-
1. Data: 2003-03-19 00:31:57
Temat: O tym jak Maurycy szuka pracy - ku pokrzepieniu serc! - uwaga dlugie
Od: "Maurycy" <t...@B...onet.pl>
Witajcie!
Mija juz rok, od kiedy skonczylem studia i zaczalem powaznie szukac pracy,
dlatego jak mniemam nadszedl czas pewnych podsumowan i refleksji. W zwiazku
z tym chcialbym przyblizyc szanownym grupowiczom moje ekshibicjonistyczne
wspomnienia z rozmow kwalifikacyjnych, ktore byc moze, nawiazujac do
niedawnego watku o rozmowie slepych z gluchymi, pozwola tym pierwszym ujrzec
swiatlo a tym drugim uslyszec prawde ;-).
I jeszcze tylko w kwestii formalnej oznajmiam, ze jestem absolwentem
telekomunikacji PWr . Specjalizacja zwiazana z inzynieria dzwieku.
Rozmowa nr 1 - TV Wroclaw - casting
Oglaszali w TV, ze szukaja mlodych ludzi do wspoltworzenia programow,
pomyslalem wiec, ze bede wspoltworzyl oprawe dzwiekowa i poszedlem.
Spoznilem sie z 20min, ale jak przypuszczalem przed drzwiami budynku stal
niezly tlumek ludzi, grubo ponad 200. Wpuszczali 40-osobowe grupy. Nie
chcialo mi sie pchac wiec czekalem ponad 4 godziny (wyszedlem z domu po
17-tej a wrocilem przed polnoca). Cala grupe zaprowadzili do wielkiego
studia telewizyjnego, wlasciwie to byla hala. tam na takiej jakby scenie
siedzialo 4 czlonkow komisji. Na srodku przed nimi stalo krzeselko a z tylu
nastepne rzedy krzesel. Musialem isc na srodek na to krzeselko i majac
komisje przede mna i publicznosc za mna opowiadac o sobie, co chcialbym tu
robic itp. Generalnie chlopcy chcieli robic programy motoryzacyjne a
dziewczeta o modzie, tak wiec bylem w miare oryginalny. Niestety na
krzeselku wpedzilem sie w jakies niepotrzebne dywagacje i ogolnie wypadlem
slabo (bylem wrecz zazenowany swoja postawa). Kazali wszystkim dostarczyc
list intencyjny na podstawie ktorego zapraszali na kolejne rozmowy. Ku
mojemu zdziwieniu po miesiacu zadzwonili do mnie! :-) Poszedlem i druga
rozmowa poszla mi o wiele lepiej, nic nie obiecywali ale powiedzieli ze
moglbym pracowac przy realizacji programow live. Mieli zaprosic mnie
najpierw na tygodniowy staz itd. Niestety do dzisiaj sie nie odezwali :-(
Rozmowa nr 2 - firma kurierska szukala goscia do konserwacji komputerow,
sieci i urzadzen biurowych
Robota na pol etatu, mialem niezle plecy w postaci jednego z 3 prezesow
firmy. Rozmawialem jednak z jakims innym prezesem co sie znal na
komputerach, takim cwaniaczkiem. Jak tylko wszedlem spytal sie ile chce
zarabiac, bo od tego zalezy czy jest sens dalej ze mna gadac. Chcialem
500zl, mina mu troche zrzedla, ale rozmowa potoczyla sie dalej. Koles ciagle
cwaniakowal, probowal dowcipkowac, chwalil sie swoimi osiagnieciami, pytal
sie mnie o Novella, ktorego nie znalem, o Linuksa itd. Poza tym dociekal czy
potrafie poslugiwac sie lutownica, bo pani sekretarka lubi wiercic nogami
pod stolem i czesto rozrywa kable ;-). Z rozrzewnieniem wspominal swojego
dawnego pracownika - studenta, ktory byl "bardzo dobry i pomyslowy, ale
cholernie nieodpowiedzialny". Generalnie wrazenia nieciekawe, po rozmowie
wrecz nie chcialem tam pracowac, wiec kiedy dowiedzialem sie ze nie bede to
bylem nawet zadowolony.
Rozmowa nr 3 - ustawiacz maszyn numerycznych w fabryce gwozdzi STANLEY
(szukali m.in. mlodych inzynierow)
Jest to miejsce gdzie regularnie 2 razy w tygodniu prowadzona jest
rekrutacja duzymi grupami. Glowna gwiazda programu jest tu
Elektronik-Psycholog. Juz na wstepie pokazal wszystkim pasy gwozdzi do
pistoletow pneumatycznych, ktore wygladaly jak serie pociskow do broni
maszynowej, po czym rzekl:
- To sa gwozdzie!. Tu produkujemy wlasnie to i tylko to!
