eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusjeKwota zarobkow w ogloszeniu
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 72

  • 71. Data: 2009-10-02 09:33:38
    Temat: Re: Kwota zarobkow w ogloszeniu
    Od: "Baloo" <b...@o...eu>

    "jacem" <j...@1...pl> napisał

    > I myślisz, że będę się bawił w ciuciubabkę z ludźmi?

    Ty się nie będziesz bawił, ale inni będą.
    Tylko co ma z tego niby wyniknąć? :)

    > Nie odwracaj kota ogonem.
    > Przecież to nie ja twierdziłem, że takie okazje (uczciwe) jak nowy merc
    > za 30 tys. są.

    Znów to samo :) Ja piszę ogólnie o jakichś tam okazjach, a Ty konkretnie o
    mercedesie.
    Nie, mercedesa "nówki" za 30 tys. nie widziałem, ale spotyka(łe)m się
    wielokrotnie z innymi okazjami. Niekoniecznie na rynku motoryzacyjnym,
    jakbyś mnie znów chciał łapać za słówka.

    > ???
    > Od przykładu z rozmową mojej żony z pracodawcą (kobietą z HR/kadrową)
    > rozpoczął się mój wątek. To co piszesz, dowodzi, że nie czytałeś wątku od
    > początku.

    Czytałem i owszem, tylko wątek już dawno zdryfował na inne tory.
    W którymś momencie napisałeś (dla ułatwienia oznaczmy ten fragment jako A):
    "Aha, istnieje coś takiego jak perspektywa dłuższej współpracy z klientem.
    I faktycznie, można czasami zrobić coś dla klienta za darmo, nawet dołożyć
    do interesu, wiedząc, że inwestycja się zwróci."
    Ja spytałem:
    "Ale czy ktoś kogoś do czegoś zmusza?"
    A Ty na to:
    "Nie. Absolutnie. Ale wolny rynek, to także przestrzeganie pewnych zasad,
    tzw. dobrych obyczajów kupieckich"
    Więc zadałem pytanie dotyczące sytuacji we fragmencie A:
    "A kto konkretnie łamie jakieś (i jakie oraz w jaki sposób?) zasady
    kupieckie w sytuacji, którą wyżej przytoczyłeś?"
    Na co Ty już wyskoczyłeś z własną żoną i jej perypetiami zawodowymi.
    Czy teraz już rozumiesz?

    > Zwróć uwagę na zwrot: "pozory mylą". To może się zemścić.

    Tak, pozory (ten ostatni rok studiów) mnie zmyliły, a przekonuję się o tym
    na bieżąco, że czasem warto się skusić, choć niektórzy twierdzą, że okazje
    się nie zdarzają ;-)

    > Co możesz wiedzieć o cechach pracownika po kilku tygodniach pracy?

    Sporo. Kilka tygodni to często okres próbny, po którym podejmuje się
    decyzję - zostawiamy czy się żegnamy.

    > Czy ożeniłbyś się z kobietą po tak krótkim czasie znajomości? :)))
    > Tak samo z pracownikiem.

    Zawsze możemy się rozstać.
    Umowa o pracę jest o tyle lepsza od małżeństwa, że można ją zawrzeć na czas
    określony :)

    > Wartość pracownika można ocenić mniej więcej po roku zatrudnienia.

    A dlaczego nie po dwóch latach albo pięciu? :)
    Uważam inaczej - pewne cechy uwidaczniają się już w pierwszym tygodniu
    pracy, a po miesiącu można często bezbłędnie określić, czy ktoś rokuje
    dobrze czy zupełnie nie spełnia naszych oczekiwań.

    > Zwłaszcza, gdy jest bystry, więc uważaj...i nie mów "hop" przed czasem.

    Ja nic nie mówię, tylko pokazuję, że czasem taka "świeżynka" okazuje się
    więcej warta, a przy tym mniej wymagająca, niż starszy stażem i
    doświadczeniem pracownik.

    > Zobaczysz. Swoje prawdziwe oblicze wkrótce pokaże.

    Przepraszam, czy Wy się znacie czy dysponujesz jakimś nowym modelem
    szklanej kuli? ;-)

    > więc nie zdziw się, gdy i ten wasz młody dynamiczny wyciągnie rękę po
    > "swoje".

