-
111. Data: 2009-03-03 14:35:21
Temat: Re: Jak się nie dać zwolnić
Od: "grom@x" <gromax@_USUN_.interia.pl>
> Przecież zawsze możesz zmienić pracę na taką, gdzie wyzysku nie ma albo
> być samemu sobie żaglem, sterem, okrętem :)
oczywiście że tak. więc nagle zmieniamy się wszyscy w pracodawców? nie
tędy droga. Zwróć tez uwagę, że ten kawałek flejma dotyczy mojego
wtrącenia się ze zdaniem popierającym istnienie organizacji wspierającej
słabszego (i tu chyba nie trzeba tłumaczyć że tak jest) pracownika w
kontakcie z pracodawcą. Podałem też konkretną sytuację, w której uważam
że dochodzi do wyzysku. To że z jakiegos powodu przestał mi sie podobać
mój zółty samochód, to nie znaczy że musze go od razu przemalowywać albo
sprzedawać, prawda? może mam do niego sentyment, może nie nie mam kasy
na takie posunięcia, moze po prostu musze go mieć. Co nie zmienia
postaci rzeczy że mi się w obecnym stanie nie podoba. Nie, nie pisz mi o
samochodzie, to był tylko prosty przykład wskazujący że zmiana po prostu
w jakims momencie nie wchodzi w grę.
Wiem, że można zrobić cokolwiek. Ale też należy pamietać, ze póki jest
równowaga to w firmie nie występują powazne wewnętrzne problemy (bo
problemy sa zawsze) i nie będzie to przysłaniać działalności firmy na
zewnątrz. Konflikt pracodawca-pracownik nie jest dobry, i tu mi chyba
przyznasz rację?
> Panem i władcą na pewno nie, ale przełożonym owszem.
> A może wydaje Ci się, że w pracy niezależnie od stanowiska wszyscy
> powinni mieć identyczne kompetencje, prawa i obowiązki? Niezły burdel by
> z tego wyszedł.
i dodam, że takie załozenie jest po prostu śmieszne. Trudno, żeby osoba
zajmująca się obsługą magazynu jednocześnie była księgowym.
Przełożony to jest osoba która powinna mieć autorytet oraz odpowiednią
wiedzę. Przytoczony przeze mnie przykład miał wskazywać co znaczy dla
mnie podejście siłowe. a ty z tego wyciągasz jakieś dziwne wnioski
> Robisz problem z pierdoły.
nie robię problemu. to co napisałem dotyczy komunikacji. odpowiednie
podejście i można zyskać zarówno w krótkim, jak i długim okresie. Jak
problem zostanie przedyskutowany, to pracownik będzie wiedział dlaczego
zalecenie pracodawcy jest dużo bardziej odpowiednie niż jego. a moze się
tez okazać, że pracownik będąc zdecydowanie blizej danego wykonawstwa
podrzuci lepsze rozwiązanie dla pracodawcy.
> Jak dostajesz list urzędowy z US "Proszę stawić się dnia tego i tego w
> celu wyjaśnienia tego i owego" to raczej nie burzysz się, że mogliby
> napisać "Co pan sądzi o możliwości spotkania w celu wyjaśnienia tego i
> owego".
> A różnica dodatkowo jest taka, że US Ci nie płaci ;-)
urząd a pracodawca to coś zupełnie innego, strzał kula w płot
>
>> Niestety baaaardzo wielu ludzi o tym zapomina. I dlatego potrzebują
>> mieć nad sobą bat np. w postaci ZZ.
>
> Od kiedy to ZZ mają za zadanie określanie formy poleceń służbowych
> stosowanych przez pracodawcę?
Nie, nie mają takiego zadania. Czemu miały by mieć?
Ludźmi jesteśmy i niejednokrotnie jest tak że ktoś musi nas sprowadzić
na ziemię. W przypadku pracodawcy są to związki zawodowe. Bo są silne i
pracodawca nie moze ich lekceważyć. pojedynczego pracownika jest mu duzo
łatwiej
-
112. Data: 2009-03-03 14:46:12
Temat: Re: Jak się nie dać zwolnić
Od: Wojciech Bancer <p...@p...pl>
On 2009-03-03, Jotte <t...@w...spam.wypad.polska> wrote:
[...]