Nastepnie zostaly przeprowadzone testy. Pierwszy test byl z mechaniki i
poszedl mi przecietnie (tak na 3+). Wiekszosc pytan dotyczylo jakichs
przekladni typu pierwsza zebatka kreci sie wedlug strzalki, jak kreci sie
ostatnia zebatka. Jednak tego dnia bylem chyba zbyt roztargniony i
popelnilem pare bledow. Za to prawie bezblednie poszedl mi drugi test na
okreslenie czy dany osobnik szybko przyswaja sobie wiedze. Wlasciwie to byl
typowy test na inteligencje, kropki, kolka, krzyzyki figurki itp. Potem
rozmowa z Psychologiem. Facet kazal mi pokazac rece, kiedy je zobaczyl,
wydal odglos zawodu i rzekl: "Raczki jak u ksiedza!" :-))) Okazalo sie, ze
jest to praca polegajaca na naprawianiu zacinajacych sie maszyn, dlatego
dobrze byloby mniec brud za paznokciami swiadczacy o tym, ze nie obca Ci
praca w smarach i tym podobne zajecia. Kiedy zorientowal sie ze nie bede sie
nadawal na ustawiacza pytal czy programowalem sterowniki, czy znam
asemblera, czy pale fajki, wyrazil zdziwienie, ze ten oszolom Grobelny
jeszcze uczy na Polibudzie (kazal na 2 rozmowe przyniesc indeks i ksiazeczke
zdrowia, co ciekawe wyczail, ze mialem tam zwolnienie akurat w czasie sesji
(sic!)) i co okazalo sie bardzo wazne czy mam uregulowana sluzbe wojskowa.
Wtedy jeszcze nie mialem. Wprawdzie cos tam pozniej przebakiwal, ze moze cos
sie znajdzie na umowe - zlecenie, ale nic nie obiecywal. No i nic sie nie
wydarzylo.
I to byly jedyne miejsca, gdzie mnie zaproszono, jeszcze kiedy mieszkalem we
Wroclawiu. Wskutek ogolnej posuchy i braku argumentow przemawiajacych za
pozostaniem w stolicy Dolnego Slaska wrocilem w rodzinne strony.
Rozmowa nr 4 - Marma Plast - fabryka folii w Nowej Debie szukala
elektronika - jedyna oferta jaka otrzymalem z urzedu pracy.
Nowa Deba to takie miasteczko powstale w srodku lasu a firma ma siedzibe juz
calkiem w lesie ;-) Jak tam szedlem to deptalem zuki na drodze, pachnialo
sosnami i ogolnie czulem sie blisko natury. Rozmowa wygladala w miare
profesjonalnie. Byla jakas najwazniejsza babka, zdaje sie ze prezeska, koles
w swetrze czyli elektronik, ktory sprawdzal moja wiedze i jeszcze 2 osoby,
ktore nie wiem po co tam byly. Zaczelo sie calkiem niezle, jak tylko
wszedlem babka powiedziala:
- No prosze pan skonczyl Politechnike Warszawska!
- Wlasciwie to Wroclawska a nie Warszawska - sprostowalem
- A to jeszcze lepiej! - zgrabnie wybrnela ze swojej pomylki. Przegladajac
dalej moje CV zatrzymala sie na fragmencie dotyczacym jezykow.
- O, napisal pan, ze jezyk angielski zna pan dobrze, moze wiec
pokonwersujemy.
:-0
No tego to sie nie spodziewalem, zwykle pisalem, ze znam na poziomie
sredniozaawansowanym ze wskazaniem na dokumentacje techniczna. Ale tym razem
kompletnie nie przylozylem sie do papierow, ktore tam zlozylem i z rozbiegu
napisalem, ze dobrze znam jezyk myslac sobie "a kto tam mnie bedzie
sprawdzal?!". Moj list motywacyjny to byly 2 zdania. Tak naprawde to myslami
bylem ciagle przy Wroclawiu i nie usmiechala mi sie praca w Nowej Debie,
poszedlem tam bardziej dla sportu i bylem zrelaksowany a tu babka nagle
wyskakuje mi z konwersacja po angielsku.
- chetnie bym pokonwersowal, ale ostatnio nie mialem okazji przeprowadzac
dyskusji w tym jezyku i wypadlem z wprawy - probowalem wywinac sie od tego
zadania, a na mojej gebie prostowal sie usmiech.