    Jestem za starym wygą, żeby się dziwić takim rzeczom. Oczywiście masz
    bardzo dużo racji w tym, co piszesz, ale artykułujesz to w taki sposób,
    jakby wszystko już było przesądzone :)

    >> Ty jesteś jakimś policjantem? ;-)

    > Nie, absolutnie nic nie mam wspólnego z tą instytucją.
    > Skąd to przypuszczenie?

    A tak mi się skojarzyło, gdy w całkiem luźnej rozmowie ze znajomym
    policjantem używałem sformułowania "wypadek", a ten mnie ciągle poprawiał,
    że "nie wypadek, tylko kolizja". Jakby to miało jakieś znaczenie ;-) Tzn.
    generalnie ma, ale akurat w tej rozmowie nie miało kompletnie.

    > Jasne, wszyscy są w zmowie, trzymają kartel i niczym notariusze, każdy
    > podaje stawkę maksymalną.
    > To już zakrawa na paranoję.

    Nie twierdzę, że wszyscy, ale życie nie raz nauczyło mnie zasady, że jeśli
    nie ma wyraźnej potrzeby, to nie pokazuje się swoich kart jako pierwszy.

    > Dobrze, kompromisowo odpowiem tak: to jest po prostu gra.
    > Ten, kto zbyt szybko odkryje karty, temu trudniej będzie negocjować.

    No i dokładnie cały czas usiłuję to właśnie wytłumaczyć! :)
    Akurat pracodawca ma aktualnie większe pole do manewru, więc nie musi
    odkrywać tych kart jako pierwszy.
    Dla Ciebie to buractwo, dla kogoś innego zwykłe wykorzystywanie danych mu
    możliwości.

    > A przecież nie chodzi o to, żeby podać minimalną stawkę za którą, będzie
    > nam się chciało wstać rano z łóżka do pracy, ale OPTYMALNĄ.

    Dla mnie optymalna stawka to znaczy "najwięcej, jak się da" :)
    Dlatego zazwyczaj kandydaci w takich rozmowach podają swoje minimalne
    oczekiwania. Czyli takie, by chciało im się wstać, by starczyło im bez
    problemu na życie i opłaty i by jeszcze parę groszy mieć w rezerwie. Każdy
    przecież sam wie, ile wydaje na życie i ile chciałby odłożyć.

    > I jaką stawkę podajesz?

    Już nie podaję, bo od kilku lat prowadzę swoją firmę.
    Natomiast kiedyś podawałem taką, jak opisałem wyżej.

    > 1. najniższą, za jaką w ogóle podjąłbyś tę pracę

    Na samym początku tak.

    > 2. średnią rynkową

    Nie, bo jak pisałem - dla mnie to fikcja.

    > Dlaczego fikcja???

    To podaj mi średnią wynagrodzenia na stanowisku "doradca techniczny" albo
    "młodszy specjalista ds sprzedaży".

    > Aha, tutaj piszesz, że stanowisko stanowisku nierówne, mimo nawet tej
    > samej nazwy, w zależności od konkretnej firmy, a powyżej krytykowałeś
    > moją żonę, za to, że na podstawie ogłoszenia nie potrafiła określic swej
    > stawki.

    Bo cały czas nie wiedziałem, jakie to ogłoszenie. Z reguły w ogłoszeniach
    podane są warunki pracy, czyli oczekiwania odnośnie wykształcenia i/lub
    doświadczenia oraz opis wykonywanych obowiązków. Sądziłem, że Twoja żona po
    lekturze właśnie takiego ogłoszenia nie była w stanie określić swoich
    wymagań finansowych i dlatego mnie to zdziwiło. Swoją drogą, jeśli
    ogłoszenie było na tyle lakoniczne, by nie móc się z niego niczego
    dowiedzieć, to po co w ogóle wysyłała tam CV?

    > Tylko dureń lub samobójca nie widzi powodów,

    Ale powtarzam - to jego problem, więc dlaczego CIEBIE to martwi?

    > I rynek to reguluje.

    Dokładnie. RYNEK, a nie biadolenie, że buraki znów nie podali kwoty
    wynagrodzenia w ogłoszeniach o pracy.


