-
161. Data: 2002-05-30 20:19:18
Temat: Re: Brak pracy czy... (długie)
Od: "Greg" <o...@f...sos.com.pl>
Użytkownik "Samotnik" napisal:
>
> Nie, mam takie samo prawo dyskutować i mieć
> kiepskie zdanie
Do tego masz pelne prawo
> o tym kolesiu,
Ale prosze nie "kolesiu". Ja Cie nie traktuje jak dresa z pod budki z
piwem i bylbym wdzieczny gdybys rowniez Ty nie traktowal w ten sposob
mnie.
pozdrawiam
Greg
-
162. Data: 2002-05-30 21:17:25
Temat: Re: Brak pracy czy... (dłuuuuuuugie)
Od: Paweł Pollak <p...@m...ic.com.pl>
Użytkownik "wiola" napisała w wiadomości
> Jeśli chodzi o kodeks pracy zgadzam się że jest zły, ale zatanawiam sie
> również nad tym na ile cały ten szum wokół niego to zwykłe kosmetyczne
> poprawki mające poprawić notowania rządu,
Faktycznie kosmetyczne, zachowawcze i niewiele dadzą.
>na ile jest to zwykly lobbing
> prywatnych pracodawców zrzeszonych przez PKPP reprezentujących własne
> interesy
Tylko zauważ, że interes pracodawców jest tu wbrew pozorom korzystny dla
bezrobotnych. Bo jeżeli pracodawca będzie mógł bez przeszkód i odpraw
zwolnić człowieka z dnia na dzień, to nie będzie bał się go zatrudnić w
razie potrzeby. Teraz zatrudnienie pracownika to niemal decyzja jak o
ślubie.
>a na ile jest to faktyczna praca u podstaw zmierzająca do poprawy
> sytuacji ogółu.
> Nie jestem ekonomistą z wykształcenia, ale z tego co sie orientuję kodeks
> pracy nie rozwiązuje wszystkich problemów związanych z bezrobociem. i nie
> jest jego jedyną przyczyną.
Oczywiście, że nie jedyną, natomiast ma w nim bardzo duży udział. Obecny
kodeks pracy generuje bardzo wysokie koszty utrzymania pracowników, co siłą
rzeczy stanowi barierę w ich zatrudnianiu.
> Wpływ na to mają równiez takie czynniki jak spadek tempa wzrostu
> gospodarczego (podobno wzrost dopiero powyżej 5% sprzyja redukcji
> bezrobocia),
W Polsce. W krajach o mniej sztywnych uregulowaniach kodeksowych redukcję
bezrobocia powoduje już znacznie mniejszy wzrost.
>niskie i nieadekwatne kwalifikacje zawodowe osób dorosłych
> (odpowiesz to trzeba było przewidzieć na początku lat 90-tych, ja
odpowiem:
> niestety infrastruktura edukacji osób dorosłych w Polsce jest dość marnie
> rozwinięta,
Otwórz gazetę. Kursów, szkół wieczorowych, studiów zaocznych bez liku.
>poza tym jeżeli ktoś pracował na cały etat, miał dom rodzinę
> raczej nie w glowie mu było chodzić jeszcze na jakieś kursy, szkolenia
itp.,
No i właśnie jeżeli ktoś nie miał czegoś w głowie, to niech sam ponosi
konsekwencje, a nie przerzuca je na innych. Nie ma powodu by osoby, które
doształciły się mimo etatu, domu i rodziny, finansowały teraz ze swoich
podatków tych, którym "nie było w głowie".
> i jeszcze jedno - istnieje cos takiego jak syndrom wyuczonej bezradności,
> możesz obrażać takich ludzi i nie pochwalać tego typu postawy, ale nna
twoim
> miejscu próbowałabym zrozumieć, ze oni dorastali w innej rzeczywistości i
> bardzo często pewne przyswojone wzorce zachowań są niemodyfikowalne mimo
> najszczerszych chęci)
Właśnie o to chodzi, że tych chęci brak albo są czysto deklaratywne. I co
wynika z tego, co piszesz? Że jak ktoś ma syndrom wyuczonej bezradności, to
należy go w tym utwierdzać? A może jednak aktywizować?
