eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusjeczy to jest legalne?
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 111

  • 101. Data: 2003-11-07 21:26:37
    Temat: Re: czy to jest legalne?
    Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl>

    Greg napisał:

    > I wtedy tez przestaniemy mowic o woli pracodawcow? No bo ogolny bilans jest
    > niezmienny, wiec aby ktos mogl zyskac, ktos inny musi stracic.
    > Piszesz, ze pracownicy musza przyjac takie warunki z powodu bezrobocia. A
    > ja uparcie twierdze, ze nie musza. Gdyby sie wszyscy wypieli na takie
    > warunki to nie ma bata, aby pracodawca nie zaoferowal wiecej. No tak -
    > latwo mowic, gdy sie nie ma rodziny na utrzymaniu.

    Formalnie mogą się wypiąć, tylko nie wiedzą, jak zareaguje otoczenie -
    do "wypięcia się" muszą posiadać także wiedzę, co zrobi ogół
    bezrobotnych, w wiekszości czyhających na ich miejsca pracy. Ich postawa
    jest rozsądna, bo są łatwo zastępowalni - wypiąć to się może jedyny
    specjalista w danym kraju.

    > "Ja musze aby dzieci
    > wykarmic i ubrac". Nie musi, ale wybiera te koniecznosc - jakies priorytety
    > musza byc, co nie? I ja to rozumiem. Nie rozumiem jednak dlaczego nie
    > przyjac tego za swiadomy wybor.

    Przystawiam Ci pistolet do głowy i proszę o portfel - Ty mi go ŚWIADOMIE
    wręczasz - to czemu później masz pretensję? - to był przecież ŚWIADOMY
    WYBÓR. ;) Różnica w naszym ujmowaniu polega na tym, że Ja staram się
    ująć wszystkie aspekty sprawy, a Ty podchodzisz do niej w sposób
    formalny - rozumiem ten punkt widzenia, ale chcę mieć luksus posiadania
    swojego własnego zdania - obiektywnie, to pracodawca powinien
    przedstawić pracownikowi przy zatrudnieniu alternatywę - w jakie dni
    chce pracować - może go nie zatrudnić, ale nie wolno mu wywierać presji
    pt. "jak tak, to my tu takich nie chcemy" - wtedy problem ułomnej zgody
    pracownika przestaje istnieć, bo pracownik nie wie, co decyduje o
    zatrudnieniu, poza cechami obiektywnymi, jak wykształcenie itd.

    > - nie zgadzam sie z tym, ze poziom bezrobocia odbiera czlowiekowi mozliwosc
    > wyboru.

    Żeby posiadać wybór, trzema mieć kilka równoważnych alternatyw [tutaj -
    kilka ofert pracy] - jak wiesz, choćby z nieszczęsnego Maslowa, przy
    wyborze - praca albo życie, dochodzą dodatkowe zdeterminowane czynniki
    ludzkiej konstytucji, nie ujęte w treści wyboru.

    > * zastanawiam sie na ile bezrobocie w Polsce wynika z kondycji panstwa,
    > oraz przepisow, a na ile z takiej a nie innej mentalnosci spoleczenstwa.

    Najlepiej zrzucić na społeczeństwo ;) - to tak jak doradcy HR doradzają
    jak zdobyć pracę w sytuacji, kiedy na jedno miejsce czycha 200 osób - 1
    skorzysta, 199 się zawiedzie - po prostu nie ma ofert pracy i żadne
    argumenty tego nie zmienią [no może oprócz szeroko rozumianej akwizycji
    - ale jak kiedyś pisałem, prawo popytu i podaży dotyczy też
    pracodawców].

    Flyer
    --
    Szukam roboty - zdolny i chętny, z doświadczeniem w łączeniu wody z
    ogniem i wykonywaniu niewykonalnego. ;)


  • 102. Data: 2003-11-08 21:01:37
    Temat: Re: czy to jest legalne?
    Od: "Greg" <o...@o...pl>

    "Flyer" w wiadomości news:boh2p7$5se$1@nemesis.news.tpi.pl napisal(a):
    >
    > Formalnie mogą się wypiąć, tylko nie wiedzą, jak zareaguje
    > otoczenie - do "wypięcia się" muszą posiadać także wiedzę,
    > co zrobi ogół bezrobotnych, w wiekszości czyhających na ich
    > miejsca pracy. Ich postawa jest rozsądna, bo są łatwo zastępowalni

    Ano wlasnie - kolko sie zamyka. Markety sa w niedziele otwarte, bo sa tacy,
    ktorzy w niedziele chca kupowac i tacy, ktorzy chca w niedziele pracowac
    (chca byc bardziej konkurencyjni w stosunku do tych, ktorzy w niedziele
    pracowac nie chca).

    > > "Ja musze aby dzieci wykarmic i ubrac". Nie musi, ale wybiera
    > > te koniecznosc - jakies priorytety musza byc, co nie? I ja to
    > > rozumiem. Nie rozumiem jednak dlaczego nie przyjac tego
    > > za swiadomy wybor.
    > Przystawiam Ci pistolet do głowy i proszę o portfel - Ty mi go
    > ŚWIADOMIE wręczasz

    Dokladnie.

