-
31. Data: 2005-06-25 00:57:18
Temat: Re: Przyszłość pracy w GB
Od: "@nn" <jurek@post>
Użytkownik "KrzysiekPP" <k...@n...op.pl> napisał w wiadomości
news:MPG.1d268fe05040bafe98a122@news.tpi.pl...
> No to moze z drugiej strony ... w duzo mniejszych miastach brak
> konkurencji i kosi sie klientow :]
>
Ech, czyli większe od Krakowa = nienormalne ceny, mniejsze od Krakowa =
nienormalne ceny, Kraków = normalne ceny, czy tak? :p
Ja jestem z Głogowa (co by nie było wątpliwości), ale we Wrocławiu
widziałam w podobnych cenach (300...350)... a do Krakowa mam daleko :p
Ania
--
*~*~* Pisz tu: http://www.cerbermail.com/?Y8Pg93XYwQ *~*~*
*~*~* Chcesz zagrać? Szukaj na Kurniku: jainaproudmoore *~*~*
~*~*~*~*~* Moje dziecki: http://tinyurl.com/bdgxw *~*~*~*~*~
-
32. Data: 2005-06-25 03:53:36
Temat: Re: Przyszłość pracy w GB
Od: Przemysław Maciuszko <s...@h...pl>
KrzysiekPP <k...@n...op.pl> wrote:
> Z praktyki mojej znajomej: mozna zaoszczedzic 3 tys zl miesiecznie.
Żyjąc jak asceta.
> Czyli porzadne mieszkanie masz za jakies 50 miesiecy czyli 4 lata.
Powiedzmy. To się raczej nijak nie mieści w charakterystyce pracy
'sezonowej' o której była mowa.
--
Przemysław Maciuszko
Zurich based
-
33. Data: 2005-06-25 06:29:53
Temat: Re: Przyszłość pracy w GB
Od: KrzysiekPP <k...@n...op.pl>
> Ech, czyli większe od Krakowa = nienormalne ceny, mniejsze od Krakowa =
> nienormalne ceny, Kraków = normalne ceny, czy tak? :p
Ja to po cenach wodki obserwuje ;-)))))))
--
Krzysiek, Krakow
-
34. Data: 2005-06-25 06:30:54
Temat: Re: Przyszłość pracy w GB
Od: KrzysiekPP <k...@n...op.pl>
> Żyjąc jak asceta.
No nie wiem .... kolezanka pracuje na zapleczu restauracji przy
przygotowywaniu jedzenia dla kucharzy. Wcale nie głoduje, ani tez nie
szaleje ... zyje normalnie jak w PL.
--
Krzysiek, Krakow
-
35. Data: 2005-06-25 08:53:19
Temat: Re: Przyszłość pracy w GB
Od: "Immona" <c...@W...zpds.com.pl>
Użytkownik "Przemysław Maciuszko" <s...@h...pl> napisał w wiadomości
news:d9hqsd$jdj$1@inews.gazeta.pl...
> Immona <c...@w...zpds.com.pl> wrote:
>
>> Polski, zeby tu kupic za nia mieszkanie, samochod, spokojnie przezyc
>> kilka
>> miesiecy, zaplacic za studia itd.
>
> Ja tylko tak informacyjnie. Nie wiem ile lat musiałby pracować w UK taki
> niewykwalifikowany robotnik, żeby móc w Polsce kupić mieszkanie. Trochę
> się
> zapędziłaś chyba...
>
Jak na mieszkanie pracuja dwie osoby w UK odkladajace sobie po 3k PLN co
miesiac, to 100 000 odloza w nieco ponad 16 miesiecy, a poswiecenie tych 16
miesiecy przez mlode malzenstwo nie majace gdzie mieszkac i nie majace
perspektyw zarabiac w Polsce tyle, zeby cokolwiek znaczacego odkladac,
wydaje mi sie calkiem prawdopodobne.
I.
-
36. Data: 2005-06-25 11:12:26
Temat: Re: Przyszłość pracy w GB
Od: Zbyszek Tuźnik <d...@b...pl>
abb napisał(a):
> Polaków w Wlk Brytanii (tzn osób które przyjechały za poszukiwaniem pracy w
> ostanich latach ) jest w tej chwili jest wg danych brytyjskich około 400 tys
> Z tego tylko kilkanaście tysiecy pracuje legalnie.