> Nastepną rzeczą jest niska mobilność polskiego społeczeństwa, spowodowana
> np. bardzo drogą ceną mieszkań, a żeby nawet móc wyemigrować za pracą z
> rejonów najbardziej zagrożonych bezrobociem, trzeba miec pieniązki np. na
> wynajęcie mieszkanie (będąc bezrobotnym raczej sie ich nie ma).
To na pewno jest bariera, ale moim zdaniem większą rolę odgrywa tu niechęć
Polaków do ruszania się z miejsca, co zresztą widać w badaniach
statystycznych, gdzie większość Polaków deklaruje, że nie zmieniłaby miejsca
zamieszkania w zamian za pracę. Polacy wskutek ruchów migracyjnych
(powojennych i za socjalizmu) mają rodziny rozrzucone po całym kraju. Ile to
zatrzymać się u rodziny na czas szukania pracy, a mieszkanie (pokój) wynająć
po jej znalezieniu?
> Natomiast jeśli chodzi o absolwentów i postawę zerobotnych to zastanawiam
> się skąd czerpiesz nastepującą wiedzę:
> > a to pensja nie pasuje, a to do pracy miałby za daleko (a już nie daj
> Boże,
> > jak musiałby się przeprowadzić), a to praca za ciężka, no i po co w
ogóle
> > pracować, jak można wziąć kuroniówkę i z koleżkami piwko pod budką
> popijać.
Oj, bardzo nieuczciwy sposób dyskutowania, droga Wiolu. Nie przypisałem
takiej postawy bezrobotnym, lecz bezrobotnym _z zamiłowania_. Ludziom,
którzy rzekomo szukają pracy, ale de facto wcale nie chcą pracować.
> > A teraz trochę przykładów, które tak uwielbiają przeciwnicy pracodawców:
> Pracujesz w UP, czy może robiłes jakies badnia ankietowe??? Na podstawie
> jednostkowych przypadków z Twojego otoczenia formułujesz twierdzenia
ogólne,
> sądzę, że jest to swego rodzaju nadużycie.
A dlaczego ten komentarz pojawia się dopiero teraz? Dlaczego nie zamieściłaś
go, kiedy co poniektórzy takimi przykładami udowadniali, że pracodawcy to
banda łobuzów? Może ironia mojej wypowiedzi była mało czytelna, ale po
prostu pokazałem, że na przykłady są kontrprzykłady i egzemplifikacja nie
jest żadnym dowodem.
> Ja mogę ci zagwarantować, jako przedstawicielka Owych abosolwentów, iż
> nie mają oni bardzo wygórowanych wymagań (np.mój kolega prawnik pracuje na
> budowie). A jeśli chodzi o ambije nie widzę wtym nic złego, również je mam
i
> nie chciałabym pracować jako sprzątaczka (zaraz mi zarzucisz, że mam coś
> przeciwko sprzątaczkom, nie nic nie mam , ale moim wykształceniem nie jest
> konserwacja powierzchni płaskich).
To są wygórowane wymagania. Chęć pracy w wyuczonym zawodzie jest naturalna,
ale jeśli tej pracy nie ma, trzeba pójść choćby sprzątać i w tym czasie
dalej szukać. A absolwenci często gęsto wolą pozostać bezrobotni niż przyjąć
pracę, która nie odpowiada ich ambicjom.
Paweł
--
Czy za książki trzeba przepłacać?
www.szwedzka.pl
-
163. Data: 2002-05-31 07:53:32
Temat: Re: Brak pracy czy... (długie)
Od: "Chester EM" <c...@w...kki.net.pl>
Użytkownik "Obserwator z ramienia" <o...@h...com> napisał w
wiadomości news:SeeJ8.108$aI5.57102510@news.nnrp.ca...