- ale niech pan opowie na przyklad o swoich zainteresowaniach - upierala sie
babka
No wiec zaczalem opowiadac. W ciagu paru minut caly sie spocilem i
zestresowalem, bo nigdy nie potrafilem wyrazac swoich mysli w prosty sposob
wymagajacy znajomosci podstawowych angielskich slow. Tak wiec zacinalem sie,
robilem krepujace przerwy co calkowicie wytracilo mnie z rownowagi. Potem
jak przeszedlem na polski rozmowa nie wygladala juz zbyt przyjemnie, Zaczal
mnie przepytywac elektronik, pytal gdzie sie wiecej nauczylem czy w
technikum czy na studiach i bardzo sie zdziwil, ze na studiach wiecej, bo
jak sie zwierzyl w jego przypadku bylo odwrotnie. Potem jeszcze chcial
wiedziec czy mialem do czynienia z linia produkcyjna, a takze gdzie
odbywalem praktyki i co tam robilem. Po miesiacu zadzwonili, ze nic z tego.
Rozmowa nr 5 - firma Medicus we Wroclawiu - szukali kandydata na protetyka
sluchu.
Siedzac w poczekalni obserwowalem prace protetyczki sluchu. Przyszedl jakis
stary niedoslyszacy dziadek. Babka podeszla do niego i zadala jakies
pytanie. Facet nie slyszal wiec podglosnil aparacik w uchu. Siedzac metr od
niego uslyszalem swist sprzezenia, ze ciarki przeszly mi po plecach. Dziadek
jednak nie zareagowal, po chwili dal aparat do przeczyszczenia z wosku i
innego badziewia. Nastepnie wyszedl po mnie calkiem mily facet i
przekrecajac moje nazwisko zaprosil mnie do gabinetu 3x2 metry. Przed
rozmowa ostro przejrzalem internet i obcykalem sie z roznych metod
diagnozowania niedosluchu i gluchoty, a zatem w pelni przygotowany
oczekiwalem serii pytan merytorycznych. Niestety gosc zamiast zadawac mi
pytania sam opowiadal na czym ta praca polega a ja tylko siedzialem i
przytakiwalem. Potem tylko spytal czy umialbym zbadac sluch audiometrem i co
robilem na laborkach z akustyki sluchu. Nastepnie chcial bym jemu zadawal
pytania, ale nic mi nie przychodzilo do glowy bo wszystko co chcialem
wiedziec juz mi powiedzial. Jego plan byl taki, ze mial przyjac kilka osob
na dwutygodniowy staz a najlepszych wyslac na drogi kurs dajacy uprawnienia
protetyka sluchu. W ciagu tygodnia mial sie do mnie odezwac. Jesli jednak
tego nie zrobi - to jak proponowal - mialem zapomniec o tej rozmowie.
Zapomnialem.
Rozmowa nr 6 - poszukiwany inz. telekomunikacji ze znajomoscia AutoCada i
programu Zuzia - firma telekomunikacyjna w Sandomierzu.
Ogloszenie znalazlem w regionalnej gazecie, ktora publikuje oferty z
okolicznych urzedow pracy. Pierwsze co mnie zaskoczylo to godzina o ktorej
musialem stawic sie na rozmowie - siodma rano! Poza tym zaskakujaco
idiotycznie brzmiala nazwa tego drugiego programu. Wniknalem jednak w
Internet i sciagnalem jego testowa wersje. Okazalo sie ze to program do
robienia kosztorysow. Uzbrojony w ta wiedze, wczesnym rankiem pojechalem do
zabytkowego Sandomierza. Wlascicielem firmy okazal sie starszy chlop,
napisalem chlop, gdyz jego spracowane rece i akcent kojarzyly mi sie z
gosciem ktory oprocz firmy zajmuje sie takze uprawa ziemi, jezdzi ciagnikiem
itp. Po ok. poltorej minuty rozmowy zorientowalem sie ze facet szuka osoby,
ktora ma juz konkretne doswiadczenie w telekomunikacji i ze co gorsza kilka
takich osob juz sie wczesniej do niego zglosilo. Zmiekla mi wiec rura,
zmienilem startegie dzialania i zaproponowalem, ze chetnie odbede u niego
staz absolwencki. Facet nawet sie nad tym zaczal zastanawiac, ale potem
oznajmil, ze sie interesowal juz stazystami, ale w tej chwili urzad pracy
nie ma na to pieniedzy. Po 2 lub 3 tygodniach dowiedzialem sie jednak, ze
nadeszly do urzedu nowe pieniadze i od razu zadzwonilem do goscia przekazac
mu ta radosna nowine. Facet jednak wyraznie mnie zbyl twierdzac ze jego
oferta juz jest nieaktualna i szybko urwal rozmowe.
