-
181. Data: 2002-11-28 11:01:43
Temat: Re: Co to są znajomości?
Od: flyer <f...@p...gazeta.pl>
Leszek Wilczek wrote:
>
> Masz po czesci racje, ale tylko po czesci. Zauwaz ze jak przychodzi nowy
> Prezes, czy nawet Dyrektor dzialu, to za nim przychodzi caly sztab zaufanych
> ludzi, ktorych ON zna i juz z nimi najczesciej pracowal. Nastepnie przez
> kilka tygodni sa bardzo czeste zebrania z kierownikami nizszych szczeblow,
> czytanie raportow oraz sporzadzanie takowych wyzej.
>
> Reasumujac, jeden czlowiek nie jest w stanie nic zrobic, dlatego zauwaz ze
> na tak wysokich stanowiskach sa ludzie dosc wiekowi z ogromnym
> doswiadczeniem i rownie rozleglymi znajomosciami.
Prawie sie wzruszylem - a czy znasz efekty wymiany calej grupy
specjalistow. Nie zawsze sa pozytywne. Dodatkowo moge wskazac conajmniej
jednego prezesa duzej spolki bankowej, ktory raz ciagnie za soba
specjalistow a innym razem nawet o nich nie chce slyszec.
Co do wiekowosci - chyba malo obserwowales zabawy w Elektrimie. Ostatni
prezesi raczej nie wygladali na zasuszonych staruszkow. ;)
Flyer
-
182. Data: 2002-11-28 11:27:34
Temat: Re: Co to są znajomości?
Od: No Name <v...@w...pl>
> Co do wiekowosci - chyba malo obserwowales zabawy w Elektrimie. Ostatni
> prezesi raczej nie wygladali na zasuszonych staruszkow. ;)
Tym stwierdzeniem nie obalisz tezy kolegi, bo powoła się na "bliskie
relacje innego rodzaju", które zastąpiły długoletnie znajomości - ale
stanowią ich substytut :-)
Pzdr: Dogbert
-
183. Data: 2002-11-28 14:19:03
Temat: Re: Co to są znajomości?
Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>
Użytkownik Leszek Wilczek <w...@w...edu.pl> w wiadomości do grup
dyskusyjnych napisał:as41bm$rnt$...@n...tpi.pl...
[...]
> Dobra tyle podatkow, ale ja
> jesszcze raz chce cie zapytac jaki masz pomysl na reglamentacje pracy:
> -podniesc podatki(skad trza wyplaca bezrobotne) i placic nie pracujacym
przy
> okazji ich degenerujac(tak sie dzieje w Niemczech)
> -a moze system wachadlowy, miesiac ten miesiac tamten ;))(ciekawe jaka
> bedzie wydajnosc pracy skoro pracownik juz po dluzszym urlopie ma przez
> kilka dni mniejszcza wydajnosc ;)
> -a moze tez zrobic jak za komuny ze na stanowisko ktore mogl obslugiwac
> jeden osobnik pracowalo 2 lub 3 i dostawali rownie kiepskie
> apanaze(rozwiazanie prawie idealne tylko ze jeden robil a dwoch lezalo).
>
> Podaj jakies ciekawe rozsadne rozwiazanie.
Muszę się uczciwie przyznać, że w międzyczasie zniechęciłem się
do pomysłu reglamentacji pracy (pocieszam się tym, że "tylko
krowa nie zmienia poglądów":-)). Duża w tym zasługa kolegów
"leszka" i "TS", którzy w wątku "Cos w rodzaju podsumowania"
zwrócili uwagę na cały szereg trudności praktycznych
(diabeł, jak wiadomo tkwi w szczegółach:-)).
Na poziomie ogólnym wydaje się to proste i oczywiste,
no bo jeśli zabronimy ludziom pracować dłużej niż np. 32 godz.
w tygodniu, to powstanie tak duże zapotrzebowanie na dodatkowych
pracowników, że wszyscy bezrobotni zostaną wchłonięci.
I chyba taki efekt musiałby nastąpić, czyli podstawowy cel
byłby chyba osiągnięty, ale za cenę olbrzymich kosztów
i dezorganizacji pracy firm.
Ale najbardziej zniechęciło mnie do tego uzmysłowienie sobie,
że w obecnej sytuacji, kiedy chcielibyśmy w rozsądnym czasie
dorównać cywilizacyjnie przynajmniej takim krajom jak
Portugalia czy Grecja, absurdem jest godzenie się z faktem,
że piąta część narodu "odpoczywa", i zastanawianie się
tylko jakby ten przymusowy odpoczynek sprawiedliwie
podzielić pomiędzy wszystkich.
Czyli, że potrzebne jest wytworzenie takiej sytuacji,
w której wszyscy (no, prawie) pracują, i to nie tylko nie mniej,
ale nawet więcej i wydajniej niż teraz, a Polska
rzeczywiście zmniejsza dystans do krajów wyżej rozwiniętych.
Ponieważ od początku przemian podstawową zasadą naszych
ekonomistów jest "nie eksperymentowanie, tylko trzymanie się
sprawdzonych na świecie rozwiązań", to zastanówmy się,
czy w tym wypadku nie moglibyśmy zastosować sprawdzonego
70 lat temu w USA rozwiązania w postaci "new deal" Roosevelta.
Czy nie dałoby się jednocześnie osiągnąć obu celów
- zatrudnienia bezrobotnych, i zbudowania autostrad, wodociągów,
kanalizacji, szerokopasmowego Internetu w każdej wsi,
a nawet zbudowania fabryk zarzucających świat najnowocześniejszą
techniką, tak jak to zrobił Tajwan, czy Południowa Korea.
Oczywiście, prawie każdy zaraz mi na to odpowie, że przecież
na to wszystko nie ma pieniędzy, bo Polska jest biedna
i zdecydowana większość Polaków ledwo wiąże koniec z końcem.
Ja jednak uważam, że taki pogląd to hipokryzja podtrzymywana
również przez polityków, bo nie ma wśród przywódców
i mężów stanu na miarę np. Piłsudskiego. Wszyscy, z lewa
i z prawa, przymilają się do wyborców i starają się mówić tylko to
co wyborcy chcą usłyszeć. A prawda jest taka, że chociaż
znaczna część Polaków rzeczywiście żyje na granicy minimum
socjalnego, a wielu nie ma pracy i środków do życia, to na pewno
nie jest to zdecydowana większość. Większość ma pracę,
często nieźle płatną, i nie umarłaby z głodu, gdyby nawet 20%
swoich obecnych zarobków musiała oddawać w postaci
zwiększonych podatków na finansowanie wielkich
robót publicznych.
W ten sposób koszty kryzysu ponosiliby solidarnie wszyscy
(no, przynajmniej ci, których na to stać), a nie tylko ta mniejsza
część społeczeństwa, która teraz jest bez pracy.