> Mowiac krotko jestes chamem, ktory nie powinien miec kontaktu z
ludzmi.
Mówiąc krótko plonk
Chester EM
-
164. Data: 2002-05-31 08:04:27
Temat: Praca w domu (było: Brak pracy czy... (długie))
Od: Samotnik <s...@s...eu.org>
W artykule <ad7a7k$3162$1@news2.ipartners.pl> Chester EM napisał(a):
>
> Użytkownik "Obserwator z ramienia" <o...@h...com> napisał w
> wiadomości news:SeeJ8.108$aI5.57102510@news.nnrp.ca...
>
>> Mowiac krotko jestes chamem, ktory nie powinien miec kontaktu z
> ludzmi.
>
> Mówiąc krótko plonk
No właśnie - nic nie poradzę na to, że drażni mnie, kiedy ktoś robi sobie
autoprezentację połączoną z ekstrawertyczną psychoterapią na grupie o pracy.
A zmieniając temat - jestem ciekaw, ilu z Was pracuje w domu, przy komputerze???
Problem jest dość poważny, sam tak mam. Kiedyś wydawało mi się, że praca we własnym
wyrku jest szczytem marzeń - koniec z wstawaniem w środku nocy (tzn rano :) żeby się
ubrać i jechać do biura, możliwość rozłożenia sobie pracy dowolnie w ciągu dnia (giń
poczwaro - to jest najgorsze, w co można wpaść!) i tak dalej... Ale już tak nie
myślę. Niestety, przynajmniej u mnie, zaczynają się rozmywać granice między pracą a
życiem prywatnym. Jestem ciekaw, jak to jest u innych.
--
Samotnik
Michal Jeczalik Sr, http://www.samotnia.eu.org/
-
165. Data: 2002-05-31 08:16:38
Temat: Re: Praca w domu (było: Brak pracy czy...(długie))
Od: "Chester EM" <c...@w...kki.net.pl>
Użytkownik "Samotnik" <s...@s...eu.org> napisał w wiadomości
news:slrnafebr2.hbn.samotnik@localhost.localdomain..
.
> A zmieniając temat - jestem ciekaw, ilu z Was pracuje w domu, przy
komputerze???
Kilka lat temu dałem się nabrać na taki pomysł - wydał mi się
rewelacyjny.
Sam ustalasz kiedy pracujesz, kiedy jesz sniadanie, ile siedzisz w
wannie,
ile poświęcasz bliskim itp. Do tego wygoda - biuro przy tyłku - laptop,
komórka.
Po 2 miesiącach okazało się, że jestem niewolnikiem własnych ambicji.
Do tej pory tak czy siak pracowałem często w domu, jednak tym razem
okazało się, że zanikła granica pomiędzy pracą, którą powinienem/mógłbym
wykonać w domu a oraniem bez wytchnienia.
Była juz tylko praca.
Znam ludzi, którzy potrafią mimo wszystko oddzielić jedno od drugiego,
jednak typowi pracoholicy IMO powinni unikać tego typu zajęć.
Chyba, że to czyjś sposób na samorealizację.
Pozdrawiam
Chester EM
-
166. Data: 2002-05-31 08:28:59
Temat: Re: Praca w domu (było: Brak pracy czy...(długie))
Od: Samotnik <s...@s...eu.org>
W artykule <ad7biu$df$1@news2.ipartners.pl> Chester EM napisał(a):
>> A zmieniając temat - jestem ciekaw, ilu z Was pracuje w domu, przy
> komputerze???
>
> Kilka lat temu dałem się nabrać na taki pomysł - wydał mi się
> rewelacyjny.
> Sam ustalasz kiedy pracujesz, kiedy jesz sniadanie, ile siedzisz w
> wannie,
> ile poświęcasz bliskim itp. Do tego wygoda - biuro przy tyłku - laptop,
> komórka.
