eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusjeJak tanio wydluzyc pracownikowi czas pracy
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 20

  • 11. Data: 2004-11-01 08:53:20
    Temat: Re: Jesteś z siebie dumna.
    Od: Anya <a...@w...pl>

    Kasia wrote:
    > Kim jesteś ?

    > Na twoim koncie co miesiąc pojawia się 6 cyfrowa liczba - kobieta sukcesu.
    > Ludzi których zatrudniasz dostają 500 zł na czarno, a pracują 12 godzin
    > dziennie przez 7 dni w tygodniu. - a ty z uśmiechem na ustach witasz nowy
    > dzień ?

    > A może należysz do osób, które mile widziały, by tabliczkę przed bankiem
    > "Kulturę zostaw przed progiem - wyzwiska dozwolone" Przecież od tego jest
    > pracownik w banku, żeby na niego pluć. Przecież jak łatwo wyładować stres
    > jak nie na drugiej osobie.

    > Może to ty byłaś kobietą która stała w IKEI w kolejce do hot-dog-ów za
    > złotówkę i przez 10 minut delikatnie mówiąc "zmiękczała" sprzedawczynię.
    > Dziewczyna wyciągnęła 10 kartoników z kawą, wysłuchując "To ma być mrożona
    > kawa !", "Głębiej pani sięga do tej lodówki"

    > Może jesteś fanką Kuby Wojewódzkiego ? ;-)


    Nie jestem żadną z Tych kobiet, Kasiu.. no może poza Tą, która z uśmiechem
    na ustach wita nowy dzień..
    Okey, niech bedzie!
    Przyjechałam rok temu do Wrocławia, kupiłam Gazete Wyborcza, wynajełam
    mieszkanie i w tym samym dniu dostałam prace... ze wszystkim co miałam
    w jednej walizce...
    Nie znałam nikogo...
    - Na moim koncie pojawia się 4 cyfrowa liczba, z jedynką na początku
    - to Ja pracuje czasem po 12 godzin, żeby nauczyć się więcej (lub
    poprowadzić szkolenia)
    - Na nikogo nie pluje - podaje reke biednemu i bogatemu, jesli tego
    potrzebuje, bo tak zostałam wychowana i jestem swiadoma, że mnie też
    wszystko może spotkać
    - nie jadam hot-dogów, nie pije kawy w kartonikach, nie kupuje w
    hipermarketach i nie nosze futer - na rowerze byłoby mi chyba
    niewygodnie ;))

    I zawsze Kasiu, zawsze bede ludziom uświadamiać, zeby sie cieszyli z
    tego co maja... i wysmiewać powolywanie sie na mgr przed inicjałami.

    To tyle z mojej strony.

    Anya


  • 12. Data: 2004-11-01 14:42:35
    Temat: Re: Jak tanio wydluzyc pracownikowi czas pracy
    Od: Shrek <l...@w...wywal._to.pl>

    Dnia 01 lis 2004, "Ra.Y" <r...@w...pl> zapodal(a):

    > Kasia wrote:
    >
    >> Wygląda to w ten sposób, że przychodzimy godzinę wcześniej do pracy
    >> (w przypadku drugiej zmiany) lub zostajemy godzinę dłużej. Szkolenia
    >> trwają średnio 40 minut i są 4 razy w tygodniu.
    >
    > Do tej pory byłem przekonany, że praca od-do zarezerwowana jest dla
    > pracowników fizycznych, no ale skoro uważasz, że taki system pracy ci
    > się "należy"...

    A to czemu? Nalezy sie to co stoi w umowie o prace.


    >> 1. Czy to jest legalne?
    >
    > Zawsze możesz kopać rowy. Od 7mej do 15tej. I fajrant.

    Z tym fajrantem to roznie bywa.

    >> 2. Czy za czas spędzony w pracy na "szkoleniu" powinnam dostawać
    >> wynagrodzenie? Dyrektor uważa, że nie, bo tak jest w regulaminie.
    >
    > LOL!!!

    Co LOL?
    > Wbrew temu, co myślisz, twój pracodawca _ponosi_koszty_ tych szkoleń.
    > Upominanie się w tych warunkach o stawkę godzinową graniczy z
    > absurdem.

    Bo ja wiem. Jesli uznalbym, ze sa pozyteczne to bym sie nie upominal,
    jesli nie staralbym sie na nich nie byc i wlasnie o to pytal przedpisca.

    Pozdr.

    Shrek.


  • 13. Data: 2004-11-01 14:53:42
    Temat: Re: Jak tanio wydluzyc pracownikowi czas pracy
    Od: "Ra.Y" <r...@w...pl>

    Shrek wrote:

    > A to czemu? Nalezy sie to co stoi w umowie o prace.

    Tak jest. A potem proletariusz się dziwi, czemu robi 10 lat i ciągle
    tylko 1000 mu się _należy_. Chcesz się rozwijać, zdobywać doświadczenie,
    szkolić się (na koszt pracodawcy w tym wypadku!!!), spróbuj dać coś
    więcej, niż "to, co stoi w umowie". Nie chcesz - pakuj torbę za pięć
    trzecia i do domu przed telewizor.

