-
11. Data: 2007-08-01 14:40:04
Temat: Re: paragraf 52
Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>
W wiadomości news:slrnfb0n3e.l3o.troskal@ssc.org Tomasz Roskal
<t...@g...pl> pisze:
>> Może być ślisko. Celem zabezpieczenia swojego zadka żądanie wydania
>> polecenia służbowego na piśmie przedłożyłbym również na piśmie (i z
>> potwierdzeniem).
> Zawsze istnieje ryzyko ze bedzie odpowiedz: ja panu tej kopi nie
> podpisze...
Wówczas do kadr/sekretariatu czy co tam jest i składasz na książkę pism
przychodzących.
Co prawda może być z tym kłopot w jakichś gó***nych firemkach czy
spółczynach, co to 2 szefów, kilku pracowników i to wsio. Ale jakbym w
jakimś takim krzaku robił, to bym się z dyktafonem nie rozstawał.
(I tak się zresztą nie rozstaję - wbudowany w telefon dobry dyktafon był
jednym z podstawowych wymogów jak wybierałem model aparatu; co za czasy, co
za ludzie...)
--
Jotte
-
12. Data: 2007-08-02 05:42:00
Temat: Re: paragraf 52
Od: "Jackare" <j...@B...pl>
. Ale jakbym w
> jakimś takim krzaku robił, to bym się z dyktafonem nie rozstawał.
> (I tak się zresztą nie rozstaję - wbudowany w telefon dobry dyktafon był
> jednym z podstawowych wymogów jak wybierałem model aparatu; co za czasy,
> co za ludzie...)
>
Ale czy to nie jest jakiś przerost formy nad treścią- teoria spiskowa, szara
sieć, układy itd?
Pracowałem w różnych firmach małych i dużych i zawsze wszystko polegało na
tzw "dogadaniu się" bez uciekania się do zapisów KP i jakiegoś usztywniania
stanowisk i okopania się na pozycjach przez każdą ze stron. Prawdę mówiąc
nigdy nie miałem takich odczuć że ktos chce mi dokopać, wygryźć mnie i
dotyczyło to zarówno współpracowników, pracodawców i podwładnych, a
pracowałem w kilku różnych firmach: takiej w której byłem świadkiem rozwoju
od 6 do 120 osób o potem redukcji do ok 30 osób, takiej gdzie na wejściu
było ze 30 osób i takiej gdzie na wejściu było jakieś 120 osób i ta ostatnie
co ciekawe przez cały okres swego istenienia nie miała nigdy sprawy sądowej
z pracownikiem :).
Natomiast odczuwałem istnienie takich wewnętrznych walk, szczucia na siebie
i ciągłego zbierania dupochronów i haków na innych właśnie w tzw "dużych
korporacjach" z którymi miałem okazję współpracować jako kontrachent
(reprezentujący swego pracodawcę) i tam własnie atmoferę oceniałem
najgorzej.
Jak dla mnie, jezeli praca daje mi frajdę, nie jest żadnym problemem
zostanie o czasu do czasu gozinę dłużej, czy nagły wyjazd na delegację gdy
sytuacja tego wymaga. Moje podejście jest takie, że traktuję firmę w której
pracuję jak swoją własną i z tego punktu widzenia podchodzę do swego
zaangazowania. Dbam o ineteresy firmy bo z niej żyję. Jeżeli w firmie będzie
działo się dobrze to i mnie będzie dobrze. Jak dotąd nie licząc drobnych
incydentów o które moge mieć zal ale w ogólnym kontekście nie mają one
znaczenia - nie przejechałem się na takim podejściu. Przypuszczam że jeżeli
żyłbym w ciągłym przekonaniu że ktoś mnie chce zrobić w bambuko lub
uważalbym że zostanie raz na jakiś czas godzine dłuzej ze świadomością że za
tą godzine nie będę miał dodatkowego wynagrodzenia jest wydymaniem mnie
przez pracodawcę - wykończyłbym się nerwowo. Co innego jawne przekręty i
stałe wykorzystywanie pracownika jako norma działania, ale szczerze mówiac
nie zetknąłem się z czymś takim - może miałem szczęście, a może wybieralem
sobie dobrze pracodawców...
