eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusjeGłośny pracownik w pracy...
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 73

  • 41. Data: 2007-01-11 01:04:20
    Temat: Re: Głośny pracownik w pracy...
    Od: m...@g...com

    Jakub Lisowski wrote:

    > Dnia Wed, 10 Jan 2007 08:59:12 +0100, Marcin <l...@o...pl>
    > w <eo26ce$1d$1@pippin.nask.net.pl> napisał:
    >
    >>
    >> Użytkownik "Nixe" <n...@f...peel> napisał w wiadomości
    >> news:eo07fn$3pc$1@news.onet.pl...
    >>> X-No-Archive:yes
    >>> Użytkownik "Marcin" <l...@o...pl> napisał w wiadomości
    >>> news:eo040a$q6b$1@pippin.nask.net.pl...
    >>>
    >>>> Czy napisałem, że mówienie do kogoś po imeniu to problem z psychiką?
    >>>
    >>> Ok, napisałeś, ze ma podłożne psychologiczne.
    >>> Czy mógłbyś uzasadnić?
    >>
    >> Chodzi mi o o głośne obwieszczanie każdej czynności i kierowanie
    >> obwieszczenia do konkretnej osoby, nie związanej z tematem w żaden sposób
    >> (patrz pierwszy post w wątku). Podam przykład z życia: Podchodzi do mnie
    >> owa osoba i mówi znienacka:
    >>
    >> " Wiesz Marcinie, że Jarek sprowadził właśnie pyszne kalifornijskie
    >> wina? "
    >
    > Odpowiedź: Nie wiem, kto to jest Jarek, nie odróżniam wina
    > kalifornijskiego od jakiegokolwiek innego, i nie interesuje mnie to,
    > więc proszę cię, abyś nie uszczęśliwiał mnie w przyszłości podobnymi
    > rewelacjami, które nie należą do moich obowiązków, a teraz mam pracę do
    > wykonania i oddal się szybko.
    > Po czym odwracasz się, i zajmujesz się pracą (albo symulowaniem,
    > zależnie, co do tej pory robiłeś).

    Lub krócej: "bardzo mi jest z tego powodu wszystko jedno". :)

    p. m.


  • 42. Data: 2007-01-11 23:41:47
    Temat: Re: Głośny pracownik w pracy...
    Od: Maciek Sobczyk <m...@d...doPLer>

    Cholera, wysyłam wiadomości i się nie pojawiają. Wysyłam raz jeszcze.


    Jotte napisał(a):
    > Ponieważ nic mi o teorii niejakiej Butler nie było wiadomo, więc zanim
    > napisałem posta przeczytałem sobie tu: http://www.semestr.pl/2,791.html
    > Wiem, że to zapewne tylko maleńki szkic, ale nie przekonał mnie. Zresztą
    > jest to, jak sam piszesz, a i artykulik podaje, tylko teoria czyli bez
    > gwarancji, że zadziała. Ludzie są różni.
    Stosuje się i działa. 4 czynnikowa metoda stawiania granic doczekała się
    różnych modyfikacji. Np. 6-stopniowa, opracowana z myślą o wpływaniu na
    negatywne zachowania klientów przez pracowników sprzedaży (1. Prośba. 2.
    Stwierdzenie faktu. 3. Informacja zwrotna. 4.Żądanie. 5.Zapowiedź
    sankcji. 6. Sankcja, polegająca najczęściej na zakończeniu rozmowy z
    klientem). Wiem, że działa, bo sam ją stosowałem po wielokroć w pracy
    handlowca. Wiem też od uczestników moich szkoleń, że działa. I ma tą
    cudowną zaletę, że w większości przypadków negatywne zachowanie klienta
    kończy przy 3 punkcie. Rzadziej - przy 4. Znam dwa przypadki, w których
    pracownik dotarł do pkt. 6. W pierwszym klient był pijany a w drugim
    nawalony :)

    Oczywiście skuteczność zależy od wielu czynników. Człowiek stosujący tą
    metodę powinien przez cały czas być opanowany i nigdy się nie cofać. No
    i zaplecze musi być realne.