Zgadzam się, że nie mogłyby to być podatki zwiększające
koszty działania firm, ani nie mogłyby dotyczyć ludzi,
których już teraz nie stać np. na wykupywanie leków,
a z tego wynika, że musiałby to być po pierwsze, podatek
od dochodów osobistych, a po drugie, że musiałby być
progresywny.
Boję się, że w tym momencie rozpęta się burza, a ja znowu
spotkam się z zarzutem, że "znam się na ekonomii jak papież
na środkach antykoncepcyjnych":-)), lub nawet, że
"wyciągam łapy po cudze pieniądze", ale bez trudu mogę
sobie wyobrazić, że podobnie reagowała w XVIII w. szlachta
nie chcąc zgodzić się na uchwalenie podatków na wystawienie
porządnej armii, i wiadomo czym to się skończyło.
Jestem głęboko przekonany, że obecnie dominujące teorie,
że podatki powinno się tylko zmniejszać (najlepiej do 0),
że jeśli już to liniowy, itp. są lansowane "na zamówienie"
wpływowych, zamożnych grup społecznych, które chciałyby
się jeszcze szybciej bogacić.
Odsądza się od czci i wiary rolę państwa w gospodarce,
a tymczasem pomijając już przykład new deal Roosevelta,
i trzymając się własnego podwórka, przedwojenną gospodarkę
pamiętamy głównie dzięki takim państwowym przedsięwzięciom
jak Gdynia i COP. A cała sterowana "niewidzialną ręką rynku"
prywatna gospodarka dreptała sobie przez cały ten czas w miejscu,
chociaż podatki (włączając w to inne obciążenia, w rodzaju ZUS)
były na pewno bez porównania mniejsze niż teraz
(tak przypuszczam, ale jeśli ktoś może podać dokładne dane
na ten temat, to chętnie się dowiem).
Warto jeszcze zwrócić uwagę na jedną ciekawą sprawę.
Mianowicie, największym zarzutem w stosunku do
progresywnego podatku dochodowego było zawsze to,
że zniechęca do pracy. Że ludzie przestają rozglądać się
za dodatkowymi zajęciami, itp. Ale to jest właśnie to czego
nam teraz potrzeba do zwalczania bezrobocia! Podatek
zniechęcający do pracy, czyli zachęcający do dzielenia się
nią z innymi. Zamiast administracyjnie reglamentować pracę
można do niej zniechęcać bodźcami ekonomicznymi.
I mający jeszcze tą dodatkową zaletę, że jest przeznaczany
na tworzenie nowych miejsc pracy.
Np. wiele pracujących pań może stwierdzić, że warto
przejść na pół etatu, i bardziej zająć się dziećmi, bo
czas pracy zmniejszy się dwukrotnie, a zarobki "na czysto"
dużo mniej, a prywatny przedsiębiorca, który starał się
wszystko robić sam, może stwierdzić, że przy tak
progresywnym opodatkowaniu osobistego zysku
to się nie opłaca, i lepiej podzielić się pracą z wynajętym
handlowcem (którego wynagrodzenie pójdzie w koszty).
Nie wierzę również w to, by w odpowiedzi na to
przedsiębiorcy zaczęli masowo likwidować działalność,
ponieważ nie wpływa to ani na koszty, ani na popyt
(jedni ludzie będą mieli mniej pieniędzy, ale za to inni
- obecnie bezrobotni - więcej). A i sam przedsiębiorca,
pomimo zmniejszonego nawet o 20-30% osobistego zysku
raczej będzie się cieszył, że może nadal prowadzić firmę,
bo to nie PRL, gdzie mógł w każdej chwili wrócić
na państwową posadkę i popijać kawkę.
Oczywiście, w praktyce takie prawo musiałoby być
dość skomplikowane, i przewidywać ulgi, lub znacznie
mniejsze stawki, dla tych nielicznych zawodów, w których
nawet teraz brakuje ludzi do pracy. Ponadto, żeby nie hamować
rozwoju małych firm, których właściciele ponoszą inwestycje
z zysku po opodatkowaniu, powinno chyba pozwalać
na zaliczanie ich w koszty. I tu znowu pewnie
narażę się na zarzuty, że uznaniowość, korupcja, itp.
Ale, po pierwsze, można tu nic nie pozostawiać uznaniowości,
tylko uzależnić od czynników obiektywnych, a po drugie,
tak zaostrzyć sankcje, żeby ryzyko przestało się opłacać.
A jeśli komuś się to kojarzy z powrotem do komunistycznych
praktyk, to zwracam uwagę, że również taki kraj jak USA
ma prawo bez porównania surowsze od naszego.
A ponadto, jeśli nawet takie rozwiązanie rzeczywiście
nie jest pozbawione bardzo wielu wad, to może mimo
wszystko jest jednak mniejszym złem od tolerowania
obecnej sytuacji?
Pozdrawiam
Artur
-
184. Data: 2002-11-28 19:57:01
Temat: Re: Co to są znajomości?
Od: "Leszek Wilczek" <w...@w...edu.pl>
Użytkownik "Artur Lato" <a...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:as58p0$e3v$1@news.onet.pl...
>
> Użytkownik Leszek Wilczek <w...@w...edu.pl> w wiadomości do grup
> dyskusyjnych napisał:as41bm$rnt$...@n...tpi.pl...
> [...]
> Muszę się uczciwie przyznać, że w międzyczasie zniechęciłem się
> do pomysłu reglamentacji pracy (pocieszam się tym, że "tylko
> krowa nie zmienia poglądów":-)). Duża w tym zasługa kolegów
> "leszka" i "TS", którzy w wątku "Cos w rodzaju podsumowania"
Dzieki, ze do czegos sie przydalem;)
> zwrócili uwagę na cały szereg trudności praktycznych
> (diabeł, jak wiadomo tkwi w szczegółach:-)).
> Na poziomie ogólnym wydaje się to proste i oczywiste,
> no bo jeśli zabronimy ludziom pracować dłużej niż np. 32 godz.
> w tygodniu, to powstanie tak duże zapotrzebowanie na dodatkowych
> pracowników, że wszyscy bezrobotni zostaną wchłonięci.
> I chyba taki efekt musiałby nastąpić, czyli podstawowy cel
> byłby chyba osiągnięty, ale za cenę olbrzymich kosztów
> i dezorganizacji pracy firm.
>
> Ale najbardziej zniechęciło mnie do tego uzmysłowienie sobie,
> że w obecnej sytuacji, kiedy chcielibyśmy w rozsądnym czasie
> dorównać cywilizacyjnie przynajmniej takim krajom jak
> Portugalia czy Grecja, absurdem jest godzenie się z faktem,
> że piąta część narodu "odpoczywa", i zastanawianie się
> tylko jakby ten przymusowy odpoczynek sprawiedliwie
> podzielić pomiędzy wszystkich.