Rozmowa nr 7 - polska sekcja radia BBC w Warszawie, szukali komputerowca
(win2000) ze znajomoscia urzadzen audio.
Powierzchnia zajmowana przez to radio nie byla wieksza od powierzchni
regionalnego radia, co mnie troche zdziwilo. po 15 minutach zostalem
zaproszony przez tez calkiem sympatycznego goscia do jednego pustego
pomieszczenia, gdzie byly tylko stoly i krzesla. Juz na samym poczatku facet
zaproponowal mi kawe i herbate, co calkowicie zbilo mnie z tropu. Nigdzie
dotad nie bylem tak przyjmowany i odruchowo podziekowalem. Teraz wiem, ze
byl to wielki blad! Powinienem poprosic ta kawe i widzac popielniczke z
niedopalkami zajarac z nim fajke. Jak mi sie zdaje gosc bardziej szukal
osoby, z ktora bedzie mu sie fajnie pracowalo niz jakiegos szczegolnie
uzdolnionego pracownika. Na poczatku bylo jeszcze calkiem niezle. M. in.
zapytal ktora plyte mojego ulubionego zespolu uwazam za najgorsza i tego
typu luzne temty ;-). Jednak jakos nie moglem sie w pelni wyluzowac tym
bardziej ze pozniej poszly w ruch bardziej oficjalne pytania w rodzaju jakie
sa twoje zalety i wady itp. Widac bylo, ze gosc przeczytal wczesniej jakies
podreczniki o sposobach rekrutacji. A poniewaz ja tez czytalem tego typu
teksty rozmowa stawala sie coraz bardziej dretwa i dalo sie odczuc ze kazdy
z nas prowadzi swoista gre. Poza tym zauwazylem, ze zawsze o wiele latwiej
rozmawialo mi sie wtedy, gdy wczesniej czekajac na zaproszenie wdawalem sie
w gadki z innymi kandydatami. A tamtego dnia nie bylo takiej okazji. Po
miesiacu facet do mnie zadzwonil i powiedzial ze bylo blisko, ale tym razem
sie nie udalo (pewnie standardowa, podrecznikowa formulka)
Rozmowa nr 8 - wizyta u wlasciciela sklepu muzycznego i firmy naglasniajacej
imprezy plenerowe
Pierwszy raz faceta zobaczylem podczas koncertu bluesowej kapeli w jednej z
miejscowych knajp. Pokazal mi go kumpel i namawial, zebym z nim zagadal, ze
moze szuka inzyniera dzwieku. Poniewaz czas i miejsce bylo nietypowe, a w
glowie zaczely szumiec mi juz piersze piwka uznalem, ze nie jest to
odpowiedni moment na rozmowe w sprawie pracy. Kumpel jednak w koncu sam do
niego podszedl (znali sie) i powiedzial, ze zna kolesia po studiach z
inzynierii dzwieku i czy by takiego nie chcial u siebie zatrudnic. Poniewaz
rozmowa odbywala sie niedaleko stolika dosc dobrze slyszalem ich rozmowe.
Facet powiedzial, ze chcialby takiego, ale to ze jest po studiach kompletnie
nic dla niego nie znaczy. Jak mowil mial juz z takimi do czynienia i byli to
totalni leszcze. Ale dal kumplowi numer pod ktory mialem zadzwonic. Po paru
dniach zadzwonilem i wybralem sie na rozmowe. Siedziba firmy miescila sie
chyba w piwnicy jego domu, zero szyldow. Zdaje sie ze przeszkodzilem mu w
spozywaniu obiadu. Pierwsze o co mnie zapytal to czy naglasnialem jakies
imprezy live. Oczywiscie musialem udzielic przeczacej odpowiedzi. Dal mi
wiec do zrozumienia, ze nie wie czego sie moze po mnie spodziewac, ale jak
sie zacznie sezon, czyli od maja to ewentualnie do mnie zadzwoni i zabierze
mnie na jakies dwa koncerty zebym zobaczyl jak to jest i zeby on sie
przekonal czy ja sie nadaje, a dokladnie czy jestem jak to okreslil
"pierdolniety na punkcie dzwieku" jak wszyscy najlepsi goscie w tej branzy.
