eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusje › Jak się nie dać zwolnić
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 335

  • 151. Data: 2009-03-04 18:39:44
    Temat: Re: Jak się nie dać zwolnić
    Od: "entroper" <e...@C...spamerom.poczta.onet.pl>

    Użytkownik "Wojciech Bancer" <p...@p...pl> napisał w wiadomości
    news:slrngqn37a.qrq.proteus@pl-test.org...

    > Stoję na stanowisku, że nie każda redukcja musi kończyć się upadkiem
    > zakładu. JEŚLI jednak redukcje będą blokowane przez chorowitych inaczej,
    > to szanse na takie rozwiązanie sprawy są dużo większe.

    jeśli - i tylko jeśli. Dopóki zakład istnieje i nie zwija się, postuluję
    brak zależnosci do której się doczepiłem (czyli "pracujesz na"). Poza tym
    (masowe) redukcje blokowane przez (masowe) chorowanie to stan w którym wirus
    zabija i tak już słabego pacjenta. Zauważ, że genezą chorowania jest
    blokowanie dużych redukcji, co oznacza, że z biznesem już i tak było źle i z
    chorowaniem czy bez - i tak padnie. Dobre przedsiębiorstwo takiego stanu nie
    osiąga - pada cicho, dyskretnie i wszyscy są wtedy zdrowi.

    > Znikasz instytucję premii.

    Nie, nie znikam, postuluję j.w., tzn, premia ma Ciebie motywować a nie karać
    za chorowanie innych i póki z chłodnej kalkulacji wynika, że jesteś
    potrzebny i nie można Ci zarzucić schrzanienia jakiegoś tematu, premia
    będzie. Oczywiście, możesz jej nie dostać niby to za karę, ale uparcie będę
    postulował, że jest to pretekst, a przyczyna jest inna. No chyba, że mamy do
    czynienia z prymitywnym zarządzaniem, typu - jest trochę kasy, wydamy na
    ludzi, co jednak słabo mi się komponuje, bo przy takim zarządzaniu zwykle na
    ludzi nie wydaje się nic.

    > Czyli jednak nie czytałeś.

    Owszem, przyznaję się, nie czytałem, gdyż nie interesuje mnie problematyka
    unikania zwolnienia przez chorobę ani to, co _oficjalnie_ mają na ten temat
    do powiedzenia pracodawcy i inne oficjalne czynniki. Podjąłem dyskusję tylko
    z jednym Twoim konkretnym stwierdzeniem, cytuję: "No więc przez pierwsze ok.
    32 dni na tamtych oszustów zapierdalają uczciwi".
    Nadal uważam, że choć na pierwszy rzut oka tak jest, w rzeczywistości tak
    nie jest.

    > Jakim cudem Ty wmieszałeś w to wszystko sytuację na rynku giełdowym i
    > OFE?

    Dywagacja - przyznaję, słabo powiązana. Chciałem (rozpaczliwie ;) ) znaleźć
    jakiś przykład odwrotny, tzn, że ponosisz dużo realniejsze straty w wyniku
    działań takich cwaniaków, którzy w ogóle w Twoim umyśle nie figurują jako
    przyczyna jakichkolwiek problemów, natomiast różne socjotechniki nakierowują
    Cię na ludzi biorących lewe zwolnienia.
    Oczywiście, jeszcze raz powtórzę, nie popieram tych osób i uważam, że ich
    działalność jest szkodliwa z samej zasady tego, że mogą pracować a nie
    pracują. Ale tak jak (głównie) _nie_na_Ciebie_ pracowali(by) nie chorując,
    tak (głównie) _nie_Ciebie_i_innych_uczciwych okradają.

    pozdrawiam
    e.


  • 152. Data: 2009-03-04 21:07:20
    Temat: Re: [BLUZG] Re: [OT] Re: Jak się nie dać zwolnić
    Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>

    W wiadomości news:gol6v4$lfj$1@nemesis.news.neostrada.pl Kviat
    <kviat@NIE_DLA_SPAMUneostrada.pl> pisze:

    >>> Fakt, okreslic /in gremio/ druga strone chujami moze chujek a nie chuj.
    >> Tak czy inaczej chujas i chujowizna nie pojmą.
    >>> I lepszy milion korwinistow niz jeden marksista.
    >> Na podpałkę, karmę dla trzody lub na nawóz - owszem.
    > Sekciarski fanatyk często zna biblię na pamięć i potrafi rzucić cytatem
    > (tak jak ty paragrafem z KP), stwarzając w ten sposób pozory normalnej
    > rozmowy. Gdy fakty nie pasują do koncepcji - tym gorzej dla faktów. Kiedy
    > trzeba zacząć myśleć czuje się zagrożony i w skrajnej sytuacji swoje
    > problemy rozwiązuje ładunkiem wybuchowym odpalonym w publicznym miejscu,
    > ostatnim argumentem jaki mu pozostał.
    > Różnisz się tylko skalą. Zamiast bomb rzucasz wyzwiskami.
    Ty mnie chyba kompletnie nie zrozumiałeś.
    Cholera, ile razy napiszę coś nie wprost, nie jak krowie na rowie, to zaraz
    znajdzie się pseudomędrek, co "zrozumie" opacznie i zabierze się za
    dyskusję.
    To do czego się podpinasz to odniesienie i pogłos znacznie dawniejszych
    wymian zdań.