Dobre podejscie, nie mozemy nie popelniac bledow inncyh(Niemcy USA, Francja)
> Czyli, że potrzebne jest wytworzenie takiej sytuacji,
> w której wszyscy (no, prawie) pracują, i to nie tylko nie mniej,
> ale nawet więcej i wydajniej niż teraz, a Polska
> rzeczywiście zmniejsza dystans do krajów wyżej rozwiniętych.
> Ponieważ od początku przemian podstawową zasadą naszych
> ekonomistów jest "nie eksperymentowanie, tylko trzymanie się
> sprawdzonych na świecie rozwiązań", to zastanówmy się,
> czy w tym wypadku nie moglibyśmy zastosować sprawdzonego
> 70 lat temu w USA rozwiązania w postaci "new deal" Roosevelta.
Z ostatnich badan wynika ze "new deal" byl zlym rozwiazaniem, ktory ameryka
musiala splacac przez lata.
> Czy nie dałoby się jednocześnie osiągnąć obu celów
> - zatrudnienia bezrobotnych, i zbudowania autostrad, wodociągów,
> kanalizacji, szerokopasmowego Internetu w każdej wsi,
> a nawet zbudowania fabryk zarzucających świat najnowocześniejszą
> techniką, tak jak to zrobił Tajwan, czy Południowa Korea.
Mozna, tylko zobacz jak oni to osiagneli. Niskie podatki i bardzo niskie
koszty pracy(wlacznie z pensjami) przez cale pokolonie, przy jednoczesnych
duzych nakladach na nauke i edukacje.
>
> Oczywiście, prawie każdy zaraz mi na to odpowie, że przecież
> na to wszystko nie ma pieniędzy, bo Polska jest biedna
> i zdecydowana większość Polaków ledwo wiąże koniec z końcem.
Polska nie jest biedna, tylko ma spore dlugi i znacznie rozbudowane uslugi
socjalne, ktore sa pseudo "bezplatne".
> Ja jednak uważam, że taki pogląd to hipokryzja podtrzymywana
> również przez polityków, bo nie ma wśród przywódców
> i mężów stanu na miarę np. Piłsudskiego. Wszyscy, z lewa
> i z prawa, przymilają się do wyborców i starają się mówić tylko to
> co wyborcy chcą usłyszeć. A prawda jest taka, że chociaż
> znaczna część Polaków rzeczywiście żyje na granicy minimum
> socjalnego, a wielu nie ma pracy i środków do życia, to na pewno
> nie jest to zdecydowana większość. Większość ma pracę,
> często nieźle płatną, i nie umarłaby z głodu, gdyby nawet 20%
> swoich obecnych zarobków musiała oddawać w postaci
> zwiększonych podatków na finansowanie wielkich
> robót publicznych.
Sek w tym ze podatki w Polsce naleza do nawyzszych na swiecie.
> W ten sposób koszty kryzysu ponosiliby solidarnie wszyscy
> (no, przynajmniej ci, których na to stać), a nie tylko ta mniejsza
> część społeczeństwa, która teraz jest bez pracy.
> Zgadzam się, że nie mogłyby to być podatki zwiększające
> koszty działania firm, ani nie mogłyby dotyczyć ludzi,
> których już teraz nie stać np. na wykupywanie leków,
> a z tego wynika, że musiałby to być po pierwsze, podatek
> od dochodów osobistych, a po drugie, że musiałby być
> progresywny.
> Boję się, że w tym momencie rozpęta się burza, a ja znowu
> spotkam się z zarzutem, że "znam się na ekonomii jak papież
> na środkach antykoncepcyjnych":-)), lub nawet, że
> "wyciągam łapy po cudze pieniądze", ale bez trudu mogę
> sobie wyobrazić, że podobnie reagowała w XVIII w. szlachta
> nie chcąc zgodzić się na uchwalenie podatków na wystawienie
> porządnej armii, i wiadomo czym to się skończyło.
> Jestem głęboko przekonany, że obecnie dominujące teorie,
> że podatki powinno się tylko zmniejszać (najlepiej do 0),
> że jeśli już to liniowy, itp. są lansowane "na zamówienie"
> wpływowych, zamożnych grup społecznych, które chciałyby
> się jeszcze szybciej bogacić.
> Odsądza się od czci i wiary rolę państwa w gospodarce,
> a tymczasem pomijając już przykład new deal Roosevelta,
> i trzymając się własnego podwórka, przedwojenną gospodarkę
> pamiętamy głównie dzięki takim państwowym przedsięwzięciom
> jak Gdynia i COP.
Te wlasnie inicjatywy byly nasladowaniem ruchow ameryki i byly rownie zle.
>A cała sterowana "niewidzialną ręką rynku"
> prywatna gospodarka dreptała sobie przez cały ten czas w miejscu,
> chociaż podatki (włączając w to inne obciążenia, w rodzaju ZUS)
> były na pewno bez porównania mniejsze niż teraz
> (tak przypuszczam, ale jeśli ktoś może podać dokładne dane
> na ten temat, to chętnie się dowiem).
Tu sie zgadzam, ale zauwaz ze finansowanie tych inwestycji bylo z obligacji
ktore wysysaly kapital z rynku, nie pozwalajac sie rozwiajac inicjatywie
prywatnej(rosl tzw. dlug publiczny).
>
> Warto jeszcze zwrócić uwagę na jedną ciekawą sprawę.
> Mianowicie, największym zarzutem w stosunku do
> progresywnego podatku dochodowego było zawsze to,
> że zniechęca do pracy. Że ludzie przestają rozglądać się
> za dodatkowymi zajęciami, itp. Ale to jest właśnie to czego
> nam teraz potrzeba do zwalczania bezrobocia! Podatek
> zniechęcający do pracy, czyli zachęcający do dzielenia się
> nią z innymi. Zamiast administracyjnie reglamentować pracę
> można do niej zniechęcać bodźcami ekonomicznymi.
> I mający jeszcze tą dodatkową zaletę, że jest przeznaczany
> na tworzenie nowych miejsc pracy.
> Np. wiele pracujących pań może stwierdzić, że warto
> przejść na pół etatu, i bardziej zająć się dziećmi, bo
> czas pracy zmniejszy się dwukrotnie, a zarobki "na czysto"
> dużo mniej, a prywatny przedsiębiorca, który starał się
> wszystko robić sam, może stwierdzić, że przy tak
> progresywnym opodatkowaniu osobistego zysku
> to się nie opłaca, i lepiej podzielić się pracą z wynajętym
> handlowcem (którego wynagrodzenie pójdzie w koszty).
> Nie wierzę również w to, by w odpowiedzi na to
> przedsiębiorcy zaczęli masowo likwidować działalność,
> ponieważ nie wpływa to ani na koszty, ani na popyt
> (jedni ludzie będą mieli mniej pieniędzy, ale za to inni
> - obecnie bezrobotni - więcej). A i sam przedsiębiorca,
> pomimo zmniejszonego nawet o 20-30% osobistego zysku
> raczej będzie się cieszył, że może nadal prowadzić firmę,
> bo to nie PRL, gdzie mógł w każdej chwili wrócić
> na państwową posadkę i popijać kawkę.
