eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusjeImprezy firmoweRe: Imprezy firmowe
  • Data: 2006-03-28 08:57:46
    Temat: Re: Imprezy firmowe
    Od: Maciek Sobczyk <m...@d...doPLer> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    Tomek napisał(a):
    > Cześć
    >
    > Organizuje imprezy firmowe u nas w korporacji, ale ostatnio wychodzą jakieś
    > niemrawe. Ludzie się nudzą. Kręgle nie wystarczają itd. Orgii sexualnej z tego
    > nie zrobię.
    >
    > Powiedzcie proszę... jak u was wyglądają imprezki ? Takie przy piwie. Jakie
    > tematy poruszacie, sposoby na rozkręcenie może jakieś itd itp.

    Klient nasz pan. Jeżeli ma ochotę polecieć balonem - poleci balonem.
    Przy okazji można w to wpleść ciekawe gry szkoleniowe (np. warsztat
    przyszłości R. Jungka) itd.

    Piszesz - "u nas w korporacji". Może to stereotypowe myślenie, ale
    pewnie jakimś sporym budżetem dysponujesz. Zastanów się, jakie cele
    chcesz osiągnąć dzięki imprezie i w tą stronę idź. Przy piwie jest się
    trudno integrować, jeśli wczoraj było się w pracy i prócz tego nie ma
    się żadnych wrażeń, które można by przy piwku obgadać. Więc najpierw
    zabawy, nazwijmy je - zadaniowe, potem wspólne piwko na wyciszenie
    emocji i wspólne pośmianie się.

    Ja, z moich imprez, najbardziej zapamiętałem kulig w okolicach Nowego
    Sącza. Temperatura -15 stopni. Mały ciągnik o dwóch skrętnych osiach a
    za nim doczepione 15 małych (!) sanek. Na każdych sankach dwie osoby.
    Juz na pół godziny przed kuligiem wraz z koleżanką upatrzyliśmy sobie
    ostatnie sanki. Wiadomo - najbardziej latają na zakrętach, więc i zabawa
    najbardziej ekstremalna. Zabawa była przednia... tak do szóstego
    wypadnięcia z sanek, przy którym spadliśmy z takiej maleńkiej skarpy -
    ot, ledwo dwa metry lotu koszącego i lądowanie w zaspie. Potem już było
    mniej fajnie, aż do ogniska (w lesie, więc nie wiało), herbatki z
    prądem, kiełbach etc. Potem powrót szczytem wzniesienia. -15 stopni,
    zero osłony przed wiatrem. Śnieg zalegał tak na 30 cm. Sanki były
    wysokie na 20. Kiedy poczułem, że nabrałem w nogawki śniegu aż do kolan,
    stwierdziłem (podobnie jak połowa grupy), że dalszą część kuligu przejdę
    pieszo. Potem spacer w ciemnościach na makabrycznie obolalych nogach i
    prawdziwy strach - czy uda mi się dotrzeć do ośrodka. Jedna koleżanka po
    drodze dostała klasycznego ataku paniki. Z wszystkimi bajerami -
    hiperwentylacją, poczuciem duszności w klatce piersiowej, histerią etc.
    Normalnie usiąść potrafiłem już na trzeci dzień. Siniaki zeszły po
    miesiącu. Żeby odreagować, wódkę ściągaliśmy taryfą aż z Nowego Sącza.
    Kulig jednym słowem - ekstremalny. Ale do dziś w grupie wspominamy go
    jako coś wspaniałego - wspólne przeżycie, które dla niektorych o mało co
    nie skończyło się poważnymi obrażeniami :) Żadne piwko by tego nie dało.
    Chyba, że w miejscowej sztachetotece.

    pozdr.
    m.

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1