Ale masz jakieś wsparcie?
Bo wg BBC - powołującego się na dane z HO
<http://news.bbc.co.uk/2/hi/uk_news/magazine/4087408
.stm>
jako pracujący *legalnie* zarejestrowało się prawie 100k naszych rodaków.
> Reszta poszukuje pracy
> (śpiąc na dworcach)
Nie utożsamiałbym poszukiwania pracy ze spaniem na dworcu.
> albo pracuje nielegalnie czyli po prostu wykonuje nieskomplikowane prace
> fizyczne ce (przynieś coś , albo pozamiataj , albo umyj kibel)
JW stawianie znaku równości między wykonywaniem prostych/fizycznych
prac, nielegalnością tejże wydaje mi się nieuzasadniony.
> Taka jest smutna prawda.
Źródło i to *wiarygodne*[1] poproszę
pozdrawiam
Zbyszek
[1] hint: mój szwagier był i opowiadał nie jest takim.
-
37. Data: 2005-06-25 13:53:52
Temat: Re: Przyszłość pracy w GB
Od: nbs <n...@g...pl>
Immona wrote:
>
> Na razie Polacy wypelniaja glownie luke na rynku pracy w GB, a nie odbieraja
> pracy Brytyjczykom
Gdyby tam pojechalo 10mln ludzi mozna by powiedziec, ze rynek pracy sie
nasycil i przyjezdni odbieraja prace miejscowym. Ale taki naplyw ludzi
jak obecnie to woda na mlyn tamtejszej gospodarki. Brytyjczycy wygrali
los na loterii nie dajac sie poniesc szowinizmowi i pseudosocjalnym
interesom.
(Nb. to dziala rowniez w druga strone, tj. wyjazd pewnej liczby ludzi z
kraju moze tylko chwilowo zmniejszyc bezrobocie. Na dluzsza mete to
czysta strata dla gospodarki).
> - wykonuja prace, na ktore za dawana place nie ma
> chetnych, godzac sie na wynikajaca stad jakosc zycia tam, jakiej rodowity
> Brytyjczyk by nie zaakceptowal. To, ze wyzej wykwalifikowane osoby
> korzystajac z wolnego dostepu do rynku pracy tez sie tam pojawily i
> zachwycily sie ogolnie wyzszym poziomem zycia to zjawisko marginalne,
> ktorego byc moze Twoi znajomi sa czescia.
- Skad masz dane i ile konkretnie wynosi "marginalne"? Liczysz osoby czy
wypracowany przez nie PKB?
- Dlaczego sadzisz, ze wiekszosc emigracji jest niezadowolona ze swojej
sytuacji zyciowej i nie probuje jej poprawiac na miejscu?
> Natomiast badania opisywane
> niedawno w GW "Europraca" pokazuja, ze wiekszosc ludzi mysli o powrocie. To
> sa ci wykonujacy nizej wykwalifikowane prace. Ich strategia jest taka:
> spedzic tyle czasu, ile trzeba, zyjac na maxa ascetycznie i zaharowujac
> sie - mieszkajac po kilku w mieszkaniu czy pokoju, jedzac najtansze rzeczy,
> rezygnujac z rozrywek i konsumpcji czegos innego niz to, co niezbedne,
> odlozyc kase, ktora ma tu w Polsce wieksza wartosc i wrocic z ta kasa do
> Polski, zeby tu kupic za nia mieszkanie, samochod, spokojnie przezyc kilka
> miesiecy, zaplacic za studia itd.
To prawda. Ale to sa tylko _zamierzenia_. W praktyce, po pewnym czasie
spedzonym na emigracji, sprawa wyglada troche inaczej. Im wiekszy
zebrany kapital (nie tylko finansowy!) tym trudniejsza jest decyzja o
powrocie. Mam wrazenie, ze ludzie, ktorzy spedzili za granica kilka lat
maja male szanse wrocic do kraju i nie wyjechac ponownie.