> Po 2 miesiącach okazało się, że jestem niewolnikiem własnych ambicji.
> Do tej pory tak czy siak pracowałem często w domu, jednak tym razem
> okazało się, że zanikła granica pomiędzy pracą, którą powinienem/mógłbym
> wykonać w domu a oraniem bez wytchnienia.
> Była juz tylko praca.
No właśnie. Klaptop, komórka, stały dostęp do sieci, śniadanko o jedenastej albo o
dwunastej, w międzyczasie jakiś odcinek SouthParku, przejść się do sklepu po
bułeczki... A około szesnastej dochodzisz do wniosku, że za mało jednak pracowałeś w
ciągu dnia i pracujesz dalej. A potem już ci się nic nie chce, bo cały dzień
pracowałeś, co rózniło się od wieczornego odpoczynku tylko tym, że częściej
podchodziłeś do komputera. Nienienienie, to nieporozumienie.
A teraz kolejny krok - jak to zmienić, przy założeniu, że samej pracy nie chce się z
mieniać? :) Praca jest super, tylko siedzenie w domu jest do niczego. Szukałem już
ludzi z podobnym problemem na regionalnej grupie, żeby wynająć razem jakieś lokum i
tam pracować, ale jak widać we Wrocławiu wszyscy siedzą w biurach. :P
--
Samotnik
Michal Jeczalik Sr, http://www.samotnia.eu.org/
-
167. Data: 2002-05-31 09:23:46
Temat: Re: Praca w domu
Od: Roman Kubik <r...@p...com.pl>
> A zmieniając temat - jestem ciekaw, ilu z Was pracuje w domu, przy komputerze???
mi sie to czasem zdarza (jak mam pilne prace a w firmie zawsze polowe czasu
mitrezy sie na glupoty tzn. rozmowy z zarzadem ;-), przelozonymi
i wspolpracownikami). I w krotkich dobrze okreslonych zadaniach sprawdza sie.
Na dluzsza mete jest bez sensu, bo ta polowa czasu zmarnowana na rozmowy roznego
typu jest bardzo wazna (nie tylko dla samopoczucia ale i dla prawdziwej pracy).
Osobiscie uwazam sie za bardzo uporzadkowana osobe i czy to w biurze, czy
w domu pracuje 8 godzin od ... do ... (7:30 - 15:30), zadnych SouthParkow,
sniadanek, zakupow czy newsow (w tym tygodniu mam urlop co widac az
za wyraznie ;-)). Jesli pilnosc i termin przycisnal, to potrafie 5 dni
popracowac po 10-12 godzin (wiecej nie, zeby nie wiem co, praca to nie wyscig)
ale potem te nadgodziny natychmiast odbieram (i tu tez nie ma zmiluj, nie chce
umzac na zawal w wieku 35 lat ;->).
Mysle, ze gdybym musial, to moglbym pracowac w domu przez nawet lata,
ale lubie sie przewietrzyc w porannym korku ;-).
Miewam tez czasem servisy o 2-3 w nocy :-) ale po tym sie wysypiam i pracuje
mniej o tyle, ile sie spoznie (co moze byc zupelnie niewspolmierne do czas
trwania interwencji, ale tak do tego podchodze).
Mam bardzo dobrego pracodawce bo potrafil zrozumiec i docenic moje podejscie
(pozdrowienia dla zarzadu i szefa :-)) co mozna uznac za CUD czytajac ta grupe.
Ale to nie jest cud... po prostu sporo rzeczy mi sie udaje zrobic jako tako
dobrze i jako tako terminowo mimo moich 'ograniczen'.