> Oczywiście, w praktyce takie prawo musiałoby być
> dość skomplikowane, i przewidywać ulgi, lub znacznie
> mniejsze stawki, dla tych nielicznych zawodów, w których
> nawet teraz brakuje ludzi do pracy. Ponadto, żeby nie hamować
> rozwoju małych firm, których właściciele ponoszą inwestycje
> z zysku po opodatkowaniu, powinno chyba pozwalać
> na zaliczanie ich w koszty. I tu znowu pewnie
> narażę się na zarzuty, że uznaniowość, korupcja, itp.
> Ale, po pierwsze, można tu nic nie pozostawiać uznaniowości,
> tylko uzależnić od czynników obiektywnych, a po drugie,
> tak zaostrzyć sankcje, żeby ryzyko przestało się opłacać.
> A jeśli komuś się to kojarzy z powrotem do komunistycznych
> praktyk, to zwracam uwagę, że również taki kraj jak USA
> ma prawo bez porównania surowsze od naszego.
> A ponadto, jeśli nawet takie rozwiązanie rzeczywiście
> nie jest pozbawione bardzo wielu wad, to może mimo
> wszystko jest jednak mniejszym złem od tolerowania
> obecnej sytuacji?
Podatek progresywny od dochodow ma jedna podstawowa wade, o ile w przypadku
pracownikow nie jest szczegolnie wazny o tyle w przypadku osob fizycznych
prowadzacych dzialalnosc daje ostro w kosc. Zauwaz ze raty kapitalowe
kredytow nie sa wliczone w poczet kosztow i trzeba placic za nie podatek.
Wyjasnie to na prostym przykladzie:
jezeli twoja firma ma kredyt i musisz splacach 100zl miesiecznie kapitalu i
powiedzmy 10zl odsetek to gdyby byla zwolniona z podatku potrzebowalaby
110zl na pokrycie zysku na pokrycie kosztow kapitalowych. Ale niestety tak
pieknie nie jest bo przewaznie taka osoba jest w najwyzszym progu(u nas
40%), w tym momencie sytuacja firmy sie diametralnie zmienia i musi ona
zarobic na ten sam efekt okolo190zl, poniewaz 190*0,4=76-podatek. Jak widac
wydajnosc firmy musi byc wieksza o niecale 70%!!!. A to tylko jeden
szkodliwy podatek, a jest ich mnostwo, najbardziej szkodliwy jest akcyzowy,
ktory godzi w nasze huty i kopalnie(prad).
To nie samowite jak ci ludzie na gorze nie wiedza o czym gadaja...
-
185. Data: 2002-11-28 22:08:58
Temat: Re: Co to są znajomości?
Od: Paweł Pollak <s...@m...pl>
Użytkownik "Artur Lato" napisał w wiadomości
> Nie tylko jego zmartwienie, bo największe straty poniosą kontrahenci
> i klienci bankruta.
Kontrahenci i klienci mają wolny wybór, nie muszą współpracować z bankiem,
który prowadzi politykę zmierzającą do bankructwa.
> > Na jakiej podstawie żywisz przekonanie, że prezes banku nie jest wart
dla
> > banku kilkaset tysięcy złotych miesięcznie i że ten bank chce zatrudniać
> > kogoś, kto nic nie umie robić?
>
>
> No nie, nie spodziewałem się po Tobie takiej naiwności.
> Co oznacza w praktyce "wart dla banku"? A no wart dla siebie
> i innych członków zarządu i rady nadzorczej, z którymi wspólnie
> zapewniają sobie, kosztem tego banku, luksusowe życie
Za pieniądze dobrowolnych inwestorów i klientów, a nie podatników.
> Jeśli nazywasz górników złodziejami, to zastanawiam się
> jak powinieneś nazwać takich szacownych ludzi biznesu,
> zwłaszcza gdybyś trzymał pieniądze w banku, który zbankrutował
> (m.in. z powodu horrendalnych zarobków kierownictwa).
Nie muszę trzymać pieniędzy w takim banku. Na górników muszę płacić, czy
chcę, czy nie chcę.
> Nie jest chybione, bo dotyczy zupełnie innego aspektu. Kryteria
> przyjmowania nie mają tu nic do rzeczy. Może sobie nawet przyjmować
> kierując się tym, kto ma więcej włosów na głowie. Istotne jest to,
> że szanse (uczciwego) wygrania konkursu gdzie startuje kilkuset
> kandydatów są tak niewielkie, że bezrobotni w końcu się do tego
> zniechęcają i wolą "siedzieć na kanapie", co nie świadczy o ich bierności
> i lenistwie, tylko o trzeźwej ocenie szans. Trzeźwo myślący człowiek
> rzadko gra w toto-lotka, chociaż słyszy, że prawie co tydzień komuś
> udało się trafić szóstkę.
Mylisz pojęcia, podajesz nieadekwatne porównania, gubisz się w nich, gubisz
meritum. Nawet przy losowym doborze do pracy przy stu kandydatach szansa
dostania pracy jest jeden na sto, szansa wygrania w totka jeden bodajże do
kilkudziesięciu milionów. Ale konkurs to nie matematyka. Jeśli jest to
konkurs, kto ma więcej włosów na głowie, to mając bujną czuprynę, od razu
zostawiamy w tyle
łysych. Startując do konkursu o pracę możemy ocenić swoje szanse. Pewnie, że
im więcej kandydatów, tym trudniej wygrać, ale porównywanie tego z
totolotkiem jest nieporozumieniem.
> > Oho, kolejny, który na ekonomii zna się jak papież na środkach
> > antykoncepcyjnych. Można prosić o jakieś szczegóły? Podpowiedz rządowi.
>
>
> Wiesz, odnoszę takie wrażenie (m. in. w związku z naszą dyskusją), że
> teoretyczne wiadomości z ekonomii nie tylko nie ułatwiają, ale czasem
> może nawet wręcz utrudniają dostrzeganie jak ten kapitalizm
> działa w praktyce.
Nie mam teoretycznych wiadomości z ekonomii. Tylko i wyłącznie obserwuję,
jak ten kapitalizm działa w praktyce (w Polsce i na świecie). A w Polsce
większość patologii bierze się nie stąd, że mamy kapitalizm, tylko że mamy
socjalistyczno-kapitalistyczną hybrydę.
> > Praca na kartki? Czemu nie, skoro i mięso było na kartki?
>
>
> Wyczuwam w tym ironię i aluzję do tamtych "beznadziejnych czasów
> komuny", kiedy wszystko było na kartki. Więc przypominam,
> że w sytuacjach nadzwyczajnych, np. podczas wojny lub innych
> kataklizmów, państwa kapitalistyczne też wprowadzają racjonowanie.
> Bo nawet wtedy się uważa, że życie ludzkie jest ważniejsze od
> "czystości" systemu gospodarczego.