    >> A co jest złego w zwróceniu się do przełożonych, jeśli czyjeś
    zachowanie,
    >> mimo próśb, nie ulega zmianie?
    > Złego, hmm, złego... nie wiem czy taki postępek należy oceniać w
    kategoriach
    > złe/dobre. Jakby Ci to wyłożyć, to jest raczej po prostu niewłaściwe,
    > niehonorowe, o! mam - to jest haniebne. Ale to jest moje zdanie,
    dopuszczam,
    > oczywiście, istnienie odmiennego.
    Mam wrażenie, że bardziej postrzegasz to jako niehonorowe, w sensie:
    potrafiłbyś i wolał załatwić sprawę samemu a zwrócenie się do kogoś
    innego byłoby dla Ciebie dyshonorem. Ale to tylko moja spekulacja i nie
    mam ni prawa ni kompetencji do interpretowania cudzych wypowiedzi.
    Zwłaszcza jawiących mi się jako Times New Roman, 10 pt a nie jako żywa
    mowa w żywym kontakcie.

    >> Zresztą, zapleczem niekoniecznie musi być pójście do szefa.
    > Ale takie podałeś i do tego się odniosłem.
    Pociągnę wątek. W relacjach zawodowych, gdy coś mi się u kogoś nie
    podoba, zwłaszcza u osoby, od której jestem zależny (nie w sensie
    hierarchii tylko organizacyjnie - np. obsługa hotelu, w którym prowadzę
    szkolenie) najczęściej mówię mu o tym wprost. Spokojnie i w celu
    znalezienia wyjścia z sytuacji. Robię to raz. I zwykle raz starcza.
    Za drugim razem wyciągam konsekwencje. Cenię sobie komfort mojej pracy,
    zwłaszcza, że jestem za nią codziennie oceniany. Każdy dzień szkolenia
    kończy się ewaluacją moich poczynań. Dostaję ocenę od uczestników. Każde
    szkolenie kończy się sprawdzeniem, czy uczestnicy nabyli nową wiedzę.
    Czyli, na ile byłem skuteczny. Nie widzę powodu, by przez cudze
    niedociągnięcia dostawać oceny gorsze.
    Inna sprawa: szkolenie to wzajemny kontrakt trzech stron: uczestników,
    że przyjdą na szkolenie, trenera, że zadba o uczestników i nie ośmieszy
    organizatora swoim brakiem kompetencji, organizatora że zapewni
    trenerowi potrzebny mu komfort psychiczny.
    Praca szkoleniowca cholernie psychicznie i emocjonalnie drenuje. Więc
    każde zakłócenie - w postaci źle przygotowanej sali, niewłaściwie
    wydrukowanych materiałów szkoleniowych etc. ów komfort zakłóca. Nie
    widzę powodu, by starając się swoją pracę wykonać dobrze (zadbać o
    uczestników i zrobić dobrą opinię organizatorowi) nie egzekwować
    wszelkimi możliwymi sposobami tego samego od innych.

    >> Może być cokolwiek innego, byle było to realne w realizacji.
    > Nie sądzę aby realność realizacji - jak byłeś to uprzejmy ująć -
    > wystarczyła.
    Wiem, wiem. Przydałoby się przypomnieć przyjemniaczkom o przymusie
    przyzwoitości przy przekładach, jak pisał Waldemar Ł.
    Ale czy musisz się od razu słów czepiać?

    > Musiałoby mieć jeszcze odpowiednią wagę dla "naciskanej"
    > strony.
    > Przecież nie zagrozisz mu, że jak nie przestanie głośno pieprzyć, to
    jutro
    > nie zmienisz bielizny. :)))

    Zgadza się. Dzięki za uzupełnienie.