Mysle ze glowny problem z praca w domu jest brak samodyscypliny u pracujacego
i brak dystansu do swojej pracy. W wpadku programistow dochodzi standartowy
zdecydowanie zbyt optymistyczny sposob wyznaczania terminow i potem usilowanie
utrzymania sie w nich kosztem czasu wolnego.
a ten nadmierny optymizm wynika zwykle z nieumiejetnosci
projektowania/planowania swoich dzialan (nie chodzi tu o sformalizowane,
ustandaryzowane metody projektowania tylko o _jakiekolwiek_ metody)
ludzie nie wiedza dobrze co/jak maja zrobic a podaja jakies terminy.
i o ile w firmie mozna zawsze powiedziec ze przeciez pracowalem co kazdy
widzial, to w domu jest gorzej - nie wyrobie sie to powiedza, ze sie opier*,
do tego rzeczywiscie sporo gapilem sie w TV, lazilem po miescie, no moze
rzeczywiscie jeszcze nie przepracowalem tych 8 godzin, choc zaczalem o 9:00
a jest 23..., no to trzeba zasowac. a nastepny termin znowu podaja za szybko
i z ksiezyca.
pozdrawiam
romekk
-
168. Data: 2002-05-31 09:32:29
Temat: Re: Brak pracy czy... (długie)
Od: Tristan Alder <s...@p...onet.pl>
Dnia pewnego pięknego (Tue, 28 May 2002 20:14:49 +0200), "konopia"
<k...@p...onet.pl> był(a) napisał(a):
>> Tak, ze nie mieli sił sprawdzić leżących z wcześniejszych czasów
>> zgłoszeń?
>A moze po prostu wyrzucili? Po co zbierac skoro teraz tylu bezrobotnych
>zawsze sie ktos znajdzie :)
A wiesz co ja myślę o takim pracodawcy? Faktycznie -- znaleźli, ale co
im z tego przyszło?
--
Jego Eminencja Tristan hrabia Alder
(ZTJ: Przemysław Adam Śmiejek)
-
169. Data: 2002-05-31 10:50:17
Temat: Re: Brak pracy czy... (dłuuuuuuugie)
Od: "wiola" <w...@w...pl>
Użytkownik "Paweł Pollak" <p...@m...ic.com.pl> napisał w wiadomości
news:ad6602$iuj$1@katmai.magma-net.pl...
> Użytkownik "wiola" napisała w wiadomości
> > Jeśli chodzi o kodeks pracy zgadzam się że jest zły, ale zatanawiam sie
> > również nad tym na ile cały ten szum wokół niego to zwykłe kosmetyczne
> > poprawki mające poprawić notowania rządu,
> Faktycznie kosmetyczne, zachowawcze i niewiele dadzą.
Cieszę się, że chociaż w jednym punkcie sie zgadzamy.
> >na ile jest to zwykly lobbing
> > prywatnych pracodawców zrzeszonych przez PKPP reprezentujących własne
> > interesy
> Tylko zauważ, że interes pracodawców jest tu wbrew pozorom korzystny dla
> bezrobotnych. Bo jeżeli pracodawca będzie mógł bez przeszkód i odpraw
> zwolnić człowieka z dnia na dzień, to nie będzie bał się go zatrudnić w
> razie potrzeby. Teraz zatrudnienie pracownika to niemal decyzja jak o
> ślubie.
Tu również się zgadzam, aczkolwiek mam wątpliwości czy wszystkie forsowane
przez nich zapisy są konieczne i pożyteczne dla rynku pracy.
> >niskie i nieadekwatne kwalifikacje zawodowe osób dorosłych
> > (odpowiesz to trzeba było przewidzieć na początku lat 90-tych, ja
> odpowiem:
> > niestety infrastruktura edukacji osób dorosłych w Polsce jest dość
marnie
> > rozwinięta,
> Otwórz gazetę. Kursów, szkół wieczorowych, studiów zaocznych bez liku.