>> Oj no. To zajrzyj sobie do poprzednich Twoich postów. Cały czas się
>> wypowiadasz w takim tonie.
> Po prostu taki mam styl, czemu ci to przeszkadza i treść przesłania?
Bo to pokazuje że z góry negatywnie jesteś nastawiony.
>>> Po drugie: zaczął, to obiektywny fakt. Wniosków nie narzucam. Umiesz -
>>> wyciągnij.
>>> Po trzecie: pogardliwe określenie (ja bym je nazwał lekceważącym lub
>>> prześmiewczym) nie stanowi o polaryzacji lecz jednostkową ocenę.
>>> Wyraźnie nie dajesz rady.
>> TTST.
> Rozwiń, bo jestem zmęczony i nie chce mi się domyślać.
"Tak To Sobie Tłumacz".
[...]
>>> Przecież jest odwrotnie. Oni "chorują" żeby utrudnić pasożytowi
>>> zwolnienie ich.
>> "pasożytowi" - znowu negatywne nastawienie.
> Darmozjady - określenie jakim obdarzyłeś pracowników broniących się przed
> utratą pracy, jest wyjątkowo pozytywne. Wręcz pieszczotliwe.
Użyłem go wyłącznie w przypadku osób próbujących uniknąć zwolnienia
poprzez fałszywe chorobowe. Ty nawet sobie nie zdajesz tego trudu
żeby pracodawców podzielić, tylko z góry zakładasz u każdego złą
wolę.
> Szczególnie biorąc pod uwagę, że to oni wypracowują zysk dla
> pracodawczyny. Mam ci zacząć wykazywać twoje negatywne nastawienie?
Jaki zysk wypracowuje pracownik na lewym chorobowym?
>> Jakie znowu teksty z CDA? O.o
> A nie miałeś czasem nicka Proteus?
> Jeśli pomyliłem coś, osoby, to przepraszam.
Owszem ja. Ale nigdy nie pisalem żadnych tekstów dla CDA.
Co najwyzej toczyłem flejmy się na pl.rec.gry.komputerowe
z redaktorami owegoż pisma.
Ale to nijak się ma do mojej aktywności zawodowej, podobnie jak to
że jestem (nieaktywnym obecnie) moderatorem pl.praca.oferowana.
--
Wojciech Bańcer
p...@p...pl
-
113. Data: 2009-03-03 14:57:42
Temat: Re: Jak się nie dać zwolnić
Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>
W wiadomości news:goinha$oqr$2@atlantis.news.neostrada.pl Jurek M
<m...@1...pl> pisze:
>> A jaką nieporadnością wykazuje się mieszkaniec małej miejscowości, w
>> którym jest jeden strategiczny pracodawca?
>> Albo osoba 50+? Nieporadnie żyje tak długo?
> Nie muszę pisać, że nasz status zależny jest od nieskończonej liczby
> czynników i okoliczności.
> Ale niektóre są wyraźnie zależne od nas samych.
> Choćby miejsce zamieszkania.
Tylko w pewnym stopniu i nie zawsze.
> Zdrowie w pewnym stopniu też, ale nie
> koniecznie. 50-cio latek z małej miejscowości też kiedyś był młody,
> podejmował takie, a nie inne decyzje.
Owszem. Np. podejmował decyzję o walce z komuną, choćby przez wstąpienie i
działanie w opozycji jako szeregowy członek.
No i powalczył, a teraz beneficjenci jego działań wywalają go na bruk...
Odlicz sobie te 50-parę do tyłu. Jakie urodzony wtedy młodziak miał
możliwości?
Poza tym przecież człowiek 50+ to nie starzec, to człowiek w sile wieku,
wiele jeszcze może dokonać.
> ZUS zdaje się zatrudnia specjalną 'policję', która
> ma za zadanie kontrolować 'oszustów' (?).
