-
21. Data: 2008-03-31 19:26:04
Temat: Re: wyj?cie prywatne do lekarza-specjalisty
Od: WAM <n...@n...nopl.pl>
On 30 Mar 2008 22:42:56 +0200, "Sasanka" <s...@o...pl> wrote:
>Niestety dowiedziałam się że firma
>nie praktykuje ewidencji wyjść prywatnych i należy wziąć urlop na ten dzień.
Dzien przed poinformuj pracodawce ze masz jutro dzien u lekarza. Wez
od lekarza zwolnienie i nastepnego dnia oddaj pracodawcy - problem z
glowy. Zwolnienia lekarskie, w przeciwienstwie do wyjsc prywatnych,
praktykowac musi :)
WAM
--
www.wakacje2008.info
-
22. Data: 2008-04-01 11:13:35
Temat: Re: wyjście prywatne do lekarza-specjalisty
Od: "M" <aaa>
Użytkownik napisał(a):
> Zapewne bardzo dobrze znasz się na prawie pracy, ale reprezentujesz
> myślenie adekwatne do sytuacji sprzed paru lat : jest bezrobocie i na
> moje miejsce czeka mnóstwo osób. Otóż tak nie jest. Poza tym w tej
> branży, z kwalifikacjami jakie mam - nie odczuwałam nigdy bezrobocia.
> Pozdrawiam
Obawiam się, że nijaki nie reprezentuje nijakiego myślenia...
--
Posted via a free Usenet account from http://www.teranews.com
-
23. Data: 2008-04-01 16:07:37
Temat: Re: wyjście prywatne do lekarza-specjalisty
Od: s...@o...pl
> Użytkownik napisał(a):
>
> > Zapewne bardzo dobrze znasz się na prawie pracy, ale reprezentujesz
> > myślenie adekwatne do sytuacji sprzed paru lat : jest bezrobocie i na
> > moje miejsce czeka mnóstwo osób. Otóż tak nie jest. Poza tym w tej
> > branży, z kwalifikacjami jakie mam - nie odczuwałam nigdy bezrobocia.
> > Pozdrawiam
>
> Obawiam się, że nijaki nie reprezentuje nijakiego myślenia...
>
>
No wiesz, nie znam tego gościa, ja na początku zawsze grzecznie...
pozdr
>
> --
> Posted via a free Usenet account from http://www.teranews.com
>
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
-
24. Data: 2008-04-01 16:28:04
Temat: Re: wyjście prywatne do lekarza-specjalisty
Od: s...@o...pl
Dżentelmeńska umowa...cóż
Było tak. Pracowałam w dużej firmie, pełniłam stanowisko kierownicze z
nienormowanym czasem pracy, ale na dobrych warunkach i z różnymi bonusami.
Było ciężko (nieraz po 12 godzin i w domu na laptopie) ale za coś.
W międzyczasie dostawałam inne propozycje pracy, których nie brałam pod uwagę.
Dopiero gdy zadzwonił do mnie mój obecny szef (znamy się kilkanaście lat i
pracowałam już dla niego nieraz na zlecenie) i zaproponował stanowisko
kierownika działu, za trochę mniej kasy (rozmawialiśmy o kwotach netto),
wiadomo że bez żadnych bonusów, ale za 8 godzin, zgodziłam się. Nie od razu,
trwało to parę tygodni. Pozakańczałam sprawy w starej firmie, rozstałam się w
zgodzie, poszłam na krótki urlop i potem pojawiłam się w nowej firmie zgodnie
z ustaleniami. A tu na początku "mały" zgrzyt : nie ma kierownika działu, bo
nie ma działu. "Na razie". Dostałam angaż specjalisty za tyle netto co miało
być. Potem okazało się że nie jest tak jak myślałam (z netto nie wynika
brutto, brutto jest trochę mniejsze a reszta jest w premii). Przełknęłam i to.
Przez jakies pół roku było fajnie, bywało raz b. dużo roboty (wtedy
zostawałam) raz mniej. Ale ostatnio zaczęło się robić tak, że przestałam się
wyrabiać, szef coraz częściej zaczął okazywać niezadowolenie, że za wolno, że
to i tamto nie zrobione etc. Na moje sugestie że jedna osoba to za mało,
odpowiedzi były różne, najpierw miał być ktoś zatrudniony, ale ostatnio
stanowisko jest takie: nie będą zatrudniane nowe osoby, jeżeli
wystąpi "spiętrzenie" , część prac zostanie zlecona na zewnątrz osobom
współpracującym. Do tego... przedstawiono mi nowego szefa, który ma być nade
mną. To nic, ze zajmował się czym innym, że nie robił tego co ja etc. , jest
i już. Stara się być ok wobec mnie, ale...
