eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusjeParametry biologiczne człowieka - ambitne zagadnienie
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 113

  • 81. Data: 2007-07-07 20:07:13
    Temat: Re: Parametry biologiczne człowieka - ambitne zagadnienie
    Od: Any User <t...@t...pl>

    >> Zadaniem pracownika nie bylo dzwonic po karetke, tylko odlaczyc prad. Do
    >> zwierzchnikow zdaje sie nie zadzwonil. Przy takich rzeczach jak
    >> odlaczanie pradu mnostwo gospodarstw domowych opowiada lzawe historie i
    >> prosi, zeby nie odlaczac. Poniewaz w momencie, gdy on przychodzi, firma
    >> wyczerpala juz wszystkie mozliwosci negocjacji, jego zadaniem nie jest
    >> negocjowac, tylko wykonac zadanie.
    >>
    > No to przylaczam sie do tych ktorzy twierdza ze rodzina jest winna. Jednak
    > rozsadek mowi ze pracownik powinien takie cos zglosic zwierzchnikowi.
    > Tego nie ucza w "rozwinietym swiecie"? Ze jak stajesz w obliczu czegos
    > niestandardowego, co moze byc wazne to trzeba przekazac wyzej - "madrzejszemu"?

    To ja Ci powiem, że w pewnych środowiskach takie zabawy w symulowanie
    chorób (a także całe spektrum innych trików, byle tylko
    opóźnić/uniemożliwić odcięcie sobie jakiegoś medium) są dość częste. I
    dlatego też podejrzewam, że dla pracownika sytuacja wcale nie wydawała
    się niestandardowa, gdyż zapewne był szkolony do bycia odpornym na takie
    sytuacje i wykonywania zadań mimo tego.

    A że jeden raz na milion to symulowanie okazało się nie być
    symulowaniem, to wyszło, jak wyszło. Ale zgadza się, tak czy tak, winna
    jest rodzina.


    --
    Zobacz, jak się pracuje w Google:
    http://pracownik.blogspot.com


  • 82. Data: 2007-07-08 07:13:48
    Temat: Re: Parametry biologiczne człowieka - ambitne zagadnienie
    Od: Immona <c...@n...gmailu>

    Lukasz Sczygiel wrote:

    > No to przylaczam sie do tych ktorzy twierdza ze rodzina jest winna. Jednak
    > rozsadek mowi ze pracownik powinien takie cos zglosic zwierzchnikowi.
    > Tego nie ucza w "rozwinietym swiecie"? Ze jak stajesz w obliczu czegos
    > niestandardowego, co moze byc wazne to trzeba przekazac wyzej - "madrzejszemu"?
    >
    Any User dobrze odpowiedzial na ten kawalek w sasiednim poscie.


    >
    >>Ja osobiscie lubie lacine (ktorej sie uczylam z wlasnej inicjatywy) i
    >>tradycjonalistow (moj lubiony watek na ich forum:
    >>http://forum.krzyz.diw.pl/index.php?topic=430.0 ),
    >
    > Nie rozumiem polaczenia laciny, tego watku ktory podalas, JKM i jego podejscia
    > do religii.
    > Watek przeczytalem ale filmow nie obejzalem bo mam slabe lacze...
    >

    Moze nie docenilam hermetyzmu tematu. Z lacina chodzi o to, ze jednym z
    glownych celow tradycjonalistow jest przywrocenie lacinskiej mszy. Ten
    dosc rozrywkowy watek, do ktorego podalam linka to rozne przyklady
    "modernizacji" w Kosciele, polegajace w skrocie na odstawianiu cyrku -
    cos, co u tradycjonalistow budzi delikatnie mowiac silny protest. Z JKM
    ma to zwiazek taki, ze sympatyzuje on ze srodowiskami
    tradycjonalistyczmi, ze wzajemnoscia.

    >
    >>ale uwazam agresywne
    >>i ostentacyjne gloszenie swoich pogladow religijnych w miejscach czy
    >>sferach dzialalnosci z tym nie zwiazanych za buractwo i brak szacunku do
    >>ludzi. A kiedy rozmawiam o gospodarce, to pozagospodarcze poglady
    >>rozmowcy mnie nie obchodza.
    >>
    >
    > I to jest moim zdaniem blad. Nie mozna oddzielic religii od gospodarki.
    > Jest tak dlatego ze ludzi gleboko wierzacych albo zachowujacych sie tak jakby
    > wierzyli jest tak duzo ze jest to znaczace dla gospodarki.
    > Zycie jest ksztaltowane przez wiare i religie. A gospodarka jest ksztaltowana
    > przez zycie. To sie splata w wielu miejscach.
    > Niedziele a praca.
    > Jedzenie wieprzowiny.
    > Traktowanie wolowiny i malp.
    > Traktowanie dzieci, kobiet, meza.
    > To wszystko ma duzy wplyw na gospodarki. Nie zawsze bezposredni lub latwo
    > wykrywalny ale wplyw jest i moim zdaniem duzy.

    Tak, wplyw jest, ale ten wplyw nalezy rozpoznac i dopasowac do tego
    swoje dzialania i np. nie pisac biznes planu opartego na sprzedazy
    wieprzowiny do krajow, gdzie wiekszosc ludnosci jej nie jada. Ale
    żądanie od ludzi, zeby zmienili swoje poglady religijne po to, zeby
    pasowac do czyjejs teorii gospodarczej czy politycznej jest
    nieskuteczne. Poza tym nieuprzejme, ale przede wszystkim nieskuteczne.

    Tak w ogole, co moze niektorych zaskoczyc, ja nie uwazam, ze jakis
    ustroj gospodarczy czy polityczny jest obiektywnie najlepszy dla
    wszystkich. Nalezy go dopasowac do poziomu i mentalnosci spoleczenstwa.
    Np. nie jest prawda, ze NZ nie znala komunizmu. Maorysi, rdzenna
    ludnosc, ktora zasiedlila to miejsce kilkaset lat przed przybyciem
    Europejczykow zyli w takiej komunie, jaka sie najwiekszym komunistom
    naszego kregu kulturowego nie snila. I funkcjonowalo to dobrze, ze
    wzgledu na maly poziom indywidualizmu i kulture nisko ceniaca wartosci
    materialne. Wierze, ze bylo im dobrze.

    Mentalnosc spoleczestwa mozna przesunac o troche, ale radykalna jej
    zmiana na cos przeciwnego nie jest mozliwa i jest to skazane na
    niepowodzenie, vide upadek komuny w Europie.

    BTW, wplyw religii na gospodarke ogranicza sie tak naprawde do spraw
    powierzchownych, jak unikanie jakichs produktow. To, co ma wplyw na
    caloksztalt gospodarki, to raczej kultura/mentalnosc, ktora nie jest
    powiazana z religia tak silnie, jak sie wydaje - w praktyce regiony
    dopasowuja religie do swojej uprzednio istniejacej kultury i zmienia ja
    ona w niewielkim stopniu. Tybet przyjal buddyzm, ale jest to zupelnie
    inny buddyzm niz w Japonii czy Indiach, katolicyzm polski rozni sie od
    nowozelandzkiego bardziej niz luteranizm od kalwinizmu itd.