    >> To mało dojrzały sposób komunikowania się z ludźmi.
    > To tylko jedna z możliwych opinii. Mam inną. Zresztą takie działanie
    nie ma
    > na celu komunikowania SIĘ Z człowiekiem, tylko komunikowanie JEMU.
    Nie wprost i w sposób sprowadzający komunikację do podziemia. Grupa
    komentujących porozumiewająca się poza denerwującym osobnikiem.

    > Jednak lepsza jawna, otwarta agresja, niż rycie za plecami niczym
    kanalia.
    Nie wiem, jak to rozumieć. Czy "rycie za plecami niczym kanalia" to
    nawiązanie do poinformowania szefa, że ktoś utrudnia pracę?

    >> To dobry sposób, by zepsuć atmosferę w pracy.
    > Zepsutą atmosferę nie zawsze widać na pierwszy rzut oka.
    > Czasem ktoś uważa aby jej nie zepsuć, a tam już psuć nie bardzo jest co.
    I zwykle od tego zaczyna się ona psuć. Od polaryzowania się grupy.

    pozdr.
    M.



    --
    Kochana Mary!
    XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
    Tęsknię za Tobą tragicznie
    A.T.Tappman, kapelan Armii Stanów Zjednoczonych


  • 43. Data: 2007-01-11 23:46:19
    Temat: Re: Głośny pracownik w pracy...
    Od: "Tomek P." <a...@y...pl>

    Dnia 12-01-2007 o 00:41:47 Maciek Sobczyk <m...@d...doPLer>
    napisał(a):

    > Cholera, wysyłam wiadomości i się nie pojawiają. Wysyłam raz jeszcze.
    >
    >
    > Jotte napisał(a):
    > > Ponieważ nic mi o teorii niejakiej Butler nie było wiadomo, więc zanim
    > > napisałem posta przeczytałem sobie tu:
    > http://www.semestr.pl/2,791.html
    > > Wiem, że to zapewne tylko maleńki szkic, ale nie przekonał mnie.
    > Zresztą
    > > jest to, jak sam piszesz, a i artykulik podaje, tylko teoria czyli bez
    > > gwarancji, że zadziała. Ludzie są różni.
    > Stosuje się i działa. 4 czynnikowa metoda stawiania granic doczekała się
    > różnych modyfikacji. Np. 6-stopniowa, opracowana z myślą o wpływaniu na
    > negatywne zachowania klientów przez pracowników sprzedaży (1. Prośba. 2.
    > Stwierdzenie faktu. 3. Inform

    (ciach)

    I nadal nazywamy to nauką? :D :D :D :D

    > polegająca najczęściej na zakończeniu rozmowy z klientem). Wiem, że
    > działa, bo sam ją stosowałem po wielokroć w pracy handlowca

    A ja piszę prozą...

    --
    "Może i te wasze kontuzje są bolesne, ale tysiące krów będą cierpieć
    znacznie bardziej, kiedy NBA przywróci skórzane piłki".
    Jeden z prezesów PETA Dan Shannon w liście otwartym do koszykarzy NBA.


  • 44. Data: 2007-01-12 11:55:53
    Temat: Re: Głośny pracownik w pracy...
    Od: "forest " <g...@w...pl>

    zwolnij go i zatrudnij innego - w końcu na jeden etat czeka 10 chętnych;

    a tak poważnie - czy naprawdę nie możesz sobie z tym problemem poradzić,
    przecież wystarczy po prostu zwrócić pracownikowi uwagę, że jego zachowanie
    jest uciążliwe i przeszkadza innym, jeżeli jesteś szefem - to co z ciebie za
    szef, skoro nie potrafisz sobie dać rady z najprostszym problemem ?

    co innego, jak pracownik by nie zareagował, mimo upomnienia dalej zawracał
    głowę innym, albo się obraził