Problem polega na tym , iż tego typu szkolenia są z reguły dość drogie i
dla bezrobotnego (szczególnie trwale) stanowiłby dość znaczne nadwyrężenie
jego budżetu domowego (o ile takowy w ogóle istnieje). Poza tym kursy te pod
wzgledem merytorycznym bardzo często pozostawiaja wiele do zyczenia i
szczerze wątpie czy po ukonczeniu "szkolenia z gazety" kwalifikacje
bezrobotnego b6yłyby cos warte. Pisząc o infrastrukturze miałam na mysli
przede wszystkim działalnośc urzędów pracy, które by koordynowały ,
nadzorowały treść przeprowadzanych szkolen skierowanych do osób
bezrobotnych..
> >poza tym jeżeli ktoś pracował na cały etat, miał dom rodzinę
> > raczej nie w glowie mu było chodzić jeszcze na jakieś kursy, szkolenia
> itp.,
>
> No i właśnie jeżeli ktoś nie miał czegoś w głowie, to niech sam ponosi
> konsekwencje, a nie przerzuca je na innych. Nie ma powodu by osoby, które
> doształciły się mimo etatu, domu i rodziny, finansowały teraz ze swoich
> podatków tych, którym "nie było w głowie".
> Właśnie o to chodzi, że tych chęci brak albo są czysto deklaratywne. I co
> wynika z tego, co piszesz? Że jak ktoś ma syndrom wyuczonej bezradności,
to
> należy go w tym utwierdzać? A może jednak aktywizować?
To już była nadinterpretacja mojej wypowiedzi. Oczywiście, że
aktywizować!!!!! Moim celem było zwrócenie ci uwagi, na fakt, iż nie wszyscy
mają taka mentalność jak ty, że ludzie ci bardzo często nie
zdają sobie z tego sprawy (tak jak np kobiety w krajach arabskich nie
uważają za nic złego bycie w sytuacji podrzędnej wobec mężczyzn, mimo tego,
że np mi się to nie podoba, odbiegający od tematu przykład, ale chyba
obrazujący moje intencje), że owe wzorce zachowań są tak głęboko
zakorzenione, iż bez zewnetrznej pomocy, w postaci właśnie up, różnych
organizacji wspierających przedsiębiorczość itp. nic sie w tej kwestii nie
zmieni. A jeśli chodzi o podatki, jedną z funkcji budżetu państwa jest
funkcja redystrybucyjna.........
> To na pewno jest bariera, ale moim zdaniem większą rolę odgrywa tu niechęć
> Polaków do ruszania się z miejsca, co zresztą widać w badaniach
> statystycznych, gdzie większość Polaków deklaruje, że nie zmieniłaby
miejsca
> zamieszkania w zamian za pracę. Polacy wskutek ruchów migracyjnych
> (powojennych i za socjalizmu) mają rodziny rozrzucone po całym kraju. Ile
to
> zatrzymać się u rodziny na czas szukania pracy, a mieszkanie (pokój)
wynająć
> po jej znalezieniu?
Zgadzam sie, iż Polacy ze swej natury barzdo nie lubią zmieniac miejsca
zamieszkania, że przywiązanie do "gnaizdka domowego"jest bardzo silne.
A jeśli chodzi o rodzinę, a co jeżeli taka rodzina mieszka w dwoch pokojach
z 3 dzieci? Mają przyjąć jeszce jedną osobę pod swój dach na co najmniej
miesiąć aż do pensji? co jeśli taka osoba wyemigruje za praca, dostając za
nią 800 zl/m-c zostawiając zone i dzieci w domu. Zapłaci za pokój, za
wyzywienie, jakieś dojazdy. I co mu zostanie , zeby przesłać małżonce?
Moglibyśmy hipotetycznymi sytuacjami zbijac swoje argumenty bez końca, ale
chyba nie o to chodzi
> Oj, bardzo nieuczciwy sposób dyskutowania, droga Wiolu. Nie przypisałem
> takiej postawy bezrobotnym, lecz bezrobotnym _z zamiłowania_. Ludziom,
> którzy rzekomo szukają pracy, ale de facto wcale nie chcą pracować.
