eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusjeCzy to wolna amerykanka i musisz byc na kazde skinienie pracodawcyRe: Czy to wolna amerykanka... - długie!
  • Data: 2005-09-03 22:59:16
    Temat: Re: Czy to wolna amerykanka... - długie!
    Od: "Koziorozec" <k...@T...pl> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    > to trzeba zrobić tak, żeby było za co żyć.krótko mówiąc - zarobić. czyli
    > wykonać pracę, za którą zapłacą. czyli wykonywać to, co się potrafi lub
    > czego jest się w stanie nauczyć (najlepiej szybko, bo im szybciej się
    będzie
    > umiało tym szybciej sie będzie zarabiać)

    A Ty czytasz w ogóle posty w wątku? Czy odpowiadasz tylko
    na te ostatnie? Przecież właśnie o tym pisałam - Kirze nie było
    żal ludzi, którzy pracują w supermarketach i są wykorzystywani,
    bo - według niej - sami sobie są winni, skoro zgadzają się na taką
    pracę. W niektórych rejonach jest to właściwie jedyna praca, jaką
    można zdobyć. W moim mieście jest kilka firm, o których powszechnie
    wiadomo, że ciągle zatrudniają nowych pracowników, a poprzednim
    nie płacą (między innymi supermarkety), albo płacą z dużym opóźnieniem
    w ratach, albo też pracuje się po 12-16 godzin bez wyrównania
    za te dodatkowe godziny. Ludzie łapią się czegokolwiek, aby tylko
    jakoś wyjść z tego dołka. Często decydują się na to spływanie zapłaty
    w ratach przez kilka miesięcy, bo i tak zawsze to jakieś pieniądze.

    > Skoro doszło do tak skrajnego przypadku że już nie masz nic, to wiesz że
    > osiągnąłeś dno i należy się od niego odbić. mże wcale nie jest tak głęboko
    i
    > szybko uda się wypłynąc na powierzchnię. Oczywiście można dalej grzęznąć w
    > muł, ale żeby pójść w górę trzeba popracować rękami, nogami a najlepiej
    > jeszcze do tego skoordynować głową.

    Dlaczego wszyscy Ci, którzy mają pracę, jak słyszą bezrobotnych
    narzekających, że jej znaleźć nie mogą - uważają, że taki bezrobotny
    nic nie robi??? Wyobraź sobie, że najczęściej narzekają ci, którzy
    właśnie robią sporo, aby się odbić od dna, ale czasem już nie wystarcza
    sił i uporu. Nieprawdą jest, że bezrobotni chcą, żeby im tylko dawać
    zasiłki, zapomogi, że mówią: 'dajcie mi pracę'.
    Wyobraź też sobie, że nie wszyscy są przebojowi, nie wszyscy są tak
    śmiali i nie wszyscy mają tyle szczęścia, nie wszyscy też wierzą w siebie.
    A rady jest dawać bardzo łatwo, zwłaszcza jeśli patrzysz na kogoś
    z pozycji wysokiego stołka.

    > Ja akurat rozumiem. tylko ze wołami mnie nikt nie zaciągnie po tzw.
    > "zasiłek" czy inną "pomoc", bo wg. mnie są to tylko zadania pozorne.
    > jednym zleceniem 2-3 tygodniowym mozna być w stosunku do takiego
    > zasiłku do przodu na przynajmniej 2 - 3 miesiące.

    Czy wiesz, ile osób w tej chwili pobiera zasiłek dla bezrobotnych???
    To jest naprawdę niewielki procent. Większość jest bez prawa
    do zasiłku. Gdybyś miał na wychowaniu dzieci, to jedno zlecenie
    nie załatwiło by sprawy dla wszystkich. Trzeba je jeszcze zdobyć!
    No i tak właśnie ludzie, w podobnej sytuacji robią - tylko, że najczęściej
    pracują na czarno - bez ubezpieczenia, emerytalnego itd., bo inaczej
    nie mieliby nawet tego. Tylko, że za kilkanaście lat będzie problem,
    co zrobić z osobami, które nie wypracowały sobie emerytury?