    Z drugiej strony nie łudź się, że udaje ci się stwarzać pozory jakobyś
    posiadał jakąś niezwykłą wiedzę. Ani trochę. Gadasz komunałami, wygłaszasz
    tendencyjne "teorie", a jak ci one nie pasują i wiedzy brakuje to usiłujesz
    niewygodę zdyskontować biegając po opłotkach meritum.
    To częste, ale bardzo niedojrzałe.

    > Nigdy nie będziesz w stanie pojąć co znaczy zatrudniać pracowników.
    Ja to wiem już. Zresztą to nic szczególnego.
    Nawet właściciel warzywniaka (uczciwszy warzywniaki) z niepełnym zawodowym
    albo i podstawowym potrafi.
    A teraz inne ujęcie. A może ja mam w dupsku dociekanie czym jest
    zatrudnianie pracowników? Przymus to jakiś jest zatrudniać? Mnie wystarczy
    wiedzieć jakie pracodawca ma obowiązki, jak je egzekwować i jak bronić się
    przed nadużyciami.
    Jest jeszcze ujęcie trzecie, ale nie chce mi się tyle klepać - wybierz sobie
    z tych dwóch.

    > Jak ksiądz, który uzurpując sobie prawo do wypowiadania się w sprawach
    > rodzinnych skazuje na ognie piekielne normalnych ludzi, tak ty oceniasz
    > pracodawców przez pryzmat sekciarskich rozważań teoretycznych (chciałoby
    > się napisać: teologicznych), wyniesionych z zebrań związkowych.
    > Życzę szybkiego powrotu do zdrowia i pozdrawiam
    Chciałbym ci się odwzajemnić jakimiś życzeniami, ale nie wiem jakimi, a nie
    chcę być nieszczery.

    --
    Jotte


  • 153. Data: 2009-03-04 21:08:29
    Temat: Re: [OT] Re: Jak się nie dać zwolnić
    Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>

    W wiadomości
    news:d84cec8a-39ae-4bea-add0-91cff315ab68@41g2000yqf
    .googlegroups.com mihau
    <m...@g...com> pisze:

    >>> I lepszy milion korwinistow niz jeden marksista.
    >> Na podpałkę, karmę dla trzody lub na nawóz - owszem.
    > Czy mi się wydaje, czy jeszcze niedawno pieprzyłes coś o szacunku dla
    > człowieka?
    Nie wiem czy ci się wydaje, sprawdź.

    --
    Jotte


  • 154. Data: 2009-03-04 21:44:06
    Temat: Re: Jak się nie dać zwolnić
    Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>

    W wiadomości news:gold5v$2b9$1@nemesis.news.neostrada.pl Jurek M
    <m...@1...pl> pisze:

    >>> Czy uważasz, że należą im się specjalne przywileje?
    >> Jak miliony to przywileje nie były by specjalne tylko standardowe.
    > Racja. Ale już nie przywileje tylko 'socjal' (wydrenowany z kieszeni
    > podatników).
    Przecież _oni_ _są_ podatnikami.

    >>> Nie widzę zależności między zasługami
    >> No i?
    > Tutaj wcięło mi tekst. ;)
    > Chodziło o to, że wybitne zasługi w przeszłości nie upoważniają nikogo do
    > uprzywilejowanej pozycji na rynku pracy.
    Dlaczego?
    Żołnierzom dopłacano (w różnej formie) za medale za zasługi frontowe. Jak
    zginęli, to ich rodzinom.
    Za zasługi w trakcie pokoju również pewne odznaczenia wiązały się
    dodatkowymi profitami.
    Prezydencina po czterech latach urzędowania ma dożywotni dochód, a przecież
    ryzykował jedynie przegraną zaś prezydentem mógł być fatalnym, czy wręcz
    szkodliwym.
    Itd.

    >>> Cóż, nie wybieramy sobie czasów, w jakich żyjemy, i każdy jakoś musi
    >>> sobie radzić.
    >> Toteż sobie ludzie radzą.
    > Skoro sobie radzą, to o co chodzi? Jest ok. ;)
    No, a tu niektórzy usiłują twierdzić, że jak sobie poradzili to OK nie jest.