  • 72. Data: 2009-10-05 17:25:55
    Temat: Re: Kwota zarobkow w ogloszeniu
    Od: "jacem" <j...@1...pl>

    Użytkownik "Baloo" <b...@o...eu> napisał w wiadomości

    > Więc zadałem pytanie dotyczące sytuacji we fragmencie A:
    > "A kto konkretnie łamie jakieś (i jakie oraz w jaki sposób?) zasady
    > kupieckie w sytuacji, którą wyżej przytoczyłeś?"
    > Na co Ty już wyskoczyłeś z własną żoną i jej perypetiami zawodowymi.
    > Czy teraz już rozumiesz?

    Łamie ten, kto wymusza podanie wyceny produktu, sam nie podając warunków
    i założeń.

    >> Co możesz wiedzieć o cechach pracownika po kilku tygodniach pracy?
    > Sporo. Kilka tygodni to często okres próbny, po którym podejmuje się
    > decyzję - zostawiamy czy się żegnamy.

    Kilka tygodni to okres zazwyczaj nie dłuższy niż miesiac.
    Po tak krótkim czasie można co najwyżej stwierdzić, czy pracownik w
    ogóle nadaje się na stanowisko.
    Ale porównywać z kimś, kto ma za sobą kilkuletni staż...nie przesadzaj.

    >> Wartość pracownika można ocenić mniej więcej po roku zatrudnienia.
    > A dlaczego nie po dwóch latach albo pięciu? :)

    Zależy od konkretnego zawodu i stanowiska.
    Tak, w niektórych przypadkach nawet i po pięciu.

    > Uważam inaczej - pewne cechy uwidaczniają się już w pierwszym tygodniu
    > pracy, a po miesiącu można często bezbłędnie określić, czy ktoś rokuje
    > dobrze czy zupełnie nie spełnia naszych oczekiwań.

    Po tygodniu to już takie cechy, jakie można wyeliminować podczas
    sprawnej rekrutacji.


    >> Zwłaszcza, gdy jest bystry, więc uważaj...i nie mów "hop" przed
    >> czasem.
    > Ja nic nie mówię, tylko pokazuję, że czasem taka "świeżynka" okazuje
    > się
    > więcej warta, a przy tym mniej wymagająca, niż starszy stażem i
    > doświadczeniem pracownik.

    Jeśli stanowisko nie wymaga doświadczenia, ani kwalifikacji, to się
    zgodzę.

    >> Zobaczysz. Swoje prawdziwe oblicze wkrótce pokaże.
    > Przepraszam, czy Wy się znacie czy dysponujesz jakimś nowym modelem
    > szklanej kuli? ;-)


    Wystarczy zdrowy rozsądek i odrobina doświadczenia życiowego.

    >> więc nie zdziw się, gdy i ten wasz młody dynamiczny wyciągnie rękę po
    >> "swoje".
    > Jestem za starym wygą, żeby się dziwić takim rzeczom. Oczywiście masz
    > bardzo dużo racji w tym, co piszesz, ale artykułujesz to w taki
    > sposób,
    > jakby wszystko już było przesądzone :)

    Nic nigdy nie jest przesądzone w 100%, tylko to, że kiedyś każdy z nas
    umrze. ;-)
    Ale z dużym prawdopodobieństwem, można to przewidzieć.

    >> Jasne, wszyscy są w zmowie, trzymają kartel i niczym notariusze,
    >> każdy
    >> podaje stawkę maksymalną.
    >> To już zakrawa na paranoję.
    > Nie twierdzę, że wszyscy, ale życie nie raz nauczyło mnie zasady, że
    > jeśli
    > nie ma wyraźnej potrzeby, to nie pokazuje się swoich kart jako
    > pierwszy.

    Sam widzisz.

    >> Dobrze, kompromisowo odpowiem tak: to jest po prostu gra.
    >> Ten, kto zbyt szybko odkryje karty, temu trudniej będzie negocjować.
    > No i dokładnie cały czas usiłuję to właśnie wytłumaczyć! :)
    > Akurat pracodawca ma aktualnie większe pole do manewru, więc nie musi
    > odkrywać tych kart jako pierwszy.
    > Dla Ciebie to buractwo, dla kogoś innego zwykłe wykorzystywanie danych
    > mu
    > możliwości.