> Pieniadze zarobione tam przy niskowykwalifikowanych pracach tam nie maja
> wielkiej wartosci uzytkowej, w Polsce tak. Nie sadze, zeby ktos uzyskiwal
> satysfakcje samym napawaniem sie, ze zarabia 6000 zl netto miesiecznie w
> sytuacji, gdy i tak nie moze za to kupic na miejscu wiecej niz w Polsce by
> mogl za 1000. to bedzie dlugo dzialac na zasadzie rotacji: jakas transza
> wyjezdza, potem wraca, a na ich miejsca przyjezdzaja nastepni. zreszta,
> rozwijajaca sie gospodarka generuje nowe miejsca pracy.
Mowisz o wyjezdzie na saksy. Te z zasady sa ukierunkowane na chwilowa
korzysc. Sek w tym, ze malo kto podejmuje (jednorazowa) decyzje o
emigracji. Zwykle jest to ciagly rachunek krotkoterminowych korzysci i
ryzyka. Z czasem pepowina laczaca emigranta z Ojczyzna slabnie a jego
pozycja w kraju docelowym rosnie.
Z naszego (polskiego) punktu widzenia najlepiej byloby gdyby kazdy
emigrant wracal do Kraju, przywozac swoje doswiadczenie, pieniadze i
wiedze. Poki co sytuacja wyglada optymistycznie (ba, nawet US pozwala
sobie na sciaganie haraczu z powracajacych!) ale to glownie dlatego, ze
wiekszosc ludzi wyjechala do WB mniej niz rok temu. Sam jestem ciekaw
jak rozwinie sie ta historia.
> I.
R.
-
38. Data: 2005-06-25 16:19:48
Temat: Re: Przyszłość pracy w GB
Od: "Immona" <c...@W...zpds.com.pl>
Użytkownik "nbs" <n...@g...pl> napisał w wiadomości
news:d9jniu$jkb$1@inews.gazeta.pl...
> Immona wrote:
>>
>> Na razie Polacy wypelniaja glownie luke na rynku pracy w GB, a nie
>> odbieraja
>> pracy Brytyjczykom
>
> Gdyby tam pojechalo 10mln ludzi mozna by powiedziec, ze rynek pracy sie
> nasycil i przyjezdni odbieraja prace miejscowym. Ale taki naplyw ludzi
> jak obecnie to woda na mlyn tamtejszej gospodarki. Brytyjczycy wygrali
> los na loterii nie dajac sie poniesc szowinizmowi i pseudosocjalnym
> interesom.
Dokladnie. Maja zmotywowana, tania sile robocza w obfitosci. BTW, choc to ze
wzgledow politycznych obecnie raczej niemozliwe, Polska by podobnie zyskala
otwierajac sie dla legalnej pracy ludzi z ex-ZSRR. W Polsce tez jest mnostwo
pracy, ktorej nikt nie chce wziac dlatego, ze jest za 800 zl, a ci
przedsiebiorcy, ktorych na drozszego pracownika zwyczajnie nie stac, nie
rozwijaja przez to firm i nie powstaja nowe miejsca pracy, juz nie za 800
zl.
>> - wykonuja prace, na ktore za dawana place nie ma
>> chetnych, godzac sie na wynikajaca stad jakosc zycia tam, jakiej rodowity
>> Brytyjczyk by nie zaakceptowal. To, ze wyzej wykwalifikowane osoby
>> korzystajac z wolnego dostepu do rynku pracy tez sie tam pojawily i
>> zachwycily sie ogolnie wyzszym poziomem zycia to zjawisko marginalne,
>> ktorego byc moze Twoi znajomi sa czescia.
>
> - Skad masz dane i ile konkretnie wynosi "marginalne"? Liczysz osoby czy
> wypracowany przez nie PKB?