    > - to czemu później masz pretensję?

    Pytanie tylko do kogo :-)

    > Różnica w naszym ujmowaniu polega na tym, że Ja staram
    > się ująć wszystkie aspekty sprawy, a Ty podchodzisz do niej
    > w sposób formalny

    No ja to traktuje bardzo scisle - chodzi mi o sam fakt wyboru. W motywacje
    staram sie nie wnikac.

    > chcę mieć luksus posiadania swojego własnego zdania

    Alez prosze bardzo :-)

    > - obiektywnie, to pracodawca powinien przedstawić pracownikowi
    > przy zatrudnieniu alternatywę - w jakie dni chce pracować

    A to o tym sie nie mowi? Myslalem, ze najpierw negocjuje sie warunki i
    dopiero po zaakceptowaniu ich przez obie strony podpisuje sie (badz nie)
    umowe ;-) Pracodawca moze sobie zazyczyc, ze chce aby jego pracownicy
    skakali na lewej nodze. Jesli wszyscy stwierdza, ze chyba sie z choinki
    urwal to zostanie bez pracownika. Jesli jednak znajdzie sie ktos, kto
    zgodzi sie na jego warunki, to szczescie zakreconego pracodawcy. A prawo?
    Prawo w tym przypadku moze jedynie utrudnic te dzialania. Jesli ci dwaj
    beda chcieli ze soba wspolpracowac, to beda! Podobnie z tym zakazem handlu.
    Byc moze molochy nie beda miec juz mozliwosci, ale to miejsce ktore zwolnia
    w momencie wypelnia "przedsiebiorcy" handlujacy pokatnie. Beda mogli to
    robic albo sami, albo beda "zatrudniac" tych, ktorzy "nie maja wyboru". Czy
    wiec naprawde taki przepis zmieni sytuacje na lepsze? Mnie sie raczej
    wydaje, ze warunki w "podziemiu" sa jeszcze gorsze.

    > - może go nie zatrudnić, ale nie wolno mu wywierać presji
    > pt. "jak tak, to my tu takich nie chcemy"

    A czy ja moge wywrzec presje na pracodawce i powiedziec, ze jesli nie
    zarobie tyle i tyle, to ja u takiego pracowac nie chce? ;-)
    Dzwonilem w sprawie pracy do pewnego salonu samochodowego (stroz). W pewnej
    chwili slysze:
    - Ale to nie ma sensu...
    - Przepraszam, ale co nie ma sensu? - pytam zbity z tropu.
    - My potrzebujemy osoby w 100% dyspozycyjnej, a pan sie uczy.

    Czy to byla presja? No bo to w sumie bylo powiedziane inaczej "jak tak, to
    my tu takich nie chcemy" ;-) Ja mialem wybor. Moglem zawalic szkole, albo
    sobie podarowac te prace. Szkola wywarla na mnie "silniejsza presje" ;-) Ja
    moglem im oferowac cos co dla nich okazalo sie niewystarczajace wiec byli
    na nie. Byliby na tak gdybym... ale tego warunku ja zaakceptowac nie
    moglem. Nie doszlo miedzy nami do porozumienia wiec wspolpraca nie zostala
    zawiazana. To sa fakty. Uwazasz, ze wlasciciel salony powinien sie nade mna
    zlitowac, bo jest trudna sytuacja z praca? Powinien byl mi odpuscic? Na
    pewno byloby mi bardzo milo :-) Ale niby dlaczego mialby to robic? Dlaczego
    mialby isc mi na reke w sytuacji, kiedy na swoich warunkach moze znalezc
    kogos innego? Gdyby innych chetnych nie bylo to zapewne w sprawie szkoly
    doszlibysmy do porozumienia. Zapewne, bo facet moglby uznac, ze w takim
    wypadku to on rezygnuje ze stroza, gdyz na zadne ustepstwa mu sie nie
    kalkuluje isc ;-)

    > - wtedy problem ułomnej zgody pracownika przestaje istnieć,
    > bo pracownik nie wie, co decyduje o zatrudnieniu, poza cechami
    > obiektywnymi, jak wykształcenie itd.

    Czy nie jest w jego interesie aby sie dowiedziec? A nawet jesli pracodawca
    celowo o pewnych rzeczach nie mowi to co stoi na przeszkodzie aby
    zrezygnowac gdy przyjdzie co do czego? Uwazasz, ze zrezygnowac mozna na
    rozmowie slyszac warunki, ale pozniej juz nie? Trzeba cierpliwie ponosic
    konsekwencje?

    > Żeby posiadać wybór, trzema mieć kilka równoważnych alternatyw
    > [tutaj - kilka ofert pracy]

    Aby miec wybor wystarcza dwie alternatywy. Nawet jesli chodzi o "beer or
    not to beer..." czy jakos tak ;-)

    > - jak wiesz, choćby z nieszczęsnego Maslowa, przy wyborze
    > - praca albo życie, dochodzą dodatkowe zdeterminowane
    > czynniki ludzkiej konstytucji, nie ujęte w treści wyboru.