    >>> Ustawowo? Może wprowadzić ulgi itp. zachęty, przywileje?
    >> Miały ponoć być.
    > Gdy dożyję do 50-tki, będę się martwił.
    Może być za poźno. O pewnych sprawach warto pomysleć wcześniej.

    >> O ile na posiadanie 50 czy wiecej lat człowiek nie ma wpływu, to
    >> posiadanie rodziny i dzieci ma.
    > Fakt.
    > Skoro ma dzieci (inne osoby na utrzymaniu), to i ma potrzeby.
    > Samochód, możesz sprzedać. Dziecka nie.
    > Masz obowiązek je utrzymywać, nałożony przez Państwo (choćby
    > alimentacyjny). Mało tego. Wysokość alimentów sąd nalicza, biorąc pod
    > uwagę potencjalne możliwości rodzica, a nie jego faktyczne zarobki.
    > Sądu to nie obchodzi. I rób co chcesz. Inaczej pójdziesz siedzieć.
    Nie masz tu racji, to nie całkiem tak.

    > [Tutaj powinien wypowiedzieć się ktoś, kto (nie)płaci alimenty, żeby ew.
    > sprostować moje nieścisłości w tym temacie.]
    Niech się wypowie.

    > Skonfrontuj teraz 'pokrzywdzonego' 50-latka (dzieci samodzielne) z
    > 35-latkiem, który ma zobowiązania.
    Każdy ma jakieś zobowiązania, choćby wobec własnego żołądka.
    Proponowaną konfrontację trudno tu opisać, bo na ten temat to są prace i
    książki.
    Przede wszystki zależy to od konkretnego stanowiska, związanego z nim
    charakteru pracy, czy sytuacji na rynku pracy w danym regionie. Niekiedy w
    grę wchodzą cechy psychofizyczne zmieniające się z wiekiem (szybkość uczenia
    się, imperatyw, nadambicja, podatność na naciski otoczenia typu wyścig
    szczurów itp.).
    Ale to właśnie pracownik mający zobowiązania łatwiej podlega naciskom (bo ma
    zobowiązania), ma silniejszą motywację natury merkantylnej (bo jeszcze
    niewiele osiągnął), ma mniejsze doświadczenie życiowe. Krótko mówiąc jest
    wygodniejszy w użyciu.
    Straszliwie upraszczam, ale chciałem tylko wskazać kierunek postrzegania.

    > I skoro sam potwierdziłeś, że 50-latek to człowiek w sile wieku, w pełni
    > wartościowy, to niech konkuruje z innym, także młodszymi. Poradzi sobie.
    > Po co go dodatkowo wspierać?
    > Niech sam przekona pracodawcę, że to właśnie jego warto zatrudnić (nie
    > zredukować).
    Zanim przejdziesz dalej dokonaj lektury art. 11^3 KP.

    Zakładam, że już.
    Oto niemoc prawa, a nie jest to jedyny przykład. Skoro prawo nie działa jak
    powinno to potrzebne są jakieś inne mechanizmy. Nie zwalaj na obywatela
    ciężaru walki z jego niemocą. Na tę walkę to on płaci podatki.

    > Inną sprawą jest dyskryminacja ludzi, powiedzmy, z innego pokolenia, w
    > 'młodych i dynamicznych' zespołach, na gruncie towarzyskim. Bo nie
    > zawsze pasują do młodszych kolegów...to przykre, ale takie zjawisko
    > zauważyłem. Niestety, z 53-letnią Panią Jadzią z księgowości nikt nie
    > chciał się 'integrować', bo nie pasowała do reszty, nie była już
    > atrakcyjną laską, nie lubiła "Feel", "Ich Troje"...i w ogóle była jakaś
    > taka 'niedzisiejsza'... Być może tutaj tkwi problem w niechęci do
    > zatrudniania ludzi po 50-tce? I z tego samego powodu jako pierwsi idą na
    > 'odstrzał'?
    Tzw. "integracja" na gruncie towarzyskim to jedna z metod uzależniania
    pracownika od środowiska, w którym pracuje, uczynienia go trybikiem myślącym
    o pracy nawet w czasie wolnym i to jeszcze z poczuciem, że tak ma być. To
    nic innego, jak prymitywna forma prania mózgu.
    Moja dewiza jest taka: nigdy, ale to nigdy nie łącz pracy z życiem
    prywatnym. Nie przynoś problemów domowych do pracy i problemów z pracy do
    domu. Nie opowiadaj partnerowi/partnerce o sprawach zawodowych, no chyba że
    ogólnie i tylko tyle ile to niezbędnie konieczne. Po pracy nie jesteś
    pracownikiem, nie masz szefa, wychodzisz z roboty i tego co się z nią wiąże
    nie ma.