    >
    >>Inne to uporczywe zwracanie sie per Pan,
    >>Pani w miejscach Internetu, gdzie powszechnie przyjete jest zwracanie
    >>sie przez "Ty".
    >
    > Tutaj zas mnie osobiscie razi ze wszyscy sa na "Ty". Ja nie ma na to ochoty ale
    > to toleruje bo mnie to nie boli. Ale jak dostaje maila od kogos i ten ktos wali
    > do mnie per ty mimo ze nigdy z nim nie korespondowalem i go nie znam to mam
    > ochote na olanie takiego osobnika. Nie robie tego zazwyczaj ale zdaza mi sie.
    > "Tykanie" sie na grupach, forach akceptuje jako zwyczaj miejscowy a nie globalny.
    >

    Kazdy zwyczaj jest miejscowy. Chyba ze ograniczasz swoj swiat do Polski
    minus usenet i minus wiele innych srodowisk.

    Ja mam kontakt z klientami z ca. 40 krajow i od Koreanczyka biore
    dokument obiema rekami, a Samoanczykom nie patrze sie w oczy, bo w ich
    kulturze to objaw agresji i wyzwanie. (Chyba, ze czyjes od progu
    europejskie zachowanie wskazuje na to, ze chce byc traktowany po
    europejsku i czuje sie z tym komfortowo). Przy zderzeniu sie kultur
    jedna strona powinna sie dopasowac do drugiej dla ulatwienia
    komunikacji. W biznesie strona dominujaca, do ktorej sie dopasowujemy,
    jest klient. Gdy jednostka przychodzi do grupy i do miejsca
    "zasiedzianego" przez te grupe, dopasowuje sie jednostka. Nie zrobienie
    tego lub nie podjecie co najmniej szczerego wysilku jest brakiem
    szacunku i to wlasnie charakteryzuje JKM - brak szacunku dla ludzi poza
    tymi, ktorzy maja zblizone do niego poglady i przyjmuja jego styl.


    >>W ich wlasnym gronie wzajemne wyrazanie niebotycznego
    >>szacunku poprzez nadmiernie wyrafinowana mowe i tytulowanie potrafi
    >>przybrac absurdalne formy, widzialam. Tak wielka potrzeba
    >>dowartosciowania (zaspokajana dosc prymitywna metoda) wydaje mi sie
    >>objawem problemow osobowosciowych.
    >>
    >
    > Tutaj pewnie powiedzial by wiecej Maciek ale ja to odbieram inaczej.
    > Dla mnie jest to sposob zwrocenia uwagi ze nie jestesmy jednakowi.
    > Taki zart "jestes unikalny jak 6 miliardow innych".
    > Nie jestesmy identyczni - to latwo zaakceptowac.
    > Nie jestesmy (i tu sie naraze) tyle samo warci.

    Wartosc mozna mierzyc tylko w odniesieniu do czegos.

    Kolo mnie stoi kubek. Ma on dla mnie niska wartosc materialna, spora
    wartosc uzytkowa, srednia wartosc estetyczna itp. Dla sasiada moj ten
    sam kubek ma zerowa wartosc uzytkowa, bo sasiad nie moze z niego
    korzystac (pozyczylabym, jakby poprosil, ale rozwazamy teoretycznie).

    Czlowiek moze miec jakas wartosc w kategoriach rynku pracy, jakas
    wartosc w kategoriach pozytecznosci dla spoleczenstwa (przy czym dla
    jednego spoleczenstwa moze to byc inna wartosc niz dla innego) i w wielu
    innych wymiarach. Jesli wezmiesz ktorekolwiek kryterium, ludzie beda
    oczywiscie zroznicowani. Ale gdy spojrzysz na trudny do ogarniecia
    caloksztalt, to raczej nie znajdziesz dwoch ludzi, z ktorych jeden bylby
    od drugiego lepszy w kazdym wymiarze. Dlatego ustalanie hierarchii bez
    kontekstu, z zalozeniem, ze jest ona calkowicie obiektywna, nie uznaje.

    > Wartosci nie wyrazam przez pozycje spoleczna ale przez (brak mi slowa)
    > "pozytecznosc" dla innych. Zwykly stolarz czy mechanik moze byc wiecej wart niz
    > profesor czy minister mimo ze ma znacznie mniejsze znaczenie w skali np. kraju.
    >

    Wybrales sobie kryterium. Wszystko ok, dopoki pamietasz o ograniczonosci
    tego kryterium.

    I.
    --
    http://nz.pasnik.pl
    mieszkam w Nowej Zelandii :) ::: GG: 7370533


  • 83. Data: 2007-07-08 18:57:59
    Temat: Re: Parametry biologiczne człowieka - ambitne zagadnienie
    Od: "Lukasz Sczygiel" <p...@p...onet.pl>

    > >> Zadaniem pracownika nie bylo dzwonic po karetke, tylko odlaczyc prad. Do
    > >> zwierzchnikow zdaje sie nie zadzwonil. Przy takich rzeczach jak
    > >> odlaczanie pradu mnostwo gospodarstw domowych opowiada lzawe historie i
    > >> prosi, zeby nie odlaczac. Poniewaz w momencie, gdy on przychodzi, firma
    > >> wyczerpala juz wszystkie mozliwosci negocjacji, jego zadaniem nie jest
    > >> negocjowac, tylko wykonac zadanie.
    > >>
    > > No to przylaczam sie do tych ktorzy twierdza ze rodzina jest winna. Jednak
    > > rozsadek mowi ze pracownik powinien takie cos zglosic zwierzchnikowi.
    > > Tego nie ucza w "rozwinietym swiecie"? Ze jak stajesz w obliczu czegos
    > > niestandardowego, co moze byc wazne to trzeba przekazac wyzej - "madrzejszemu"?
    >
    > To ja Ci powiem, że w pewnych środowiskach takie zabawy w symulowanie
    > chorób (a także całe spektrum innych trików, byle tylko
    > opóźnić/uniemożliwić odcięcie sobie jakiegoś medium) są dość częste. I
    > dlatego też podejrzewam, że dla pracownika sytuacja wcale nie wydawała
    > się niestandardowa, gdyż zapewne był szkolony do bycia odpornym na takie
    > sytuacje i wykonywania zadań mimo tego.
    >
    No to wtopa jest po stronie firmy. Bo:
    -Jesli to standard to i tak powinni sprawdzic czy tu jest symulacja czy nie.
    -Jesli by sprawdzili to decyzja mogla byc inna (powiadomienie policji, ambulansu
    itp., immona pisala ze rodzina chciala zalatwic jakis szpital).

    Nie bronie firmy i nie oskarzam. Sam jestem zdania ze kazdy jest odpowiedzialny
    za siebie i trzeba ponosic pelne konsekwencje. Ale tutaj mamy przyklad wtopy
    ktorej mozna bylo uniknac wykonujac kilka telefonow.