    Wybor to wybor. W ocene (rozsadny, glupi itd.) wyboru nie wnikam :-)

    > > * zastanawiam sie na ile bezrobocie w Polsce wynika
    > > z kondycji panstwa, oraz przepisow, a na ile z takiej
    > > a nie innej mentalnosci spoleczenstwa.
    > Najlepiej zrzucić na społeczeństwo ;)

    Najleiej zrzucic odpowiedzialnosc na cokolwiek i kogokolwiek poza samym
    soba ;-)

    > - to tak jak doradcy HR doradzają jak zdobyć pracę w sytuacji, kiedy
    > na jedno miejsce czycha 200 osób - 1skorzysta, 199 się zawiedzie
    > - po prostu nie ma ofert pracy

    A uwzgledniasz szara strefe? :-) Aby pojsc dalej trzeba zastanowic sie nad
    powodami dla ktorych czesc miejsc pracy nie jest oficjalnie rejestrowana (i
    o tym wlasnie myslalem piszac o mentalnosci).



    pozdrawiam
    --
    Greg
    Nie Tylko Poezja - http://republika.pl/szedhar/
    Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl/
    Z psychologia jedyne co mam wspolnego to to, ze jestem czlowiekiem.


  • 103. Data: 2003-11-09 12:09:01
    Temat: Re: czy to jest legalne?
    Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl>

    Greg napisał:

    > Ano wlasnie - kolko sie zamyka. Markety sa w niedziele otwarte, bo sa tacy,
    > ktorzy w niedziele chca kupowac i tacy, ktorzy chca w niedziele pracowac
    > (chca byc bardziej konkurencyjni w stosunku do tych, ktorzy w niedziele
    > pracowac nie chca).

    Najłatwiej uprościć? ;) Część osób, które kupują w niedzielę, to osoby
    zachęcone marketingowo przez hipermarkety - definicja merketingu jest
    bardzo etyczna, bo udaje, że tylko uświadamia ludziom ich potrzeby -
    nie, marketing w części generuje nowe potrzeby, obce w danej chwili
    człowiekowi.
    Co do pracowników - priorytetem jest dla nich praca, a warunki schodzą
    na dalszy plan i wychodzą po zaspokojeniu podstawowych potrzeb.

    > > - obiektywnie, to pracodawca powinien przedstawić pracownikowi
    > > przy zatrudnieniu alternatywę - w jakie dni chce pracować
    >
    > A to o tym sie nie mowi? Myslalem, ze najpierw negocjuje sie warunki i
    > dopiero po zaakceptowaniu ich przez obie strony podpisuje sie (badz nie)
    > umowe ;-)

    Mam wrażenie, że jesteś wyznawcą pięknie napisanych LM - "chcę u Państwa
    pracować, bo podoba mi się ....", "chcę się rozwijać" itd. [może
    czaaaaaaasami to prawda] - w większości przypadków to bujda na resorach,
    mająca umożliwić człowiekowi zarobienie kasy - taki człowiek i tak
    ucieknie zaraz, jak znajdzie lepiej płatną pracę, czy bliższą pracę.
    Przyjmując do pracy człowieka, [obecnie] masz do czynienia przeważnie z
    "kłamcą" lub osobą stosującą inny rodzaj tłumaczenia niż zatrudniający -
    to kwestia percepcji słów i pojęć i możliwości ich kształtowania poza
    obszarem 100% "jasnych punktów", jak np. zatrudnienie, zdanie itd.
    Możesz oczywiście tego nie widzieć, ale rozsądniej jest [zwłaszcza w
    zaczynającej się erze nazywania mobbingu] uznać, że przy zatrudnieniu
    nie powinno być negocjacji, bo te dają pole do kłamstwa zatrudnionemu,
    albo dokładniej - negocjacje mogą być, ale najpierw zatrudniany musi
    przedstawić swoje wymagania, nie znając dokładnych wymagań pracodawcy.

    > Pracodawca moze sobie zazyczyc, ze chce aby jego pracownicy
    > skakali na lewej nodze.

    Zatrudnią się u niego, bo taki mają prirytet, a po dwóch dniach
    zrezygnują.
    Kiedyś szukałem współpracownika na moje [byłe] stanowisko [w Centrali] -
    niestety należę do osób, które nie upiększają rzeczywistości - szukałem
    na grupie intranetowej w mojej firmie, wśród pracowników [głównie
    inforów oddziałowych] - po informacji, że jest to robota kanalasta [od
    kanałów, kibli itd.] nikt się do mnie nie zgłosił. Możesz oczywiście
    uznać, że przesadzałem [tu potrzebny byłby szerszy opis], ale traf
    chciał, że moja Szefowa zatrudniła na to stanowisko dziewczynę - po
    dwóch miesiącach zaczęła "chodzić po ścianie" bez mojego współudziału -
    jeżeli pracodawca byłby tak miły i określił prawdziwe wymagania i opisał
    stosunki pracy [ten sam problem z percepcją pojęć - np. "możliwości
    rozwoju"], to zapewne też by nie miał kandydatów do pracy. Te twoje
    negocjacje, to rozmowa kłamcy z kłamcą. ;)