    --
    Jotte


  • 155. Data: 2009-03-04 22:31:20
    Temat: Re: Jak się nie dać zwolnić
    Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>

    W wiadomości news:gok6sk$qt1$1@atlantis.news.neostrada.pl Kviat
    <kviat@NIE_DLA_SPAMUneostrada.pl> pisze:

    >> Podobna co do mechanizmu kwestia staneła w wątku, który wspomina
    >> błyskotliwy inaczej osobnik o nicku Kviat.
    > Traktujesz ZZ jak sektę.
    Głupoty gadasz.
    Jak zwykle.

    > Nie dość, że sam masz wyprany mózg
    Być może.
    Ale mam, a ty może sz tylko zazdrościć.

    > Tak jak ktoś już tu napisał: nie jesteś na zebraniu swojej sekty.
    Ja tam się za bardzo głupotami pisanymi przez byle kogo nie przejmuję. Ty
    widzę tak...

    > Tu trzeba myśleć.
    To się dostosuj i myśl.
    Dobra, żartowałem. Równie dobrze mógłbym ci kazać fruwać...

    --
    Jotte



  • 156. Data: 2009-03-05 01:19:34
    Temat: Re: Jak się nie dać zwolnić
    Od: "Jackare" <...@s...uk.de.pl>

    >> Nie zawsze jednak mogę ale też nie zawsze chcę pomóc bo niestety zdarzają
    >> się ludzie ktorym pomagać nie warto.
    >
    > Lepiej pomóc komuś, nawet jeśli okazało się, że w naszym mniemaniu nie
    > zasłużył na to, niż na odwrót - Nie pomóc, choć mogliśmy, a na to
    > zasługiwał.
    >
    Moja pomoc z reguły polega na podaniu wędki właśnie. Przykład z ostatnich
    dni: jestem u siebie, ładujemy sprzęt do samochodów, przychodzi gość i prosi
    o pieniądze. Mówię: OK, ale zrób coś dla mnie - odśnież tu trochę a ja ci
    zapłace, a jeżeli chcesz przyjdź jutro i odśnież kolejny kawałek - znów
    zarobisz. Obraża się i mówi że przyszedł tu dostać pieniądze a nie robotę.
    Warto pomóc? Nie warto, nawet gdybym wiedział że w domu ma trójkę dzieci i
    bezrobotną żonę.
    --
    Jackare


  • 157. Data: 2009-03-05 07:04:56
    Temat: Re: Jak się nie dać zwolnić
    Od: "Baloo" <b...@o...eu>

    "Jackare" <...@s...uk.de.pl> napisał

    > Moja pomoc z reguły polega na podaniu wędki właśnie. Przykład z ostatnich
    > dni: jestem u siebie, ładujemy sprzęt do samochodów, przychodzi gość i
    > prosi o pieniądze. Mówię: OK, ale zrób coś dla mnie - odśnież tu trochę a
    > ja ci zapłace, a jeżeli chcesz przyjdź jutro i odśnież kolejny kawałek -
    > znów zarobisz. Obraża się i mówi że przyszedł tu dostać pieniądze a nie
    > robotę. Warto pomóc? Nie warto, nawet gdybym wiedział że w domu ma trójkę
    > dzieci i bezrobotną żonę.

    Żenada, ale takie obrazki to nie rzadkość. Do znajomych przyszedł w zeszłym
    roku facet - młody, zdrowy, ale zapłakany, że bez pracy, że żona w ciąży,
    że dzieci chorują, że nie ma z czego żyć i dlatego prosi o wsparcie
    (czytaj: kasa). Znajomy powiedział - "Nie ma sprawy, jest wiosna,
    chciałbym, żebyś mi pomógł w ogrodzie, a potem w warsztacie i za to ci
    zapłacę". Facet żachnął się tylko, nieomal popukał w czoło i spytał "A niby
    kiedy ja miałbym to robić, skoro żona w ciąży, a dzieci chorują". Nieno
    pewnie, dziwne tylko, że na żebry czas się jakoś znalazł.