--
Jackae
-
13. Data: 2007-08-02 06:05:16
Temat: Re: paragraf 52
Od: Gienek <g...@s...pl>
> Co innego jawne przekręty i stałe wykorzystywanie pracownika jako
> norma działania, ale szczerze mówiac nie zetknąłem się z czymś takim -
> może miałem szczęście, a może wybieralem sobie dobrze pracodawców...
Na pewno albo jedno albo drugie. Ja też nie mam nic przeciwko zostaniu po
godzinach od czasu do czasu za darmo ale jeśli kierownik przychodzi i mówi
od dziś pracujemy normalnie czyli od 7:00 do 19:00 i to trwa kilka miesięcy
to już nie jest normalne pomimo że za nadgodziny płacili a było to w firmie
która zatrudniała ponad 1000 osób. http://www.pronar.pl
Nie jest też normalne wsadzanie pracowników na maszyny które mają grubo
ponad 40 lat i nie spełniają minimalnych wymogów bezpieczeństwa. Dodam
tylko że zostało kilka palców w tych maszynach. Na zebraniu jeden z
dupolizów szefa powiedział żeby nie wzywać karetki pogotowia jak nic
wielkiego się nie stało (chodziło mu chyba o ucięcia palca) bo jak jadą do
nas na sygnale to źle świadczy o firmie. Wiem że to sceneria jak z Horroru
ale niestety tak właśnie produkuje się podzespoły niezbędne do produkcji
Lanosa http://www.dzt.com.pl/ Walczyłem z szefem prawie od samego początku
żeby wyposażyć maszyny w odpowiednie zabezpieczenia. Usłyszałem tylko "Ja
na twoje fanaberie nie będę marnować pieniędzy."
I ja mam pracować tak jakbym pracował u siebie u takich wyzyskiwaczy?
Zarówno w jednym jak i drugim przypadku podziękowałem za współpracę.
-
14. Data: 2007-08-02 06:10:38
Temat: Re: paragraf 52
Od: "Jackare" <j...@B...pl>
>
> I ja mam pracować tak jakbym pracował u siebie u takich wyzyskiwaczy?
> Zarówno w jednym jak i drugim przypadku podziękowałem za współpracę.
>
ale to co opisałeś nie jest normalne - niestety :(.
Ja moge miec inny punkt widzenia o tyle, że moje środowisko pracy nie
generuje tak bezpośrednich zagrożeń, także tego typu kestii nie brałem pod
uwagę bo nigdy ich nie doświadczyłem. W przypadku jaki opisujesz pewnie
postąpiłbym tak samo, tym bardziej że z tego co piszesz nie było tam
pertnerskich relacji a to jeden z warunków aby czuc się jak u siebie i dbac
o firmę jak o swoją.
--
Jackare
-
15. Data: 2007-08-02 07:01:49
Temat: Re: paragraf 52
Od: Tomasz Kaczanowski <k...@n...poczta.onet.pl>
Jackare pisze:
> . Ale jakbym w
>> jakimś takim krzaku robił, to bym się z dyktafonem nie rozstawał.
>> (I tak się zresztą nie rozstaję - wbudowany w telefon dobry dyktafon był
>> jednym z podstawowych wymogów jak wybierałem model aparatu; co za czasy,
>> co za ludzie...)
>>
> Ale czy to nie jest jakiś przerost formy nad treścią- teoria spiskowa, szara
> sieć, układy itd?