To ile średnio dziennie umiera bezrobotnych?
> Niestety, teraz w Polsce (jak chyba w żadnym innym kraju) mamy
> zatrzęsienie zwolenników ortodoksyjnego kapitalizmu, uważających,
> że "świetlana przyszłość kapitalizmu" jest warta ofiar w postaci
> milionów nędzarzy, więc można ich spokojnie poświęcić na ołtarzu
> tej przyszłości. Tylko dlaczego jednocześnie za największe
> zbrodnie komunizmu uważają poświęcanie milionów ludzi
> w imię tamtej świetlanej przyszłości?
Gdzie są te miliony nędzarzy w Polsce? W późniejszym poście udowadniasz, że
Polacy nie są wcale tacy biedni i stać ich na sfinansowanie jednego z Twoich
księżycowych pomysłów na zmniejszenie bezrobocia. Fakty są takie, jakie Ci
akurat pasują w dyskusji?
I znowu doskonale znasz poglądy swoich adwersarzy, których ci wcale nie
reprezentują. Nikt takich bredni o "ofiarach dla świetlanej przyszłości
kapitalizmu" nie formułował. Wystarczy kilka sensownych posunięć, by
bezrobocie w perspektywie 3-4 lat spadło do poziomu 5%, tyle że żaden
polityk nie wprowadzi ich przy takich wyborcach jak Ty.
> > Bo przecież
> > wprowadzanie takich reform, żeby ani praca, ani mięso nie było
deficytowym
> > towarem, jest bez sensu.
>
>
> Ależ skąd! Jest to jak najbardziej pożądane, nie wiedziałem tylko, że masz
> pomysł na takie reformy. To może właśnie Ty coś podpowiesz rządowi,
Proszę uprzejmie:
1) progresywna składka na ZUS, tak by obecne 600 zł nie blokowało ludzi,
którzy mają pomysł na działalność gospodarczą, mającą dać im dochody rzędu
1000-1500 zł;
2) zmniejszenie pracowniczej składki na ZUS z obecnych 48 do 30%;
3) możliwość odpisania odsetek od kredytów na działalność gospodarczą od
podatku;
4) zniesienie ochrony pracownika przed zwolnieniem;
5) zniesienie zasiłku dla bezrobotnych, a wprowadzenie ubezpieczenia od
bezrobocia;
6) maksymalne uproszczenie księgowości małych firm;
7) usprawnienie wymiaru sprawiedliwości.
To tylko kilka posunięć.
> To właśnie takie perspektywy roztaczane przez najlepszych ekonomistów
> w kraju podstymulowały mnie, laika, do zastanawiania się, czy w sytuacji,
> gdy nie ma szans na radykalne i natychmiastowe zwiększenie możliwości
> pracy w gospodarce, nie powinno sięgnąć do środków nadzwyczajnych
> i zmusić w jakiś sposób pracujących do podzielenia się pracą (i płacą)
> z bezrobotnymi.
Widzę, że już się wycofałeś z tego pomysłu na rzecz innych księżycowych
rozwiązań.
> Mam nadzieję, że tej naszej dyskusji nie czytają górnicy (zwłaszcza ci
> z kopalni "Wujek"), ani stoczniowcy, którzy kilka miesięcy temu biegali
> po ulicach Szczecina i krzyczeli, że nie mają co dać jeść swoim
> dzieciom. Bo gdyby czytali, to mogli by stracić resztki szacunku
> dla swoich ojców za to, że tak się dali podprowadzić fanatykom
> "czystego kapitalizmu" (i nie pomyśleli o tym, że kapitalizm
> to nie tylko USA, czy Niemcy, ale również np. Południowa Ameryka,
> gdzie policyjne szwadrony śmierci oczyszczają ulice miast
> z wałęsających się bezdomnych dzieci, jak również Polska
> przedwojenna z bieda-szybami, które, jak się okazuje, przeżywają
> teraz "drugą młodość"). Zdaje się, że inny przykład grupy
> społecznej tak "podprowadzonej", to chyba tylko chłopi
> rosyjscy, którzy wyrzynali swoich panów, bo mieli obiecaną
> ich ziemię na własność, a zamiast tego dostali kołchozy.
> Boję się, że gdyby (ci nasi) porównali swoją pozycję "elity PRL-u"
> z rolą nieporzebnych pasożytów w III RP, i uzmysłowili
> sobie, że przecież sami tą nową rzeczywistość wywalczyli,
> czasem nawet z narażeniem życia, to mogłoby im przyjść
> do głowy zrobienie drugiego Sierpnia, tylko tym razem
> w odwrotnym kierunku.
Z czym tu dyskutować? Że górnikom wydawało się, że po 45 latach stagnacji od
razu wejdziemy na poziom rozwoju RFN czy USA, to teraz mamy ich z tego
powodu utrzymywać? Z tym, że twierdzenie, że górnicy i stoczniowcy coś nam
wywalczyli, podczas gdy reszta
narodu siedziała z założonymi rękami, jest fałszowaniem historii? O ile
pamiętam, w pierwszej Solidarności było 10 mln ludzi. To wszystko byli
górnicy i stoczniowcy? Co z tego, że stoczniowcy krzyczą, że nie mają dać
swoim dzieciom co
jeść? To niech sprzedadzą swoje kolorowe telewizory i samochody. Ja też mogę
zacząć krzyczeć. Czy to jest powód, żebyś Ty mnie finansował?
> (Ale, jeśli chcesz wiedzieć, to nie uważam, że należy im się
> utrzymywanie nierentownych kopalń kosztem podatników.
> Należy im się natomiast, tak zresztą jak i wszystkim,
> inna praca, chociaż niekoniecznie w pełnym wymiarze
> - jeśli nie przez stworzenie nowych możliwości pracy
> w gospodarce, to przez właściwy podział istniejących.)
Przykład socjalistycznego bełkotu. Po pierwsze, z jakiego tytułu komuś praca
się należy? Po drugie, utrzymywanie miejsc pracy w kopalni przez podatników
nie, ale kto ma zapłacić za te inne? Co to znaczy właściwy podział? Dlaczego
skoro zainwestowałem w swoje wykształcenie, wychodziłem sobie pracę, mam się
dzielić z górnikiem, który przez ten czas i tak żył na mój koszt? Nie mówiąc
już o tym, że przecież on nie umie mojej pracy wykonywać.
Paweł
--
www.szwedzka.pl
-
186. Data: 2002-11-28 22:11:15
Temat: Re: Co to są znajomości?
Od: Paweł Pollak <s...@m...pl>
Użytkownik "flyer" napisał w wiadomości
> > Prezes jest glownie reprezentantem tak naprawde nie majacym
> > mozliwosci samemu podjac wlasciwych dzialan ;).
> Osobiscie i zupelnie subiektywnie uwazam, ze wynagrodzenia prezesow sa
> za wysokie.