    > Bo ja wiem. Jesli uznalbym, ze sa pozyteczne to bym sie nie upominal,
    > jesli nie staralbym sie na nich nie byc i wlasnie o to pytal przedpisca.

    A może kuźwa wykazać odrobinę inicjatywy, co?!
    Szkolenia nieciekawe? Nudne? To niech rewolucjoniostka Kasia zaproponuje
    inny sposób ich prowadzenia? Inną formę? Niech to, w czym sama jest
    świetna, spróbuje przekazać innym w formie szkolenia? Nie ma czegoś
    takiego? Czy pani niedoszła magister nie schyli się, bo ma "coraz mniej
    do stracenia"???

    I wy się dziwicie, że ludzie przy takim podejściu nie mogą znaleźć pracy...

    ray


  • 14. Data: 2004-11-01 15:30:08
    Temat: Re: Jak tanio wydluzyc pracownikowi czas pracy
    Od: "Immona" <n...@z...com.pl>


    Użytkownik "Ra.Y" <r...@w...pl> napisał w wiadomości
    news:cm5ir3$7lf$1@atlantis.news.tpi.pl...
    > Shrek wrote:
    >
    >> A to czemu? Nalezy sie to co stoi w umowie o prace.
    >
    > Tak jest. A potem proletariusz się dziwi, czemu robi 10 lat i ciągle tylko
    > 1000 mu się _należy_. Chcesz się rozwijać, zdobywać doświadczenie, szkolić
    > się (na koszt pracodawcy w tym wypadku!!!), spróbuj dać coś więcej, niż
    > "to, co stoi w umowie". Nie chcesz - pakuj torbę za pięć trzecia i do domu
    > przed telewizor.

    Zagadzam sie z przedpiscca. Kto daje tylko tyle, ile jest zapisane w umowie,
    tego praca nie cieszy, traktuje ja jak niezbedne niewolnictwo - takiego
    czlowieka nie ma sensu awansowac ani trzymac dluzej w pracy w chwili, gdy
    znajdzie sie kogos, kto naprawde lubi dana rzecz robic. Wbrew temu, co tu
    niektorzy pisza, malo kto lubi byc "panem nieszczesliwych niewolnikow".
    Szefowie chca miec wspolpracownikow, ktorzy podziela ich zyciowe
    przekonanie, ze firma jest najwazniejsza i beda gotowi dac cos extra z
    siebie firmie - tak samo, jak przy jej zakladaniu i przez czas jej trwania
    dawal z siebie wlasciciel, ktory z wielkim prawdopodobienstwem pracowal
    znacznie wiecej, niz dozwala KP. Naprawde nie znam szefa firmy, ktory by
    pracowal tylko 8 godzin dziennie.

    Chyba, ze to, co robi Kasia, to akwizycja, sprzedaz proaktywna. "doradca
    klienta" czy jak to sie zwie. W takich dzialach szkolenia o takim natezeniu
    sa traktowane przez menedzerow jako kara za nie dosc dobre wyniki. Kasiu,
    jesli ktos powiedzial u Ciebie w pracy, ze "slabo sobie radzicie, wiec
    bedziemy was szkolic dodatkowo, az bedzie lepiej", a szkolenia sa zasadniczo
    bezwartosciowe i maja byc tylko "kijem", to trafilas w srodowisko pracy o
    tzw. hiszpanskim stylu zarzadzania. Jesli meczy Cie to, uciekaj jak
    najszybciej - lepiej nie bedzie, do awansu sa przewidziane i tak osoby o
    innej strukturze psychicznej niz Twoja, a za dluga praca na takim stanowisku
    w CV utrudni Ci znalezienie czegos, co bedzie polegalo nie na sprzedawaniu.

    I.



  • 15. Data: 2004-11-01 18:04:52
    Temat: Re: Jak tanio wydluzyc pracownikowi czas pracy
    Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl>

    Ra.Y; <cm40rb$688$1@atlantis.news.tpi.pl> :

    > Do tej pory byłem przekonany, że praca od-do zarezerwowana jest dla
    > pracowników fizycznych, no ale skoro uważasz, że taki system pracy ci
    > się "należy"...

    Tia? To powiedz to całkiem dużej grupie pracowników fizycznych, która
    pracuje bez dokładnie określonych ram czasowych i zarabiających pewnie
    sporo mniej od Ciebie, o ewentulanych dodatkowych profitach nie
    wspominając.

    > A ja dowiaduję się o tym, że zostanę w pracy 2 godz dłużej na pięć minut
    > przed planowanym wyjściem. I nie mówi mi tego szef, ale np. klient,
    > który dzwoni i oczekuje czegoś, czym właśnie ja się zajmuję.

    j.w. Najpierw napisz ile zarabiasz [i jakie masz profity] i nie mów, że
    to nie ma znaczenia przy ocenie warunków pracy.