> Pracowałem w różnych firmach małych i dużych i zawsze wszystko polegało na
> tzw "dogadaniu się" bez uciekania się do zapisów KP i jakiegoś usztywniania
> stanowisk i okopania się na pozycjach przez każdą ze stron. Prawdę mówiąc
> nigdy nie miałem takich odczuć że ktos chce mi dokopać, wygryźć mnie i
> dotyczyło to zarówno współpracowników, pracodawców i podwładnych, a
> pracowałem w kilku różnych firmach: takiej w której byłem świadkiem rozwoju
> od 6 do 120 osób o potem redukcji do ok 30 osób, takiej gdzie na wejściu
> było ze 30 osób i takiej gdzie na wejściu było jakieś 120 osób i ta ostatnie
> co ciekawe przez cały okres swego istenienia nie miała nigdy sprawy sądowej
> z pracownikiem :).
Po prostu miales szczescie, ja tez w sumie po za moze dwoma incydentami
nie moge powiedziec, by bylo cos nie tak, ale w innych dzialach, gdzie
byli inni przelozeni to roznie bywalo, raz lepiej, raz gorzej. Doszlo do
tego, ze czesc pracownikow zazyczyla sobie, by wszelkie polecenia
wysylac mailem badz sms-em, ew przynosic na pismie... Co by nie bylo
mieli powod. Dlatego wiem, ze moze byc roznie i roznych mozna miec
przelozonych.
--
Kaczus/Pegasos User
http://kaczus.republika.pl
nie zapomnij zamówić Total Amigi (Polska Edycja)
http://www.ppa.pl/totalamiga/#zamowienia
-
16. Data: 2007-08-02 09:47:03
Temat: Re: paragraf 52
Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>
W wiadomości news:f8rqt0$qas$1@atlantis.news.tpi.pl Jackare
<j...@B...pl> pisze:
> . Ale jakbym w
>> jakimś takim krzaku robił, to bym się z dyktafonem nie rozstawał.
>> (I tak się zresztą nie rozstaję - wbudowany w telefon dobry dyktafon był
>> jednym z podstawowych wymogów jak wybierałem model aparatu; co za czasy,
>> co za ludzie...)
> Ale czy to nie jest jakiś przerost formy nad treścią- teoria spiskowa,
> szara sieć, układy itd?
Ciiii... nie pisz tego głośno - ONI są WSZĘDZIE... i wszystko widzą,
wszystko słyszą, wszystko wiedzą... ;)))
> Pracowałem w różnych firmach małych i dużych i zawsze wszystko polegało
> na tzw "dogadaniu się" bez uciekania się do zapisów KP i jakiegoś
> usztywniania stanowisk i okopania się na pozycjach przez każdą ze
> stron. Prawdę mówiąc nigdy nie miałem takich odczuć że ktos chce mi
> dokopać, wygryźć mnie i dotyczyło to zarówno współpracowników,
> pracodawców i podwładnych, a pracowałem w kilku różnych firmach: takiej
> w której byłem świadkiem rozwoju od 6 do 120 osób o potem redukcji do
> ok 30 osób, takiej gdzie na wejściu było ze 30 osób i takiej gdzie na
> wejściu było jakieś 120 osób i ta ostatnie co ciekawe przez cały okres
> swego istenienia nie miała nigdy sprawy sądowej z pracownikiem :).
No dobrze, bardzo fajnie się cieszę, że tak miałeś cudnie ale nie wszędzie i
nie zawsze tak jest. Sporo mógłbym o tym opowiedzieć.
Ubezpieczasz chałupę chociaż ci jeszcze nigdy włamu nie zrobili ani pożar
nie wybuchł, prawda? Ale chcesz być spokojny jakby co.
> Natomiast odczuwałem istnienie takich wewnętrznych walk, szczucia na
> siebie i ciągłego zbierania dupochronów i haków na innych właśnie w tzw
> "dużych korporacjach" z którymi miałem okazję współpracować jako
> kontrachent (reprezentujący swego pracodawcę) i tam własnie atmoferę
> oceniałem najgorzej.
Takie postawy spotyka się wszędzie, tu nie masa krytyczna materiału ma
pierwszorzędne znaczenie, lecz jego jakość.
> Jak dla mnie, jezeli praca daje mi frajdę, nie jest żadnym problemem
> zostanie o czasu do czasu gozinę dłużej,
Dla mnie też nie. Oczywiście - nie za darmo.