I bardzo się z tego cieszę, gdyż z wypowiedzi innych osób można by wysnuć
wniosek, iż bezrobotni w swej oszałamiającej większości to osoby godne
pożałowania. Mam jednak poważne wątpliwości czy w Polsce bezrobotny z
zamiłowania to faktycznie dobry interes.........
Pytałeś w poprzednim poscie jak kształtują się proporcje pomiędzy wolnymi
miejscami pracy a iloscia bezrobotnych. Nie mam danych aktualnych,
dotyczących calej Polski, ale z tego co znalazłam na śląsku w 1997 roku na
jedną ofertę pracy przypadało 37 bezrobotnych (w 95 r. 42 os.) podejrzewam,
iż w tej chwili relacje te wyglądają, jeszcze gorzej i to na terenie całego
kraju.
:
> Pracujesz w UP, czy może robiłes jakies badnia ankietowe??? Na podstawie
> > jednostkowych przypadków z Twojego otoczenia formułujesz twierdzenia
> ogólne,
> > sądzę, że jest to swego rodzaju nadużycie.
> A dlaczego ten komentarz pojawia się dopiero teraz? Dlaczego nie
zamieściłaś
> go, kiedy co poniektórzy takimi przykładami udowadniali, że pracodawcy to
> banda łobuzów? Może ironia mojej wypowiedzi była mało czytelna, ale po
> prostu pokazałem, że na przykłady są kontrprzykłady i egzemplifikacja nie
> jest żadnym dowodem.
Zgadzam się, egzemplifikacja nie jest żadnym dowodem, co również sugerowałam
w swoich postach, ednakże cala dyskusja zaczęła się właśnie od przykładów
dotyczących pracowników oraz tez, ze bezrobocia nie ma........Była to dośc
jednostronna opinia dlatego wywołała taką burzę od osób pokrzywdzonych przez
"chlebodawców".
Prawda pewnie jak zwykle leży po obu stronach.
moim celem było natomiast zwrócenie uwagi na pewne patologie rodzące się na
rynku pracy właśnie wynikające z obecnie dominującej sytuacji pracodawców.
Podejrzewam, że gdyby było na odwrót dużo miejsc pracy mało pracowników,
wtedy także sytuacja byłaby niezdrowa (a kto wie czy w wyniku starzenia sie
społeczęństw takiej sytuacji nie doczekamy)
> > Ja mogę ci zagwarantować, jako przedstawicielka Owych abosolwentów,
iż
> > nie mają oni bardzo wygórowanych wymagań (np.mój kolega prawnik pracuje
na
> > budowie). A jeśli chodzi o ambije nie widzę wtym nic złego, również je
mam
> i
> > nie chciałabym pracować jako sprzątaczka (zaraz mi zarzucisz, że mam coś
> > przeciwko sprzątaczkom, nie nic nie mam , ale moim wykształceniem nie
jest
> > konserwacja powierzchni płaskich).
>
> To są wygórowane wymagania. Chęć pracy w wyuczonym zawodzie jest
naturalna,
> ale jeśli tej pracy nie ma, trzeba pójść choćby sprzątać i w tym czasie
> dalej szukać. A absolwenci często gęsto wolą pozostać bezrobotni niż
przyjąć
> pracę, która nie odpowiada ich ambicjom.
A tu już drogi Pawle najwyraźniej chciałes mi dopiec, nieladnie, nieładnie.
.......
pozdrawiam
Wiola
p.s ewentulanie mogłabym sie zgodzić na szefową sprzątaczek z perspektywami
awansu na inspektora czystości:)))))
-
170. Data: 2002-05-31 11:02:29
Temat: Re: Brak pracy czy... (dłuuuuuuugie)
Od: Roman Kubik <r...@p...com.pl>
> p.s ewentulanie mogłabym sie zgodzić na szefową sprzątaczek z perspektywami
> awansu na inspektora czystości:)))))
co za wybredna baba!
;-)
pozdrawiam
romekk