    --
    Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl


  • 45. Data: 2007-01-12 19:52:57
    Temat: Re: Głośny pracownik w pracy...
    Od: Krzysztof 'kw1618' z Warszawy <k...@u...gmail.com>

    Dnia 12 Jan 2007 12:55:53 +0100, forest napisał(a):

    > czy naprawdę nie możesz sobie z tym problemem poradzić,

    tak

    > przecież wystarczy po prostu zwrócić pracownikowi uwagę, że jego zachowanie
    > jest uciążliwe i przeszkadza innym,

    innym nie przeszkadza, albo przeszkadza, tylko nic nie mówią, chociaż
    stwierdzają, ze rzeczywiście głośno się zachowuje

    > jeżeli jesteś szefem - to co z ciebie za
    > szef, skoro nie potrafisz sobie dać rady z najprostszym problemem ?

    nie jestem

    >
    > co innego, jak pracownik by nie zareagował, mimo upomnienia dalej zawracał
    > głowę innym, albo się obraził

    najbardziej bym się ucieszył, gdyby się obraził, ale on nie z tych co się
    łatwo obrażają


    --
    Zalaczam pozdrowienia i zyczenia powodzenia
    Krzysztof 'kw1618' z Warszawy
    http://warszawa.3mam.net


  • 46. Data: 2007-01-13 09:08:26
    Temat: Re: Głośny pracownik w pracy...
    Od: Maciek Sobczyk <m...@d...doPLer>

    Tomek P. napisał(a):
    > I nadal nazywamy to nauką? :D :D :D :D
    > A ja piszę prozą...
    I wstrząsnęło to Tobą, tak jak panem Jourdainem?
    Mógłbyś zatem prozą (lub poezją, jak wolisz) sprecyzować o co Ci
    właściwie chodzi?

    pozdr.
    M.

    --
    Kochana Mary!
    XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
    Tęsknię za Tobą tragicznie
    A.T.Tappman, kapelan Armii Stanów Zjednoczonych


  • 47. Data: 2007-01-13 09:53:50
    Temat: Re: Głośny pracownik w pracy...
    Od: Immona <c...@n...gmailu>

    Maciek Sobczyk wrote:
    > Tomek P. napisał(a):
    >
    >> I nadal nazywamy to nauką? :D :D :D :D
    >> A ja piszę prozą...
    >
    > I wstrząsnęło to Tobą, tak jak panem Jourdainem?
    > Mógłbyś zatem prozą (lub poezją, jak wolisz) sprecyzować o co Ci
    > właściwie chodzi?
    >

    Chodzilo mu, jak sadze, o to, ze zdroworosadkowe proste rzeczy ubierasz
    w naukowy, hermetyczny jezyk i przedstawiasz je jako wiedze wyzszego
    rzedu, co moze dawac komiczny efekt.

    Pamietam zajecia z podstaw zarzadzania czy czegos podobnego u mnie na
    AE. Uczyli nas, co powiedzial ktory z teoretykow zarzadzania. I byl taki
    jeden, bardzo wazna postac (pewnie do znalezienia w Googlu, ale
    przyznaje uczciwie, ze nie pamietam nazwiska) ktory powiedzial, ze
    "kompetencje pracownika musza byc dopasowane do zajmowanego stanowiska".
    Zostalo to z pelna powaga ogloszone z katedry, bylo absolutnie
    prawdziwe, ale ze wzgledu na kontrast bardzo prostej oczywistosci z
    autorytetem nauki i uniwersytetu bylo smieszne. Tak samo jak przywolany
    pan Jourdain, ktory sie wielce podekscytowal oczywistym faktem, ze mowi
    proza :)

    I.
    --
    http://nz.pasnik.pl
    mieszkam w Nowej Zelandii :) ::: GG: 7370533


  • 48. Data: 2007-01-13 09:58:00
    Temat: Re: Głośny pracownik w pracy...
    Od: Maciek Sobczyk <m...@d...doPLer>