> czy nagły wyjazd na delegację gdy sytuacja tego wymaga.
Lubię jeździć w delegacje, kiedyś jeździłem bardzo dużo, teraz mniej, ale i
tak przynajmniej kilka razy w roku chętnie wyjeżdżam.
> Moje podejście jest takie, że traktuję firmę
> w której pracuję jak swoją własną i z tego punktu widzenia podchodzę do
> swego zaangazowania. Dbam o ineteresy firmy bo z niej żyję. Jeżeli w
> firmie będzie działo się dobrze to i mnie będzie dobrze. Jak dotąd nie
> licząc drobnych incydentów o które moge mieć zal ale w ogólnym
> kontekście nie mają one znaczenia - nie przejechałem się na takim
> podejściu.
W tej kwestii mam inne podejście. Ja pracodawców _używam_ do uzyskiwania
srodków utrzymania. Stosuję przy tym cały czas zasadę dywersyfikacji źródeł
dochodów i posiadania dość znacznych finansowych rezerw bezpieczeństwa, co
daje niezbędny dla mnie komfort płynący z możliwości wycofania w dowolnej
chwili z użytkowania któregoś z pracodawców.
Oczywiście dbam także o to, aby praca sprawiała mi przyjemność, była
ciekawa, a przynajmniej nie obrzydliwa.
> Przypuszczam że jeżeli żyłbym w ciągłym przekonaniu że ktoś
> mnie chce zrobić w bambuko lub uważalbym że zostanie raz na jakiś czas
> godzine dłuzej ze świadomością że za tą godzine nie będę miał
> dodatkowego wynagrodzenia jest wydymaniem mnie przez pracodawcę -
> wykończyłbym się nerwowo.
Nie o to chodzi aby być obsesyjnie podejrzliwym, ale na trzeźwo liczyć się z
możliwością wystąpienia nawet skrajnych sytuacji i być przygotowanym na
przeciwdziałanie.
> Co innego jawne przekręty i stałe
> wykorzystywanie pracownika jako norma działania, ale szczerze mówiac nie
> zetknąłem się z czymś takim - może miałem szczęście, a może
> wybieralem sobie dobrze pracodawców...
Osobiście też nie doznałem takich działań, choć drobne konflikty się
zdarzały. A skoro się zdarzały, to znaczy, że mogą się znowu zdarzyć, mogą
nie być takie drobne, a ja mam zamiar je wówczas wygrywać.
Właśnie dlatego zająłem się (najpierw amatorsko i hobbystycznie) prawem
pracy. Jak już trochę zatrybiłem co i jak, to zostałem związkowcem,
następnie szefem komórki zakładowej (już dwie kadencje), a od pewnego czasu
dodatkowo mandatariuszem. To sporo daje, oprócz bezpłatnego wsparcia
prawnika związkowego także m.in. dostęp do darmowych szkoleń z zakresu prawa
pracy.
Ale chyba też mam szczęście bo moja (skromna w końcu) wiedza bardziej się
jak dotąd przydaje współpracownikom niż mnie. :)
--
Jotte
-
17. Data: 2007-08-02 11:27:58
Temat: Re: paragraf 52
Od: "Jackare" <j...@B...pl>
> Osobiście też nie doznałem takich działań, choć drobne konflikty się
> zdarzały. A skoro się zdarzały, to znaczy, że mogą się znowu zdarzyć, mogą
> nie być takie drobne, a ja mam zamiar je wówczas wygrywać.
>
No to się cieszę bo juz myslałem że byłeś notorycznie ciemiężony przez
pracodawców i stąd takie podejście. Mimo wszystko uważam że nie należy (nie
warto) az tak skrajnie formalizować stosunków z pracodawcą.
Przypuszczam że gdyby pracownik czy pracownicy ktorzy mi podlegają
kazdorazowo, notorycznie żądaliby polecenia na piśmie na wykonanie czynności
które leżą w ich zakresie obowiązków i nie moglibysmy sie w tym względzie
porozumieć, podziękowałbym jednemu z drugim w trybie dyscyplinarnym za
narażanie przedsiębiorstwa na staty i działanie na szkodę przedsiębiorstwa.