    > > 1. Czy to jest legalne?
    >
    > Zawsze możesz kopać rowy. Od 7mej do 15tej. I fajrant.

    To zależy od zleceniodawcy - ostatnio widziałem w UP ogłoszenie o pracy
    fizycznej 12 h/dobę, na terenie całej Polski i pewnie 7 dni w tygodniu.
    Mam wrażenie, że jesteś zlekka wyczerpany swoją pracą i zaczynasz żyć w
    świecie jasno określonych iluzji, w którym tylko Ty masz źle, a inni są
    źli bo mają "dobrze". ;)

    > > 2. Czy za czas spędzony w pracy na "szkoleniu" powinnam dostawać
    > > wynagrodzenie? Dyrektor uważa, że nie, bo tak jest w regulaminie.
    >
    > LOL!!!

    Co? Powinna. Może wątkodawczyni nie jest tak głupia jak myślisz i jej
    protest nie wynika bezpośrednio z samego faktu szkolenia, ale z treści
    czy sposobu przeprowadzania [szkolenia], które średnio inteligentny
    człowiek zdefiniuje jako marnowanie czasu i "pierdolenie kotka za pomocą
    młotka". Nie wszyscy protestują mimo "łamania" prawa przy takich
    okazjach, ale przeważnie ci nieprotestujący widzą w takich sytuacjach
    również jakąś korzyść dla siebie.

    > > 3. Czy mogę odmówić zostania na "szkoleniu"?
    >
    > Sprawdź.

    Pracownik jak saper - myli się tylko raz? ;)

    > Po lekturze twoich wypocin mogę tylko stwierdzić, że nie masz już nic do
    > stracenia. Jeśli charakter pracy polegający na wypełnianiu zadań, a nie
    > odliczaniu godzin ci nie odpowiada, pozostaje kopanie rowów.

    Nie, zacznij szukać nowej pracy jeżeli możesz. A co do "kopania rowów" -
    może Ci się kiedyś przyda :) - z mojej praktyki, jeżeli masz zbyt
    "dobre" wykształcenie, wyglądasz zbyt yntelektualnie lub za
    inteligentnie, to niezależnie od poziomu bezrobocia będziesz miał
    problem ze znalezieniem roboty fizycznej.

    > Wbrew temu, co myślisz, twój pracodawca _ponosi_koszty_ tych szkoleń.
    > Upominanie się w tych warunkach o stawkę godzinową graniczy z absurdem.

    Czyli "dobre intencje"? A co jeżeli szkolenia polegają na wbijaniu
    pracownikom do głowy treści - "dlaczego jesteśmy najlepszą firmą na
    rynku a nasz produkt jedynym prawdziwie dobrym", ew. "dlaczego jesteście
    bandą głupich leni i jak możecie to zmienić" - odwracając sytuację -
    uważasz, że pracodawca powinien płacić pracownikowi za np. 8 h gry na
    kompie, albo za to, że jest on łaskaw przyjść w czystej koszuli? ;)

    Flyer
    --
    Szukam roboty - zdolny i chętny - Warszawa
    http://plfoto.com/zdjecie.php?picture=403101


  • 16. Data: 2004-11-01 18:35:53
    Temat: Re: Jak tanio wydluzyc pracownikowi czas pracy
    Od: "Ra.Y" <r...@w...pl>

    Flyer wrote:

    > Tia? To powiedz to całkiem dużej grupie pracowników fizycznych, która
    > pracuje bez dokładnie określonych ram czasowych i zarabiających pewnie
    > sporo mniej od Ciebie, o ewentulanych dodatkowych profitach nie
    > wspominając.

    A kto mówi o _pracy_ po godzinach? Jak do tej pory była mowa o
    szkoleniach, za których Kasia chce dostawać kasę!

    > j.w. Najpierw napisz ile zarabiasz [i jakie masz profity] i nie mów, że
    > to nie ma znaczenia przy ocenie warunków pracy.

    To, ile zarabiam, jest wypadkową mojego wykształcenia, doświadczenia
    oraz zaangażowania do tej pory. Ja też zaczynałem w banku, mądralo,
    zasuwałem od 7 do 18, chociaż płacili mi za 8h dziennie, do tego jeden
    weekend w miesiącu spędzałem w serwerowni na konserwacji sieci, bo w
    oddziale nie było informatyka. I czego się nauczyłem, to moje. Nie
    jęczałem wszystkim wokół, że _należy_ mi się za to kasa, bo mam na tyle
    szarych komórek, żeby wiedzieć, że była to inwestycja w moją osobę, a
    nie w firmę.

    > To zależy od zleceniodawcy - ostatnio widziałem w UP ogłoszenie o pracy
    > fizycznej 12 h/dobę, na terenie całej Polski i pewnie 7 dni w tygodniu.

    Póki co, niewolnictwa w Polsce nie ma. Ja nie dotykam ofert, które mnie
    nie interesują.