    > A że jeden raz na milion to symulowanie okazało się nie być
    > symulowaniem, to wyszło, jak wyszło. Ale zgadza się, tak czy tak, winna
    > jest rodzina.
    >
    Ano. Ale to nie zmienia tego ze jak milion razy wchodzisz do pomieszczenia i
    zapalasz swiatlo i nic sie nie dzieje a za milion pierwszym cos ci smierdzi to
    swiatla nie zapalaj! :)

    --
    Lukasz Sczygiel


    --
    Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl


  • 84. Data: 2007-07-08 19:40:14
    Temat: Re: Parametry biologiczne człowieka - ambitne zagadnienie
    Od: "Lukasz Sczygiel" <p...@p...onet.pl>

    > Lukasz Sczygiel wrote:
    > >>Ja osobiscie lubie lacine (ktorej sie uczylam z wlasnej inicjatywy) i
    > >>tradycjonalistow (moj lubiony watek na ich forum:
    > >>http://forum.krzyz.diw.pl/index.php?topic=430.0 ),
    > >
    > > Nie rozumiem polaczenia laciny, tego watku ktory podalas, JKM i jego podejscia
    > > do religii.
    > > Watek przeczytalem ale filmow nie obejzalem bo mam slabe lacze...
    > >
    >
    > Moze nie docenilam hermetyzmu tematu. Z lacina chodzi o to, ze jednym z
    > glownych celow tradycjonalistow jest przywrocenie lacinskiej mszy. Ten
    > dosc rozrywkowy watek, do ktorego podalam linka to rozne przyklady
    > "modernizacji" w Kosciele, polegajace w skrocie na odstawianiu cyrku -
    > cos, co u tradycjonalistow budzi delikatnie mowiac silny protest. Z JKM
    > ma to zwiazek taki, ze sympatyzuje on ze srodowiskami
    > tradycjonalistyczmi, ze wzajemnoscia.
    >
    Nie trafilem na zaden jego tekst o tym wiec nie ustosunkuje sie do tego. Ale
    zwroce uwage.

    > >
    > >>ale uwazam agresywne
    > >>i ostentacyjne gloszenie swoich pogladow religijnych w miejscach czy
    > >>sferach dzialalnosci z tym nie zwiazanych za buractwo i brak szacunku do
    > >>ludzi. A kiedy rozmawiam o gospodarce, to pozagospodarcze poglady
    > >>rozmowcy mnie nie obchodza.
    > >>
    > >
    > > I to jest moim zdaniem blad. Nie mozna oddzielic religii od gospodarki.
    > > Jest tak dlatego ze ludzi gleboko wierzacych albo zachowujacych sie tak jakby
    > > wierzyli jest tak duzo ze jest to znaczace dla gospodarki.
    > > Zycie jest ksztaltowane przez wiare i religie. A gospodarka jest ksztaltowana
    > > przez zycie. To sie splata w wielu miejscach.
    > > Niedziele a praca.
    > > Jedzenie wieprzowiny.
    > > Traktowanie wolowiny i malp.
    > > Traktowanie dzieci, kobiet, meza.
    > > To wszystko ma duzy wplyw na gospodarki. Nie zawsze bezposredni lub latwo
    > > wykrywalny ale wplyw jest i moim zdaniem duzy.
    >
    > Tak, wplyw jest, ale ten wplyw nalezy rozpoznac i dopasowac do tego
    > swoje dzialania i np. nie pisac biznes planu opartego na sprzedazy
    > wieprzowiny do krajow, gdzie wiekszosc ludnosci jej nie jada. Ale
    > żądanie od ludzi, zeby zmienili swoje poglady religijne po to, zeby
    > pasowac do czyjejs teorii gospodarczej czy politycznej jest
    > nieskuteczne. Poza tym nieuprzejme, ale przede wszystkim nieskuteczne.
    >
    Zgoda. Ale nadal nie moge sobie przypomniec kiedy JKM namawial do zmiany
    pogladow. MOze gdzies probowal "prostowac" to co mamy w polsce ale propozycji
    aby zmieniac to co oficjalnie naucza kosciol nie zauwazylem.
    Moze daj jakis teks to bedzie latwiej.

    > Tak w ogole, co moze niektorych zaskoczyc, ja nie uwazam, ze jakis
    > ustroj gospodarczy czy polityczny jest obiektywnie najlepszy dla
    > wszystkich. Nalezy go dopasowac do poziomu i mentalnosci spoleczenstwa.
    Tak jest. Jednak ja sadze ze ten tandem jest ruchomy. Czyli mozna zmieniac ludzi
    tak aby pasowali do ustroju. Teraz to przezywamy. Najpierw 15 lat "czesania nas"
    tak abysmy pasowali do unii teraz robienie komunizmu w stylu zachodnim. I co?
    daje sie? O zadnych rewolucjach ostatnio w europie nie slychac...

    > Np. nie jest prawda, ze NZ nie znala komunizmu. Maorysi, rdzenna
    > ludnosc, ktora zasiedlila to miejsce kilkaset lat przed przybyciem
    > Europejczykow zyli w takiej komunie, jaka sie najwiekszym komunistom
    > naszego kregu kulturowego nie snila. I funkcjonowalo to dobrze, ze
    > wzgledu na maly poziom indywidualizmu i kulture nisko ceniaca wartosci
    > materialne. Wierze, ze bylo im dobrze.
    OK. Ale tak argumentujac to i u nas tak kiedys (wcale nie tak dawno) bylo.
    Roznica jest taka ze komuna liczaca 100-5000 osob i "wladajaca" obszarem
    nadajacym sie do przejscia w miesiac daje taka wolnosc ze mozna ja opuscic...
    A u nas paszportow nie dawali...

    >
    > Mentalnosc spoleczestwa mozna przesunac o troche, ale radykalna jej
    > zmiana na cos przeciwnego nie jest mozliwa i jest to skazane na
    > niepowodzenie, vide upadek komuny w Europie.
    >
    Troche sie z toba zgadzam ale nie tak jak piszesz.
    Moim zdaniem zmieniac spoleczenstwa mozna tylko tak jak pozwalaja warunki
    "zewnetrzne" czyli klimat, sasiedzi (np. niemcy, rosjanie), zasoby naturalne
    itp. I w tym upatrywal bym "kotwicy" a nie w tym ze spoleczenstwa sa takie jakie
    sa bo sa bardzo bezwladne.

    > BTW, wplyw religii na gospodarke ogranicza sie tak naprawde do spraw
    > powierzchownych, jak unikanie jakichs produktow. To, co ma wplyw na
    > caloksztalt gospodarki, to raczej kultura/mentalnosc, ktora nie jest
    > powiazana z religia tak silnie, jak sie wydaje - w praktyce regiony
    > dopasowuja religie do swojej uprzednio istniejacej kultury i zmienia ja
    > ona w niewielkim stopniu. Tybet przyjal buddyzm, ale jest to zupelnie
    > inny buddyzm niz w Japonii czy Indiach, katolicyzm polski rozni sie od
    > nowozelandzkiego bardziej niz luteranizm od kalwinizmu itd.
    Ale kultura i mentalnosc ksztaltowana przez zespol religia-wiara-polityka-reszta
    spoleczenstwa-prawo.
    Wytnij z polski religie i moim zdaniem zacznie sie ogolno krajowa grabiez i
    mordowanie bo policji bedzie malo i ludzie skalkuluja ze oplaca sie mordowac i
    krasc.
    Tak na oko sadze ze religia to co najmniej 40%, prawo drugie tyle a reszta
    pozostale 20% tego co nazywamy mentalnoscia. Oczywiscie u roznych ludzi roznie
    ale w okolicach tych liczb.