Zresztą raz już się tak zdarzyło, z tym że pracownik nie żądał poleceń na
pismie tylko odmawiał ich wykonania. Powodem było to że nie zaakceptował
sytuacji w ktorej ja przyszedłem z zewnątrz do firmy i zostałem jego
przełożonym.
Tak naprawdę rzeczywiste relacje z pracodawcą, czyli inne niż te wynikajace
z zawartej umowy o pracę, przykładowo perspektywy awansu, możliwośc
korzystania z przywilejów i uprawnień w organizacji, wpływ na pracę swoją i
innych buduje się na płaszczyźnie nieformalnej i czesto niezwiązanej
bezpośrednio z pracą.
Osobiscie wolę awansować i iść do przodu w hierarchii uprawnień, przywilejów
i odpowiedzialności (co się przekłada na dochody) niż się przede wszystkim
zabezpieczać przed konfliktem. Parafrazując: wolę zwiększac przychód i
zarabiać pieniądze niz skupiac się tylko na pilnowaniu kosztów.
Kiedyś przeczytałm gdzieś, że awansują nie ci którzy dobrze pracują, ale ci
którzy potrafią zbudowac sobie dobre relacje. Po latach różnych doświadczeń
uwazam że to prawda, niezależnie od tego co mówi się "oficjalnie" i jak
zbudowane są ścieżki kariery w firmach. Uważam że awans = lepsza pozycja w
firmie, mniejsze narażenie na konflikty, lepsze pieniądze i lepsze
zabezpieczenie właśnego bytu. IMHO jest to bardziej skuteczny model niż
praca na kilku etatach (czy etat + zlecenia) w ściśle formalnych relacjach.
--
Jackare
-
18. Data: 2007-08-02 12:53:46
Temat: Re: paragraf 52
Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>
W wiadomości news:f8sfd5$p$1@nemesis.news.tpi.pl Jackare
<j...@B...pl> pisze:
>> Osobiście też nie doznałem takich działań, choć drobne konflikty się
>> zdarzały. A skoro się zdarzały, to znaczy, że mogą się znowu zdarzyć,
>> mogą nie być takie drobne, a ja mam zamiar je wówczas wygrywać.
> No to się cieszę bo juz myslałem że byłeś notorycznie ciemiężony przez
> pracodawców i stąd takie podejście.
Cieszę się, że się cieszysz. ;)
> Mimo wszystko uważam że nie należy
> (nie warto) az tak skrajnie formalizować stosunków z pracodawcą.
Nie twierdzę, że należy. Ale trzeba się liczyć z taką koniecznością i być na
nią przygotowanym. Po co się budzić z ręka w nocniku i to w dodatku
nieopróżnionym?
> Przypuszczam że gdyby pracownik czy pracownicy ktorzy mi podlegają
> kazdorazowo, notorycznie żądaliby polecenia na piśmie na wykonanie
> czynności które leżą w ich zakresie obowiązków i nie moglibysmy sie w
> tym względzie porozumieć, podziękowałbym jednemu z drugim w trybie
> dyscyplinarnym za narażanie przedsiębiorstwa na staty i działanie na
> szkodę przedsiębiorstwa.
Czegoś tu nie rozumiem, coś mi nie pasuje. Piszesz: "pracownicy, którzy mi
podlegają", a nie "moi pracownicy". Z tego wnioskuję, że nie jesteś
pracodawcą, tylko takim samym pracownikiem tyle, że pełniącym funkcje
kierowniczą. Czyli jesteś szefem jakiegoś tam szczebla.
Jeśli tak, to nie masz nic do dziękowania i to w żadnym trybie, bo nie ty
jesteś stroną stosunku pracy.
> Zresztą raz już się tak zdarzyło, z tym że
> pracownik nie żądał poleceń na pismie tylko odmawiał ich wykonania.