  • 158. Data: 2009-03-05 07:12:11
    Temat: Re: Jak się nie dać zwolnić
    Od: "Jurek M" <m...@1...pl>


    Użytkownik "Jackare" <...@s...uk.de.pl> napisał w wiadomości news:gon9s3

    >> Lepiej pomóc komuś, nawet jeśli okazało się, że w naszym mniemaniu nie
    >> zasłużył na to, niż na odwrót - Nie pomóc, choć mogliśmy, a na to zasługiwał.
    >>
    > Moja pomoc z reguły polega na podaniu wędki właśnie. Przykład z ostatnich dni:
    > jestem u siebie, ładujemy sprzęt do samochodów, przychodzi gość i prosi o
    > pieniądze. Mówię: OK, ale zrób coś dla mnie - odśnież tu trochę a ja ci
    > zapłace, a jeżeli chcesz przyjdź jutro i odśnież kolejny kawałek - znów
    > zarobisz. Obraża się i mówi że przyszedł tu dostać pieniądze a nie robotę.
    > Warto pomóc? Nie warto, nawet gdybym wiedział że w domu ma trójkę dzieci i
    > bezrobotną żonę.

    Założę się, że gdyby miał trójkę głodnych dzieci i bezrobotną żonę, wziąłby tę
    łopatę.

    Bo on nie przyszedł po pomoc, tylko po pieniądze.
    Kasa potrzebna mu była zwyczajnie na alkohol.

    On tej pomocy po prostu nie potrzebował.

    Jurek M.


  • 159. Data: 2009-03-05 09:14:31
    Temat: Re: Jak się nie dać zwolnić
    Od: "Jurek M" <m...@1...pl>


    Użytkownik "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska> napisał w wiadomości
    news:gomsr7

    >> Chodziło o to, że wybitne zasługi w przeszłości nie upoważniają nikogo do
    >> uprzywilejowanej pozycji na rynku pracy.
    > Dlaczego?
    > Żołnierzom dopłacano (w różnej formie) za medale za zasługi frontowe. Jak
    > zginęli, to ich rodzinom.

    Nie neguję tego, że zasługi i osiągnięcia dla kraju powinny być honorowane
    finansowo.
    Ok. Przecież ci ludzie narażali swoje życie za nas wszystkich. Nie o to
    chodziło.

    Wyobraź sobie, że kandydujesz w firmie X na stanowisko Y i przegrywasz z kimś,
    kto ma kombatancką przeszłość (albo jego dziadek) i to właśnie zaważyło o
    przyjęciu na to stanowisko właśnie Jego, nie Ciebie.
    Takie czasy mamy za sobą (a może tak mi się tylko wydaje?), kiedy przyjmowano na
    studia gamoni tylko dlatego, bo mieli tzw. punkty za pochodzenie.
    Ludzie awansowali z tzw. klucza (nomenklatura).
    Inna sprawa, że dawną komunistyczną nomenklaturę zastąpiło partyjniactwo.

    Jeśli ktoś rzeczywiście i uczciwie walczył z PRLowską komuną, to chyba również o
    to, żeby tego typu patologie zlikwidować, nie kalkulując, że sam zastąpi miejsce
    swoich 'ciemiężycieli'.

    > Za zasługi w trakcie pokoju również pewne odznaczenia wiązały się dodatkowymi
    > profitami.

    W porządku. Ale my o rynku pracy.
    Acha, a co powiesz o służbach mundurowych i planowanym wydłużeniu im wymaganego
    stażu pracy z 15 do 25 lat?
    Ja uważam, że słusznie. Bo przecież chłop po 40-ste jeszcze w sile wieku jest.
    Policjanci burzą się.

    > Prezydencina po czterech latach urzędowania ma dożywotni dochód, a przecież

    I jakoś ludzie nie garną się do tej 'fuchy'.

    > ryzykował jedynie przegraną zaś prezydentem mógł być fatalnym, czy wręcz
    > szkodliwym.

    Naród wybrał takiego prezydenta i ponosi tego konsekwencje.

    > Ale to właśnie pracownik mający zobowiązania łatwiej podlega naciskom (bo ma
    > zobowiązania), ma silniejszą motywację natury merkantylnej (bo jeszcze
    > niewiele osiągnął), ma mniejsze doświadczenie życiowe. Krótko mówiąc jest
    > wygodniejszy w użyciu.
    > Straszliwie upraszczam, ale chciałem tylko wskazać kierunek postrzegania.

    Zgadza się. Nie wziąłem tego pod uwagę, ale to ma zasadnicze znaczenie.
    Po prostu młodzi są o wiele bardziej podatni na manipulacje.
    Łatwiej z takiego zrobić 'cyborga' ;). To fakt.

    Jednak prawdziwy specjalista, poszukiwany na rynku pracy, sam się obroni, choćby
    miał i
    grubo po 50-tce.