Jednoczesnie ostrzegl, ze pewnie jak wszyscy bede mial problemy z
kregoslupem ze wzgedu na dzwiganie sprzetu naglasniajacego. Obawiam sie
teraz, zeby moja funkcja podczas majowych wyjazdow nie ograniczyla sie do
roli tragarza.
Tak oto wygladaly moje rozmowy, jak na rok szukania pracy to bardzo rzadko
mialem przyjemnosc byc zaproszony przez pracodawcow. W dodatku czesto nie
byli to Ci na ktorych zaproszenie liczylem najbardziej. Byc moze wkrotce
pojaiwa sie kolejne zaproszenia, a poki co, mowie do Was - wszyscy
bezrobotni tego kraju - TRZYMAJMY SIE RAMY TO SIE NIE POSRAMY! :-)
Wszelkie podobienstwa do rzeczywistych osob i zdarzen nie sa czysto
przypadkowe.
Pozdrawiam
Maurycy
-
2. Data: 2003-03-19 07:41:25
Temat: Re: O tym jak Maurycy szuka pracy - ku pokrzepieniu serc! - uwaga dlugie
Od: "Tobi" <l...@p...fm>
Hej Maurycy!
Fajnie sie czytalo Twoje opowiesc, masz talent chyba, bo zaczytalem sie jak
w dobrej ksiazce, fajnie! Szkoda ze Ci sie nie udalo, widac ze spoko gosc z
Ciebie. Napisales kiedys cos jeszcze? Chetnie sie zapoznam z Twa
tworczoscia, powaznie,
pozdro
Tobi
-
3. Data: 2003-03-19 09:40:53
Temat: Odp: O tym jak Maurycy szuka pracy - ku pokrzepieniu serc! - uwaga dlugie
Od: "Rafal" <?@?.?>
Użytkownik Maurycy <t...@B...onet.pl> w wiadomości do grup
dyskusyjnych napisał:b58e06$l2$...@a...news.tpi.pl...
> ...nawiazujac do
> niedawnego watku o rozmowie slepych z gluchymi, pozwola tym pierwszym ujrz
ec
> swiatlo a tym drugim uslyszec prawde ;-).
W sumie bardzo fajna historia - bardzo fajnie mi się czytało.
Ale gdzie tutaj ta prawda co to głusi mieli ją usłyszeć? Bo ja przyznam, że
poza tym, ze historyjka jest ciekawa żadnej tezy nie zauważyłem.
Rafał
-
4. Data: 2003-03-19 19:30:26
Temat: Re: O tym jak Maurycy szuka pracy - ku pokrzepieniu serc! - uwaga dlugie
Od: "Anka" <a...@N...pl>
Hej Maurycy!
Ja też przychylam sie do zdania że bardzo sympatycznie czytało się
Twoją opowieść :-) Poraz pierwszy na grupie wciągnęła mnie taka długa
historia :-)
Pozdrawiam
Anka
-
5. Data: 2003-03-19 22:30:32
Temat: Re: O tym jak Maurycy szuka pracy - ku pokrzepieniu serc! - uwaga dlugie
Od: "krzysztofsf" <k...@p...gazeta.pl>
Swietne.
pozdrawiam
Krzysztof
--
Serwis Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
-
6. Data: 2003-03-19 23:22:03
Temat: Re: O tym jak Maurycy szuka pracy - ku pokrzepieniu serc! - uwaga dlugie
Od: "Maurycy" <t...@B...onet.pl>
Użytkownik "Rafal" <?@?.?> napisał w wiadomości
news:b59dml$n1o$1@absinth.dialog.net.pl...
> Ale gdzie tutaj ta prawda co to głusi mieli ją usłyszeć? Bo ja przyznam,
że
> poza tym, ze historyjka jest ciekawa żadnej tezy nie zauważyłem.
Byl to zabieg czysto marketingowy ;-) Uznalem ze nawiazujac do popularnego
watku wzbudze ciekawosc grupowiczow do przeczytania mojego przydlugiego
postu. Oczywiscie, ze nie ma tu zadnych odpowiedzi, choc moze troche udalo
mi sie przyblizyc obraz kogos, kto nie mial szczescia otrzymania pracy juz
po pierwszej czy drugiej rozmowie. Jestem pewien, ze wielu pracujacych
szczesliwcow sie zastanawia, jak mozna przez rok szukania nie zalapac sie do
zadnej pracy (sam sie nad tym zastanawialem jak bylem jeszcze na studiach
;-))? Otoz mozna, a wyglada to mniej wiecej tak jak powyzej.