    > Mam wrażenie, że jesteś zlekka wyczerpany swoją pracą i zaczynasz żyć w
    > świecie jasno określonych iluzji, w którym tylko Ty masz źle, a inni są
    > źli bo mają "dobrze". ;)

    Zaraz...to do mnie, czy do Kasi???
    Pokaż mi choćby jeden cytat z moich postów, w którym narzekam na fakt
    wykonywania swojej pracy! Jak na razie to proletariat użala się tutaj
    nad swą niedolą i koniecznością kształcenia się.

    Więc komu tutaj jest źle?

    > Co? Powinna. Może wątkodawczyni nie jest tak głupia jak myślisz i jej
    > protest nie wynika bezpośrednio z samego faktu szkolenia, ale z treści
    > czy sposobu przeprowadzania [szkolenia], które średnio inteligentny
    > człowiek zdefiniuje jako marnowanie czasu i "pierdolenie kotka za pomocą
    > młotka". Nie wszyscy protestują mimo "łamania" prawa przy takich
    > okazjach, ale przeważnie ci nieprotestujący widzą w takich sytuacjach
    > również jakąś korzyść dla siebie.

    Więc zadałem pytanie: gdzie inicjatywa naszej proletariuszki? Jeśli
    pracodawca przeznacza czas i środki na to, aby odbywało się szkolenie,
    zaspokójmy jego żądze trzymania nas po godzinach w inny sposób. Zawsze
    jest możliwość uzgodnienia z innymi dobrej formy szkolenia zamiast
    wymiany przepisów o ciastach. Zasugerujmy szefowi, czego chcemy się
    dowiedzieć na tych szkoleniach. Czy ja odkrywam Amerykę w tym momencie?

    > Pracownik jak saper - myli się tylko raz? ;)

    Proletariusz jak męczennik - zawsze będzie jęczał, że jest wyzyskiwany.

    > Nie, zacznij szukać nowej pracy jeżeli możesz. A co do "kopania rowów" -
    > może Ci się kiedyś przyda :) - z mojej praktyki, jeżeli masz zbyt
    > "dobre" wykształcenie, wyglądasz zbyt yntelektualnie lub za
    > inteligentnie, to niezależnie od poziomu bezrobocia będziesz miał
    > problem ze znalezieniem roboty fizycznej.

    Nie muszę szukać pracy fizycznej - zadbałem o swoją konkurencyjność na
    rynku pracy - siedziałem i siedzę ponad nieszczęsne 8h zdobywając
    wiedzę, której nie zdefiniujesz w umowie o pracę. Nie wydurniam się z
    powodu trzech liter przed nazwiskiem pytając, co mi się teraz z tego
    tytułu będzie należało.

    > Czyli "dobre intencje"?

    Nie. Inwestycja w siebie.

    > A co jeżeli szkolenia polegają na wbijaniu
    > pracownikom do głowy treści - "dlaczego jesteśmy najlepszą firmą na
    > rynku a nasz produkt jedynym prawdziwie dobrym", ew. "dlaczego jesteście
    > bandą głupich leni i jak możecie to zmienić" -

    Patrz wyżej nt. próby zmiany formy szkoleń.

    > odwracając sytuację -
    > uważasz, że pracodawca powinien płacić pracownikowi za np. 8 h gry na
    > kompie, albo za to, że jest on łaskaw przyjść w czystej koszuli? ;)

    Nie, nie powinien. I nie spotkałem takiego, który by płacił, chociaż
    podobno istnieją. Co to ma do rzeczy?

    ray


  • 17. Data: 2004-11-01 19:43:01
    Temat: Re: Jak tanio wydluzyc pracownikowi czas pracy
    Od: Shrek <l...@w...wywal._to.pl>

    Dnia 01 lis 2004, "Ra.Y" <r...@w...pl> zapodal(a):

    > Shrek wrote:
    >
    >> A to czemu? Nalezy sie to co stoi w umowie o prace.
    >
    > Tak jest. A potem proletariusz się dziwi, czemu robi 10 lat i ciągle
    > tylko 1000 mu się _należy_.

    Wiesz, chodzi wlasnie o to, ze ja pracowalem po godzinach, przez trzy
    miesiace pod rzad, bo bylem chyba jedyna osoba, ktorej zalezalo, zeby
    pewien temat skonczyc (i chyba jedyna, ktora mogla to zrobic). Po tym
    porozmawialismy sobie z szefem o podwyzce, (bo wlasnie sie chyba troszke
    rozwinalem) i jedyne w czym sie zgadzamy, to to, ze sie nalezy. Po
    uslyszeniu ich propozycji za podwyzke podziekowalem i pracuje dokladnie 8
    godzin. Chyba uczciwie?

    > Chcesz się rozwijać, zdobywać
    > doświadczenie, szkolić się (na koszt pracodawcy w tym wypadku!!!),
    > spróbuj dać coś więcej, niż "to, co stoi w umowie". Nie chcesz -
    > pakuj torbę za pięć trzecia i do domu przed telewizor.