    >
    > >
    > >>Inne to uporczywe zwracanie sie per Pan,
    > >>Pani w miejscach Internetu, gdzie powszechnie przyjete jest zwracanie
    > >>sie przez "Ty".
    > >
    > > Tutaj zas mnie osobiscie razi ze wszyscy sa na "Ty". Ja nie ma na to ochoty ale
    > > to toleruje bo mnie to nie boli. Ale jak dostaje maila od kogos i ten ktos wali
    > > do mnie per ty mimo ze nigdy z nim nie korespondowalem i go nie znam to mam
    > > ochote na olanie takiego osobnika. Nie robie tego zazwyczaj ale zdaza mi sie.
    > > "Tykanie" sie na grupach, forach akceptuje jako zwyczaj miejscowy a nie
    globalny.
    > >
    > Kazdy zwyczaj jest miejscowy. Chyba ze ograniczasz swoj swiat do Polski
    > minus usenet i minus wiele innych srodowisk.
    >
    Tak ale to nie znaczy ze traktowanie kogos "per Pan" w tych miejscach mozna
    zawsze traktowac jako niegrzeczne dla reszty :)

    > Ja mam kontakt z klientami z ca. 40 krajow i od Koreanczyka biore
    > dokument obiema rekami, a Samoanczykom nie patrze sie w oczy, bo w ich
    > kulturze to objaw agresji i wyzwanie. (Chyba, ze czyjes od progu
    > europejskie zachowanie wskazuje na to, ze chce byc traktowany po
    > europejsku i czuje sie z tym komfortowo).
    Fajnie, ale nie ma tu zasady wzajemnosci. My (europejczycy, chrzescijanie itp)
    mamy taki obowiazek aby innych traktowac tak aby bylo im dobrze. A oni?
    Sadze ze traktowanie ich w taki sposob jest pewnym stopniem wywyzszania sie. Nie
    podejmuje sie dyskusji ze tak jest lepiej ale jestem przekonany ze to nie jest
    jedyne dobre rozwiazanie.

    > Przy zderzeniu sie kultur
    > jedna strona powinna sie dopasowac do drugiej dla ulatwienia
    > komunikacji.
    Tyczy sie to obu stron?

    > W biznesie strona dominujaca, do ktorej sie dopasowujemy,
    > jest klient.
    Krotko: Nie.
    Dluzej: zasada popytu i podazy...

    > Gdy jednostka przychodzi do grupy i do miejsca
    > "zasiedzianego" przez te grupe, dopasowuje sie jednostka.
    OK.

    > Nie zrobienie
    > tego lub nie podjecie co najmniej szczerego wysilku jest brakiem
    > szacunku i to wlasnie charakteryzuje JKM - brak szacunku dla ludzi poza
    > tymi, ktorzy maja zblizone do niego poglady i przyjmuja jego styl.
    Trudno mi sie z tym zgodzic. Przez wiele lat on i jemu podobni sa u nast
    traktowani zle. Nie ma powodu aby czasem dac upust temu ze tak jest?
    Ze to idioci rzadza?
    Poza tym czy JKM traktuje nasze spoleczenstwo inaczej niz geje, zydzi, cyklisci? :)
    Jak narazie tylko pisze, mowi czasem sie pokazuje.

    > > Tutaj pewnie powiedzial by wiecej Maciek ale ja to odbieram inaczej.
    > > Dla mnie jest to sposob zwrocenia uwagi ze nie jestesmy jednakowi.
    > > Taki zart "jestes unikalny jak 6 miliardow innych".
    > > Nie jestesmy identyczni - to latwo zaakceptowac.
    > > Nie jestesmy (i tu sie naraze) tyle samo warci.
    >
    > Wartosc mozna mierzyc tylko w odniesieniu do czegos.
    >
    > Kolo mnie stoi kubek. Ma on dla mnie niska wartosc materialna, spora
    > wartosc uzytkowa, srednia wartosc estetyczna itp. Dla sasiada moj ten
    > sam kubek ma zerowa wartosc uzytkowa, bo sasiad nie moze z niego
    > korzystac (pozyczylabym, jakby poprosil, ale rozwazamy teoretycznie).
    Zgadza sie.

    > Czlowiek moze miec jakas wartosc w kategoriach rynku pracy, jakas
    > wartosc w kategoriach pozytecznosci dla spoleczenstwa (przy czym dla
    > jednego spoleczenstwa moze to byc inna wartosc niz dla innego) i w wielu
    > innych wymiarach. Jesli wezmiesz ktorekolwiek kryterium, ludzie beda
    > oczywiscie zroznicowani. Ale gdy spojrzysz na trudny do ogarniecia
    > caloksztalt, to raczej nie znajdziesz dwoch ludzi, z ktorych jeden bylby
    > od drugiego lepszy w kazdym wymiarze. Dlatego ustalanie hierarchii bez
    > kontekstu, z zalozeniem, ze jest ona calkowicie obiektywna, nie uznaje.
    Dokladnie.
    Ale w demokracjach wartosc jest jedna: glos.
    Wyrownana idealnie. I glupi i madry i bogaty i biedny ma ten sam wplyw na kraj.
    Obiecujac cos wiekszosci mozna porzadzic. Tyle ze ten uklad ma dodatnie
    sprzezenie zwrotne. Bogaci glosuja tak aby sie bogacic, biedni by im dano. I
    tylko od proporcji i ewentualnie od "czarow bogatych" (czyli umiejetnosci
    udzwigniecia biednych) zalezy jak kraj sie bedzie rozwijal.
    Tyle na poziomie politycznym. Na poziomach spolecznych, towarzyskich, naukowych
    jest inaczej. Nie ma glosow. nie lubisz kogos to on nie zaglosuje za dostaniem
    sie do ciebie na balange. A spolecznosc "JKM"-owa (tak skracjac strasznie)
    traktuje sie z namaszczeniem bo im wolno. Czy gardza reszta? Mozliwe. Dla nich
    sa oni matolkami ktorzy specjalnie sobie uszka odmrazaja. wg. mnie racjonalne.

    > > Wartosci nie wyrazam przez pozycje spoleczna ale przez (brak mi slowa)
    > > "pozytecznosc" dla innych. Zwykly stolarz czy mechanik moze byc wiecej wart niz
    > > profesor czy minister mimo ze ma znacznie mniejsze znaczenie w skali np. kraju.
    > >
    >
    > Wybrales sobie kryterium. Wszystko ok, dopoki pamietasz o ograniczonosci
    > tego kryterium.
    Kryterium prymitywne i wybierane na szybko aby za duzo nie pisac:) To nie moje
    jedyne ale przykladowe, jestem swiadom tego ze to trudno mierzalne.
    Ale wole o tym pamietac niz udawac ze wszyscy jestesmy rowni.