Teraz myślę (może się mylę) że nigdy nie miałam być żadnym kierownikiem
działu, powiedziano mi tak bo na pojedyncze takie stanowisko w sporej firmie
nie przyszłabym na pewno. Niby wszystko wg prawa w porządku (no bo umowę
podpisałam) ale pozostał żal. Szef uważa że jest w porządku...
No i jak tu mówić o dżentelmeńskiej umowie?
Przepraszam że się rozpisałam
Pozdrowienia
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
-
25. Data: 2008-04-01 16:52:14
Temat: Re: wyjście prywatne do lekarza-specjalisty
Od: s...@o...pl
> Użytkownik <s...@o...pl> napisał w wiadomości
> news:59e8.000000d5.47f26294@newsgate.onet.pl...
> > Dżentelmeńska umowa...cóż
> > Było tak. (...)
>
> No więc skoro już wiemy, że szef pogrywa sobie jak zwyczajny drobny
> cwaniaczek, to oczywistym jest, że dżentelmeńskiej umowy nigdy nie było i nie
> będzie. A skoro tak, to pozostaje tylko pytanie, od którego lekarza i na jak
> długo wziąć zwolnienie i czy tylko na dni badań czy może jeszcze na
sąsiednie.
> Ja bym się na Twoim miejscu z tym burakiem w ogóle nie patyczkował a i on
> dostając na biurko trzecie czy czwarte zwolnienie szybko skojarzy, że stary
> układ się zakończył. Pewnie przemyśli temat, ale tak naprawdę cokolwiek by
> zrobił, na pewno na tym nie stracisz - przecież w tej chwili on ma (tzn,
miał,
> mam nadzieję) 1.5 pracownika w cenie jednego i jedynym jego zmartwieniem
jest,
> żebyś za szybko nie umarła.
>
Smutne to wszystko, bo miałam do niego zaufanie. Myślałam że znam się na
ludziach... Ale może ludzie się zmieniają. Zwłaszcza kiedy firmy się
rozwijają, zaczyna lepiej się powodzić...
Najciekawsze jest to, że cała ta opisana historia wydaje się być w zgodzie z
prawem.
> BTW, skoro kulturalnie i bez problemów rozstałaś się z poprzednim pracodawcą,
> możesz się tam przypomnieć.
>
Takie słowa padły: zawsze możesz wrócić.
> e.
Pozdrawiam
>
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
-
26. Data: 2008-04-01 17:02:03
Temat: Re: wyjście prywatne do lekarza-specjalisty
Od: "entroper" <e...@C...spamerom.poczta.onet.pl>
Użytkownik <s...@o...pl> napisał w wiadomości
news:59e8.000000d5.47f26294@newsgate.onet.pl...
> Dżentelmeńska umowa...cóż
> Było tak. (...)
No więc skoro już wiemy, że szef pogrywa sobie jak zwyczajny drobny
cwaniaczek, to oczywistym jest, że dżentelmeńskiej umowy nigdy nie było i nie
będzie. A skoro tak, to pozostaje tylko pytanie, od którego lekarza i na jak
długo wziąć zwolnienie i czy tylko na dni badań czy może jeszcze na sąsiednie.
Ja bym się na Twoim miejscu z tym burakiem w ogóle nie patyczkował a i on
dostając na biurko trzecie czy czwarte zwolnienie szybko skojarzy, że stary
układ się zakończył. Pewnie przemyśli temat, ale tak naprawdę cokolwiek by
zrobił, na pewno na tym nie stracisz - przecież w tej chwili on ma (tzn, miał,
mam nadzieję) 1.5 pracownika w cenie jednego i jedynym jego zmartwieniem jest,
żebyś za szybko nie umarła.
BTW, skoro kulturalnie i bez problemów rozstałaś się z poprzednim pracodawcą,
możesz się tam przypomnieć.
e.
-
27. Data: 2008-04-01 17:29:41
Temat: Re: wyjście prywatne do lekarza-specjalisty
Od: "entroper" <e...@C...spamerom.poczta.onet.pl>
Użytkownik <s...@o...pl> napisał w wiadomości
news:59e8.000000d8.47f2683e@newsgate.onet.pl...