Owszem. ZUS niekiedy kontroluje zwolnienia, ale generalnie tylko te
długotrwałe (oraz cykliczne, ciągłe), kiedy sami zaczynają za nie płacić. Do
tego dość wyrywkowo. Nie jest specjalnie trudno przy odrobinie pomyślunku
kontroli takiej uniknąć lub przejść ją pomyślnie. Warto w tym zakresie
współpracować z zaufanym lekarzem.
>> Jak ci ktoś walnie auto, to naprawiasz na koszt ubezpieczonych (w tym
>> swój). Taki mechanizm nosi nazwę solidaryzmu społecznego.
> Ale przy założeniu odpowiednio niskiego prawdopodobieństwa wystąpienia
> "szkody". Nikt nie ubezpieczy na życie osoby śmiertelnie chorej na raka.
To zależy od przedmiotu i zakresu ubezpieczenia.
Auto np. mu ubezpieczą, zresztą nawet nie mają jak się o chorobie
dowiedzieć.
> Jeśli procent takich zdarzeń znacząco wzrasta w krótkim okresie czasu
> (bo nawet składek nie są w stanie radykalnie podnieść), system się
> sypie i już nie spełni swojej roli.
> Np. za kierowców wyłudzających AC płacą wszyscy pozostali.
Tak działa każdy sytem oparty na zasadzie solidaryzmu. Co więcej płacą oni
także za samego ubezpieczyciela.
Tyle, że są ubezpieczenia obowiązkowe i dobrowolne.
> Tak jak i za pasażerów na gapę.
No, tu to trochę inaczej jest jednak.
> Tow. ubezp. odpowiednio podwyższy składki, zapłacą wszyscy w imię
> solidaryzmu ;)
Tylko w przypadku ubezpieczeń obowiązkowych i braku alternatywy.
Czyli jak w ZUSie. :)
>>> Jeśli tak jak ty to określasz, nasze
>>> życie to nieustanna walka o byt, niech "giną" ci słabsi, którzy nie
>>> potrafią się przystosować, którzy kombinują, przekraczają obowiązujące
>>> zasady, kradną, idą na skróty... Wspierajmy raczej tych, z którymi los
>>> obszedł się okrutnie, nie z ich winy. Bo przecież chcemy być ludźmi,
>>> nieprawdaż?
>> Nie sposób się z tym nie zgodzić.
>> Tylko ty wkraczasz w sferę idei, a ja mówię o przyziemnych realiach.
> Stworzeniu takiego, a nie innego systemu przyświeca jakaś idea.
A lepiej, żeby przyświecał pragmatyzm i realizm na niewzruszalnej bazie
człowieczeństwa.
--
Jotte
-
114. Data: 2009-03-03 15:03:45
Temat: Re: Jak się nie dać zwolnić
Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>
W wiadomości news:slrngqnllv.smu.proteus@pl-test.org Wojciech Bancer
<p...@p...pl> pisze:
>>> Oj no. To zajrzyj sobie do poprzednich Twoich postów. Cały czas się
>>> wypowiadasz w takim tonie.
>> Po prostu taki mam styl, czemu ci to przeszkadza i treść przesłania?
> Bo to pokazuje że z góry negatywnie jesteś nastawiony.
Nie "nastawiony", tylko posiadający określoną opinię i ogląd kwestii.
I nie z góry, tylko na podstawie doświadczeń własnych, cudzych, obserwacji
itp.
>>>> Przecież jest odwrotnie. Oni "chorują" żeby utrudnić pasożytowi
>>>> zwolnienie ich.
>>> "pasożytowi" - znowu negatywne nastawienie.
>> Darmozjady - określenie jakim obdarzyłeś pracowników broniących się
>> przed utratą pracy, jest wyjątkowo pozytywne. Wręcz pieszczotliwe.
> Użyłem go wyłącznie w przypadku osób próbujących uniknąć zwolnienia
> poprzez fałszywe chorobowe.
Jakoś to z tej wypowiedzi nie wynika, ale niech ci będzie -
usprawiedliwienie przyjęte.
> Ty nawet sobie nie zdajesz tego trudu
> żeby pracodawców podzielić, tylko z góry zakładasz u każdego złą
> wolę.
Doświadczenie, chłopie, doświadczenie się odzywa...