    >
    > > - może go nie zatrudnić, ale nie wolno mu wywierać presji
    > > pt. "jak tak, to my tu takich nie chcemy"
    >
    > A czy ja moge wywrzec presje na pracodawce i powiedziec, ze jesli nie
    > zarobie tyle i tyle, to ja u takiego pracowac nie chce? ;-)

    Po kobiecemu powiem, że jesteś małostkowy, czepiasz się detali. ;)

    W powyższym przykładzie, słowo "wolno" nie ma żadnego związku z prawem
    czy innymi regulacjami, jest tylko elementem procesu obiektywizacji
    procesu zatrudnienia - nie chcesz mieć obiektywnego, to możecie się
    wzajemnie straszyć [tfu, negocjować] ile dusza zapragnie.

    > Dzwonilem w sprawie pracy do pewnego salonu samochodowego (stroz). W pewnej
    > chwili slysze:
    > - Ale to nie ma sensu...
    > - Przepraszam, ale co nie ma sensu? - pytam zbity z tropu.
    > - My potrzebujemy osoby w 100% dyspozycyjnej, a pan sie uczy.
    >
    > Czy to byla presja? No bo to w sumie bylo powiedziane inaczej "jak tak, to
    > my tu takich nie chcemy" ;-) Ja mialem wybor.

    W tym wypadku nie miałeś żadnego wyboru - pracodawca JUŻ dokonał oceny -
    powstał ślad pamięciowy zminimalizowany do zapisu - "Greg się nie
    nadaje", bez dodatkowych objaśnień - próba zmiany nastawianie mija się z
    celem, bo powstaje alternatywa - "Greg się nie nadaje" <> "Greg się nie
    uczy", która z lekka nie przystaje do siebie i się nie znosi. ;)

    > Szkola wywarla na mnie "silniejsza presje" ;-)

    Gdybyś nie miał co do garnka włożyć, to "szkoła" miała by wiekszy
    problem - niby też powstała by nieprzystawalność sytuacji
    [praca<>szkoła], ale gdybyś nie "oszalał", to wybrałbyś pracę. ;)

    > Uwazasz, ze wlasciciel salony powinien sie nade mna
    > zlitowac, bo jest trudna sytuacja z praca?

    Ja nie piszę o litowaniu się pracodawcy. W ostatnich słowach pracodawca
    się usprawiedliwiał przed samym sobą, a nie przed tobą ;) --> jeszcze
    raz, to nie była żadna alternatywa. Ale przy okazji zauważ, gdybyś
    postąpił wbrew sobie [porzucenie, zapewne świadomego, wyboru nauki] na
    rzecz pracy, która w długim okresie nie daje Ci żadnych perspektyw ani
    satysfakcji, to pracodawca nie nacieszyłby się Tobą długo - albo byś
    uciekł, albo oszalał. ;)

    > Powinien byl mi odpuscic? Na
    > pewno byloby mi bardzo milo :-) Ale niby dlaczego mialby to robic? Dlaczego
    > mialby isc mi na reke w sytuacji, kiedy na swoich warunkach moze znalezc
    > kogos innego? Gdyby innych chetnych nie bylo to zapewne w sprawie szkoly
    > doszlibysmy do porozumienia. Zapewne, bo facet moglby uznac, ze w takim
    > wypadku to on rezygnuje ze stroza, gdyz na zadne ustepstwa mu sie nie
    > kalkuluje isc ;-)

    I znów - ja nie chcę, żeby ktokolwiek komukolwiek szedł na rękę, w tych
    rozważanich.

    > Czy nie jest w jego interesie aby sie dowiedziec?

    Zależy o czym - zresztą jak w przypadku Twoje przykładu - dowiedzenie
    się o powodzie nic by nie zmieniło - tkwi tu również pewien błąd
    metodologiczny, bo bez sprawdzenia, jak ma się ów powód w stosunku do
    całej populacji, nie powinno się nic zmieniać. Jak gościu powie, że woli
    grubych blondynów, żonatych i z trójką dzieci, to też się o to
    postarasz? ;)

    > A nawet jesli pracodawca
    > celowo o pewnych rzeczach nie mowi to co stoi na przeszkodzie aby
    > zrezygnowac gdy przyjdzie co do czego? Uwazasz, ze zrezygnowac mozna na
    > rozmowie slyszac warunki, ale pozniej juz nie? Trzeba cierpliwie ponosic
    > konsekwencje?

    Później jest trudniej.

    > Aby miec wybor wystarcza dwie alternatywy. Nawet jesli chodzi o "beer or
    > not to beer..." czy jakos tak ;-)

    Może i dwie, ale RÓWNORZĘDNE. "Być, albo nie być" w sensie słownikowym
    jest równorzędna, "Piwo, albo nie piwić" już nie. ;)

    > A uwzgledniasz szara strefe? :-) Aby pojsc dalej trzeba zastanowic sie nad
    > powodami dla ktorych czesc miejsc pracy nie jest oficjalnie rejestrowana (i
    > o tym wlasnie myslalem piszac o mentalnosci).