Przypomnijmy, że była mowa o kilkuset tysiącach złotych miesięcznie, które
to zarobki raziły też kolegę Latę. Oburzenie kolegów socjalistów wywołuje
fakt, że prezes jakiegoś banku zarabia krocie. Problem w tym, że na te
zarobki koledzy socjaliści nie wykładają ani grosza, nie muszą być klientami
tego banku, ani jego akcjonariuszami. Ci sami koledzy socjaliści pod hasłem
pomocy biednym z chęcią fundują górnikom pensje powyżej średniej krajowej,
pensje pokrywane bezpośrednio z ich kieszeni. Zaczynam dochodzić do wniosku,
że poglądy socjalistyczne muszą być wynikiem jakiejś dysfunkcji mózgu, bo
niemożliwością jest by na poważnie prezentował je średnio inteligentny
człowiek wbrew liczbom i doświadczeniom historycznym.
A liczby są takie:
Przyjmijmy, że banków w Polsce jest sto, a prezesi zarabiają po 500 tys.
miesięcznie. Daje to kwotę 50 mln miesięcznie.
Górników na Śląsku jest 220 tys. (dane ze strony
http://www.silesia-region.pl/pdi/statystyka/ekran_st
atystyka_pl.html)
pensje są minimum 2,5 tys. co daje 550 mln!
Czy koledzy socjaliści mogą odpowiedzieć mi na pytanie, dlaczego razi was
"marnotrawstwo" 50 mln złotych, ale nie razi marnotrawstwo 11-krotnie
wyższej kwoty. Zwłaszcza, że w tym pierwszym przypadku "zaoszczędzonych"
pieniędzy i tak nigdy nie zobaczycie, a w tym drugim albo zostałyby one
bezpośrednio w waszej kieszeni albo poszły na drogi, sądy czy służbę
zdrowia, czyli na rzeczy, z których bezpośrednio korzystacie.
Paweł
--
www.szwedzka.pl
-
187. Data: 2002-11-28 23:56:11
Temat: Re: Re: Co to są znajomości?
Od: flyer <f...@p...gazeta.pl>
Paweł Pollak wrote:
>
> Przypomnijmy, że była mowa o kilkuset tysiącach złotych miesięcznie, które
> to zarobki raziły też kolegę Latę. Oburzenie kolegów socjalistów wywołuje
> fakt, że prezes jakiegoś banku zarabia krocie. Problem w tym, że na te
> zarobki koledzy socjaliści nie wykładają ani grosza, nie muszą być klientami
> tego banku, ani jego akcjonariuszami.
Kolega socjalista sam pracowal w jednym z wiekszych bankow i wie
dokladnie jak wyglada rozpietosc zarobkow w takiej firmie. Akurat tam
nie tworzylem osobiscie przychodu firmy, ale moge wypowiedziec sie w
imieniu pracownikow oddzialow. W tamtym przypadku stwierdzono, ze koszty
osobowe sa za wysokie - co robi w takim przypadku prezes - stwierdza, ze
zatrudnienie jest za duze, ze pracownicy dostaja za wysokie podwyzki,
premie itd. i to porzadkuje - oczywiscie o swojej (i calej Gory) pensji
zapominajac. Przekladajac to na twoj jezyk - w sytuacji scisle
ograniczonych w danej chwili srodkow, prezes zwalniajac pracownikow
ratuje swoje zarobki. Po drugie wykazujesz sie ignorancja. Wziawszy pod
uwage zsumowane zarobki Gory, ze szczegolnym uwzglednieniem Zarzadu -
maja one rozpoznawalne znaczenie w bilansie firmy - co oznacza m.in. ze
wplywaja na koszty uslug banku. Mowiac po socjalistycznemu - sa
pasozytami na zdrowym ciele banku. Przy czym, jak wspomnialem wczesniej,
wartosc ich zarobkow nie odzwierciedla odpowiedzialnosci, wiedzy,
nakladow ich pracy.
> Ci sami koledzy socjaliści pod hasłem
> pomocy biednym z chęcią fundują górnikom pensje powyżej średniej krajowej,
> pensje pokrywane bezpośrednio z ich kieszeni. Zaczynam dochodzić do wniosku,
> że poglądy socjalistyczne muszą być wynikiem jakiejś dysfunkcji mózgu, bo
> niemożliwością jest by na poważnie prezentował je średnio inteligentny
> człowiek wbrew liczbom i doświadczeniom historycznym.
Na razie nic nikomu nie funduje, bo nie pracuje ;). Nie wiem czy chodzi
Ci o doplaty bezposrednie (tych chyba nie ma), czy o ukryte pod dlugami.
Jezeli o te drugie to raczej nikt nie uwaza sytuacji za normalna. Ale z
drugiej strony tak naprawde powinienes cala Polske (w tym kolegow
niesocjalistow prywatnych przedsiebiorcow) oskarzyc o kradziez srodkow
ludziom. Statystyka ma to do siebie, ze analizuje rozpoznawalne
jakosciowo grupy - traf chcial, ze wiekszosc przedsiebiorcow nie chce
kumulowac swojej dzialalnosci w jednej dziedzinie i po prostu koledze
kapitaliscie umknely ;).
> A liczby są takie:
> Przyjmijmy, że banków w Polsce jest sto, a prezesi zarabiają po 500 tys.
> miesięcznie. Daje to kwotę 50 mln miesięcznie.
Odpowiem podobnie, jako homo sovieticus - przeciez PKP nie zbiednieje
jak nie kupie biletu. Caly cyrk polega na tym, ze jeszcze jest kilku
V-ce, co daje pewnie ponad 200 mln/ miesiac.
> Górników na Śląsku jest 220 tys. (dane ze strony
> http://www.silesia-region.pl/pdi/statystyka/ekran_st
atystyka_pl.html)
> pensje są minimum 2,5 tys. co daje 550 mln!
Choc nie jestem w temacie obrony gornikow - a czy oni tam siedza, pija
wodke, pala papierosy i graja w karty. Nie - pracuja, wiec za cos te
pieniadze dostaja. To ze czesc osob jest w stanie zaakceptowac 800
zl/brutto (wynagrodzenie sprzedawcy w W-wie oferowane przez UP) nie
oznacza, ze inni powinni zarabiac ponizej zdrowego rozsadku, szczegolnie
w sytuacji pracy w strefie zagrozenia zdrowia i zycia.
> Czy koledzy socjaliści mogą odpowiedzieć mi na pytanie, dlaczego razi was
> "marnotrawstwo" 50 mln złotych, ale nie razi marnotrawstwo 11-krotnie
> wyższej kwoty. Zwłaszcza, że w tym pierwszym przypadku "zaoszczędzonych"
> pieniędzy i tak nigdy nie zobaczycie, a w tym drugim albo zostałyby one
> bezpośrednio w waszej kieszeni albo poszły na drogi, sądy czy służbę
> zdrowia, czyli na rzeczy, z których bezpośrednio korzystacie.
