najbardziej uderza to w obecnych pracowników, którzy tracą
    ponad 20% dotychczasowych zarobków (i dlatego, jak napisałem
    gdzie indziej, żaden z polityków, a nawet Kościół, nawet się
    nie zająknie nt. takiego rozwiązania - jedyne co ma do zaproponowania
    to modły za bezrobotnych). A tymczasem jest to w czystej postaci
    realizacja zasady solidarności społecznej (nie żadnego ortodoksyjnego
    komunizmu, jak kilka osób usiłuje mi imputować). Tej samej
    zasady, która nakazuje wprowadzić racjonowanie żywności
    podczas np. trzęsienia ziemi, żeby wszyscy mogli przeżyć,
    a nie spokojnie patrzeć, jak "zaradna" część ludności nie odmawia
    sobie niczego, jakby nie było żadnej klęski żywiołowej, a pozostali
    umierają z głodu (zdaje się, że nie gdzie indziej, tylko w Polsce,
    w ostatnim ćwierćwieczu, słowo "Solidarność" zrobiło oszałamiającą
    karierę, niestety jest rozumiane b. wąsko, jako tylko i wyłącznie
    solidarność w walce z "komuną").
    Przecież podczas takiego kryzysu ludzie tracą mieszkania i dorobek
    całego życia (bo muszą go przejadać) dokładnie tak samo jak
    podczas np. powodzi. A jeśli jeszcze uwzględnić demoralizację
    młodzieży, która nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca
    w społeczeństwie często schodzi na drogę przestępstwa, to okaże się,
    że straty są jeszcze większe niż podczas prawdziwego kataklizmu.
    Dlatego taka sytuacja w pełni uzasadnia użycie środków
    nadzwyczajnych.
    Myślę, że gdyby uznane w Polsce autorytety (a zwłaszcza
    ten jeden niekwestionowany, który ponoć jest też b. niezadowolony
    z obecnego oblicza kapitalizmu) chciały lansować takie rozwiązanie,
    to nawet duża część mających obecnie pracę dała by się przekonać.
    Przecież teraz wiele pracujących osób żyje w wiecznym strachu,
    że też niedługo stracą pracę, i żeby tego uniknąć często muszą
    się poniżać przed swoimi szefami i brać udział w poniżającym
    "wyścigu szczurów" i lizusostwie w pracy. A tak wiedzieliby,
    że nawet jeśli przyjdzie recesja, to najgorsze czego mogą się obawiać,
    to przejściowe obniżenie zarobków o kilkanaście do 25%.
    Oczywiście, że w tym okresie trzeba by zacisnąć pasa,
    odłożyć plany zakupu nowego samochodu czy wycieczki
    zagranicznej na lepsze czasy, ale miało by się za to więcej czasu
    dla rodziny, nadrobienie zaległości w czytaniu książek, zdobycie
    nowych, lepiej płatnych kwalifikacji, itp. A potem, po nadejściu
    następnego cyklu dobrej koniunktury, można by się znowu "odkuć"
    finansowo.
    Przecież takie posunięcie likwiduje największą wadę kapitalizmu.
    To przede wszystkim ta wada powoduje, że tak wielu Polaków
    uważa, że jednak w PRL-u żyło się lepiej.

    [...]
    > Tak ortodoksyjny nie był ani
    > Lenin ani Stalin, sądzę, że nawet Pan Prezydent i Pan Premier będąc w
    > Twoim wieku mimo lewicowego zapału nie podzielali tak radykalnych
    > zapatrywań na sposoby kształtowania rzeczywistości.


    No nie, przypisywanie mi tej ortodoksji wynika chyba z nieporozumienia.
    Jeśli proponowane przeze mnie wymuszone dzielenie się z innymi
    ludźmi pracą uznać za ortodoksyjny komunizm, to jak w takim razie
    nazwać powszechne w całym kapitalistycznym świecie dzielenie się
    z innymi ludźmi pieniędzmi poprzez płacenie podatków? Superkomunizmem?
    Chyba mniej boli zrezygnowanie, na rzecz kogoś, z części swoich
    zarobków, jeśli wiadomo, że ten ktoś będzie jednak musiał sam
    na te pieniądze zapracować (a samemu będzie się, dzięki temu,
    miało więcej czasu dla siebie i rodziny), niż oddanie komuś
    (poprzez podatek) pieniędzy, które już się samemu w pocie czoła zarobiło?