A tak poza tym, a nawet przede wszystkim to liczylem, ze moje opowiesci
zainspiruja innych do opisania swoich rozmow, do wymiany wrazen i
doswiadczen, ewentualnie zjebania mnie zebym w koncu wzial sie do roboty a
nie wypisywal jakies farmazony na grupie.
Jednak na razie niczego takiego tutaj nie widze.
Pozdr.
-
7. Data: 2003-03-19 23:22:19
Temat: Re: O tym jak Maurycy szuka pracy - ku pokrzepieniu serc! - uwaga dlugie
Od: "Maurycy" <t...@B...onet.pl>
Użytkownik "Tobi" <l...@p...fm> napisał w wiadomości
news:b59713$j1i$1@atlantis.news.tpi.pl...
> Napisales kiedys cos jeszcze? Chetnie sie zapoznam z Twa
> tworczoscia, powaznie,
Niestety, nie mam nawet bloga w Internecie, ale moze rzeczywiscie powinienem
zaczac pisac ksiazki...? W koncu jak nie teraz to kiedy bedzie lepsza
okazja? ;-) Tylko czy da sie na tym zarobic?
Maurycy pozdrawia
-
8. Data: 2003-03-19 23:27:37
Temat: Re: O tym jak Maurycy szuka pracy - ku pokrzepieniu serc! - uwaga dlugie
Od: "WAM" <w...@w...com.pl>
"Maurycy" napisał
> Niestety, nie mam nawet bloga w Internecie, ale moze rzeczywiscie powinienem
> zaczac pisac ksiazki...? W koncu jak nie teraz to kiedy bedzie lepsza
> okazja? ;-) Tylko czy da sie na tym zarobic?
Jest to jakas mysl. Napisz "Biografia bezrobotnego" (prawa autorskie
do tytulu naleza do mnie). To moze miec wziecie. Troche masz jednak
malo materialu, wiec proponuje "Biografia bezrobotnych" - "material"
dostepny w urzedach pracy. :) Mowie calkiem powaznie. Mi rowniez
spodobala sie Twoja dluuuuga wypowiedz :)
WAM
-
9. Data: 2003-03-20 00:24:33
Temat: Re: O tym jak Maurycy szuka pracy - ku pokrzepieniu serc! - uwaga dlugie
Od: Kyniu <kyniu@WYTNIJ_TO.poczta.fm>
On Wed, 19 Mar 2003 01:31:57 +0100, "Maurycy"
<t...@B...onet.pl> wrote:
Zeby nie dotyczylo to spraw waznych i niestety przykrych to bym napisal ze sie
obsmialem. Ale pozostaje raczej plakac.
>I jeszcze tylko w kwestii formalnej oznajmiam, ze jestem absolwentem
>telekomunikacji PWr . Specjalizacja zwiazana z inzynieria dzwieku.
Ja - dwie uczelnie, dwie specjalnosci, mgr., doswiadczenie zawodowe, angielski
CAE, blebleble, i tak dalej. Pracy szukam od listopada uieglego roku.
> Niestety do dzisiaj sie nie odezwali :-(
Jak ja to lubie. Odezwiemy sie. Tia. Raptem jedna firma raczyla odpisac
listownie ze na razie musza mi podziekowac bo zwalniaja zamiast zatrudniac.
> Chcialem 500zl, mina mu troche zrzedla, ale rozmowa potoczyla sie dalej.
No tak. Najlepiej jakbys mial jeszcze dyplomy certyfikowanego inzyniera Novella,
MS, Cisco i doplacal firmie ze daja Ci szanse rozwoju w ich firmie. To jest po
prostu pojebany kraj. Ja bym sie go spytal czy nie glupio mu proponowac pensji w
kwocie jaka placi za obiad lub kolacje z kochanka.
>Koles ciagle cwaniakowal, probowal dowcipkowac, chwalil sie swoimi osiagnieciami,
> pytal sie mnie o Novella, ktorego nie znalem, o Linuksa itd.
Bo chcial sie dowartosciowac i Ci zaimponowac.
> Z rozrzewnieniem wspominal swojego dawnego pracownika - studenta, ktory byl
> "bardzo dobry i pomyslowy, ale cholernie nieodpowiedzialny".
Trzeba sie bylo spytac dlaczego odszedl i czy przypadkiem nie umarl z glodu z
taka pensja.
> Generalnie wrazenia nieciekawe, po rozmowie wrecz nie chcialem tam pracowac,
> wiec kiedy dowiedzialem sie ze nie bede to bylem nawet zadowolony.