    >> I skoro sam potwierdziłeś, że 50-latek to człowiek w sile wieku, w pełni
    >> wartościowy, to niech konkuruje z innym, także młodszymi. Poradzi sobie.
    >> Po co go dodatkowo wspierać?
    >> Niech sam przekona pracodawcę, że to właśnie jego warto zatrudnić (nie
    >> zredukować).
    > Zanim przejdziesz dalej dokonaj lektury art. 11^3 KP.
    >
    > Zakładam, że już.
    > Oto niemoc prawa, a nie jest to jedyny przykład. Skoro prawo nie działa jak
    > powinno to potrzebne są jakieś inne mechanizmy. Nie zwalaj na obywatela
    > ciężaru walki z jego niemocą. Na tę walkę to on płaci podatki.

    Jakość przepisów prawa, pochodną jakości pracy naszych ustawodawców...

    >> zauważyłem. Niestety, z 53-letnią Panią Jadzią z księgowości nikt nie
    >> chciał się 'integrować', bo nie pasowała do reszty, nie była już
    >> atrakcyjną laską, nie lubiła "Feel", "Ich Troje"...i w ogóle była jakaś
    >> taka 'niedzisiejsza'... Być może tutaj tkwi problem w niechęci do
    >> zatrudniania ludzi po 50-tce? I z tego samego powodu jako pierwsi idą na
    >> 'odstrzał'?
    > Tzw. "integracja" na gruncie towarzyskim to jedna z metod uzależniania
    > pracownika od środowiska, w którym pracuje, uczynienia go trybikiem myślącym o
    > pracy nawet w czasie wolnym i to jeszcze z poczuciem, że tak ma być. To nic
    > innego, jak prymitywna forma prania mózgu.

    Struktury korporacji przypominają sekciarsko mafijne i podobne są metody
    manipulacji ludźmi.
    Nie da się tego ukryć.
    Tzw. wyjazdy integracyjne, szkolenia, to jeden z elementów takiej manipulacji.
    Tylko nie do końca mnie zrozumiałeś. Nie o taką 'integrację' mi chodziło.

    Przez 8 godzin pracy (1/3 życia) wśród ludzi nie da się zupełnie od siebie
    odizolować.
    Pracownicy wychodzą na papierosa, rozmawiają, żartują, lubią się albo
    nienawidzą... ;)
    Życie towarzyskie kwitnie. Tego nie wyeliminujesz.
    Osoba rekrutująca kandydata bierze i to pod uwagę.
    I gdy ktoś, zdaniem rekrutera nie pasowałby do reszty zespołu, jest raczej
    eliminowany.
    Nie twierdzę, że to właściwe podejście, ale tak bywa.
    Kwalifikacje to jedno, a tzw. 'image', który zdaniem rekrutera mógłby zaszkodzić
    grupie, to drugie.
    I co na to poradzisz? Z tego powodu starszy pokoleniem kandydat ma 'pod górkę'.

    > Moja dewiza jest taka: nigdy, ale to nigdy nie łącz pracy z życiem prywatnym.
    > Nie przynoś problemów domowych do pracy i problemów z pracy do domu. Nie
    > opowiadaj partnerowi/partnerce o sprawach zawodowych, no chyba że ogólnie i
    > tylko tyle ile to niezbędnie konieczne. Po pracy nie jesteś pracownikiem, nie
    > masz szefa, wychodzisz z roboty i tego co się z nią wiąże nie ma.

    Zgadzam się z powyższym.
    Ale to zależy od charakteru wykonywanej pracy, która nie zawsze pozwola na taki
    komfort.
    Chyba, że praca polega np. na układaniu towaru na półkach lub adresowaniu
    kopert.
    Podpisując umowę o pracę powinieneś już wiedzieć, jakich spodziewać się
    uciążliwości.
    Czy np. często będziesz wyjeżdżał w delegacje i na jak długo.
    Jeden pracownik może być z tego powodu zadowolony, inny nie. ;)
    Powinno być to zawarte w umowie, i do tego jasno określony zakres obowiązków.


    Jurek M.







  • 160. Data: 2009-03-05 12:33:53
    Temat: Re: Jak się nie dać zwolnić
    Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>

    W wiadomości news:goo5n3$75u$2@nemesis.news.neostrada.pl Jurek M
    <m...@1...pl> pisze:

    > Wyobraź sobie, że kandydujesz w firmie X na stanowisko Y i przegrywasz z
    > kimś, kto ma kombatancką przeszłość (albo jego dziadek) i to właśnie
    > zaważyło o przyjęciu na to stanowisko właśnie Jego, nie Ciebie.
    > Takie czasy mamy za sobą (a może tak mi się tylko wydaje?)
    Teraz jest inaczej. Teraz przyjmuje się szwagra znajomej.
    Czasem dla picu przeprowadza się nawet rekrutację na już "obstalowane"
    stanowisko.