    Wlasnie sie przymierzam, zeby sie wogole stamtad spakowac.

    >> Bo ja wiem. Jesli uznalbym, ze sa pozyteczne to bym sie nie
    >> upominal, jesli nie staralbym sie na nich nie byc i wlasnie o to
    >> pytal przedpisca.

    Shrek.


  • 18. Data: 2004-11-01 20:04:34
    Temat: Re: Jak tanio wydluzyc pracownikowi czas pracy
    Od: "Ra.Y" <r...@w...pl>

    Shrek wrote:

    > Wiesz, chodzi wlasnie o to, ze ja pracowalem po godzinach, przez trzy
    > miesiace pod rzad, bo bylem chyba jedyna osoba, ktorej zalezalo, zeby
    > pewien temat skonczyc (i chyba jedyna, ktora mogla to zrobic). Po tym
    > porozmawialismy sobie z szefem o podwyzce, (bo wlasnie sie chyba troszke
    > rozwinalem) i jedyne w czym sie zgadzamy, to to, ze sie nalezy. Po
    > uslyszeniu ich propozycji za podwyzke podziekowalem i pracuje dokladnie 8
    > godzin. Chyba uczciwie?

    Uczciwie. Zresztą postępowałbym na twoim miejscu dokładnie w taki sam
    sposób. Pracowałeś więcej, bo miałeś motywację (zależało ci, aby temat
    skończyć). Skończyłeś - pokazałeś swoją przydatność dla firmy, a że ona
    nie chce z niej korzystać...to nie skorzysta. Szkoda.

    pozdrawiam

    ray


  • 19. Data: 2004-11-01 23:24:05
    Temat: Re: Jak tanio wydluzyc pracownikowi czas pracy
    Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl>

    Ra.Y; <cm5vrl$svp$1@atlantis.news.tpi.pl> :

    > A kto mówi o _pracy_ po godzinach? Jak do tej pory była mowa o
    > szkoleniach, za których Kasia chce dostawać kasę!

    Ten cytat o kliencie, z powodu którego zostałeś 2 godziny dłużej,
    odnosił się do tematu szkoleń, czy długości i przewidywalności pracy
    jako takiej? ;)

    > To, ile zarabiam, jest wypadkową mojego wykształcenia, doświadczenia
    > oraz zaangażowania do tej pory.

    A co powiesz o osobie, która powiedzmy ma Twoje wykształcenie,
    doświadczenie i zaangażowanie, ale zarabia o niebo mniej - nadal
    uważasz, że wysokość zarobków jest wprost proporcjonalna to miary w/w
    względnych cech? Tylko nie pisz, że powinna zmienić pracę, ew. że bardzo
    łatwo znajdzie taką jak Twoja, bo to różnie bywa.

    > Ja też zaczynałem w banku, mądralo,
    > zasuwałem od 7 do 18, chociaż płacili mi za 8h dziennie, do tego jeden
    > weekend w miesiącu spędzałem w serwerowni na konserwacji sieci, bo w
    > oddziale nie było informatyka.

    No popatrz - ja też zaczynałem w Banku i chyba tam skończyłem. ;) Co
    prawda moja wiedza jest o niebo mniejsza, bo stosowałem się do rad
    zapodanych dzisiaj przez Tomka i troszczyłem się o wszystko, czyli byłem
    mocno nieefektywny w swojej działce, ale "i kibel był czysty i maszyny
    naprawione i okna pozamykane i ..." ;) Co prawda dostawałem kasę za
    nadgodziny [tylko głupi nie bierze jak dają], ale po 2-3 miesiącach
    limit 150 godzin rocznie mi się wyczerpywał i resztę roku robiłem za
    friko [żeby nie było - palenie odliczałem od mojego czasu pracy] -
    czasami w weekendy.

    > I czego się nauczyłem, to moje.

    A ja się więcej na bezrobociu nauczyłem - możesz dostać "odznaczenie" od
    prezesa, szefostwo może być tobą zachwycone, ale poza danym miejscem
    pracy to ma małe znaczenie.

    > Nie
    > jęczałem wszystkim wokół, że _należy_ mi się za to kasa, bo mam na tyle
    > szarych komórek, żeby wiedzieć, że była to inwestycja w moją osobę, a
    > nie w firmę.

    Ale nadal nie wiemy czego dotyczyły szkolenia, od których wszystko się
    zaczęło - nie wiem, czy byłbyś tak samo skory do poświęceń, gdyby Twoje
    doszkalanie miało wymiar szkoleń w Herbalife'ie ew. w Amway'u.

    > Póki co, niewolnictwa w Polsce nie ma. Ja nie dotykam ofert, które mnie
    > nie interesują.