    Ale to wtedy nie są rozważania o bezrobociu - jak byś tego nie nazwał,
    osoby pracują i nie są bezrobotne.

    Flyer
    --
    Szukam roboty - zdolny i chętny, z doświadczeniem w łączeniu wody z
    ogniem i wykonywaniu niewykonalnego. ;)


  • 104. Data: 2003-11-10 10:42:18
    Temat: Re: czy to jest legalne?
    Od: "Greg" <o...@o...pl>

    "Flyer" w wiadomości news:bolarn$i28$1@nemesis.news.tpi.pl napisal(a):
    >
    > Najłatwiej uprościć? ;) Część osób, które kupują w niedzielę,
    > to osoby zachęcone marketingowo przez hipermarkety

    Po co Ty chcesz wnikac w takie szczegoliki? :-) Pewnie jest tak jak
    piszesz, ale w jaki sposob sie przejawia ta marketingowa zacheta?

    > marketing w części generuje nowe potrzeby,

    Aaaaa wiec o to chodzi. Ale to nie tylko markety za to odpowiadaja. Jacys
    ludzie z buszu nigdy komputera, telewizora, roweru, samochodu, nowej
    zastawy stalowej, fikusnych zaslonek, radia z budzikiem... na oczy nie
    widzieli, wiec za tym nie gonia. My to widzimy na kazdym kroku, wiemy jak
    wykorzystywac... tez chcemy to miec. Ale jak to sie ma do zakupow w
    niedziele? Jesli idzie o kupujacych to moga te dobra nabyc i w inne dni,
    wiec nie widze jakiejs szczegolnej zachety aby akurat w niedziele to
    robili. Tu bowiem nie chodzi o czas tylko pieniadze. Moznaby sie wiec
    skupic na pracujacych - chca miec te pieniadze wiec pracuja w niedziele -
    dokonuja wyboru 'miec (czas/pieniadze), albo nie miec'. Czlowiek z buszu,
    ktory owej "zachety" nie doswiadczyl nie ma takich potrzeb wiec i w
    niedziele pracowac by nie pracowal - taki bylby jego wybor. Ile z tych
    osob, ktore uwazaja, ze "musza" pracowac w niedziele tak naprawde pracuje
    na to co jest im do przezycia konieczne, a ilu na to by miec jak najwiecej
    (zaczynajac od minimum) tego co miec moga jesli beda miec pieniadze (czyli
    np. telewizor)?

    > Co do pracowników - priorytetem jest dla nich praca, a warunki
    > schodzą na dalszy plan i wychodzą po zaspokojeniu podstawowych
    > potrzeb.

    Ale sa przeciez granice. Rozni ludzie roznie sobie te granice okreslaja,
    ale wszyscy je maja nie liczac jakichs sporadycznych przypadkow.

    > Mam wrażenie, że jesteś wyznawcą pięknie napisanych LM

    Jest ono mylne - dla mnie LM to jedna wielka bzdura. Jesli chodzi o sama
    motywacje to gdybym zmotywowany nie byl, nie odpowiadalbym na ogloszenie
    lub nie pytalbym o prace w danym miejscu, prawda? A cala reszta... o ile
    nie ubiegam sie o stanowisko pisarza, to jest ona calkowicie zbedna.
    Wszystko przez ten subiektywny odbior ;-) Jesli o mnie chodzi to na
    poczatku suche fakty wystarcza. Wybrac dobrych i przyjac na okres probny, w
    ktorym pracodawca ma mozliwosc poznania pracownika, a pracownik pracodawce.
    Jesli jest ok to trwala wspolpraca, a jesli nie to nie :-)

    > taki człowiek i tak ucieknie zaraz, jak znajdzie lepiej płatną
    > pracę, czy bliższą pracę.

    Wszystko zalezy od priorytetow. Dla mnie na przyklad (przynajmniej w chwili
    obecnej, ale nie wiem co musialoby sie stac aby sie to zmienilo) wazniejszy
    jest wrobel w garsci niz skowronek na dachu, oraz wzajemne relacje ze
    wspolpracownikami i przelozonymi. Jesli nie musze zyc w stresie z powodu
    obecnosci miedzy ludzmi roznych napiec, czy tez obaw, ze ktos tylko czeka
    na moje potkniecie, to wole prace za 1000 zl, niz prace za 2000 zl wraz z
    dodatkowym bonusem w postaci wrzodow zoladka. Przywiazuje sie do miejsc
    pracy (zlecenia). Gdy jade autobusem i mijam pewne znajome miejsca, to jak
    sobie przypomne tamte dni to lezka sie w oku kreci :-)

    > negocjacje mogą być, ale najpierw zatrudniany musi
    > przedstawić swoje wymagania, nie znając dokładnych
    > wymagań pracodawcy.