    --
    Lukasz Sczygiel

    --
    Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl


  • 85. Data: 2007-07-08 19:47:38
    Temat: Re: Parametry biologiczne człowieka - ambitne zagadnienie
    Od: Any User <t...@t...pl>

    >> To ja Ci powiem, że w pewnych środowiskach takie zabawy w symulowanie
    >> chorób (a także całe spektrum innych trików, byle tylko
    >> opóźnić/uniemożliwić odcięcie sobie jakiegoś medium) są dość częste. I
    >> dlatego też podejrzewam, że dla pracownika sytuacja wcale nie wydawała
    >> się niestandardowa, gdyż zapewne był szkolony do bycia odpornym na takie
    >> sytuacje i wykonywania zadań mimo tego.
    >>
    > No to wtopa jest po stronie firmy. Bo:
    > -Jesli to standard to i tak powinni sprawdzic czy tu jest symulacja czy nie.
    > -Jesli by sprawdzili to decyzja mogla byc inna (powiadomienie policji, ambulansu
    > itp., immona pisala ze rodzina chciala zalatwic jakis szpital).
    >
    > Nie bronie firmy i nie oskarzam. Sam jestem zdania ze kazdy jest odpowiedzialny
    > za siebie i trzeba ponosic pelne konsekwencje. Ale tutaj mamy przyklad wtopy
    > ktorej mozna bylo uniknac wykonujac kilka telefonow.

    Jakoś tak znowu doszliśmy do wspierania (w dowolny sposób) nierobów
    przez podwyższanie cen różnych towarów i usług. Bo przecież jeśli firma
    by miała za każdym razem sprawdzać takie rzeczy, to ten proces by
    kosztował. A ponieważ zysk firmy _musi_ pozostać na tym samym poziomie,
    to wzrosły by ceny prądu. Ja dziękuję za takie rozwiązanie. Lepiej niech
    taki element po prostu zdycha.


    --
    Zobacz, jak się pracuje w Google:
    http://pracownik.blogspot.com


  • 86. Data: 2007-07-08 20:16:04
    Temat: Re: Parametry biologiczne człowieka - ambitne zagadnienie
    Od: Maciek Sobczyk <m...@d...doPLer>

    Sorry, ze tak długo. Tym razem padły mi grupy dyskusyjne.

    Lukasz Sczygiel napisał(a):
    >> Lukasz Sczygiel napisał(a):
    >>>> Lukasz Sczygiel napisał(a):
    >>>>> OK. Ale w wypadku kiedy w firmie mamy 150 pracownikow i tylko 10-15 powyzej
    >>>>> poziomu "1" to warto wszystkich maglowac na wstepie?
    >>>> Warto :) Bo to tak naprawdę wcale nie jest maglowanie. Umiejętności
    >>>> interpersonalne to m.in. umiejętność prowadzenia rozmowy. A jak sama
    >>>> nazwa wskazuje - "rozmowa kwalifikacyjna". :)
    >>> No chyba ze tak. Nie uswiadamialem sobie ze przeciez do tego typu firm jakie
    >>> mialem po drodze rekrutuja ludzie ktorzy nie sa swiadomi swoich umiejetnosci
    >>> albo ich nie maja. Myslalem ze zeby tego typu rzeczy wybadac trzeba troche
    >>> studiowac...
    >> Studiować to troszkę za dużo. Trzeba chcieć prowadzić dialog z
    >> kandydatem (a nie odpytywać z fiszki, co jest najprostsze ale też
    >> najmniej skuteczne). Trzeba wiedzieć, jakie informacje o kandydacie chce
    >> się uzyskać (i w trakcie rozmowy je prowadzić). Trzeba też znać, co nie
    >> jest trudne, mechanizmy oceny, np. takie o których wspomniała Immona -
    >> że czuje, iż jest przez innych nadmiarowo pozytywnie oceniana.
    >>
    >> Całość zamyka się w jednym szkoleniu, odrobinie doświadczenia i chęciach.
    >>
    > Ah zo....
    > Caly czas mialem wrazenie ze rozmawiamy o zupelnie innych poziomach sztuki.
    > A okazuje sie ze podobnie myslalem.
    Widzisz Łukasz, drugi raz już w naszej rozmowie dochodzimy do kwestii
    pozornie pozbawionej jakiejkolwiek filozofii - do umiejętności
    psychospołecznych (interpersonalne to trochę zbyt wąski wycinek).
    Człowiek często nie uświadamia sobie swojego funkcjonowania, jego
    abberacji, nienormalności lub po prostu tego, że mógłby funkcjonować
    lepiej. Na terapię (która, skrótowo, pozwala lepiej żyć m.in. poprzez
    lepsze poznanie samego siebie) trafiają ludzie, którzy zauważają u
    siebie symptomy, których przeoczyć nie sposób, np. napady paniki,
    długotrwałą bezsenność etc. a nie ludzie, którzy stwierdzają, że np. ich
    przeżywanie świata jest zbyt płaskie. Czyli, że człowiek porusza się po
    świecie zgodnie z przyjetymi przez siebie schematami, umiejscawiając
    siebie w centrum jako punkt odniesienia i najwyższą wyrocznię. Samo to
    uniemożliwia naukę typu "co mogę robić lepiej" (np. lepiej przyjmować
    krytykę albo być bardziej otwarym na innych ludzi, np. kandydatów).
    Kończąc ów przydługi a spowodowany młodym winem wywód :) - cholernie
    ciężko przeskoczyć w sobie tą barierę, którą jest poczucie słuszności
    swoich działań - rozmów z kandydatami, stosunku do podwładnych,
    konfliktów z żoną, z rodziną dobrze tylko na zdjęciu etc.

    >>> Mozesz nie byc idealem ale wydaje
    >>> mi sie ze masz duza szanse byc lepszym rekruterem niz "pani Basia, kierowniczka"
    >>> bo ona wybiera ludzi do pracy na podstawie szablonow, przeczuc, podswiadomosci.
    >> Podświadomość - beee :) Niestety, na nią jesteśmy skazani. To właśnie
    >> nieświadome motywy oceny są najtrudniejszą przyczyną błędów rekrutacji.
    >> Najtrudniejszą, bo pod(nie)świadomą
    > Tak, ale podejzewam ze rowniez to dziala w druga strone. Czyli sa osoby o niklej
    > edukacji psychologicznej ktore bardzo dobrze rozpoznaja ludzi i sa w stanie
    > odsiac 90% zlych kandydatow.
    Tak. Sam znam taką kobietę (na co dzień dosyć nieznośną), która bez
    żadnego wykształcenia i bez używania górnolotnych sformułowań potrafi
    wyłuskać najlepszego kandydata. Moim zdaniem posługuje się ona w
    rekrutacji nie tyle przeczuciami, co lękiem. Każdy z kandydatów, z
    którym rozmawia wydaje jej się do bani. W konsekwencji, wybiera
    najlepszego spośród wszystkich do bani. Potem się okazuje, że wybrała
    perłę. :)