    > prinmo- kilka lat temu nikt nie słyszał o takich urządzeniach jak
    komputer
    > czy ksero. Czyli udało się bez nich uczyć
    > secundo - obojętnie w jakiej formie ma się tekst, trzeba go przeczytać. A
    > skoro nie ma w jednej, to chyba należalo by znaleźć drugą. I po to sa
    > biblioteki, żeby z nich wypożyczyc książkę. czytelnie zeby taka książkę
    > przeczytać. to prawda że nie jest się w tym czasie w domu ale to tez ma
    swój
    > urok. tym bardziej że w wielu przypadkach nawet nie będąc studentem można
    > skorzystać z czytelni.
    > tertio - czy tak bardzo jest potrzebne ksero? Najważniejsze jest to co ma
    > się w głowie. I nie ma innej drogi żeby w niej sie znalazło jak nauka. i
    > wracamy do punktu drugiego. I zawsze można wziąć kartke papieru i na niej
    > wypisać sobie to co jest istotne żeby później sobie przypomniejć

    Primo: na uczelniach nie przyjmują teraz prac zaliczeniowych
    pisanych ręcznie - moja koleżanka próbowała to przeforsować,
    bo nie miała komputera w domu, ale usłyszała jedynie, że może
    to komuś zlecić, albo poprosić kogoś o przepisanie w pracy (!).
    Secundo: biblioteki nie posiadają tylu książek, aby starczyło dla
    wszystkich.
    Ja szukałam we wszystkich możliwych bibliotekach (w trzech miastach),
    ale tak drogich książek, które były niezbędne do nauki nie znalazłam, bo
    bibliotek nie było na nie stać. Obstukiwałam też wszystkie antykwariaty
    oraz giełdy książek, aukcje internetowe itp. Te książki, które mają wzięcie
    są często sprzedawane drożej jako używane niż te nowe.
    Tercio: ksero jest właśnie potrzebne, gdy nie można w żaden sposób
    takiej książki dostać.

    > > Czy również współmałżonka, który ma najlepszą pracę, jaką jest
    > > w stanie dostać, właśnie tutaj???
    > A może rozwiązanie z zyciem w czasowej rozłące będzie akurat lepszym
    > wyjściem niż życie bez środków na życie? Za każdym razem jest zupełnie
    > inny scenariusz

    Wyobraź sobie, że niektórzy KOCHAJĄ. Nie wiem, czy słowo to jest
    Ci znane (i nie chodzi tu o fizyczny aspekt).

    > > Ma tylko z mojego powodu szukać nowej, zwłaszcza że dla niego
    > > to duże ryzyko, bo jest po czterdziestce?
    > jak wyżej. pisac własny scenariusz

    Jak tak piszesz, to rozumiem, że nie jesteś jeszcze żonaty
    ani dzieciaty. Bo tylko taka osoba może coś takiego napisać.
    Zresztą, dla mężczyzn ważniejsza jest kariera zawodowa, a dla
    kobiet - rodzina.

    > > Jakbyś miała dwudziestoparoletnią córkę, która jeździła by
    > > stopem w poszukiwaniu pracy, to jak byś się czuła???
    > > Namawiałabyś ją do robienia tego dalej???
    > drzewiej bywało tak , że matka dawała dorastającemu dziecku tobołek z
    > jedzonkiem na kilka dni i dzieciak ruszał w świat. Bez znajomości (nawet
    > świata), środków na życie. i jakoś musiał przeżyć.
    > I wracał z tarczą albo na tarczy.

    Bajeczki - też je lubię czytać ;>

    > > Nic nie kosztuje? Kierowcy chcą teraz opłaty za podwiezienie.
    > > Czasem ceną jest uraz psychiczny po gwałcie, a czasem... życie...
    > > (bo znajdą się np. tacy, którzy będą chcieli 'uczcić' swoje
    > > urodziny).
    > w swoim czasie moja siostra miała przypadek że gość wjechał w las. na
    > niedwuznaczną "propozycję" jak gość pokazał co tam ma stwoerdziłą krótko
    "z
    > czymś takim do mnie? nie rozśmieszaj mnie". gość zażenowany pojechał dalej
    i
    > trzeba było łapać następną okazję. W całości dotarła na miejsce i jakoś na
    > tym nie ucierpiała. pytanie - jak twoje dziecko jest przygotowane na
    > "przeciwności losu" ? jaką dałaś jej szkołę?