> Powodem było to że nie zaakceptował sytuacji w ktorej ja przyszedłem z
> zewnątrz do firmy i zostałem jego przełożonym.
Głupi gość był jakiś.
Ja bym na jego miejscu z tobą inaczej pograł gdybym uznał, że należy.
> Tak naprawdę rzeczywiste relacje z pracodawcą, czyli inne niż te
> wynikajace z zawartej umowy o pracę, przykładowo perspektywy awansu,
> możliwośc korzystania z przywilejów i uprawnień w organizacji, wpływ na
> pracę swoją i innych buduje się na płaszczyźnie nieformalnej i czesto
> niezwiązanej bezpośrednio z pracą.
> Osobiscie wolę awansować i iść do przodu w hierarchii uprawnień,
> przywilejów i odpowiedzialności (co się przekłada na dochody) niż się
> przede wszystkim zabezpieczać przed konfliktem. Parafrazując: wolę
> zwiększac przychód i zarabiać pieniądze niz skupiac się tylko na
> pilnowaniu kosztów. Kiedyś przeczytałm gdzieś, że awansują nie ci którzy
> dobrze pracują, ale ci którzy potrafią zbudowac sobie dobre relacje. Po
> latach różnych doświadczeń uwazam że to prawda, niezależnie od tego co
> mówi się "oficjalnie" i jak zbudowane są ścieżki kariery w firmach.
Tu mamy zupełnie różne podejścia. Nie jestem szczurem wyścigowym. Awans mam
w dupie.
Pozapracowe relacje z pracodawcą uważam za zbędne i "zanieczyszczające"
podstawowy układ, jakim jest stosunek pracy (choć osobiście swego czasu
byłem w takiej sytuacji i było to dla mnie korzystne, jednak generalnie mam
zdanie jak napisałem).
Przez ładnych parę lat pełniłem dość wysoką funkcje kierowniczą. Potem
zmienił się mój szef-dyrektor. Zaproponowano mi pozostanie na stanowisku
przez kolejny rok. Nie znałem tej osoby, zgodziłem się. W ciągu mniej więcej
2-3 miesięcy okazało się, że to kanalia. Zastanawiałem się co zrobić -
zrezygnować z funkcji aby nie babrać się w gównie, czy zostać do końca
kontraktu i utrudniać na ile będę mógł różne draństwa. Reszta kadry
kierowniczej zeszmaciła się szybko i bez problemów, więc byłem sam. Nie wiem
czy dobrze zrobiłem, ale wybrałem to drugie i sporo świństw utrudniłem, a
kilka udało mi się uniemożliwić. Oczywiście kontrakt nie został mi
przedłużony, ale nie miałem złudzeń, doskonale wiedziałem co robię.
> Uważam że awans = lepsza pozycja w firmie, mniejsze narażenie na
> konflikty, lepsze pieniądze i lepsze zabezpieczenie właśnego bytu. IMHO
> jest to bardziej skuteczny model niż praca na kilku etatach (czy etat +
> zlecenia) w ściśle formalnych relacjach.
Widzisz, ja rozumiem twoje stanowisko, choć przyznam wprost, że się nim
brzydzę (bez obrazy).
Pozycja w firmie, lepsze pieniądze, zabezpieczenie - co zrobisz, do czego
się posuniesz, żeby to uzyskać? Co z tym wszystkim będzie, jeśli dojdzie do
sytuacji, kiedy jedyną honorową reakcją na poczynania twojego szefa wobec
ciebie czy innych będzie musiało być np. krótkie: "Wal się,śmieciu"?
Podołasz takiej sytuacji?
Wiesz, czasem się golę, nie chciałbym przy tej czynności pluć w lustro.
Stosując mój - IYHO mniej skuteczny - model uzyskiwania środków utrzymania
mam komfort, o jaki mi chodzi. Cenię to.
Być może (ale tylko być może), gdybym się sprzedał jednej "firmie", pracował
na awans, lizał dupska szefom, nie "stawiał" się, zapomniał o prawie i
szacunku do siebie - zarabiał bym więcej. Nie wiem o ile, 20÷30%?