    Immona napisał(a):
    > Maciek Sobczyk wrote:
    >> Tomek P. napisał(a):
    >>
    >>> I nadal nazywamy to nauką? :D :D :D :D
    >>> A ja piszę prozą...
    >>
    >> I wstrząsnęło to Tobą, tak jak panem Jourdainem?
    >> Mógłbyś zatem prozą (lub poezją, jak wolisz) sprecyzować o co Ci
    >> właściwie chodzi?
    >>
    >
    > Chodzilo mu, jak sadze, o to, ze zdroworosadkowe proste rzeczy ubierasz
    > w naukowy, hermetyczny jezyk i przedstawiasz je jako wiedze wyzszego
    > rzedu, co moze dawac komiczny efekt.
    Dzięki Ci wielkie za tą konstruktywną krytykę. Od jakiegoś czasu się
    zastanawiam, na ile to co mówię przystaje do tego, w jaki sposób to
    mówię. I zauważam niepokojące zjawisko, że popadam w manierę ciągłego
    pieprzenia ex cathedra. Do pewności brakowało mi właśnie czyjejś, wprost
    wyrażonej krytyki.
    Mógłbym owo pieprzenie ex cathedra zwalić na chorobę zawodową, ale skoro
    pieprzę ex cathedra o zdrowej komunikacji, to najlepiej jak zwalę winę
    na samego siebie i coś z tym zrobię.

    Dzięki i pozdrawiam
    Maciek

    --
    Kochana Mary!
    XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
    Tęsknię za Tobą tragicznie
    A.T.Tappman, kapelan Armii Stanów Zjednoczonych


  • 49. Data: 2007-01-13 10:44:54
    Temat: Re: Głośny pracownik w pracy...
    Od: "J." <a...@m...pl>

    Piękny przykład samoobywatelskiej krytyki...

    --
    Pozdrawiam
    J.


  • 50. Data: 2007-01-13 11:16:56
    Temat: Re: Głośny pracownik w pracy...
    Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>

    W wiadomości news:eo6hvq$gv5$1@inews.gazeta.pl Maciek Sobczyk
    <m...@d...doPLer> pisze:

    >> Zresztą
    >> jest to, jak sam piszesz, a i artykulik podaje, tylko teoria czyli bez
    >> gwarancji, że zadziała. Ludzie są różni.
    > Stosuje się i działa.
    Nie twierdziłem, że się nie stosuje, ani że nie działa, tylko że nie daje
    gwarancji zadziałania bo ludzie są różni. A i sytuacje też.
    Z drugiej strony nie zdziwyłbym się, że grożąc komuś bojącemu się szefa czy
    nawet utraty pracy naskarżeniem na niego to tegoż szefa można oczekiwany
    efekt osiągnąć.
    Albo narobić sobie kłopotów.

    > Mam wrażenie, że bardziej postrzegasz to jako niehonorowe, w sensie:
    > potrafiłbyś i wolał załatwić sprawę samemu a zwrócenie się do kogoś innego
    > byłoby dla Ciebie dyshonorem. Ale to tylko moja spekulacja
    W pewnym stopniu słuszna. Chociaż sam fakt, iż ktoś sobie nie radzi z
    napotkanym problemem jeszcze "skarżypyctwa" nie musi powodować. Do tego
    potrzeba jeszcze innych cech.