    Oooo! Super! Szkoda, że ta kobieta, co ją wciągnęło kilku mężczyzn
    do busa, z przystanku autobusowego i zgwałciło - nie znała tej historyjki
    z Twoją siostrą. Na pewno by się panowie zawstydzili i od razu odstąpili
    od swoich chęci, jakby im powiedziała tak, jak Twoja siostra.
    W ogóle to z takim zdecydowanym facetem da się spokojnie porozmawiać,
    tylko trzeba mieć takiego tatusia, jak Ty, prawda? Który powie, jak to
    trzeba
    zachować się w takiej sytuacji i poda przypadki, gdzie nie doszło do
    nieszczęścia.
    Ale tylko dlatego, że akurat Twoja siostra miała dużo szczęścia, że trafiła
    na takiego 'niezdecydowanego'.
    Powiedz wszystkim zgwałconym kobietom, że ich mamusia/tatuś nie
    przygotowali do 'przeciwności losu'.

    > sorki. w swoim czasie wiele jeździłem stopem (teraz jak jestem w trasie to
    > zabieram ludzi choć jest ich baaardzo mało, nawet w wakacje). trasa
    > warszawa - monachium (z podstawową znajomością języka niemieckiego na
    > poziomie ja - nein, ich verstehe nicht) zajęła mi 28 godzin.
    > A poza tym akurat w krakowie na dworcu jest łaźnia, gdzie z kilka zł.
    można
    > się wyprysznicować. nie wiedziałbym gdybym nigdy do krakowa nie dojechał i
    > nie potrzebował się odświerzyć

    Super jest odbywać taką rozmowę po 28 godzinach nieprzespanych
    lub przespanych w lesie. Zdaje mi się, że Ty jesteś mężczyzną, a powiedz
    mi czy jeździłeś wtedy sam??? Co byś powiedział o kobiecie/dziewczynie,
    która sama pojechałaby stopem i nocowała - no nie wiem, gdzie, chyba
    w lesie albo na dworcu? Zdaje się też, że nie jechałeś wtedy w sprawie
    pracy, na rozmowę kwalifikacyjną, co?

    > I nie ma dla mnie znaczenia odległość 300 km (zlecenia mam
    > najczęściej w Warszawie, mieszkam na śląsku)

    Ale kasę na przejazd masz? Czy może też jeździsz stopem?

    > > Dzisiaj najczęściej nie chcą w ogóle z Tobą porozmawiać, choćbyś
    > > ich 'zgwałciła'. Nie do wszystkich firm można tak po prostu wejść,
    > > bo jest jakaś portiernia i wpuszczają tylko umówionych.
    > jest praca do wykonania pt. "jak wejść do kadr"

    I co z tego? Ja już taką pracę wykonuję, a nawet więcej -
    wchodzę do dyrekcji, jak mnie w kadrach zbywają.
    I co z tego, że porozmawiam w drzwiach z dyrektorem,
    bo mimo prób przekonywnia do poświęcenia mi 5-10 minut
    - nie dają się przekonać?
    Co z tego, że dzwonię do dyrekcji, kłamiąc sekretarce,
    aby mnie w ogóle połączyła, skoro i tak słyszę wciąż, że
    nie ma etatów? A potem spotykam mojego znajomego,
    który się cieszy, bo tam właśnie pracę dostał - ale przyznaje
    się sam, że po znajomości.

    > to zamiast "dołożę" może lepiej przekonać że oczywiście mają rację
    > z tymi w kartonie, ale twoje papiery powinny się znaleźć w teczce
    > pracowników zatrudnionych? przecież celem nie jest złożenie papierów
    > "żeby leżały" tylko żeby mieć zatrudnienie

    Stosuję już wiele chwytów - sporo osób zna mnie już
    z widzenia albo z głosu w słuchawce telefonicznej.
    Skoro jest faktycznie tak mało wolnych etatów, to żebym
    na głowie stawała, to i tak nic nie zdziałam.