    >>> Podejzewam ze trzeba troche rzetelnej wiedzy zeby jej dorownac a kazdy naddatek
    >>> powoduje ze profesjonalista bedzie ja dystansowal.
    >> Tak OT odnośnie rekrutacji. wcale takim
    >> dobrym rekruterem nie jestem.
    > Udowodniles ze jestes czlowiekiem na nogach :)
    A co znaczy "na nogach"? :)

    >> Mam wrażenie, że szkolenie "z taśmy" to takie, na którym trener
    >> realizuje założony przez siebie program nie troszcząc się o to, czy
    >> odpowiada to uczestnikom czy nie. Czy to o to chodzi?
    > Tak. Ale nie mam pretensji do trenera o to ze robi program. Pretensje mam tylko
    > wtedy gdy na pytania z sali odpowiada zdawkowo i natychmiast wraca do programu.
    Moim zdaniem popełnia klasyczny błąd, polegający na nie uwzględnianiu
    motywacji grupy. Gdyby poświęcił 15 minut szkolenia na pociągnięcie
    tematu i następne 15 na moderację dyskusji w kierunku tematu (czyli
    łącznie 8% ośmiogodzinnego szkolenia), zyskałby wiele. A tak - wiele
    stracił.

    >>>> Niesnaski czy udrożnianie komunikacji? :)
    >>> Kij wie...
    >>> Jedni werbalizuja oczekiwania i popieraja je konkretami a drudzy staraja sie byc
    >>> skuteczni bez sluchania a raczej rozumienia potrzeb. Takie "moja chata z kraja".
    >> Może to ich recepta (tych drugich) na przetrwanie w trudnej sytuacji?
    > Trudna to ona nie jest. Kasy maja w sam raz. Czasu na styk. Ich metoda to:
    > "wymagaja od nas produktu to dajemy produkt" A ze do tego przydala by sie
    > instrukcja, testy wydajnosci, jakas optymalizacja to dla nich nieistotne.
    > No bo w celach tego im nie dali.
    Przecież to brzmi jak "pilnuję tylko swojego nosa". Mam właściwe
    oddczucia? Jeśli tak, to co powoduje, że pilnują tylko swojego nosa?

    >> Ktoś tu fajnie napisał, że w jakimś ogłoszeniu, firma oferuje
    >> stabilne zatrudnienie i dobrą atmosferę pracy czyli swoje psie
    >> obowiązki. I miał ten ktoś rację jak cholera.
    > no bo czlowiek pracuje zeby zyc :) A zyc trzeba w zdrowej atmosferze...
    I znów piękna pointa :)

    >>>>> U nas problemem jest to ze trudno* zalozyc firme i sie usamodzielnic lub dac
    >>>>> prace innym.
    >>>> U nas, znaczy w Polsce?
    >>> Tak. Marzy mi sie sytuacja ze ide do okienka mowie ze chce robic "takie cos"
    >>> dostaje kwitek, wracam za tydzien i dostaje papiery z regonem, nipem, siakas
    >>> pieczatke
    >> To nie za mojej kadencji :),
    > I dlatego patrze na mape tam gdzie jest australia lub kanada.
    > Australia mnie straszy zwierzakami (anegdota: Gostek sie smial ze nakrecil film
    > o swiatowym tytule "10 najbardziej jadowitych wezy swiata" jadac do australii
    > gdzie byly wszystkie 10 :) ).
    A wiesz, że kangur wziął swoją nazwę od nieporozumienia? Tubylcy pytani
    o to zwierze odpowiadali "nie rozumiem", co brzmi podobnie do słowa
    kangur :)

    Pozdrawiam
    Maciek

    --
    Kochana Mary!
    XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
    Tęsknię za Tobą tragicznie
    A.T.Tappman, kapelan Armii Stanów Zjednoczonych


  • 87. Data: 2007-07-09 19:51:18
    Temat: Re: Parametry biologiczne człowieka - ambitne zagadnienie
    Od: Immona <c...@n...gmailu>

    Lukasz Sczygiel wrote:
    >>>>Zadaniem pracownika nie bylo dzwonic po karetke, tylko odlaczyc prad. Do
    >>>>zwierzchnikow zdaje sie nie zadzwonil. Przy takich rzeczach jak
    >>>>odlaczanie pradu mnostwo gospodarstw domowych opowiada lzawe historie i
    >>>>prosi, zeby nie odlaczac. Poniewaz w momencie, gdy on przychodzi, firma
    >>>>wyczerpala juz wszystkie mozliwosci negocjacji, jego zadaniem nie jest
    >>>>negocjowac, tylko wykonac zadanie.
    >>>>
    >>>
    >>>No to przylaczam sie do tych ktorzy twierdza ze rodzina jest winna. Jednak
    >>>rozsadek mowi ze pracownik powinien takie cos zglosic zwierzchnikowi.
    >>>Tego nie ucza w "rozwinietym swiecie"? Ze jak stajesz w obliczu czegos
    >>>niestandardowego, co moze byc wazne to trzeba przekazac wyzej - "madrzejszemu"?
    >>
    >>To ja Ci powiem, że w pewnych środowiskach takie zabawy w symulowanie
    >>chorób (a także całe spektrum innych trików, byle tylko
    >>opóźnić/uniemożliwić odcięcie sobie jakiegoś medium) są dość częste. I
    >>dlatego też podejrzewam, że dla pracownika sytuacja wcale nie wydawała
    >>się niestandardowa, gdyż zapewne był szkolony do bycia odpornym na takie
    >>sytuacje i wykonywania zadań mimo tego.
    >>
    >
    > No to wtopa jest po stronie firmy. Bo:
    > -Jesli to standard to i tak powinni sprawdzic czy tu jest symulacja czy nie.

    Jak? Wezwac lekarza, ktory zbada i wyda opinie? Czlowiek bez
    wyksztalcenia medycznego nie jest w stanie takiej sytuacji ocenic golym
    okiem. A pracownicy tego typu, jak pisze AU, sa szkoleni wlasnie do
    wykonania zadania. Firma uprzedzala wczesniej i probowala negocjowac.

    > -Jesli by sprawdzili to decyzja mogla byc inna (powiadomienie policji, ambulansu
    > itp., immona pisala ze rodzina chciala zalatwic jakis szpital).

    Chodzi wlasnie o to, ze rodzina nie zalatwila szpitala. Nie wpadli na
    to. Wystarczylo zadzwonic; sadze, ze mieli komorke, bo komorke ma tu
    kazdy, jesli nie mieli, mozna bylo przejsc sie do sasiadow - nikt by nie
    odmowil pozwolenia na skorzystanie z telefonu w celu zawolania karetki,
    a telefon do tutejszego odpowiednika 999 jest bezplatny.

    Sadze tez, ze malo kto z ludzi mieszkajacych w okolicy odmowilby
    przyjecia na kilka godzin pani z aparatem i podlaczenia aparatu do
    gniazdka na ten czas. Ona nie umarla zaraz po odlaczeniu, tylko po dwoch
    godzinach. Rodzina siedziala bezczynnie i czekala te dwie godziny, az
    kobieta stracila przytomnosc i bylo za pozno.

