eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusjeczy to jest legalne?Re: czy to jest legalne?
  • Data: 2003-11-09 12:09:01
    Temat: Re: czy to jest legalne?
    Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    Greg napisał:

    > Ano wlasnie - kolko sie zamyka. Markety sa w niedziele otwarte, bo sa tacy,
    > ktorzy w niedziele chca kupowac i tacy, ktorzy chca w niedziele pracowac
    > (chca byc bardziej konkurencyjni w stosunku do tych, ktorzy w niedziele
    > pracowac nie chca).

    Najłatwiej uprościć? ;) Część osób, które kupują w niedzielę, to osoby
    zachęcone marketingowo przez hipermarkety - definicja merketingu jest
    bardzo etyczna, bo udaje, że tylko uświadamia ludziom ich potrzeby -
    nie, marketing w części generuje nowe potrzeby, obce w danej chwili
    człowiekowi.
    Co do pracowników - priorytetem jest dla nich praca, a warunki schodzą
    na dalszy plan i wychodzą po zaspokojeniu podstawowych potrzeb.

    > > - obiektywnie, to pracodawca powinien przedstawić pracownikowi
    > > przy zatrudnieniu alternatywę - w jakie dni chce pracować
    >
    > A to o tym sie nie mowi? Myslalem, ze najpierw negocjuje sie warunki i
    > dopiero po zaakceptowaniu ich przez obie strony podpisuje sie (badz nie)
    > umowe ;-)

    Mam wrażenie, że jesteś wyznawcą pięknie napisanych LM - "chcę u Państwa
    pracować, bo podoba mi się ....", "chcę się rozwijać" itd. [może
    czaaaaaaasami to prawda] - w większości przypadków to bujda na resorach,
    mająca umożliwić człowiekowi zarobienie kasy - taki człowiek i tak
    ucieknie zaraz, jak znajdzie lepiej płatną pracę, czy bliższą pracę.
    Przyjmując do pracy człowieka, [obecnie] masz do czynienia przeważnie z
    "kłamcą" lub osobą stosującą inny rodzaj tłumaczenia niż zatrudniający -
    to kwestia percepcji słów i pojęć i możliwości ich kształtowania poza
    obszarem 100% "jasnych punktów", jak np. zatrudnienie, zdanie itd.
    Możesz oczywiście tego nie widzieć, ale rozsądniej jest [zwłaszcza w
    zaczynającej się erze nazywania mobbingu] uznać, że przy zatrudnieniu
    nie powinno być negocjacji, bo te dają pole do kłamstwa zatrudnionemu,
    albo dokładniej - negocjacje mogą być, ale najpierw zatrudniany musi
    przedstawić swoje wymagania, nie znając dokładnych wymagań pracodawcy.

    > Pracodawca moze sobie zazyczyc, ze chce aby jego pracownicy
    > skakali na lewej nodze.

    Zatrudnią się u niego, bo taki mają prirytet, a po dwóch dniach
    zrezygnują.
    Kiedyś szukałem współpracownika na moje [byłe] stanowisko [w Centrali] -
    niestety należę do osób, które nie upiększają rzeczywistości - szukałem
    na grupie intranetowej w mojej firmie, wśród pracowników [głównie
    inforów oddziałowych] - po informacji, że jest to robota kanalasta [od
    kanałów, kibli itd.] nikt się do mnie nie zgłosił. Możesz oczywiście
    uznać, że przesadzałem [tu potrzebny byłby szerszy opis], ale traf
    chciał, że moja Szefowa zatrudniła na to stanowisko dziewczynę - po
    dwóch miesiącach zaczęła "chodzić po ścianie" bez mojego współudziału -
    jeżeli pracodawca byłby tak miły i określił prawdziwe wymagania i opisał
    stosunki pracy [ten sam problem z percepcją pojęć - np. "możliwości
    rozwoju"], to zapewne też by nie miał kandydatów do pracy. Te twoje
    negocjacje, to rozmowa kłamcy z kłamcą. ;)

    >
    > > - może go nie zatrudnić, ale nie wolno mu wywierać presji
    > > pt. "jak tak, to my tu takich nie chcemy"
    >
    > A czy ja moge wywrzec presje na pracodawce i powiedziec, ze jesli nie
    > zarobie tyle i tyle, to ja u takiego pracowac nie chce? ;-)

    Po kobiecemu powiem, że jesteś małostkowy, czepiasz się detali. ;)

    W powyższym przykładzie, słowo "wolno" nie ma żadnego związku z prawem
    czy innymi regulacjami, jest tylko elementem procesu obiektywizacji
    procesu zatrudnienia - nie chcesz mieć obiektywnego, to możecie się
    wzajemnie straszyć [tfu, negocjować] ile dusza zapragnie.