    Ale innych zachęcasz? Nadal uważam, że masz uproszczony pogląd na inne
    zawody i mimo twojej politycznie poprawniej postawy niechęć do obecnych
    warunków pracy powili się kumuluje. Zresztą nienawidzę powiedzonek o
    pójściu do kopania rowów - przeważnie takie powiedzonka stosują osoby
    pewne swoich racji, choć często pewność wynika ze znajomości realiów
    rynku - czyli "blefują" na pewniaka. Ciekaw jestem, czy tak samo byś
    powiedział najlepszemu handlowcowi, który ma jakieś problemy z obecną
    pracą? ;)

    > Zaraz...to do mnie, czy do Kasi???

    To akurat do Ciebie. :)

    > Pokaż mi choćby jeden cytat z moich postów, w którym narzekam na fakt
    > wykonywania swojej pracy! Jak na razie to proletariat użala się tutaj
    > nad swą niedolą i koniecznością kształcenia się.

    A nigdy nie przyszło Ci do głowy, że Ci co narzekają i Ci co ich gromią
    mogą mieć wspólną bazę do tych zachowań, aczkolwiek owa baza emocjonalna
    objawia się odmiennie? To, że tak łatwo gromisz Kasię jest zdecydowanie
    objawem frustracji.

    > Więc komu tutaj jest źle?

    Kasi, bo musi gnać na jakieś głupie szkolenia i być np. od 8 do 20 w
    pracy, co np. przy pracy kasjerskiej ma wpływ na sposób wykonywania
    zadań.

    > Więc zadałem pytanie: gdzie inicjatywa naszej proletariuszki?

    A napisanie na grupę nie jest inicjatywą [jej początkiem]?

    > Jeśli
    > pracodawca przeznacza czas i środki na to, aby odbywało się szkolenie,

    NIE. Pracodawca przeznacza czas, środków nie przeznacza, bo za czas
    szkolenia nie płaci.

    > zaspokójmy jego żądze trzymania nas po godzinach w inny sposób. Zawsze
    > jest możliwość uzgodnienia z innymi dobrej formy szkolenia zamiast
    > wymiany przepisów o ciastach. Zasugerujmy szefowi, czego chcemy się
    > dowiedzieć na tych szkoleniach. Czy ja odkrywam Amerykę w tym momencie?

    A co ten szef własnymi środkami możę przekazać swoim pracownikom -
    dostał nakaz szkoleń ["bo wiecie w tym roku nie nastąpił 5 raz z rzędu
    przyrost sprzedaży o 10%, no i co teraz powiedzą akcjonariusze na dalsze
    rozwadnianie akcjonariatu"] - czego ma ich niby nauczyć - jak wciskać
    staruszkom karty kredytowe?, jak odpowiadać na pytania tak, żeby na nie
    nie odpowiedzieć i żeby klient myślał, że dostał odpowiedź?

    > Proletariusz jak męczennik - zawsze będzie jęczał, że jest wyzyskiwany.

    Akurat w tym wypadku ma prawo i ma również prawo do rozsądku - ideowe
    bohaterstwo przy obecny stanie rynku jest dosyć ryzykowne.

    > Nie muszę szukać pracy fizycznej - zadbałem o swoją konkurencyjność na
    > rynku pracy - siedziałem i siedzę ponad nieszczęsne 8h zdobywając
    > wiedzę, której nie zdefiniujesz w umowie o pracę.

    No popatrz, to tak samo jak ja - ile to już - 3 rok na bezrobociu?,
    ponad 300 ofert z ogłoszeń i 160 do urzędów? Ja już złapałem trochę
    pokory, choć tu czasami szarżuję, ale to kwestia medium.

    > Nie wydurniam się z
    > powodu trzech liter przed nazwiskiem pytając, co mi się teraz z tego
    > tytułu będzie należało.

    Owszem jest naiwna, ale akurat mogła mieć do czynienia z
    sytuacjami/informacjami, które potwierdzały, że za mgr dostaje się
    podwyżkę i awans. Zresztą wszelkiej maści publikatory podnoszą pod
    niebiosa wartość wykształcenia wyższego i [podnosiły] profity z niego
    płynące.

    > > A co jeżeli szkolenia polegają na wbijaniu
    > > pracownikom do głowy treści - "dlaczego jesteśmy najlepszą firmą na
    > > rynku a nasz produkt jedynym prawdziwie dobrym", ew. "dlaczego jesteście
    > > bandą głupich leni i jak możecie to zmienić" -
    >
    > Patrz wyżej nt. próby zmiany formy szkoleń.

    Ja tylko pytam na co? Jeżeli kierownictwo dostało prikaz szkolenia, to
    niezależnie od tego, czy będzie jeszcze z czego szkolić, czy nie, te
    szkolenia i tak będą się odbywały, bo zapewne są "naukową" metodą na
    zwiększenie sprzedaży coraz mniej konkurencyjnych produktów.

    > > odwracając sytuację -
    > > uważasz, że pracodawca powinien płacić pracownikowi za np. 8 h gry na
    > > kompie, albo za to, że jest on łaskaw przyjść w czystej koszuli? ;)
    >
    > Nie, nie powinien. I nie spotkałem takiego, który by płacił, chociaż
    > podobno istnieją. Co to ma do rzeczy?