    > > Odnoszę wrażenie, że co niektórzy myślą, że wszyscy mają wyższe
    > > studia i dyplom MBA.
    > njważniejsze to są umiejętności praktyczne. i to IMHO jest atut który
    > nalezy podkreślać

    No to dam Ci przykład: 2 dni temu próbowałam przekonać
    pracodawcę, że to, że nie mam wykształcenia wyższego, ale
    kierunkowe techniczne związane ściśle z oferowanym stanowiskiem
    plus ukończone specjalne kursy, które ma niewiele osób, a są bardzo
    wysoko oceniane w tym zawodzie + doświadczenie + inicjatywa itd.,
    to chyba więcej niż osoba tuż po ukończeniu studiów i z dyplomem mgra,
    która sama mówi, że niewiele jeszcze umie.
    Ale pracodawca uparcie trwał przy swoim, twierdząc że on ma
    'wytyczne odgórne' w zatrudnianiu kadry z wyższym wykształceniem.
    Kiedy mówię w końcu, że dla mnie to żaden problem skończyć takie studia,
    kiedy będę miała już tę pracę (co się wiąże z odpowiednimi warunkami
    finansowymi), to usłyszałam: "po co mam brać PÓŁ-PRODUKT, skoro mogę
    wziąć cały? rozumie pani?".
    Nie zrozumiałam i zapytałam, czy woli półprodukt, który jest dobry, czy cały
    produkt, który jest słaby itd., itd.
    No i co z tego? Dwoiłam się i troiłam, przekonując, że nie papierek się
    liczy,
    a moje umiejętności, doświadczenie i zaangażowanie.
    Co z tego?! G.... --> "Mam zalecenia odgórne" - słyszałam w kółko
    (rozmowa w pewnej instytucji podległej powiatowi).

    > wykształcenie zawsze można uzupełnić.
    [...]
    > > Wszystkie instytucje państwowe są teraz zobligowane
    > > do zatrudniania osób z wyższym.
    > teoria. zawsze masz szanse przekonać pracodawcę że będziesz pięć razy
    > lepszym i wydajniejszym pracownikiem niż osoba z wykształceniem wyższym

    No to wyżej masz na to odpowiedź.
    Nie jest to jedyny przypadek, bo ja się ciągle gimnastykuję
    z tym wykształceniem. Zwróć uwagę, że w większości ofert
    na pierwszym miejscu stawia się w Polsce właśnie wykształcenie.
    Dopiero potem jest wyliczanka na temat umiejętności.
    Starałam się o pracę w urzędzie skarbowym na referenta -
    moje papiery zostały odrzucone ze względów formalnych -
    brak wykształcenia wyższego, chociaż spokojnie dałabym
    sobie radę z obowiązkami na tym stanowisku.

    > > Czy potępisz ich za to, że nie próbują się kształcić, nie mają
    > > wyższych ambicji, a tylko chcą spokojnie żyć???
    > jak ich stać na życie bez rozwijania się...

    Ha! Dzięki temu w masarniczym znajdziesz osobę po studiach!
    A przecież muszą istnieć osoby, które będą, np. sprzątać,
    pracować jako pomoc kuchenna, pracować jako śmieciarz itp.
    Do tego nie trzeba się rozwijać. Jako śmieciarz nie musisz kończyć
    kursów obsługi komputera i kasy fiskalnej. A jednak tacy ludzie są
    potrzebni. Jak o tym zapomnimy, to za kilka lat przyjadą do nas
    Turcy, Chińczycy, którzy będą pracować w tych zawodach za jeszcze
    niższe pensje.

    > lingwistą nie jestem, moja połowka tez nie. dlatego nabyłem płytkę w
    kwocie
    > 1 zł, poszedłem do znajomego który miał program do nauki języka dla dzieci
    i
    > moja mała bryluje z wymową wsród dzieciaków na angielskim w przedszkolu.
    > koszt angielskiego dla dzieci w przedszkolu to ok. 30 zł miesięcznie.