    Jesli pracodawca, szuka pracownika to przedstawia swoje wymagania i okresla
    co moze dac w zamian. Na to odpowiada potencjalny pracownik i mowi/pisze
    przedstawiajac co on to. Sytuacje, w ktorych to najpierw osoba chcaca byc
    zatrudniona przedstawia swoje wymagania takze maja miejsce. Sa to sytuacje
    gdy swoja sile robocza oferuje sie firmom, ktore nie oglosily, ze poszukuja
    pracownika.

    > > Pracodawca moze sobie zazyczyc, ze chce aby jego pracownicy
    > > skakali na lewej nodze.
    > Zatrudnią się u niego, bo taki mają prirytet, a po dwóch dniach
    > zrezygnują.

    Problem pracodawcy. Jesli odkryje co jest powodem dla ktorego zrezygnowali,
    to zrezygnuje ze skakania na jednej nodze. No chyba, ze te dwa dni w
    zupelnosci mu wystarcza. Wtedy zatrudni kolejnych, ktorzy przez dwa dni
    beda skakac na lewej nodze, a po tych dwoch dniach zrezygnuja.

    > Te twoje negocjacje, to rozmowa kłamcy z kłamcą. ;)

    Widac za bardzo naiwny jestem :-)

    > > > - może go nie zatrudnić, ale nie wolno mu wywierać presji
    > > > pt. "jak tak, to my tu takich nie chcemy"
    > > A czy ja moge wywrzec presje na pracodawce i powiedziec, ze
    > > jesli nie zarobie tyle i tyle, to ja u takiego pracowac nie chce? ;-)
    > Po kobiecemu powiem, że jesteś małostkowy, czepiasz się detali. ;)

    ;-)

    > > Czy to byla presja?
    > W tym wypadku nie miałeś żadnego wyboru

    Mialem - moglem zrezygnowac ze szkoly ;-)

    > > Szkola wywarla na mnie "silniejsza presje" ;-)
    > Gdybyś nie miał co do garnka włożyć, to "szkoła" miała by
    > wiekszy problem

    Zgadza sie.

    > - niby też powstała by nieprzystawalność sytuacji
    > [praca<>szkoła], ale gdybyś nie "oszalał", to wybrałbyś pracę. ;)

    To tez sie zgadza :-)

    > Jak gościu powie, że woli grubych blondynów, żonatych i z trójką
    > dzieci, to też się o to postarasz? ;)

    To powiem, ze nie spelniam jego oczekiwan i pojde szukac szczescia gdzie
    indziej :-) Jednak my tutaj o tych, ktorzy sa zatrudniani (choc strasznie
    przy okazji cierpia), a nie o tych ktorzy wymagan nie spelniaja, nie chca
    spelniac i nie sa w stanie spelnic :-)

    > > Uwazasz, ze zrezygnowac mozna na rozmowie slyszac warunki,
    > > ale pozniej juz nie?
    > Później jest trudniej.

    Ale nie jest to niemozliwe.

    > Może i dwie, ale RÓWNORZĘDNE. "Być, albo nie być" w sensie
    > słownikowym jest równorzędna, "Piwo, albo nie piwić" już nie. ;)

    Masz racje :-)

    > > A uwzgledniasz szara strefe? :-) Aby pojsc dalej trzeba zastanowic
    > > sie nad powodami dla ktorych czesc miejsc pracy nie jest oficjalnie
    > > rejestrowana (io tym wlasnie myslalem piszac o mentalnosci).
    > Ale to wtedy nie są rozważania o bezrobociu - jak byś tego nie nazwał,
    > osoby pracują i nie są bezrobotne.

    I sa jednoczesnie zarejestrowane jako bezrobotne. No i wlasnie zastanawiam
    sie, czy jesli poprawi sie kondycja panstwa to te osoby sie wyrejestruja,
    czy tez nadal bardziej oplacalna bedzie dla nich praca na czarno
    (mentalnosc).



    pozdrawiam
    --
    Greg
    Nie Tylko Poezja - http://republika.pl/szedhar/
    Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl/


  • 105. Data: 2003-11-10 11:07:46
    Temat: Re: czy to jest legalne?
    Od: "MarcinP" <b...@p...onet.pl>

    >chca miec te pieniadze wiec pracuja w niedziele -
    > dokonuja wyboru 'miec (czas/pieniadze), albo nie miec'.


    Greg, przyjacielu, powiedz mi wiec dlaczego sa jakies glupie przepisy
    dotyczace np 8 godzinnego dnia pracy ?
    Przeciez stosujac Twoja zasade, jesli mam ochote zatrudnic kogos
    na 140 godzinny tydzien pracy to mam prawo, nie ? Po co sa przepisy BHP ?
    Przeciez jak znajde glupka, co mi wiejdzie na rusztowania bez kasku
    (i podpisze papier, ze jak mu sie cos stanie to on/jego rodzina zadnych
    pretencji do mnie roscic nie bedzie) to po co mi jakies przepisy BHP ?
    Po co uprawnienia do "grzebania przy pradzie".Przeciez moge zatrudnic
    "zlota raczke" co sie na tym zna i bez papierow mi to zrobi.
    Wszystko jest tylko kwestia wyboru, jedni wezma to ryzyko na siebie inni
    nie.
    Po co minimalna pensja. Przeciez skoro to wolny rynek, to minimalna pensja
    powinna ustawic sie sama bez ingerencji panstwa.