    > Acha, a co powiesz o służbach mundurowych i planowanym wydłużeniu im
    > wymaganego stażu pracy z 15 do 25 lat?
    > Ja uważam, że słusznie. Bo przecież chłop po 40-ste jeszcze w sile wieku
    > jest. Policjanci burzą się.
    Każdy komu robią gorzej burzy się, to naturalne.
    Ja uważam, że to nie zawód powinien decydować, lecz rodzaj wykonywanej
    pracy.
    Np. 15 lat stażu w patrolu prewencji i albo emerytura (niższa) albo na
    następne kilka lat za biurko i dosłużenie do następnego progu i wyższej
    emerytury. Jak to ująć w ramy systemowe nie zastanawiałem się.

    >> Prezydencina po czterech latach urzędowania ma dożywotni dochód, a
    >> przecież
    > I jakoś ludzie nie garną się do tej 'fuchy'.
    Inwestycja duża, szanse małe.

    >> ryzykował jedynie przegraną zaś prezydentem mógł być fatalnym, czy wręcz
    >> szkodliwym.
    > Naród wybrał takiego prezydenta i ponosi tego konsekwencje.
    Bo demokracja to taki ustrój, w którym 6 meneli przegłosowuje 5 światłych
    ludzi.

    >> Ale to właśnie pracownik mający zobowiązania łatwiej podlega naciskom
    >> (bo ma zobowiązania), ma silniejszą motywację natury merkantylnej (bo
    >> jeszcze niewiele osiągnął), ma mniejsze doświadczenie życiowe. Krótko
    >> mówiąc jest wygodniejszy w użyciu.
    >> Straszliwie upraszczam, ale chciałem tylko wskazać kierunek postrzegania.
    > Zgadza się. Nie wziąłem tego pod uwagę, ale to ma zasadnicze znaczenie.
    > Po prostu młodzi są o wiele bardziej podatni na manipulacje.
    > Łatwiej z takiego zrobić 'cyborga' ;). To fakt.
    > Jednak prawdziwy specjalista, poszukiwany na rynku pracy, sam się
    > obroni, choćby miał i
    > grubo po 50-tce.

    >>> I skoro sam potwierdziłeś, że 50-latek to człowiek w sile wieku, w pełni
    >>> wartościowy, to niech konkuruje z innym, także młodszymi. Poradzi sobie.
    >>> Po co go dodatkowo wspierać?
    >>> Niech sam przekona pracodawcę, że to właśnie jego warto zatrudnić (nie
    >>> zredukować).
    >> Zanim przejdziesz dalej dokonaj lektury art. 11^3 KP.
    >> Zakładam, że już.
    >> Oto niemoc prawa, a nie jest to jedyny przykład. Skoro prawo nie
    >> działa jak powinno to potrzebne są jakieś inne mechanizmy. Nie zwalaj
    >> na obywatela ciężaru walki z jego niemocą. Na tę walkę to on płaci
    >> podatki.
    > Jakość przepisów prawa, pochodną jakości pracy naszych ustawodawców...
    Masz, oczywiście, słuszność. Dodam tylko, że jest wiele aspektów życia,
    których nie da się w sposób precyzyjny skodyfikować. A nawet jak się da, to
    możliwości egzekwowania prawa w tym zakresie są raczej iluzoryczne (jak np.
    w przypadku wspomnianego artykułu KP). Można próbować iść drogą wzmagania
    kontroli i zaostrzania sankcji karnych ale to prosta droga do zamordyzmu i
    państwa totalitarnego.

    >>> zauważyłem. Niestety, z 53-letnią Panią Jadzią z księgowości nikt nie
    >>> chciał się 'integrować', bo nie pasowała do reszty, nie była już
    >>> atrakcyjną laską, nie lubiła "Feel", "Ich Troje"...i w ogóle była jakaś
    >>> taka 'niedzisiejsza'... Być może tutaj tkwi problem w niechęci do
    >>> zatrudniania ludzi po 50-tce? I z tego samego powodu jako pierwsi idą na
    >>> 'odstrzał'?
    >> Tzw. "integracja" na gruncie towarzyskim to jedna z metod uzależniania
    >> pracownika od środowiska, w którym pracuje, uczynienia go trybikiem
    >> myślącym o pracy nawet w czasie wolnym i to jeszcze z poczuciem, że
    >> tak ma być. To nic innego, jak prymitywna forma prania mózgu.
    > Struktury korporacji przypominają sekciarsko mafijne i podobne są metody
    > manipulacji ludźmi.
    > Nie da się tego ukryć.
    > Tzw. wyjazdy integracyjne, szkolenia, to jeden z elementów takiej
    > manipulacji.
    Powiem wprost - ja nie wiem co to są "struktury korporacyjne", spotkałem się
    także z posługiwaniem sie nonsensownym IMO terminem "kultura korporacyjna" i
    też nie mam pojęcia co to za zwierzę. Wg mnie takiego czegoś nie ma, bo te
    dwa słowa kłócą się semantycznie. Jakie kryteria miałyby określać, że nie
    pracuje się normalnie u pracodawcy, lecz dla/w korporacji?