Zdecydowanie licze osoby. Dane mam ze zdrowego rozsadku polaczonego z
obserwacja - skoro 100.000 wyjechalo, to jakby byli to wysoko
wykwalifikowani albo chocby polowa z nich, to angielskie gazety by sie
rozpisywaly pozytywnie o polskich inzynierach, prawnikach i ksiegowych, a
nie o pracownikach fabrycznych i budowlanych, barmanach i sprzataczkach. Moj
znajomy mieszkajacy w GB juz dlugo i na stale i nalezacy do
wykwalifikowanych i ucertyfikowanych Polaka (nie bedacego jego znajomym z
kraju i przyjezdzajacym w odwiedziny) w sytuacji zawodowej w swojej pracy
(finanse) spotkal tam jak dotychczas jednego, natomiast masy rodakow
spotykal jako obsluge knajp, hoteli i innych obiektow.
We wspominanych juz badaniach badaniach z GW byl tez liczony odsetek ludzi,
ktorzy poszukuja za granica "tylko pracy zgodnej z kwalifikacjami". Bardzo
wzrosl od zeszlego roku, ale to nadal kilkanascie procent. Wiekszosc szuka
jakiejkolwiek.
> - Dlaczego sadzisz, ze wiekszosc emigracji jest niezadowolona ze swojej
> sytuacji zyciowej i nie probuje jej poprawiac na miejscu?
Niezadowolenie jest w wiekszosci przypadkow potrzebne do wyjazdu :). Moze sa
tacy, co chca zwiedzac swiat i nabierac nowych doswiadczen, ale wiekszoscia
kieruje motywacja finansowa i to silna. Porzucenie rodziny i znajomych i
pojechanie do obcego kraju, ktorego jezyka sie nie zna tak dobrze jak native
speaker, borykanie sie z szukaniem mieszkania i organizacja sobie zycia w
obcym miejscu i srodowisku przez wiekszosc ludzi (z natury nie lubiacych
zmian) nie jest odbierane z entuzjazmem, tylko jako koszty, od ktorych zysk
musi byc wiekszy.
Natomiast co do probowania poprawiania sytuacji zyciowej, to wiekszosc
zapewne probowala, tylko skutki tych prob nie byly dla nich zadowalajace.
> To prawda. Ale to sa tylko _zamierzenia_. W praktyce, po pewnym czasie
> spedzonym na emigracji, sprawa wyglada troche inaczej. Im wiekszy
> zebrany kapital (nie tylko finansowy!) tym trudniejsza jest decyzja o
> powrocie. Mam wrazenie, ze ludzie, ktorzy spedzili za granica kilka lat
> maja male szanse wrocic do kraju i nie wyjechac ponownie.
A moja rodzina wraz ze mna wrocila po spedzeniu kilku lat za granica w kraju
Pierwszego Swiata i to bynajmniej nie dlatego, ze tam sie cos nie udalo,
tylko z powodu tesknoty i nadziei, ze po zmianie ustroju bedzie dobrze :)
>
>> Pieniadze zarobione tam przy niskowykwalifikowanych pracach tam nie maja
>> wielkiej wartosci uzytkowej, w Polsce tak. Nie sadze, zeby ktos uzyskiwal
>> satysfakcje samym napawaniem sie, ze zarabia 6000 zl netto miesiecznie w
>> sytuacji, gdy i tak nie moze za to kupic na miejscu wiecej niz w Polsce
>> by
>> mogl za 1000. to bedzie dlugo dzialac na zasadzie rotacji: jakas transza
>> wyjezdza, potem wraca, a na ich miejsca przyjezdzaja nastepni. zreszta,
>> rozwijajaca sie gospodarka generuje nowe miejsca pracy.
>
> Mowisz o wyjezdzie na saksy. Te z zasady sa ukierunkowane na chwilowa
> korzysc. Sek w tym, ze malo kto podejmuje (jednorazowa) decyzje o
> emigracji. Zwykle jest to ciagly rachunek krotkoterminowych korzysci i
> ryzyka. Z czasem pepowina laczaca emigranta z Ojczyzna slabnie a jego
> pozycja w kraju docelowym rosnie.