    > Dzwonilem w sprawie pracy do pewnego salonu samochodowego (stroz). W pewnej
    > chwili slysze:
    > - Ale to nie ma sensu...
    > - Przepraszam, ale co nie ma sensu? - pytam zbity z tropu.
    > - My potrzebujemy osoby w 100% dyspozycyjnej, a pan sie uczy.
    >
    > Czy to byla presja? No bo to w sumie bylo powiedziane inaczej "jak tak, to
    > my tu takich nie chcemy" ;-) Ja mialem wybor.

    W tym wypadku nie miałeś żadnego wyboru - pracodawca JUŻ dokonał oceny -
    powstał ślad pamięciowy zminimalizowany do zapisu - "Greg się nie
    nadaje", bez dodatkowych objaśnień - próba zmiany nastawianie mija się z
    celem, bo powstaje alternatywa - "Greg się nie nadaje" <> "Greg się nie
    uczy", która z lekka nie przystaje do siebie i się nie znosi. ;)

    > Szkola wywarla na mnie "silniejsza presje" ;-)

    Gdybyś nie miał co do garnka włożyć, to "szkoła" miała by wiekszy
    problem - niby też powstała by nieprzystawalność sytuacji
    [praca<>szkoła], ale gdybyś nie "oszalał", to wybrałbyś pracę. ;)

    > Uwazasz, ze wlasciciel salony powinien sie nade mna
    > zlitowac, bo jest trudna sytuacja z praca?

    Ja nie piszę o litowaniu się pracodawcy. W ostatnich słowach pracodawca
    się usprawiedliwiał przed samym sobą, a nie przed tobą ;) --> jeszcze
    raz, to nie była żadna alternatywa. Ale przy okazji zauważ, gdybyś
    postąpił wbrew sobie [porzucenie, zapewne świadomego, wyboru nauki] na
    rzecz pracy, która w długim okresie nie daje Ci żadnych perspektyw ani
    satysfakcji, to pracodawca nie nacieszyłby się Tobą długo - albo byś
    uciekł, albo oszalał. ;)

    > Powinien byl mi odpuscic? Na
    > pewno byloby mi bardzo milo :-) Ale niby dlaczego mialby to robic? Dlaczego
    > mialby isc mi na reke w sytuacji, kiedy na swoich warunkach moze znalezc
    > kogos innego? Gdyby innych chetnych nie bylo to zapewne w sprawie szkoly
    > doszlibysmy do porozumienia. Zapewne, bo facet moglby uznac, ze w takim
    > wypadku to on rezygnuje ze stroza, gdyz na zadne ustepstwa mu sie nie
    > kalkuluje isc ;-)

    I znów - ja nie chcę, żeby ktokolwiek komukolwiek szedł na rękę, w tych
    rozważanich.

    > Czy nie jest w jego interesie aby sie dowiedziec?

    Zależy o czym - zresztą jak w przypadku Twoje przykładu - dowiedzenie
    się o powodzie nic by nie zmieniło - tkwi tu również pewien błąd
    metodologiczny, bo bez sprawdzenia, jak ma się ów powód w stosunku do
    całej populacji, nie powinno się nic zmieniać. Jak gościu powie, że woli
    grubych blondynów, żonatych i z trójką dzieci, to też się o to
    postarasz? ;)

    > A nawet jesli pracodawca
    > celowo o pewnych rzeczach nie mowi to co stoi na przeszkodzie aby
    > zrezygnowac gdy przyjdzie co do czego? Uwazasz, ze zrezygnowac mozna na
    > rozmowie slyszac warunki, ale pozniej juz nie? Trzeba cierpliwie ponosic
    > konsekwencje?

    Później jest trudniej.

    > Aby miec wybor wystarcza dwie alternatywy. Nawet jesli chodzi o "beer or
    > not to beer..." czy jakos tak ;-)

    Może i dwie, ale RÓWNORZĘDNE. "Być, albo nie być" w sensie słownikowym
    jest równorzędna, "Piwo, albo nie piwić" już nie. ;)

    > A uwzgledniasz szara strefe? :-) Aby pojsc dalej trzeba zastanowic sie nad
    > powodami dla ktorych czesc miejsc pracy nie jest oficjalnie rejestrowana (i
    > o tym wlasnie myslalem piszac o mentalnosci).

    Ale to wtedy nie są rozważania o bezrobociu - jak byś tego nie nazwał,
    osoby pracują i nie są bezrobotne.

    Flyer
    --
    Szukam roboty - zdolny i chętny, z doświadczeniem w łączeniu wody z
    ogniem i wykonywaniu niewykonalnego. ;)

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1