    Jest to kwestia tego, że teoretycznie czas pracownika ma również wartość
    - udział w bezwartościowym szkoleniu jest takim "płaceniem za 8 godzin
    grania" - gdyby mi zaproponowano jakąś bezwartościową pracę marnującą
    mój "drogocenny" ;) czas, to też bym za darmo nie chciał jej wykonywać.

    Flyer
    --
    Szukam roboty - zdolny i chętny - Warszawa
    http://plfoto.com/zdjecie.php?picture=403101


  • 20. Data: 2004-11-02 07:02:13
    Temat: Re: Jak tanio wydluzyc pracownikowi czas pracy
    Od: "Ra.Y" <r...@w...pl>

    Flyer wrote:

    > Ten cytat o kliencie, z powodu którego zostałeś 2 godziny dłużej,
    > odnosił się do tematu szkoleń, czy długości i przewidywalności pracy
    > jako takiej? ;)

    No właśnie na tym polega różnica. Ja nie jęczę, że muszę zostać 2h
    dłużej, bo zdaję soie sprawę, że taki jest charakter mojej pracy.

    > A co powiesz o osobie, która powiedzmy ma Twoje wykształcenie,
    > doświadczenie i zaangażowanie, ale zarabia o niebo mniej

    Strasznie wąziutkie musiałoby być to "niebo", żeby nie zejść do śr.
    krajowej ;) Czy ty chyba myślisz, że ja mam "3"-kę na początku kwoty
    pensji? :)

    > - nadal
    > uważasz, że wysokość zarobków jest wprost proporcjonalna to miary w/w
    > względnych cech? Tylko nie pisz, że powinna zmienić pracę, ew. że bardzo
    > łatwo znajdzie taką jak Twoja, bo to różnie bywa.

    Przecież ty prawie nic nie wiesz o mojej pracy, więc skąd w ogóle
    pomysł, że zarabiam więcej od Kasi, mam "lepszą" pracę itd.?

    > No popatrz - ja też zaczynałem w Banku i chyba tam skończyłem. ;) Co
    > prawda moja wiedza jest o niebo mniejsza, bo stosowałem się do rad
    > zapodanych dzisiaj przez Tomka i troszczyłem się o wszystko, czyli byłem
    > mocno nieefektywny w swojej działce, ale "i kibel był czysty i maszyny
    > naprawione i okna pozamykane i ..." ;)

    Nie bardzo rozumiem, o jakiej wypowiedzi Tomka piszesz - może coś mi się
    w czytniku skiepściło - ale jak mam rozumieć nieefektywność w swojej
    działce? Robiłeś wszystko poza tym, co powinieneś? Z konieczności czy jak?

    > Co prawda dostawałem kasę za
    > nadgodziny [tylko głupi nie bierze jak dają],

    Zgadzam się w całej rozciągłości.

    >>I czego się nauczyłem, to moje.

    > A ja się więcej na bezrobociu nauczyłem - możesz dostać "odznaczenie" od
    > prezesa, szefostwo może być tobą zachwycone, ale poza danym miejscem
    > pracy to ma małe znaczenie.

    Flyer, zrozum wreszcie, że mi nie chodzi o gipsowy odlew uśmiechu
    prezesa, tylko o wiedzę, którą nabyłem. Wiedzę nadającą się do
    wykorzystania w innym miejscu.

    > Ale nadal nie wiemy czego dotyczyły szkolenia, od których wszystko się
    > zaczęło - nie wiem, czy byłbyś tak samo skory do poświęceń, gdyby Twoje
    > doszkalanie miało wymiar szkoleń w Herbalife'ie ew. w Amway'u.

    Kasia napisała, że początkowa forma szkoleń była ciekawa. Stąd mój
    pomysł na zmianę obecnej formy lub powrót do poprzedniej.

    > Nadal uważam, że masz uproszczony pogląd na inne
    > zawody

    Tzn. jakie? Piszę o ogólnym podejściu do pracy jako do elementu życia
    codziennego. Może nie stawiam konieczności angażowania się w swoje
    obowiązki na równi z (prawie) religią, jak Immona, ale w dużej mierze
    się z nią zgadzam. Praca dla większości z nas jest koniecznością,
    dlatego wydaje mi się celowe ukształtowanie w sobie odpowiedniego do
    niej podejścia.

    > i mimo twojej politycznie poprawniej postawy niechęć do obecnych
    > warunków pracy powili się kumuluje.

    Flyer, ty gabinet psychoterapeutyczny otwieraj, zamiast się na
    bezrobociu marnować! ;))
    Jeszcze raz spytam: skąd twoja wiedza nt. mojej pracy???