Dokladnie to samo wrazenie jak sie naczekalem na pania 2.5 godziny, mimo iz
spotkanie bylo umowione tydzien wczesniej na konkretna godzine. Niby nowoczesna
firma, eleganckie wnetrza, tylko ze totalny chaos organizacyjny. Pomyslalem ze
wolalbym tam nie pracowac i chyba specjalnie sie nie staralem w rozmowie.
>Jest to miejsce gdzie regularnie 2 razy w tygodniu prowadzona jest
>rekrutacja duzymi grupami.
Hmmmm, rozwin watek? Taka rotacja? Czy tak dynamicznie sie firma rozwija?
>- To sa gwozdzie!. Tu produkujemy wlasnie to i tylko to!
Alez to jest bardzo dobre, prawie tak dobre jak "wy, ktorzy tu wchodzicie,
porzuccie wszelka nadzieje" (kto czytuje ten wie z czego to cytat). Od razu
wiesz ze na rozmowie mozesz nie wspomina o szansach rozwoju zawodowego,
szkoleniach, ambitnych planach kariery zawodowej .... ;-) A swoja droga jakes
tam chlopie trafil.
>Nastepnie zostaly przeprowadzone testy. Pierwszy test byl z mechaniki i
>poszedl mi przecietnie
Tak, testy, zeby tak z nich cokolwiek wynikalo.
>I to byly jedyne miejsca, gdzie mnie zaproszono, jeszcze kiedy mieszkalem we
>Wroclawiu.
To i tak dobrze ze Cie zaproszono.
>Nowa Deba to takie miasteczko powstale w srodku lasu a firma ma siedzibe juz
>calkiem w lesie ;-) Jak tam szedlem to deptalem zuki na drodze, pachnialo
>sosnami i ogolnie czulem sie blisko natury.
Brzmi fajnie. Gorzej jak by tam trzeba lazic w blocie, deszcu i sniegu.
>jeszcze 2 osoby, ktore nie wiem po co tam byly.
Albo pilnowaly Ciebie przed pania prezes, albo pani prezes przed toba ;-) No i
moze reszta zespolu tez chciala Cie ocenic czy chca z toba pracowac.
>No tego to sie nie spodziewalem, zwykle pisalem, ze znam na poziomie
>sredniozaawansowanym ze wskazaniem na dokumentacje techniczna. Ale tym razem
>kompletnie nie przylozylem sie do papierow, ktore tam zlozylem i z rozbiegu
>napisalem, ze dobrze znam jezyk myslac sobie "a kto tam mnie bedzie
>sprawdzal?!".
No coz. Tu moge jedynie dopisac - dales ciala. Niestety niejeden wpadl na
jezykach.
>Przed rozmowa ostro przejrzalem internet i obcykalem sie z roznych metod
>diagnozowania niedosluchu i gluchoty, a zatem w pelni przygotowany
>oczekiwalem serii pytan merytorycznych. Niestety gosc zamiast zadawac mi
>pytania sam opowiadal na czym ta praca polega a ja tylko siedzialem i
>przytakiwalem.
Wiesz, okazaloby sie jeszcze ze opowiadasz co Ci slina na jezyk przyniesie a on
nie potrafi zweryfikowac twojej wiedzy bo sam jest glupi jak ...... wiec wolal
gadac niz sluchac.
> Nastepnie chcial bym jemu zadawal pytania, ale nic mi nie przychodzilo do glowy
> bo wszystko co chcialem wiedziec juz mi powiedzial.
Ulubiony punkt programu. A ja oczywiscie nigdy nie wiem o co pytac, bo o co
chcialbym zapytac (zatrudnicie mnie do cholery czy znowu uslysze bajeczke ze
jestem za stary/za mlody/zbyt doswiadczony/niedoswiadczony/mam za niskie/za
wysokie kwalifikacje, i ze sie odezwiecie).
>Jesli jednak tego nie zrobi - to jak proponowal - mialem zapomniec o tej rozmowie.
Groznie zabrzmialo ;-)
> Pierwsze co mnie zaskoczylo to godzina o ktorej musialem stawic sie na rozmowie
>- siodma rano!
No to niezle. Ja najwczesniej zasuwalem na 8. Srednia to 10-11. Ale i o 16 sie
zdarzylo. Za to madrzy (a przynajmniej za takich sie uwazaja) powiadaja ze im
wczesniej tym lepiej, bo z rana czlowiek sie lepiej koncentruje i ma
trzezwiejszy umysl.