    Pewnie dużo osób chciałoby, aby było ich stać na przedszkole,
    a co dopiero na naukę języka obcego dla dziecka za 30 zł miesięcznie.
    A wiesz, że Ty właśnie popełniłeś przestępstwo? Skopiowanie takiej
    płytki to naruszenie praw autorskich - zwykłe piractwo!
    Pomyślałeś o tym??? Widzisz, Ciebie stać na przedszkole dla dziecka
    i wydanie 30 zł miesięcznie na naukę języka, a chciałeś zaoszczędzić
    na jakimś prostym programie nauki języka dla dzieci???
    A wiesz, że w ten sposób odebrałeś komuś zarobek?

    > Poza tym dziecko tez może dorobić np. sprzątając mieszkanie
    > u znajomych którzy akurat mogą mu za to skapnąć parę złotych

    Wiesz, dzieci dorabiają w różny sposób i nie Ty na to pierwszy
    wpadłeś. Po to, aby było co JEŚĆ, a nie na książki - dzieciaki
    chodzą zbierać owoce, pomagają w wykopkach za ziemniaki
    dla całej rodziny, zbierają butelki. Co niektóre kradną węgiel,
    żeby było z czego napalić w piecu, albo zwijają jakieś żelaztwo
    i sprzedają jako złom.

    > Zapewniam cię, że większosć ludzi wie o co chodzi. tylko jedni załamują
    > ręce i krzyczą "olaboga" albo płaczą, a inni stwierdzaja że z krzyczenia
    > i płakania nie ma za wiele pożytku i trzeba wykonać jakieś ruchy żeby
    > mieć na życie.

    Tłumacz to głodnemu dziecku.

    > > W tym układzie, to może tak być, że to właśnie dzieci z tych
    > wielodzietnych
    > > rodzin będą większością społeczeństwa. To one powinny zarabiać, abyś
    > > Ty mogła mieć wypłacowną emeryturę.
    > tu się nie zgodzę. moja emerytura powinna wynikać z tego co ja zarobię a
    nie
    > z tego co robią inni. bo później biora się takie wypaczenia, że trzeba
    > finansować rozwiązania które osobno finansowane być nie powinny.
    Przykładem
    > jest "wyskok przedwyborczy" górników

    System jest tak zbudowany, że jeśli w przyszłości nie będzie
    odpowiedniej liczby osób, które będą pracowały, to Ty możesz mieć
    problemy ze swoją emeryturą, zwłaszcza z odpowiednią jej wysokością.
    Twierdzenie, że jest to chory system jest nie do końca prawdziwe,
    bo przyjrzyj się na jakiej zasadzie funkcjonują ubezpieczenia,
    choćby życiowe. Zawsze musi być jakaś ciągłość i ktoś nowy będzie
    wykupował takie ubezpieczenie, a dzięki temu będzie można wypłacić
    je Tobie w odpowiednim momencie.

    > a dla kobiety prowadzącej szkolenie dojazd do pracy = zarobienie pieniędzy
    =
    > nalanie do garnka. jak dla mnie jest to bardzo proste równanie.
    najwyraźniej
    > dojeżdża samochodem, bo takie rozwiązanie jej się bardziej opłaca. zdrożne
    > jest to jak wiele osób nie rozumie takiego równania. a czas to pieniądz
    (nie
    > rzadko)

    Zwłaszcza ciekawe jest z tym samochodem i czasem, gdy ci bezrobotni musieli
    przejść na pieszo kilka kilometrów do ośrodka szkoleniowego, bo urząd pracy
    nie zwracał im za bilety komunikacji miejskiej, a tak w ogóle to szkolenie
    odbywało się w innym mieście i chciano przerzucić opłaty za ten przejazd
    na bezrobotnych (ze zwrotem po 1,5 miesiąca).
    A pani nie mogła przejść dwóch przystanków.
    Ok. Dla niej to był środek do zarobienia pieniędzy. Ale użycie tego
    w kontekście, gdy bezrobotni mówili o tym, że nie mają z czego żyć,
    stwierdzenie, że się ich rozumie, to już głupota.

    --
    Koziorozec

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1