    >>> Zresztą, zapleczem niekoniecznie musi być pójście do szefa.
    >> Ale takie podałeś i do tego się odniosłem.
    > Pociągnę wątek. W relacjach zawodowych, gdy coś mi się u kogoś nie podoba,
    > zwłaszcza u osoby, od której jestem zależny (nie w sensie hierarchii tylko
    > organizacyjnie - np. obsługa hotelu, w którym prowadzę szkolenie)
    > najczęściej mówię mu o tym wprost. Spokojnie i w celu znalezienia wyjścia
    > z sytuacji. Robię to raz. I zwykle raz starcza.
    No proszę! Postępuję tak samo i to bez żadnej teoretycznej podbudowy! To
    musi o czymś świadczyć.;)

    > Za drugim razem wyciągam konsekwencje. Cenię sobie komfort mojej pracy,
    > zwłaszcza, że jestem za nią codziennie oceniany. Każdy dzień szkolenia
    > kończy się ewaluacją moich poczynań. Dostaję ocenę od uczestników. Każde
    > szkolenie kończy się sprawdzeniem, czy uczestnicy nabyli nową wiedzę.
    Też tak miałem, nic nadzwyczajnego.

    > Czyli, na ile byłem skuteczny.
    Tylko trzeba brać poprawkę na to, że bicza z piasku nie ukręcisz, a gdzie
    drwa rąbią tam wióry lecą.

    > Nie widzę powodu, by przez cudze niedociągnięcia dostawać oceny gorsze.
    Ja także nie.

    > Praca szkoleniowca cholernie psychicznie i emocjonalnie drenuje.
    Nie odczuwałem tego tak bardzo w ciągu lat przepracowanych jako wykładowca.
    Uważam, że to niezły zawód jeśli ktoś lubi.

    > Nie widzę powodu, by starając się swoją pracę wykonać dobrze (zadbać o
    > uczestników i zrobić dobrą opinię organizatorowi) nie egzekwować wszelkimi
    > możliwymi sposobami tego samego od innych.
    No i tu się właśnie różnimy i - jak sądzę - różnić będziemy. Bo ja jednak
    pewnych "sposobów" bym nie zastosował.

    >>> To mało dojrzały sposób komunikowania się z ludźmi.
    >> To tylko jedna z możliwych opinii. Mam inną. Zresztą takie działanie
    > nie ma
    >> na celu komunikowania SIĘ Z człowiekiem, tylko komunikowanie JEMU.
    > Nie wprost i w sposób sprowadzający komunikację do podziemia. Grupa
    > komentujących porozumiewająca się poza denerwującym osobnikiem.
    I bardzo dobrze. Poczucie izolacji to dodatkowy bodziec skłaniający do
    zastanowienia się - co jest nie tak. Teraz ja Cię zapewniam, że to działa.

    >> Jednak lepsza jawna, otwarta agresja, niż rycie za plecami niczym
    > kanalia.
    > Nie wiem, jak to rozumieć. Czy "rycie za plecami niczym kanalia" to
    > nawiązanie do poinformowania szefa, że ktoś utrudnia pracę?
    Po prostu Ty przegiąłeś w jedna stronę, to ja dla równowagi w drugą.
    A wszystko można różnie nazwać: jeden powie "poinformowanie szefa, że ktoś
    utrudnia pracę", a drugi "doniesienie do szefa na kolegę jak nadarzyła się
    okazja".
    Poza tym trzeba pamiętać co jest przedmiotem sprawy. Po cóż strzelać z
    armaty do wróbla?
    Przy okazji - z postu autora wynika, że w pokoju siedzi kilka osób, nie
    wynika natomiast czy zachowanie "głośnego" przeszkadza wszystkim, czy tylko
    autorowi. Przyjęliśmy tylko takie założenie.

    >>> To dobry sposób, by zepsuć atmosferę w pracy.
    >> Zepsutą atmosferę nie zawsze widać na pierwszy rzut oka.
    >> Czasem ktoś uważa aby jej nie zepsuć, a tam już psuć nie bardzo jest co.
    > I zwykle od tego zaczyna się ona psuć. Od polaryzowania się grupy.
    Chyba każda grupa prędzej czy później się spolaryzuje. A już szczególnie w
    pracy, gdzie o okazję łatwo.

    --
    Jotte

strony : 1 ... 4 . [ 5 ] . 6 ... 8


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1