    Nie stosuj prosze tanich ksiazkowych argumentow, bo one sa g... warte
    i nie przystaja do rzeczywistosci, ktora znacznie wyprzedzila teorie.

    pozdr
    MarcinP



  • 106. Data: 2003-11-10 14:53:47
    Temat: Re: czy to jest legalne?
    Od: "Greg" <o...@o...pl>

    "MarcinP" w wiadomości news:bonv5p$lph$1@nemesis.news.tpi.pl napisal(a):
    >
    > powiedz mi wiec dlaczego sa jakies glupie przepisy
    > dotyczace np 8 godzinnego dnia pracy ?

    No i co z nimi? One sobie sa, a ci ktorzy chca (poniewaz jest taka potrzeba
    i mozliwosc) i tak pracuja znacznie wiecej - nawet jesli nie maja placonych
    nadgodzin.

    > Nie stosuj prosze tanich ksiazkowych argumentow, bo one
    > sa g... warte i nie przystaja do rzeczywistosci, ktora znacznie
    > wyprzedzila teorie.

    Chcialbym zauwazyc, ze to Ty swiecie w przepisy wierzysz :-) Jasne - suma
    sumarum one sa potrzebne. Jednak bez akceptacji ludzi one sa martwe.



    pozdrawiam
    --
    Greg
    Nie Tylko Poezja - http://republika.pl/szedhar/
    Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl/


  • 107. Data: 2003-11-11 13:02:20
    Temat: Re: czy to jest legalne?
    Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl>

    Greg napisał:

    > > Najłatwiej uprościć? ;) Część osób, które kupują w niedzielę,
    > > to osoby zachęcone marketingowo przez hipermarkety
    >
    > Po co Ty chcesz wnikac w takie szczegoliki? :-) Pewnie jest tak jak
    > piszesz, ale w jaki sposob sie przejawia ta marketingowa zacheta?
    >
    > > marketing w części generuje nowe potrzeby,
    >
    > Aaaaa wiec o to chodzi.

    Z przytoczonego tekstu wyciągam wniosek, że nie zrozumiałeś. ;) W
    części, także tej dotyczącej zakupów w niedzielę w hipkach, marketing
    tworzy substytuty, a nie środki zaspokajania potrzeb - nie można
    powiedzieć, że zakupy w niedzielę, są potrzebą człowieka.

    > > W tym wypadku nie miałeś żadnego wyboru
    >
    > Mialem - moglem zrezygnowac ze szkoly ;-)

    Gdybyś zrezygnował ze szkoły, to musiałbyś jeszcze zachęcić pracodawcę,
    do dokonania ponownego wyboru - podejrzewam, że w części wypadków by to
    nie wystarczyło [obraz nie nadającego się Grega cały czas istnieje] i
    musiałbyś dodać jakiś "gratis", żeby wymusić powstanie dysonansu. ;) Tak
    więc sama daklaracja o rzuceniu szkoły raczej by nie zmieniła oceny
    pracodawcy.

    > Jednak my tutaj o tych, ktorzy sa zatrudniani (choc strasznie
    > przy okazji cierpia), a nie o tych ktorzy wymagan nie spelniaja, nie chca
    > spelniac i nie sa w stanie spelnic :-)

    Ja trochę jeszcze bardziej uszczegółowię - mówimy o tych, którzy pracują
    5 dni w tygodniu po 8 godzin dziennie - pozostali są z definicji Kp
    "wykorzystywani". A Ty byś nie cierpiał, gdyby wg. społeczeństwa praca w
    niedzielę i święta nie była normą? To postępowanie wbrew normie/przeciw
    sobie powinno być odpowiednio lepiej wynagradzane.

    > > Ale to wtedy nie są rozważania o bezrobociu - jak byś tego nie nazwał,
    > > osoby pracują i nie są bezrobotne.
    >
    > I sa jednoczesnie zarejestrowane jako bezrobotne. No i wlasnie zastanawiam
    > sie, czy jesli poprawi sie kondycja panstwa to te osoby sie wyrejestruja,
    > czy tez nadal bardziej oplacalna bedzie dla nich praca na czarno
    > (mentalnosc).

    Sugerujesz, że poziom bezrobocia jest zawyżony? ;)

    Flyer
    --
    Szukam roboty - zdolny i chętny, z doświadczeniem w łączeniu wody z
    ogniem i wykonywaniu niewykonalnego. ;)


  • 108. Data: 2003-11-11 20:00:11
    Temat: Re: czy to jest legalne?
    Od: "Greg" <o...@o...pl>

    "Flyer" w wiadomości news:boqmll$en2$1@atlantis.news.tpi.pl napisal(a):
    >
    > > Aaaaa wiec o to chodzi.
    > Z przytoczonego tekstu wyciągam wniosek, że nie zrozumiałeś. ;)

    Bywa :-) Ale naprawde sie staralem! ;-)

    > marketing tworzy substytuty, a nie środki zaspokajania potrzeb
    > - nie można powiedzieć, że zakupy w niedzielę, są potrzebą człowieka.