>
Dlaczego nie zobacze? Jezeli kiedys dorobie sie milionow, to ten ulamek
procenta, o ktory beda nizej oprocentowane lokaty, napewno zauwaze ;).
A o gornikach - niezaleznie od preferencji politycznych sprawy gornikow
nie mozna zostawic tak sobie. Chyba, ze chcesz miec na Slasku IV
powstanie, bo w sytuacji utraty mozliwosci zarobkowania przez wiekszosc
mieszkancow tamtych terenow i braku mozliwosci zatrudnienia inna droga
chyba im nie pozostanie? Na marginesie - Powstanie tez bedzie kosztowalo
wszystkich obywateli.
Flyer
-
188. Data: 2002-11-29 01:23:47
Temat: Re: Re: Co to są znajomości?
Od: flyer <f...@p...gazeta.pl>
Paweł Pollak wrote:
>
> Przypomnijmy, że była mowa o kilkuset tysiącach złotych miesięcznie, które
> to zarobki raziły też kolegę Latę.
Ja bym sie bardziej zastanawial nad zdrowym rozsadkiem Rad Nadzorczych.
Z rownie dobrym skutkiem firma moze rzadzic gosciu o wyksztalceniu
ekonomicznym (a nawet nie), dostajacy 20 kzl. Dodatkowymi warunkami
moglyby byc np. pochodzenie spoza firmy, psychopatia chlodno-uczuciowa
bez sklonnosci do przestepstw, obowiazkowa obserwacja i opieka
psychologiczna, prania mozgu przez podstawionych ludzi i wymiana co dwa
lata - po dwoch latach z duza doza prawdopodobienstwa gosciu zacznie
wpadac w stany maniakalne (mania wielkosci i wszechwladnosci). A pozniej
tacy w rubryce zawod w UP wpisuja "prezes" (fakt prawdziwy) ;). I juz
masz panie kapitalisto przepis na taniego prezesa bez powiklan.
Flyer
-
189. Data: 2002-11-29 04:04:10
Temat: Re: Re: Co to są znajomości?
Od: "Leszek Wilczek" <w...@w...edu.pl>
Użytkownik "flyer" <f...@p...gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:3DE6C1A3.8050601@poczta.gazeta.pl...
> Paweł Pollak wrote:
>
> >
> > Przypomnijmy, że była mowa o kilkuset tysiącach złotych miesięcznie,
które
> > to zarobki raziły też kolegę Latę.
>
>
> Ja bym sie bardziej zastanawial nad zdrowym rozsadkiem Rad Nadzorczych.
>
> Z rownie dobrym skutkiem firma moze rzadzic gosciu o wyksztalceniu
> ekonomicznym (a nawet nie), dostajacy 20 kzl. Dodatkowymi warunkami
> moglyby byc np. pochodzenie spoza firmy, psychopatia chlodno-uczuciowa
> bez sklonnosci do przestepstw, obowiazkowa obserwacja i opieka
> psychologiczna, prania mozgu przez podstawionych ludzi i wymiana co dwa
> lata - po dwoch latach z duza doza prawdopodobienstwa gosciu zacznie
> wpadac w stany maniakalne (mania wielkosci i wszechwladnosci). A pozniej
> tacy w rubryce zawod w UP wpisuja "prezes" (fakt prawdziwy) ;). I juz
> masz panie kapitalisto przepis na taniego prezesa bez powiklan.
No no tgo bardzo interesujace. O ile wiem to w firmach gdzie prezesi
zarabiaja setki tys. zlotych a tych jest niewiele, to orot idzie w setki
milionow. Tak wiec jezeli kiepski prezes spowoduje ze z jego winy obroty
spadna o 1 promil to firma zakladajac ze ma obroty rzedu 100mln, bedzie na
tym stratna cale 100tys. Oczywiscie mowie tutaj o rzadkiej sytuacji kiedy
prezes z klucza politycznego doprowadza do kilkunastoprocentowego spadku
obrotu, a co za tym przewaznie tez idzie rentownosci.
Co do prezesow spolek weglowych to ludzie tez nie wiedza co mowia, chociaz w
ich przypadku prezesi zarabiaja niemalo i sa zniewatpliwie z klucza. Ale
jezeli prezes doprowadzi do zmniejszenia strat ze 100mln do 50mln, to juz
zarobil z gorka na swoja pensje, mimo ze firma generuja nadal straty, ale
mniejsze. Dodajmy jeszcze do tego ze praca w firmie ktora przynosci straty
powinna byc lepiej platna dla menadzera poniewaz jest bardzo ciezka i
wyczerpujaca. Nie zapomnajmy ze to od tych panow na gorze zalezy los tych na
dole, a nie na odwrot.
-
190. Data: 2002-11-29 04:28:27
Temat: Re: Co to są znajomości?
Od: "Leszek Wilczek" <w...@w...edu.pl>
Użytkownik "Paweł Pollak" <s...@m...pl> napisał w wiadomości
news:as64ig$kan$1@cs.magma-net.pl...
> Użytkownik "Artur Lato" napisał w wiadomości
> > Nie tylko jego zmartwienie, bo największe straty poniosą kontrahenci
> > i klienci bankruta.
> Proszę uprzejmie:
> 1) progresywna składka na ZUS, tak by obecne 600 zł nie blokowało ludzi,
> którzy mają pomysł na działalność gospodarczą, mającą dać im dochody rzędu
> 1000-1500 zł;
ja bym do tego dorzucil, skladke poglowna od pracownikow co znacznei
zmniejszylo by szara strefe i doprowadzilo do rownsci ludzi i uproszczenia
systemu. Oczywiscie policjanci i gornicy i inni o ciezkich warunkach pracy
powinni miec wyzsze stawki.
> 2) zmniejszenie pracowniczej składki na ZUS z obecnych 48 do 30%;
To co powyzej
> 3) możliwość odpisania odsetek od kredytów na działalność gospodarczą od
> podatku;
Tutaj wprowadzil moim zdaniem podatek obrotowy zamiast CITu
> 4) zniesienie ochrony pracownika przed zwolnieniem;
To bardzo dobry pomysl, chociaz zostawilbym niewielka ochrone dla osob przed
emerytura(choc nie koniecznie)
> 5) zniesienie zasiłku dla bezrobotnych, a wprowadzenie ubezpieczenia od
> bezrobocia;
Wiele razy o tym pisalem na forum wprost.
> 6) maksymalne uproszczenie księgowości małych firm;
Tutaj nie za bardzo sie podpisuje, ja raczej ulatwilbym zakladanie firm
prawa handlowego tak zeby ludzi placili podatek obrotowy, a do tego bylaby
potrzebna pelna ksiegowosc, ale przy braku ulg nawet ona nie bylaby trudna.
> 7) usprawnienie wymiaru sprawiedliwości.
To podstawa, obywatele musza wierzyc w panstwo
>
> To tylko kilka posunięć.