No więc ja tę kwotę, nie zarabiając jej i nawet nie znając jej wysokości,
wydaję kupując za nią swoje dobre samopoczucie i nienaruszony szacunek do
siebie.
Taki jestem.
Howgh!
--
Jotte
-
19. Data: 2007-08-02 13:19:48
Temat: Re: paragraf 52
Od: "Gienek" <g...@s...pl>
> Kiedyś przeczytałm gdzieś, że awansują nie ci którzy dobrze pracują, ale ci
> którzy potrafią zbudowac sobie dobre relacje. Po latach różnych doświadczeń
> uwazam że to prawda, niezależnie od tego co mówi się "oficjalnie" i jak
> zbudowane są ścieżki kariery w firmach.
Dlatego mamy sytuację w kraju jaką mamy. Ci ludzie którzy sumiennie pracują nie
awansują tylko zostają na swoim stanowsku. Awansują wyłącznie ci którzy potrafią
zbudować sobie relację czyli układy i układziki.
-
20. Data: 2007-08-02 13:33:51
Temat: Re: paragraf 52
Od: "Jackare" <j...@B...pl>
> Czegoś tu nie rozumiem, coś mi nie pasuje. Piszesz: "pracownicy, którzy mi
> podlegają", a nie "moi pracownicy". Z tego wnioskuję, że nie jesteś
> pracodawcą, tylko takim samym pracownikiem tyle, że pełniącym funkcje
> kierowniczą.
reprezentuję pracodawcę, np osobę prawną ale de facto nim nie jestem więc w
zakresie moich uprawnień lezy/lezało takie "podziękowanie".
> Głupi gość był jakiś.
>
też tak sobie myslałem ale w grunice rzeczy to mi go szkoda było bo się
popodkładał przy świadkach za cholere nie wiem z jakiego powodu- urażona
ambicja, inne powody ktorych nie znałem bo gościa znalem od 3 dni i bylem z
nim na stopie "Panie Marcinie czy mógłby Pan....".
Nie znaliśmy się, nie mielismy tarć - widocznie mu moja facjata nie podeszła
i to na samym początku "współpracy". Ja nic do niego nie miałem ale zarówo
pracodawcy jak i pracownikom wejść na glowę sobie nie dam.
> Tu mamy zupełnie różne podejścia. Nie jestem szczurem wyścigowym.
ja też nie. Po prostu wychodzę z załozenia że poniżej pewnego stanowiska i
związanych z nim warunków "nie wchodzę do gry"
>Awans mam w dupie.
Jeżeli na brudnych zasadach to ja też
> Widzisz, ja rozumiem twoje stanowisko, choć przyznam wprost, że się nim
> brzydzę (bez obrazy).
> Pozycja w firmie, lepsze pieniądze, zabezpieczenie - co zrobisz, do czego
> się posuniesz, żeby to uzyskać?
Po prostu staram się na wstępie wchodzić na stanowisko ktore mi to umożliwia
a nie startowac od dołu i wypruwac flaki.
Co z tym wszystkim będzie, jeśli dojdzie do
> sytuacji, kiedy jedyną honorową reakcją na poczynania twojego szefa wobec
> ciebie czy innych będzie musiało być np. krótkie: "Wal się,śmieciu"?
> Podołasz takiej sytuacji?
Tak bo podobnie jak Ty działam i układam sobi sprawy na moich zasadach.
Doskonale Cię rozumiem i bez problemów to robiłem. Może bez "wal się śmiecu"
ale poprzez " z dniem .... rozwiązuję umowę o pracę...itd", grzecznie i bez
komentowania sytuacji bo szkoda zdrowia i niczego to nie zmieni a poprzez
osobiste wycieczki niczego nie zmienię jeżeli sytuacja zaszła zbyt daleko i
nie zostało nic innego jak odejść.
W związku z tym większych problemów z goleniem i myciem zębów nie mam :)
--
Jackare