    Ale prowadza do zaspokajania potrzeb.

    > > > W tym wypadku nie miałeś żadnego wyboru
    > > Mialem - moglem zrezygnowac ze szkoly ;-)
    > Gdybyś zrezygnował ze szkoły, to musiałbyś jeszcze zachęcić
    > pracodawcę, do dokonania ponownego wyboru

    Jestem asekurantem. Najpierw zdobylbym prace, a dopiero pozniej zrezygnowal
    ze szkoly :-)

    > - podejrzewam, że w części wypadków by to nie wystarczyło

    W tych przypadkach chodzilbym nadal do szkoly ;-)

    > Ty byś nie cierpiał, gdyby wg. społeczeństwa praca w
    > niedzielę i święta nie była normą?

    Nie wiem.

    > To postępowanie wbrew normie/przeciw sobie powinno
    > być odpowiednio lepiej wynagradzane.

    A co jesli ja sie bede zgadzal na zwykle (nie chodzi oczywiscie za zwykle
    dla nadgodzin) wynagrodzenie? Kto bedzie temu winien? A jesli bede narzekac
    na to, ze otrzymuje zwykle wynagrodzenie, to czy to cos zmieni?

    > > (mentalnosc).
    > Sugerujesz, że poziom bezrobocia jest zawyżony? ;)

    A w statystykach uwzglednia sie prace na czarno? Jesli tak to nie. Jesli
    szara strefe sie pomija poniewaz szara, to zdecydowanie tak ;-)



    pozdrawiam
    --
    Greg
    Nie Tylko Poezja - http://republika.pl/szedhar/
    Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl/


  • 109. Data: 2003-11-12 08:55:42
    Temat: Re: czy to jest legalne?
    Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl>

    Greg napisał:

    > > To postępowanie wbrew normie/przeciw sobie powinno
    > > być odpowiednio lepiej wynagradzane.
    >
    > A co jesli ja sie bede zgadzal na zwykle (nie chodzi oczywiscie za zwykle
    > dla nadgodzin) wynagrodzenie?

    Jeżeli nie będziesz czuł przymusu, to możesz - tylko nie zaczynaj znów
    wałkować przymusu. Ogólnie - praca poza zwyczajowymi godzinami czy
    dniami jest lepiej płatna, właśnie ze względu na niezwyczajowość - gdyby
    pracodawca szczerze powiedział - płacimi 200%, kto chce się zgłosić - to
    prawdopodobnie problemu by nie było.

    > Kto bedzie temu winien? A jesli bede narzekac
    > na to, ze otrzymuje zwykle wynagrodzenie, to czy to cos zmieni?

    Nic.

    > A w statystykach uwzglednia sie prace na czarno? Jesli tak to nie. Jesli
    > szara strefe sie pomija poniewaz szara, to zdecydowanie tak ;-)

    Tak samo nie uwzględnia się osób, które do pośredniaka nie pójdą, bo
    mają o nim złe zdanie [utrwalane w gazetach i na grupie], czy za każdym
    razem muszą wykupić bilet za 10 zł, żeby do niego dojechać i dowiedzieć
    się, że nie ma pracy, czy są np. studentami - te dwie grupy
    [niezarejestrowani i pracujący na czarno] prawdopodobnie się znoszą,
    więc zdecydowanie nie.

    Flyer
    --
    Szukam roboty - zdolny i chętny, z doświadczeniem w łączeniu wody z
    ogniem i wykonywaniu niewykonalnego. ;)


  • 110. Data: 2003-11-12 10:42:57
    Temat: Re: czy to jest legalne?
    Od: "Greg" <o...@o...pl>

    "Flyer" w wiadomości news:bossj4$rl5$1@atlantis.news.tpi.pl napisal(a):
    >
    > tylko nie zaczynaj znów wałkować przymusu.

    ;-)

    > > Kto bedzie temu winien? A jesli bede narzekac na to,
    > > ze otrzymuje zwykle wynagrodzenie, to czy to cos zmieni?
    > Nic.

    Ano wlasnie.

    > > A w statystykach uwzglednia sie prace na czarno? Jesli tak to nie.
    > > Jesli szara strefe sie pomija poniewaz szara, to zdecydowanie tak ;-)
    > Tak samo nie uwzględnia się osób, które do pośredniaka nie pójdą, (...)
    > te dwie grupy [niezarejestrowani i pracujący na czarno] prawdopodobnie
    > się znoszą, więc zdecydowanie nie.

    W takim ujeciu to za malo danych na zdecydowany osad ;-) Swoja droga wiesz,
    ze bardzo duzo osob pracy nie szuka, bo przeciez jest bezrobocie, a co za
    tym idzie i tak jej nie znajda?



    pozdrawiam
    --
    Greg
    Nie Tylko Poezja - http://republika.pl/szedhar/
    Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl/

strony : 1 ... 10 . [ 11 ] . 12


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1