> Uzbrojony w ta wiedze, wczesnym rankiem pojechalem do zabytkowego Sandomierza.
Bardzo ladne miasto. Moja mama stamtad pochodzi. Niejedne wakcje spedzilem w
Sandomierzu u babci ;-)
> Wlascicielem firmy okazal sie starszy chlop, napisalem chlop, gdyz jego spracowane
> rece i akcent kojarzyly mi sie z gosciem ktory oprocz firmy zajmuje sie takze
uprawa
> ziemi, jezdzi ciagnikiem, itp.
Kto wie, kto wie.
>Powierzchnia zajmowana przez to radio nie byla wieksza od powierzchni
>regionalnego radia, co mnie troche zdziwilo.
Wszyscy tna koszty ;-(
> Juz na samym poczatku facet zaproponowal mi kawe i herbate, (...)
> Powinienem poprosic ta kawe i widzac popielniczke z niedopalkami zajarac z
> nim fajke. Jak mi sie zdaje gosc bardziej szukal osoby, z ktora bedzie mu sie
> fajnie pracowalo niz jakiegos szczegolnie uzdolnionego pracownika.
Tak fajnie to sie zawsze z head-hunterami rozmawia. A jeszcze lepiej jak to jest
fajna kobitka. Raz z taka rozmawialem, w hotelowej kafejce. Ojjj, zeby tak miala
wiecej czasu a ja mniej skrepowany sytuacja, .......
> zeby on sie przekonal czy ja sie nadaje, a dokladnie czy jestem jak to okreslil
>"pierdolniety na punkcie dzwieku" jak wszyscy najlepsi goscie w tej branzy.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Chodzi o to czy nie liczy sie przypadkiem dla Ciebie jakosc muzyki, ani wiernosc
jej odtworzenia, tylko mocne luplup, bumbum i klujace w ucho cykcyk. No i czy
potrafisz zmusic do dzialania sprzet zazwyczaj juz wiekowy, w ktorym regularnie
wszystko pada i nie ma imprezy zeby nie trzeba bylo improwizowac.
>Obawiam sie teraz, zeby moja funkcja podczas majowych wyjazdow nie ograniczyla
> sie do roli tragarza.
Ty sie ciesz ze nie kazal Ci zaplacic za praktyke "u mistrza".
>Tak oto wygladaly moje rozmowy, jak na rok szukania pracy to bardzo rzadko
>mialem przyjemnosc byc zaproszony przez pracodawcow.
Raczej zapraszaja. Co z tego skoro zawsze maja jakas wymowke - slyszalem juz ze
jestem za stary/za mlody, ze mam za duze/niedostateczne kwalifikacje, ze moje
doswiadczenie zawodowe jest za male/wola absolwenta bez doswiadczen, i
generalnie nad wyraz juz wnerwiajacy tekst "to my sie jeszcze skontaktujemy".
> W dodatku czesto nie byli to Ci na ktorych zaproszenie liczylem najbardziej.
Skad ja to znam.
Trzymaj sie i nie trac nadzieji.
Kyniu
--
* _ __ _ *
* | |/ / _ _ _ (_)_ _ *
* | ' < || | ' \| | || | k...@p...fm *
* |_|\_\_, |_||_|_|\_,_| k...@p...com *
* |__/ *
-
10. Data: 2003-03-20 07:27:44
Temat: Re: O tym jak Maurycy szuka pracy - ku pokrzepieniu serc! - uwaga dlugie
Od: "Tobi" <l...@p...fm>
> Niestety, nie mam nawet bloga w Internecie, ale moze rzeczywiscie
powinienem
> zaczac pisac ksiazki...? W koncu jak nie teraz to kiedy bedzie lepsza
> okazja? ;-) Tylko czy da sie na tym zarobic?
No ja nie wiem czy sie da zarobic! co Ci szkodzi sprobowac. mozesz zaczac
np. od opisania jakichs fajnych historii na jakims forum dyskusyjnym -
wymyslic cos, wcisnac ludziom kit i obserwowac reakcje. Kiedys np. na
www.sfd.pl pisywal koles o xywie Wariat i w skutek swoich dziwnych historii,
nikt nie wie czy prawdziwych przewrocil forum do gory nogami i sklocil cale
towarzystwo zainteresowane sztukami walki i silownia, fajnie bylo ;)
mozesz tez pisac e-booki i sprzedawac je na allegro, ida jak cieple buleczki
jesli wymyslisz cos na czasie!
daj znac co wykombinowales ;)
Tobi