    [...]
    > > A odpowiednie
    > > służby państwowe, które teraz kontrolują, czy firmy przestrzegają
    > > przepisów BHP, albo czy nie zatruwają środowiska, teraz,
    > > oprócz tego kontrolowałyby czy ktoś nie odbiera swoim rodakom
    > > pracy poprzez zatrudnianie się w większym wymiarze niż to jest
    > > dozwolone.
    >
    > Po pierwsze jest to fizycznie nierealizowalne, przynajmniej nie przy
    > obecnym stanie budżetu i kondycji firm.
    > Po drugie inspekcje robotniczo-chłopskie już były i się nie sprawdziły.


    A dlaczego akurat to kojarzy Ci się z inspekcjami robotniczo-chłopskimi,
    a np. kontrole skarbowe uważasz za coś normalnego?


    > Po trzecie zbyt restrykcyjne prawo rodzi jedynie korupcję.


    Myślę, że w tym wypadku bodźce do podejmowania ryzyka naruszania
    takich przepisów (przez pracodawców) byłyby znacznie mniejsze niż
    do unikania płacenia podatków lub składek ZUS. Przecież finansowo
    pracodawca prawie nic nie zyska na tym, że zatrudni 12 osób w większym
    wymiarze zamiast 15 w mniejszym.


    > Po czwarte zapłaciłem w zeszłym roku ponad 70 tys podatku. W chwili
    > obecnej mam pracę dla kilku osób i mam na nią kilku chętnych. Te osoby
    > nie dostaną pracy, dopóki nie zarobię na to , by im mieć czym zapłacić,
    > zanim sami nie zarobią na siebie. Sądzisz, że proponowana przez iebie
    > ustawa by coś pomogła?


    Niestety, w tej sprawie nic by nie pomogła. Cały sens mojej propozycji
    sprowadza się do tego, żeby generowane przez (kapitalistyczną!) gospodarkę
    możliwości pracy uznać za towar deficytowy i jednocześnie niezbędny
    do życia, a wysokie bezrobocie uznawać za klęskę porównywalną
    z klęskami żywiołowymi. I że wyższa konieczność nakazuje, żeby
    w celu zwalczania takich klęsk państwo mogło ingerować w gospodarkę
    rynkową wymuszając taki podział istniejących możliwości pracy, żeby
    wystarczyło jej dla wszystkich zdolnych i chętnych do pracy, ale tylko
    w takim wymiarze na jaki pozwala aktualna relacja pomiędzy
    globalnymi zasobami pracy a liczbą potencjalnych pracowników.
    Oczywiście, w praktyce takie prawo mogłoby być znacznie bardziej
    precyzyjne, np. mogło by ustalać różne maksymalne dozwolone
    czasy pracy dla różnych zawodów i regionów kraju.

    Pozdrawiam
    Artur










  • 19. Data: 2002-11-25 11:23:33
    Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
    Od: jd <j...@s...pl>

    Artur Lato wrote:

    > Ale absurd obecnej sytuacji polega
    > na tym, ?e nigdzie nie potrzeba pracowników, w ?adnym zawodzie
    > i w ?adnym regionie kraju.

    To nieprawda. Sa zawody i specjalnosci, w ktorych pracownicy sa autencznie
    poszukiwani.

    Inna sprawa, ze jest ich niewiele, ale mimo wszystko sa.

    jd


  • 20. Data: 2002-11-25 11:31:58
    Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
    Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>


    Użytkownik jd <j...@s...pl> w wiadomooci do grup dyskusyjnych
    napisał:3...@s...pl...
    > Artur Lato wrote:
    >
    > > Ale absurd obecnej sytuacji polega
    > > na tym, że nigdzie nie potrzeba pracowników, w żadnym zawodzie
    > > i w żadnym regionie kraju.
    >
    > To nieprawda. Sa zawody i specjalnosci, w ktorych pracownicy sa autencznie
    > poszukiwani.
    >
    > Inna sprawa, ze jest ich niewiele, ale mimo wszystko sa.

    A móglbys podac jakies przyklady?

    Pozdrawiam
    Artur



strony : 1 . [ 2 ] . 3 ... 5


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1