    Sprawa ma jeszcze jeden aspekt: rodzina to byli imigranci z jedynej
    grupy narodowosciowej, ktora moze sie osiedlic w tym kraju bez
    przechodzenia procedur zapewniajacych, ze czlowiek jest z gatunku
    radzacych sobie.

    I.
    --
    http://nz.pasnik.pl
    mieszkam w Nowej Zelandii :) ::: GG: 7370533


  • 88. Data: 2007-07-09 20:07:43
    Temat: Re: Parametry biologiczne człowieka - ambitne zagadnienie
    Od: "Lukasz Sczygiel" <p...@p...onet.pl>

    > Sorry, ze tak długo. Tym razem padły mi grupy dyskusyjne.
    >
    No problemo. Jesli gdzies zmi sie jakis twoj post zapodzial i nie odpisalem to
    dlatego ze w tym watku trudno znalezc swierze dopiski przez onet...
    > > Ah zo....
    > > Caly czas mialem wrazenie ze rozmawiamy o zupelnie innych poziomach sztuki.
    > > A okazuje sie ze podobnie myslalem.
    > Widzisz Łukasz, drugi raz już w naszej rozmowie dochodzimy do kwestii
    > pozornie pozbawionej jakiejkolwiek filozofii - do umiejętności
    > psychospołecznych (interpersonalne to trochę zbyt wąski wycinek).
    > Człowiek często nie uświadamia sobie swojego funkcjonowania, jego
    > abberacji, nienormalności lub po prostu tego, że mógłby funkcjonować
    > lepiej.
    Znalazlem ostatnio taki link:
    http://www.psychologytoday.com/articles/pto-20070622
    -000002.xml
    Tam tez sa takie delikatne powiazania pokazane. Nie we wszystkie jestem sklonny
    wierzyc ale sa ciekawe.

    > Na terapię (która, skrótowo, pozwala lepiej żyć m.in. poprzez
    > lepsze poznanie samego siebie) trafiają ludzie, którzy zauważają u
    > siebie symptomy, których przeoczyć nie sposób, np. napady paniki,
    > długotrwałą bezsenność etc. a nie ludzie, którzy stwierdzają, że np. ich
    > przeżywanie świata jest zbyt płaskie. Czyli, że człowiek porusza się po
    > świecie zgodnie z przyjetymi przez siebie schematami, umiejscawiając
    > siebie w centrum jako punkt odniesienia i najwyższą wyrocznię. Samo to
    > uniemożliwia naukę typu "co mogę robić lepiej" (np. lepiej przyjmować
    > krytykę albo być bardziej otwarym na innych ludzi, np. kandydatów).
    > Kończąc ów przydługi a spowodowany młodym winem wywód :) - cholernie
    > ciężko przeskoczyć w sobie tą barierę, którą jest poczucie słuszności
    > swoich działań - rozmów z kandydatami, stosunku do podwładnych,
    > konfliktów z żoną, z rodziną dobrze tylko na zdjęciu etc.
    >
    Tlumaczac na moje: Ciezko stwierdzic: a moze sie myle?
    No to jestem wyjatkiem :).

    > >>> Podejzewam ze trzeba troche rzetelnej wiedzy zeby jej dorownac a kazdy
    naddatek
    > >>> powoduje ze profesjonalista bedzie ja dystansowal.
    > >> Tak OT odnośnie rekrutacji. wcale takim
    > >> dobrym rekruterem nie jestem.
    > > Udowodniles ze jestes czlowiekiem na nogach :)
    > A co znaczy "na nogach"? :)
    Sa ludzie stojacy "na nogach" czyli tacy ktorzy sa swiadomi ze aby rozum
    sprawnie dzialal musi byc dobra podstawa. Ta podstawa to zdrowie tak fizyczne
    jak i psychiczne, swiadomosc rzeczywistosci (takze tej wewnatrz siebie),
    srodowisko ktore sobie ksztaltujemy dookola.

    Ci stojacy na glowie uwazaja ze to rozum jest pierwszy i zazwyczaj (tak sobei
    napisalem z wlasnego obserwunku) sa przekonani ze swoim rozumem zrobia co trzeba
    ale np. brak swiadomosci swoich ulomnosci powoduje ze im to nie w duzej
    przewadze nie wychodzi.

    Piszac ze jestes swiadom swoich felerow masz blizej do stania na nogach niz glowie.

    > >> Mam wrażenie, że szkolenie "z taśmy" to takie, na którym trener
    > >> realizuje założony przez siebie program nie troszcząc się o to, czy
    > >> odpowiada to uczestnikom czy nie. Czy to o to chodzi?
    > > Tak. Ale nie mam pretensji do trenera o to ze robi program. Pretensje mam tylko
    > > wtedy gdy na pytania z sali odpowiada zdawkowo i natychmiast wraca do programu.
    > Moim zdaniem popełnia klasyczny błąd, polegający na nie uwzględnianiu
    > motywacji grupy. Gdyby poświęcił 15 minut szkolenia na pociągnięcie
    > tematu i następne 15 na moderację dyskusji w kierunku tematu (czyli
    > łącznie 8% ośmiogodzinnego szkolenia), zyskałby wiele. A tak - wiele
    > stracił.
    On stracil? Nieeeee. To sa szkolenia techniczne. Zazwyczaj raz na zycie
    szkolonego. Wydaje mi sie ze na dzisiejszym rynku ktory widzialem to nie on
    traci a ci ktorzy nie maja mozliwosci przekonac sie przed kursem ze beda mieli
    pierdole zamiast mentora.

    > >>>> Niesnaski czy udrożnianie komunikacji? :)
    > >>> Kij wie...
    > >>> Jedni werbalizuja oczekiwania i popieraja je konkretami a drudzy staraja
    sie byc
    > >>> skuteczni bez sluchania a raczej rozumienia potrzeb. Takie "moja chata z
    kraja".
    > >> Może to ich recepta (tych drugich) na przetrwanie w trudnej sytuacji?
    > > Trudna to ona nie jest. Kasy maja w sam raz. Czasu na styk. Ich metoda to:
    > > "wymagaja od nas produktu to dajemy produkt" A ze do tego przydala by sie
    > > instrukcja, testy wydajnosci, jakas optymalizacja to dla nich nieistotne.
    > > No bo w celach tego im nie dali.
    > Przecież to brzmi jak "pilnuję tylko swojego nosa". Mam właściwe
    > oddczucia? Jeśli tak, to co powoduje, że pilnują tylko swojego nosa?
    Bo tak od nich wymagaja ci wyzej.
    A oni nie sa rozliczani z tego ze cos dobrze poszlo. To znaczy sa ale tylko za
    ich dzialke.
    Nie chce tutaj analizowac przyczyn bo ludzi wladnych w tym srodowisku znam malo
    ich priorytety i sprawy poza tym czym sie zajmuje tez tylko troche.
    Po prostu wiem jak to wyglada, wiem ze te dwie grupy powinny ze soba pogadac a
    ktos z autorytetem u obu (moze jakis audytor) powinien wskazac ze powinno dojsc
    do dialogu i ustalenia jakichs wspolnych celow. Ale moja moc jest zadna aby do
    tego doprowadzic. Wiec stoje sobie (niecalkiem) obok i patrze jak te konie
    ciagna woz w dwie strony...