    > Tylko nie do końca mnie zrozumiałeś. Nie o taką
    > 'integrację' mi chodziło. Przez 8 godzin pracy (1/3 życia) wśród ludzi
    > nie da się zupełnie od siebie odizolować.
    > Pracownicy wychodzą na papierosa, rozmawiają, żartują, lubią się albo
    > nienawidzą... ;)
    > Życie towarzyskie kwitnie. Tego nie wyeliminujesz.
    > Osoba rekrutująca kandydata bierze i to pod uwagę.
    > I gdy ktoś, zdaniem rekrutera nie pasowałby do reszty zespołu, jest
    > raczej eliminowany.
    > Nie twierdzę, że to właściwe podejście, ale tak bywa.
    > Kwalifikacje to jedno, a tzw. 'image', który zdaniem rekrutera mógłby
    > zaszkodzić grupie, to drugie.
    > I co na to poradzisz? Z tego powodu starszy pokoleniem kandydat ma 'pod
    > górkę'.
    Co poradzę? Nic, nie mam pomysłu. Kontynuując niejako to, co napisałem nieco
    wyżej w tej wypowiedzi zapodam, ze nigdy nie uczestniczyłem osobiście w
    żadnej rekrutacji, nigdy nie zetknąłem się z rekruterem jako strona jego
    działań i nigdy nie pracowałem w jakimś dużym przedsiębiorstwie (kilkaset
    osób lub więcej). Wszystko co o tym wiem pochodzi z zeznań innych, często od
    osób którym w znaczącym stopniu ufam.
    Nie zamierzam tego stanu rzeczy zmieniać. Gdybym udał się (choćby dla jaj)
    na tzw. rozmowę kwalifikacyjną i przebiegałaby ona tak, jak choćby w wielu
    opisach na tej grupie, to zapewne zrobiłbym z rekrutera durnia i w efekcie
    odpadł w przedbiegach. M.in. dlatego o robocie nigdy nie gadam przez jakichś
    pośredników tylko z bezpośrednim pracodawcą.
    Naturalnie zwykle stosunki interpesonalne są nieodłącznym czynnikiem życia
    zawodowego, masz rację, że tego sie uniknąć nie da (chyba, że praca
    zdalna?). Zawsze trzeba jednak mieć świadomość, że to tylko praca,
    uzyskiwanie środków do życia i po tych iluś tam godzinach koniec z tym.
    W jakże komfortowej sytuacji jest ktoś, kto te środki po prostu posiada i
    pracuje wyłącznie z pasji, zainteresowań, z nudów wreszcie... ;)

    >> Moja dewiza jest taka: nigdy, ale to nigdy nie łącz pracy z życiem
    >> prywatnym. Nie przynoś problemów domowych do pracy i problemów z pracy
    >> do domu. Nie opowiadaj partnerowi/partnerce o sprawach zawodowych, no
    >> chyba że ogólnie i tylko tyle ile to niezbędnie konieczne. Po pracy
    >> nie jesteś pracownikiem, nie masz szefa, wychodzisz z roboty i tego co
    >> się z nią wiąże nie ma.
    > Zgadzam się z powyższym.
    > Ale to zależy od charakteru wykonywanej pracy, która nie zawsze pozwola
    > na taki komfort.
    > Chyba, że praca polega np. na układaniu towaru na półkach lub adresowaniu
    > kopert.
    > Podpisując umowę o pracę powinieneś już wiedzieć, jakich spodziewać się
    > uciążliwości.
    > Czy np. często będziesz wyjeżdżał w delegacje i na jak długo.
    > Jeden pracownik może być z tego powodu zadowolony, inny nie. ;)
    > Powinno być to zawarte w umowie, i do tego jasno określony zakres
    > obowiązków.
    Co do mnie osobiście to ja lubię wyjeżdżać w delegacje i chętnie jeżdżę.
    Czasem nawet zgadzam się bez problemu pojechać w zastępstwie kogoś, kto
    akurat musiał odmówić wyjazdu. Monotonia mnie szybko nuży. Mam pewne warunki
    co do tych wyjazdów, pracodawca je zna i respektuje.
    Ale i tak raczej nie opowiadam o pracy swojej połowicy. Co więcej,
    niespecjalnie chcę słuchać jej opowieści czym narażam się na wymówki, bo ona
    nie całkowicie podziela moje stanowisko. :))

    --
    Jotte

strony : 1 ... 10 ... 15 . [ 16 ] . 17 ... 30 ... 34


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1