> Najciekawsze jest to, że cała ta opisana historia wydaje się być w zgodzie
> z prawem.
Ta historia zaczęła się od łamania prawa przez Twojego szefa, ale nie ma na to
dowodów. Prawo nie przewiduje czegoś takiego jak dobra współpraca "na gębę".
> Takie słowa padły: zawsze możesz wrócić.
zatem ponegocjuj trochę i wróć
e.
-
28. Data: 2008-04-01 19:22:34
Temat: Re: wyjście prywatne do lekarza-specjalisty
Od: "Piotrek" <...@...ru>
> No wiesz, nie znam tego gościa, ja na początku zawsze grzecznie...
poszukaj w archiwum jego postow, najpierw jest smiesznie, potem strasznie a
na koncu zalosnie:)
generalnie do KFa z anyuserem bo koles od pluga granatem oderwany i dostal
sie na jakies stanowisko gdzie ma pare osob pod soba i mysli ze wielki
kierownik.
takim odbija i sa skutki takie jak widac:)
znalem wiele osob ktore najpierw byly szeregowymi pracownikami a potem
awansowali.
no i sprawdza sie ze ktos kto jest inteligentny i na poziomie potrafi sie po
awansie zachowac jak czlowiek, prostak niestety nie i dopiero mu sloma z
butow wylazi
--
pzdr
piotrek
-
29. Data: 2008-04-03 19:55:59
Temat: Re: wyjście prywatne do lekarza-specjalisty
Od: "Jackare" <j...@p...pl>
próbowałam
> rozmawiać z pracodawcą (....). Niestety dowiedziałam się że firma
> nie praktykuje ewidencji wyjść prywatnych i należy wziąć urlop na ten
> dzień.
Znaczy że rozmawiałaś z pracodawcą lub jego przedstwicielem na ten temat i
powiedział Ci że nie da rady a wcześniej kradł lub wyłudzał Twój czas.
Jeżeli nie kradł lub nie wyłudzał a kupował, czyli płacił za ndgodziny to
inna sprawa - sytuacja czysta.
Jeżeli nie można po ludzku, to trzeba po chamsku, a tu masz już kilka wyjść:
1. idzesz sobie do tych lekarzy, nie przychodzisz do pracy a kiedy wracasz
każdorazowo przynasisz zwolnienie za ten dzień nieobecności
2. zwracasz się do pracodawcy _pisemnie_ o wydanie wolnych dni w zamian za
przepracowane nadgodziny w dniach......i tu cytujesz dowody o których
piszesz
3. za każdym "następnym razem" na propozycję pracodawcy dotyczącą
wyłudzenia/kradzieży Twojego czasu odpowiadasz: pracuję do godz. X do godz
Y, proszę mi zlecić na piśme pozostamnie w godzinach nadliczbowych.
P.S.
przeszedłem różne szczeble kariery. Między innymi byłem szeregowym
pracownikiem, kierownikiem, byłem dyrektorem z około 100 osobową załogą pod
sobą. Nigdy się nie zdarzyło żebym komus odmówił normalnego ludzkiego
traktowania. Jeżeli ktoś potrzebował wyjść - wychodził. Ludzie mogli liczyć
na mnie - ja na nich i zawsze przekładam układ partnerski oparty na
zrozumieniu i tolerancji ponad wszystko inne. Była zawsze książka wyjść, ale
był to mój dupochron - gdyby komuś kto wyszedł coś się stało, wiadomo było
że nie był w pracy tylko w swoim prywatnym czasie więc nie ponosiłem za taką
osobę odpowiedzialności. Książka wyjśc nie była użwana do rozliczania innych
z tego co zrobili lub czego nie zrobili.W stosunku do ludzi wystarczyło
kierować się jedną prostą zasadą: "traktuj innych tak jakbyś sam chiał być
traktowany" (sadomasochiści nie brać tego zbyt do siebie). W stosunku do
pracodawcy (czy to osoby fizycznej czy prawnej) zawsze wyznawałem zasadę
ograniczonego zaufania opierającą sie na świadomości że też jestem
pracownikiem, tyle że na specyficznym stanowisku i może mnie spotkać
wszystko to co innych.
Ostatecznie chodzenie do pracy wkurzyło mnie bardzo i teraz nie pracuję.
Cieszę się każdym dniem który spędzam z żoną i synkiem i jest fajnie. I da
się.
--
Jackare