    > >>>>> U nas problemem jest to ze trudno* zalozyc firme i sie usamodzielnic lub dac
    > >>>>> prace innym.
    > >>>> U nas, znaczy w Polsce?
    > >>> Tak. Marzy mi sie sytuacja ze ide do okienka mowie ze chce robic "takie cos"
    > >>> dostaje kwitek, wracam za tydzien i dostaje papiery z regonem, nipem, siakas
    > >>> pieczatke
    > >> To nie za mojej kadencji :),
    > > I dlatego patrze na mape tam gdzie jest australia lub kanada.
    > > Australia mnie straszy zwierzakami (anegdota: Gostek sie smial ze nakrecil film
    > > o swiatowym tytule "10 najbardziej jadowitych wezy swiata" jadac do australii
    > > gdzie byly wszystkie 10 :) ).
    > A wiesz, że kangur wziął swoją nazwę od nieporozumienia? Tubylcy pytani
    > o to zwierze odpowiadali "nie rozumiem", co brzmi podobnie do słowa
    > kangur :)
    :) to chyba tak jak nazwy plemion w am. pn.
    http://www.wernic.pl/strony/wnowej.htm
    Beothuk znaczy bialy czlowiek.
    Polecam ksiazki Wernica. Dobrze sie czyta.

    --
    Lukasz Sczygiel



    --
    Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl


  • 89. Data: 2007-07-09 20:22:43
    Temat: Re: Parametry biologiczne człowieka - ambitne zagadnienie
    Od: "Lukasz Sczygiel" <p...@p...onet.pl>


    > Jakoś tak znowu doszliśmy do wspierania (w dowolny sposób) nierobów
    > przez podwyższanie cen różnych towarów i usług. Bo przecież jeśli firma
    > by miała za każdym razem sprawdzać takie rzeczy, to ten proces by
    > kosztował.
    Z tym sie zgadzam.

    > A ponieważ zysk firmy _musi_ pozostać na tym samym poziomie,
    Z tym nie. Zysk pozwalajacy wlascicielowi i robotnikom zyc na rozsadnym poziomie
    plus dodatkowe drugie tyle (tak wziete z glowy) na rozwoj jest ok. Zwiekszajac
    go powodujesz w skali globalnej albo marnotrawstwo zasobow (bo prezesy beda
    latac jet-ami po zapalki) albo szybszy rozwoj ktory jakosciowo nie rozni sie od
    normalnego rozwoju (rozni sie ilosciowo). Czyli nie ma silnej potrzeby aby zysk
    maksymalizowac bez konca.

    > to wzrosły by ceny prądu. Ja dziękuję za takie rozwiązanie. Lepiej niech
    > taki element po prostu zdycha.
    Tu kopiesz sam pod soba dolek.

    I wyjasniam.
    Wzrost ceny przy rozsadnym sprawdzaniu takich sygnalow bylby niezauwazalny. W
    dzisiejszym stanie techniki i w zwiazku z jej rozwojem to nie tutaj nalezy
    szukac oszczednosci.

    Chcac aby gorsi zdychali masz wieksza szanse ze ty staniesz na koncu kolejki bo
    wszyscy beda od ciebie lepsi.

    W tym przypadku firma nie jest winna ale wtopy mozna bylo uniknac. To, to ze
    jest panstwowa i monopolistyczna powoduje ze ta firma nie czuje potrzeby dbania
    o wizerunek. Gdyby dzialala na wolnym rynku (jak chyba firma w ktorej pracujesz)
    to taka wtope odczula by bolesniej niz wydatek na dodatkowe sprawdzenie.

    --
    Lukasz Sczygiel

    --
    Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl


  • 90. Data: 2007-07-09 20:36:21
    Temat: Re: Parametry biologiczne człowieka - ambitne zagadnienie
    Od: "Lukasz Sczygiel" <p...@p...onet.pl>

    > Lukasz Sczygiel wrote:

    > > No to wtopa jest po stronie firmy. Bo:
    > > -Jesli to standard to i tak powinni sprawdzic czy tu jest symulacja czy nie.
    >
    > Jak? Wezwac lekarza, ktory zbada i wyda opinie?
    W ostatecznosci.
    Nie wiem jak tam jest ale jakies zaswiadczenia byly by na okazanie
    wystarczajace. Jesli ktos jeczy ze odlaczenie go zabije to skontaktowac sie z
    policja. Oni moga sciagnac ambulans. Metod jest duzo.

    > Czlowiek bez
    > wyksztalcenia medycznego nie jest w stanie takiej sytuacji ocenic golym
    > okiem. A pracownicy tego typu, jak pisze AU, sa szkoleni wlasnie do
    > wykonania zadania. Firma uprzedzala wczesniej i probowala negocjowac.
    Jesli tak bylo to jak napisalem wczesniej nie winie firmy.
    Jednak czlowiek zmarl. Mozna winic za to rodzine ale nie zmienia to tego ze
    pracownik mogl zadzwonic na policje lub do zwierzchnika. Tyle.

    > > -Jesli by sprawdzili to decyzja mogla byc inna (powiadomienie policji, ambulansu
    > > itp., immona pisala ze rodzina chciala zalatwic jakis szpital).
    >
    > Chodzi wlasnie o to, ze rodzina nie zalatwila szpitala. Nie wpadli na
    > to. Wystarczylo zadzwonic; sadze, ze mieli komorke, bo komorke ma tu
    > kazdy, jesli nie mieli, mozna bylo przejsc sie do sasiadow - nikt by nie
    > odmowil pozwolenia na skorzystanie z telefonu w celu zawolania karetki,
    > a telefon do tutejszego odpowiednika 999 jest bezplatny.
    Mogli nie zrobili i sa winni. Nie przecze temu.


    > Sadze tez, ze malo kto z ludzi mieszkajacych w okolicy odmowilby
    > przyjecia na kilka godzin pani z aparatem i podlaczenia aparatu do
    > gniazdka na ten czas. Ona nie umarla zaraz po odlaczeniu, tylko po dwoch
    > godzinach. Rodzina siedziala bezczynnie i czekala te dwie godziny, az
    > kobieta stracila przytomnosc i bylo za pozno.
    Moze sprawa miala drugie dno? Moze im na tym zalezalo?
    Jesli jest tak jak piszesz to nie ulega watpliwosci ze winna jest rodzina. Ale
    firma aby miec dupokrytke mogla wykonac jeden telefon...

    > Sprawa ma jeszcze jeden aspekt: rodzina to byli imigranci z jedynej
    > grupy narodowosciowej, ktora moze sie osiedlic w tym kraju bez
    > przechodzenia procedur zapewniajacych, ze czlowiek jest z gatunku
    > radzacych sobie.
    To to sobie poradzili i maja chate bez babci...

    Caly czas chodzi mi o ten jeden telefon zapewniajacy czyste _idealnie_ rece.
    Wiem ze probowali negocjowac i wykazali troche dobrej woli. OK.

    --
    Lukasz Sczygiel

    --
    Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

strony : 1 ... 8 . [ 9 ] . 10 ... 12


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1