Wiesz, trudno mi sobie wyobrazic wzrost pozycji sprzataczki. roznica jest
najwyzej taka, ze w Polsce wykonujac prace sprzataczki w wiekszosci
przypadkow nie bedzie sie w stanie utrzymac bez pieniedzy wspolmalzonka lub
innych czlonkow rodziny, a w kraju Zachodu bedzie w stanie za swoja prace
sprzataczki przezyc skromnie, ale godnie. Lecz pracujac w tych prostych
zawodach, zwlaszcza, gdy jest to praca ponizej kwalifikacji, czlowiek nie ma
wielkich szans kupic sobie tam czegos, co naprawde przywiazuje, np.
nieruchomosci na wlasnosc. Rotacja ludzi w takich miejscach pracy tez jest
spora, wiec tworzenie trwalych wiezi spolecznych ma niezbyt sprzyjajacy
klimat. Proces, o jakim mowisz zachodzi wtedy, gdy do GB jedzie ktos znajacy
juz dobrze jezyk, majacy jakies studia oparte na "twardej" wiedzy,
otrzaskany w miedzynarodowych kontaktach itd. Natomiast dla calej masy
wyjezdzajacych ludzi z malych miast, a czasem i wiekszych miast, ktorzy
uwazaja, ze zlapali Pana Boga za nogi, jak znajduja brudna i ciezka prace w
fabryce za tamtejsze minimum (byl tu na grupie taki przypadek jakis czas
temu) ten Twoj scenariusz jest malo prawdopodobny.
I.
-
39. Data: 2005-06-25 17:00:08
Temat: Re: Przyszłość pracy w GB
Od: "nica" <n...@W...gazeta.pl>
> w polsce mamy bezrobocie ?
> dziwne bo wkolo w firmach wszysty szukaja pracownikow i co dziwne nikt nie chce
> przyjsc bo te kartki wisza i wisza....
wlasnie, nie zastanawia cie to ?
jest praca: placa 800 brutto a kaza pracowac po 12-14h dzwigajac ciezkie
paczki.po 2 miesiacach nawet mezczyzni wymiekaja. kobiet nie przyjmuja
inny przypadek:
kwiaciarnie, osoba mi znana poszla na rozmowe, pani spisala jej dane(na liscie
okolo 20 nazwisk - a jest dopiero 9 rano) i nawet nie odzwonila.
po miesiacu to samo ogloszenie w prasie.
kolejny przypadek:
obicana jest pensja 400zl na czarno - szycie na zmianie nocnej.
na umowe trzeba czekac - najpierw tydzien, potem dwa.
pozniej ochroniarz wrecza 250zloty i wyprowadza za drzwi.
mozna powiedziec ze i tak duzo zarobila.
wiekszosc bierze na tydzien probny za darmo. chetnych jest taka ilosc, ze na 6
miesiecy jest obstawione stanowiko i nie trzeba palcic zadnego wynagrodzenia.
zanim zaczniesz komentowac jak jest z bezrobociem w polsce zobacz sam jak
teraz jest traktowany pracownik przez polskich pracodawcow.
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
-
40. Data: 2005-06-25 18:03:11
Temat: Re: Przyszłość pracy w GB
Od: nbs <n...@g...pl>
Immona wrote:
>
>>- Skad masz dane i ile konkretnie wynosi "marginalne"? Liczysz osoby czy
>>wypracowany przez nie PKB?
>
> Zdecydowanie licze osoby. Dane mam ze zdrowego rozsadku polaczonego z
> obserwacja - skoro 100.000 wyjechalo, to jakby byli to wysoko
> wykwalifikowani albo chocby polowa z nich, to angielskie gazety by sie
> rozpisywaly pozytywnie o polskich inzynierach, prawnikach i ksiegowych, a
> nie o pracownikach fabrycznych i budowlanych, barmanach i sprzataczkach.
Nie to, ze sie z Toba nie zgadzam ale mam kilka uwag:
- Czlowiek (tylko na rynku pracy, oczywiscie) jest wart tyle ile
wypracuje. Liczenie pracownikow "od lebka" daje falszywy wynik.
- Pracownicy niewykwalifikowani sa lepiej widoczni. Raz: jest ich
najwiecej, dwa: czesto pracuja "na pierwszej linii".
- Pracownicy niewykwalifikowani sa bardziej (!) konkurencyjni w
zestawieniu z pracownikami miejscowymi niz wykwalifikowani. Wystarczy,
ze udowodnia swoja solidnosc i pracowitosc i juz maja niezla pozycje na
rynku. Stad bierze sie ta dobra prasa.