    No dobrze. Ktoś dzwoni do twych drzwi i oferuje swoje usługi np przy
    pracach domowych, będzie do twojej dyspozycji na zawołanie, będzie prał
    sprzątał, gotował...no wiesz, taki osobisty służący (albo lepiej -
    służąca) za jedyne 2 zł dziennie.
    I co? Ucieszysz się, że będziesz miał za pół darmo pomoc domową i
    skorzystasz z jej usług, czy raczej miałbyś poczucie, że jednak
    wykorzystujesz tę osobę?

    >> A przecież nie chodzi o to, żeby podać minimalną stawkę za którą,
    >> będzie
    >> nam się chciało wstać rano z łóżka do pracy, ale OPTYMALNĄ.
    > Dla mnie optymalna stawka to znaczy "najwięcej, jak się da" :)
    > Dlatego zazwyczaj kandydaci w takich rozmowach podają swoje minimalne
    > oczekiwania. Czyli takie, by chciało im się wstać, by starczyło im bez
    > problemu na życie i opłaty i by jeszcze parę groszy mieć w rezerwie.
    > Każdy
    > przecież sam wie, ile wydaje na życie i ile chciałby odłożyć.

    Jasne, każdy kto miał okazję żyć w pełni samodzielnie, to wie.
    I kasy, żeby starczyło na potrzeby tak jak piszesz, za minimalną
    krajową...to już nie za bardzo.
    I nie czarujmy się, Twoją firmę skusiła niska cena usług tego
    absolwenta.

    > To podaj mi średnią wynagrodzenia na stanowisku "doradca techniczny"
    > albo
    > "młodszy specjalista ds sprzedaży".

    Jesli mam dane o regionie, branży i stanowisku, to są analizy i
    odpowiednie widełki mógłbym podać. To nie problem.

    >> Aha, tutaj piszesz, że stanowisko stanowisku nierówne, mimo nawet tej
    >> samej nazwy, w zależności od konkretnej firmy, a powyżej krytykowałeś
    >> moją żonę, za to, że na podstawie ogłoszenia nie potrafiła określic
    >> swej
    >> stawki.
    > Bo cały czas nie wiedziałem, jakie to ogłoszenie. Z reguły w
    > ogłoszeniach
    > podane są warunki pracy, czyli oczekiwania odnośnie wykształcenia
    > i/lub
    > doświadczenia oraz opis wykonywanych obowiązków. Sądziłem, że Twoja
    > żona
    > po lekturze właśnie takiego ogłoszenia nie była w stanie określić
    > swoich
    > wymagań finansowych i dlatego mnie to zdziwiło. Swoją drogą, jeśli

    W pewnym przybliżeniu można. Ale to za mało danych.

    > ogłoszenie było na tyle lakoniczne, by nie móc się z niego niczego
    > dowiedzieć, to po co w ogóle wysyłała tam CV?

    Liczyła na poważne potraktowanie: rozmowę, negocjacje...i być może
    zatrudnienie.

    >> Tylko dureń lub samobójca nie widzi powodów,
    > Ale powtarzam - to jego problem, więc dlaczego CIEBIE to martwi?

    W pewnym sensie martwi, że nasz kraj odbiega standardami od tych
    bardziej rozwiniętych. Wiele spraw związanych z naszym krajem mnie
    martwi.
    A ciebie nie?

    >> I rynek to reguluje.
    > Dokładnie. RYNEK, a nie biadolenie, że buraki znów nie podali kwoty
    > wynagrodzenia w ogłoszeniach o pracy.

    To jak, jest ten rynek, czy go nie ma? ;-)
    Zdecyduj się.

    p.s.
    Podam jeszcze inny przykład z "własnego podwórka": Jakies 9 lat temu
    kandydowałem na stanowisko przedstaw. techniczno-handl. w firmie
    produkującej podzespoły dla energetyki. Wprawdzie nie podali wys.
    wynagr. w ogloszeniu, ale na rozmowie, jako pierwsi - stawkę minimalnę i
    zasady premiowania. I jakoś nie stanowiło dla nich problemu.

strony : 1 ... 7 . [ 8 ]


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1