    > Zresztą nienawidzę powiedzonek o
    > pójściu do kopania rowów - przeważnie takie powiedzonka stosują osoby
    > pewne swoich racji, choć często pewność wynika ze znajomości realiów
    > rynku - czyli "blefują" na pewniaka. Ciekaw jestem, czy tak samo byś
    > powiedział najlepszemu handlowcowi, który ma jakieś problemy z obecną
    > pracą? ;)

    No tak się składa, że stanowiska, na których pracowałem, były mniej lub
    bardziej związane ze strukturami handlowymi. Jako typowy handlowiec też
    miałem okazję pracować i przerabiać związane z tym historie, z
    "wyścigiem australijskim" włącznie. Moje poglądy na tematy, o których
    rozmawiamy, nie zmieniły się przez ten okres.

    > A nigdy nie przyszło Ci do głowy, że Ci co narzekają i Ci co ich gromią
    > mogą mieć wspólną bazę do tych zachowań, aczkolwiek owa baza emocjonalna
    > objawia się odmiennie? To, że tak łatwo gromisz Kasię jest zdecydowanie
    > objawem frustracji.

    Powiadam, gabinet z leżanką otwieraj ;)

    > A napisanie na grupę nie jest inicjatywą [jej początkiem]?

    Nie, ponieważ dotyczy szukania podstawy prawnej do ubiegania się o kasę
    za szkolenia, a nie chęci zmiany ich formy i treści.

    > NIE. Pracodawca przeznacza czas, środków nie przeznacza, bo za czas
    > szkolenia nie płaci.

    Czas też jest środkiem, który przeznacza pracodawca. A jak chcemy mocno
    wnikać analitycznie, to za głupi prąd i ogrzanie salki też płaci ;)

    > A co ten szef własnymi środkami możę przekazać swoim pracownikom -

    A co takiego przekazywał wcześniej, że Kasia była zadowolona?

    > No popatrz, to tak samo jak ja - ile to już - 3 rok na bezrobociu?,
    > ponad 300 ofert z ogłoszeń i 160 do urzędów? Ja już złapałem trochę
    > pokory, choć tu czasami szarżuję, ale to kwestia medium.

    Teraz ja zabawię się w psychologa, czym pewnie narażę się dużej części
    czytelników tej grupy. Ktoś, kto od 3 lat szuka pracy, ma albo bardzo
    wąską specjalizację, na którą zapotrzebowanie na rynku pracy jest
    znikome, albo też nie ma żadnej konkretnej specjalizacji zawodowej,
    przez co jest jednym z tysięcy ludzi bez większej dla tego rynku
    wartości. W obu przypadkach bez poszerzania swojej wiedzy ani rusz,
    dlatego tak ostro reaguję na pytania "czy za szkolenia należy mi się
    kasa?". Zresztą sam napisałeś, że na "bezrobociu" można nauczyć się wiele.

    Pomijam oczywiście przypadki, gdy ktoś nie chce pracować lub nie potrafi
    pracy szukać, bo jak widzę, ty szukasz jej aktywnie.

    I jeszcze jedno: ja naprawdę nie obwiniam ludzi za to, że nie mają
    roboty. Sytuacja w kraju jest chora i wszyscy o tym wiemy. Ale nie można
    zwalać całej winy za np. niskie pobory na durnego szefa-wyzyskiwacza i
    cały rynek pracy. Zastanawiałeś się kiedyś, ilu ludzi zarabiających
    dzisiaj 1000 brutto zarabiałoby więcej, gdyby bezrobocie spadło do np.
    5%? Z pewnością nie wszyscy.

    > Owszem jest naiwna, ale akurat mogła mieć do czynienia z
    > sytuacjami/informacjami, które potwierdzały, że za mgr dostaje się
    > podwyżkę i awans.

    Bez urazy, ale musiała to chyba wyczytać w "Trybunie Ludu" znalezionej
    na strychu ;)

    > Zresztą wszelkiej maści publikatory podnoszą pod
    > niebiosa wartość wykształcenia wyższego i [podnosiły] profity z niego
    > płynące.

    Nie przesadzaj. Może wartość wykształcenia specjalistycznego, ale nie
    samego faktu posiadania jakiegoś dyplomu.

    BTW: Był taki kawał:
    Co mówi bezrobotny absolwent SGH do pracującego absolwenta SGH?
    "- Hamburgera i frytki poproszę."

    > Ja tylko pytam na co? Jeżeli kierownictwo dostało prikaz szkolenia, to
    > niezależnie od tego, czy będzie jeszcze z czego szkolić, czy nie, te
    > szkolenia i tak będą się odbywały, bo zapewne są "naukową" metodą na
    > zwiększenie sprzedaży coraz mniej konkurencyjnych produktów.

    Kurczę, ja po prostu nie wierzę, że nie można poruszyć tematu tych
    szkoleń z szefem! Przeczytałeś coś o tym w poscie Kasi? Może po prostu
    większości odpowiada fakt, że można przepisy o ciastach wymienić, a poza
    tym spróbować kasę z tego wyciułać?

    "Proponuj rozwiązania, zamiast narzekać".

    Ra.Y

strony : 1 . [ 2 ]


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1