Do kolejnych posuniec powinno byc i to bez zartow:
-klasa 50% populacji powinno placic 40% podatek PIT z niewielkimi ulgami
odpisywanymi od podstawy(dodatkowa emerytra, fundusze szkolne, wplaty na
fundacje no-profit takie caritas)
-jako ze podatki bezposrednie bylyby srednie zlikwidowalbym podatki ktore
godza w gospodarke klase srednia i najbiednieszych:
-akcyza oraz zmniejszenie stawki VAT do kilu procent
-to co juz wczesniej mowilem podatek obrotwy od firm w wysokosci
0.8-1,5%(wplywy bylyby wieskze niz teraz), obecny system podatkowy nawet bez
ulg preferuje handlowcow, ktorzy operuja duza dynamika wzrostu obrtow przy
minimalnym nakladzie kapitalu(branza FCMG) dlatego powstaje u nas tak duzo
sklepow ;). To posuniecie spowoduje ze hipermarkety staly by sie drozsze lub
niewiele tansze od malych sklepow, ktorych teraz nie stan na nieplacenie
podatkow.
>
>
> > To właśnie takie perspektywy roztaczane przez najlepszych ekonomistów
> > w kraju podstymulowały mnie, laika, do zastanawiania się, czy w
sytuacji,
> > gdy nie ma szans na radykalne i natychmiastowe zwiększenie możliwości
> > pracy w gospodarce, nie powinno sięgnąć do środków nadzwyczajnych
> > i zmusić w jakiś sposób pracujących do podzielenia się pracą (i płacą)
> > z bezrobotnymi.
>
> Widzę, że już się wycofałeś z tego pomysłu na rzecz innych księżycowych
> rozwiązań.
>
> > Mam nadzieję, że tej naszej dyskusji nie czytają górnicy (zwłaszcza ci
> > z kopalni "Wujek"), ani stoczniowcy, którzy kilka miesięcy temu biegali
> > po ulicach Szczecina i krzyczeli, że nie mają co dać jeść swoim
> > dzieciom. Bo gdyby czytali, to mogli by stracić resztki szacunku
> > dla swoich ojców za to, że tak się dali podprowadzić fanatykom
> > "czystego kapitalizmu" (i nie pomyśleli o tym, że kapitalizm
> > to nie tylko USA, czy Niemcy, ale również np. Południowa Ameryka,
> > gdzie policyjne szwadrony śmierci oczyszczają ulice miast
> > z wałęsających się bezdomnych dzieci, jak również Polska
> > przedwojenna z bieda-szybami, które, jak się okazuje, przeżywają
> > teraz "drugą młodość"). Zdaje się, że inny przykład grupy
> > społecznej tak "podprowadzonej", to chyba tylko chłopi
> > rosyjscy, którzy wyrzynali swoich panów, bo mieli obiecaną
> > ich ziemię na własność, a zamiast tego dostali kołchozy.
> > Boję się, że gdyby (ci nasi) porównali swoją pozycję "elity PRL-u"
> > z rolą nieporzebnych pasożytów w III RP, i uzmysłowili
> > sobie, że przecież sami tą nową rzeczywistość wywalczyli,
> > czasem nawet z narażeniem życia, to mogłoby im przyjść
> > do głowy zrobienie drugiego Sierpnia, tylko tym razem
> > w odwrotnym kierunku.
>
> Z czym tu dyskutować? Że górnikom wydawało się, że po 45 latach stagnacji
od
> razu wejdziemy na poziom rozwoju RFN czy USA, to teraz mamy ich z tego
> powodu utrzymywać? Z tym, że twierdzenie, że górnicy i stoczniowcy coś nam
> wywalczyli, podczas gdy reszta
> narodu siedziała z założonymi rękami, jest fałszowaniem historii? O ile
> pamiętam, w pierwszej Solidarności było 10 mln ludzi. To wszystko byli
> górnicy i stoczniowcy? Co z tego, że stoczniowcy krzyczą, że nie mają dać
> swoim dzieciom co
> jeść? To niech sprzedadzą swoje kolorowe telewizory i samochody. Ja też
mogę
> zacząć krzyczeć. Czy to jest powód, żebyś Ty mnie finansował?
Nie zapominaj dlaczego zaczeli strajkowac stoczniowcy i gornicy. CI panowie
zarabiali w latach socjalizmu gory pieniedzy, dostawali czesc wyplat w
dolarach!!! Z tego co wiem to stoczniowec mogl zarobic 10 razy wiecej niz
ktos inny, a doliczajac do tego to ze dostawal czesc pensji w dewizach... po
zalamaniu rynku i koniecznosci splat rat pozyczek chciano im to
ogranczoniczyc
>
>
> > (Ale, jeśli chcesz wiedzieć, to nie uważam, że należy im się
> > utrzymywanie nierentownych kopalń kosztem podatników.
> > Należy im się natomiast, tak zresztą jak i wszystkim,
> > inna praca, chociaż niekoniecznie w pełnym wymiarze
> > - jeśli nie przez stworzenie nowych możliwości pracy
> > w gospodarce, to przez właściwy podział istniejących.)
>
> Przykład socjalistycznego bełkotu. Po pierwsze, z jakiego tytułu komuś
praca
> się należy? Po drugie, utrzymywanie miejsc pracy w kopalni przez
podatników
> nie, ale kto ma zapłacić za te inne? Co to znaczy właściwy podział?
Dlaczego
> skoro zainwestowałem w swoje wykształcenie, wychodziłem sobie pracę, mam
się
> dzielić z górnikiem, który przez ten czas i tak żył na mój koszt? Nie
mówiąc
> już o tym, że przecież on nie umie mojej pracy wykonywać.
No tutaj bym polemizowal. Doplaty do przemyslu stoczniowego i wydobywczego,
sa ze tak zekne naprawa dosyc ciekawa kwestia.
Panstwo nie chce sie przyznac ze nadmierny fiskalizm doprowadza te firmy do
skraju banrkuctwa(zwlaszcza przemysl stoczniowy), jako ze tez galezie
przemyslu sa najbradziej narazone na globalizacje poniewaz nie mozna
wprowdzic cel na statki bo to by nie mialo sensu, to po cenach statkow i
roznicach rentownosci stoczni w roznych krajach jasno widac ze stocznie w
krajach tanszych maja wieksze szanse na przetrwanie. Wlasnie dlatego
doplaty, a raczej rekompenstaty sa w miare akceptowalne. Gdyby nie fiskalizm
panstwa to wiele firm, a miedzy innymi: huty, gornictwo i przemysl
stoczniowy bylby rentowny w miare choc nie ulego watpliwosci ze sporo by
padlo. Najwiekszym problemem dla przemyslu ciezkiego jest energia, ktora w
naszym kraju jest droga i do tego oblozona podatkiem akcyzowym(SIC!!!). W
niemczech huty kupuja energie od elektrowni atomowych polozonych we Francji,
bywa tak ze jedna elektrownia pracuje na potrzeby kilku zakladow ;)).