>>- Dlaczego sadzisz, ze wiekszosc emigracji jest niezadowolona ze swojej
>>sytuacji zyciowej i nie probuje jej poprawiac na miejscu?
>
> Niezadowolenie jest w wiekszosci przypadkow potrzebne do wyjazdu :).
> [...]
> Natomiast co do probowania poprawiania sytuacji zyciowej, to wiekszosc
> zapewne probowala, tylko skutki tych prob nie byly dla nich zadowalajace.
Caly czas piszesz o pierwszym okresie tuz po wyjezdzie. Tu sie zgadzamy.
Pytanie co sie dzieje dalej? Powiedzmy po roku, dwoch...
Z moich obserwacji wyglada to mniej wiecej tak:
- do 1 roku: "nie taki diabel straszny, mozna troche odlozyc i zobaczyc
pare ciekawych rzeczy, posiedze jeszcze troche by zarobc troche kapuchy",
- 1~4 lata: "wreszcie na swoim, lepsza praca, warunki, poczatki
ukladania sobie zycia, stopniowe rozluznianie wiezi z Krajem, mialem
kilka kryzysow ale wracajac musialbym zaczynac wszystko od zera",
- 5~? lat: "chetnie pojade do Polski zobaczyc stare smieci ale wracac?
Tu jest moj dom.".
Oczywiscie upraszczam, sprawa jest bardzo indywidualna. Wiele zalezy od
tego co sie zostawia w Polsce, jak wyglada zycie w WB itd. Nie jest to
bynajmniej domena pracownikow wykwalifikowanych. Wszystkie grupy
spoleczne sa mocno reprezentowane na emigracji.
> A moja rodzina wraz ze mna wrocila po spedzeniu kilku lat za granica w kraju
> Pierwszego Swiata i to bynajmniej nie dlatego, ze tam sie cos nie udalo,
> tylko z powodu tesknoty i nadziei, ze po zmianie ustroju bedzie dobrze :)
Tyle historii ile ludzi. Ciesze sie, ze wrocilas ale moglbym przytoczyc
pare odwrotnych przykladow.
> Wiesz, trudno mi sobie wyobrazic wzrost pozycji sprzataczki. roznica jest
> najwyzej taka, ze w Polsce wykonujac prace sprzataczki w wiekszosci
> przypadkow nie bedzie sie w stanie utrzymac bez pieniedzy wspolmalzonka lub
> innych czlonkow rodziny, a w kraju Zachodu bedzie w stanie za swoja prace
> sprzataczki przezyc skromnie, ale godnie.
Hmm... nie mozesz sobie wyobrazic wzrostu pozycji sprzataczki a opisalas
to calkiem przekonujaco. ;-)
> Lecz pracujac w tych prostych
> zawodach, zwlaszcza, gdy jest to praca ponizej kwalifikacji,
Zaraz, to ta sprzataczka potrafi cos wiecej? Daj jej troche czasu na
podszlifowanie jezyka, poznanie lokalnych zwyczajow itd. Jak juz
"wejdzie na drabine" nie bedzie chciala z niej zejsc.
> czlowiek nie ma
> wielkich szans kupic sobie tam czegos, co naprawde przywiazuje, np.
> nieruchomosci na wlasnosc. Rotacja ludzi w takich miejscach pracy tez jest
> spora, wiec tworzenie trwalych wiezi spolecznych ma niezbyt sprzyjajacy
> klimat.
To zalezy wylacznie od nastawienia danej osoby. Niektorzy juz po roku
czuja sie "jak u siebie", innym nawet 5 lat jest za malo.
> Proces, o jakim mowisz zachodzi wtedy, gdy do GB jedzie ktos znajacy
> juz dobrze jezyk, majacy jakies studia oparte na "twardej" wiedzy,
> otrzaskany w miedzynarodowych kontaktach itd.
Nie zgadzam sie. Takim ludziom jest z pewnoscia latwiej na poczatku ale
po paru latach stoja przed takimi samymi dylematami jak osoby
(poczatkowo) niewykwalifikowane. Wydaje mi sie, ze jest im nawet latwiej
wrocic.
> I.
R.