>> Szczególnie biorąc pod uwagę, że to oni wypracowują zysk dla
>> pracodawczyny. Mam ci zacząć wykazywać twoje negatywne nastawienie?
> Jaki zysk wypracowuje pracownik na lewym chorobowym?
Taki sam, jak na prawym.
--
Jotte
-
115. Data: 2009-03-03 15:17:17
Temat: Re: Jak się nie dać zwolnić
Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>
W wiadomości news:goitu7$bhv$1@atlantis.news.neostrada.pl Jackare
<...@s...uk.de.pl> pisze:
> Jotte byłeś kiedyś głodny? Tak autentycznie ze świadomością że przez
> kilka najbliższych dni lub tygodni nic nie zarobisz i nikt ci niczego
> nie da? Ja byłem, gdzieś tak w 1992/93 roku. Sytuacja trwała około roku
> i z autopsji wiem co to nie mieć na dentystę gdy boli ząb, co to jest
> zjeść dwie kromki chleba z pasztetem na całą dobę.
Pewnie pytasz retorycznie, ale odpowiem.
Nie, nigdy. Nigdy też nie miałem zagrożonych podstaw bytowych, nie czułem
strachu ani obaw o najbliższą przyszłość.
Ale tlenu też nie widziałem, a wiem że jest.
Zresztą nie miałem, to nie znaczy, że nie będę miał.
> Wszystko co mam zawdzięczam sobie i kilku uśmiechom losu, ale nawet by z
> tych uśmiechów skorzystać - nigdy nie było łatwo. Niczego nie dostałem od
> rodziny, do wszystkiego dochodziłem sam.
Nie mogę tego o sobie powiedzieć, ale i wstydzić się nie mam czego.
> Teraz jestem przedsiębiorcą- firmoidem jak to nazywasz bo to
> malutka firma.
Zupełnie nie na tę okoliczność wymyśliłem ten termin. :))
> I powiem tyle: każdy jest kowalem swego losu i tyle mnie
> problemy innych obchodzą ile kiedyś innych obchodziły moje problemy,
> czyli niewiele.
Jakaś forma odwetu?
Resztę przytnę, bo sporo tego, a ja się właściwie ze wszystkim zgadzam i
doceniam.
Obawiam się jednak, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, choć miło na ptaka
popatrzyć.
--
Jotte
-
116. Data: 2009-03-03 15:37:51
Temat: Re: Jak się nie dać zwolnić
Od: "andreas" <a...@y...com>
Użytkownik "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska> napisał w wiadomości
news:gohoan$j16$1@news.dialog.net.pl...
>W wiadomości news:goh0li$omk$1@inews.gazeta.pl andreas <a...@y...com>
> pisze:
>
>>> od wyrównywania szans to jest Kodeks Pracy,
>> Takie założenia chyba były jak KP powstawał, ale to nie działa.
>> Na obecnym wolnym (prawie) rynku pracy KP służy tylko do zemsty z mocą
>> prawa Rzeczypospolitej, na kontrahencie za to, że w czasie targowania
>> się o warunki współpracy, jedna strona miała mocniejszą pozycję na rynku.
> Podobnie KK służy do zemsty za pomoca prawa za to, że jedna strona spotkania w
> ciemnej uliczce miała cegłę i nóż sprężynowy, a druga nie.
> I mnogość takich skojarzeń można przytoczyć.
> Ty to już w taki obłęd popadłeś, że aż trudno uwierzyć...
Już to pisałem nie raz, ale znowu powtórzę. Nie jesteś na zebraniu swojego
związku zawodowego. Tu trzeba myśleć, bo brak logiki zostanie ci natychmiast
wytknięty. Jak mi pokażesz umowę, gdzie dorośli ludzie umawiają się z bandziorem
na dostanie cegłą w ciemnej uliczce to odwołam moja opinię.
--
andreas
-
117. Data: 2009-03-03 15:41:19
Temat: Re: Jak się nie dać zwolnić
Od: "Emka" <e...@o...eu>
"grom@x" <gromax@_USUN_.interia.pl> napisał
> oczywiście że tak. więc nagle zmieniamy się wszyscy w pracodawców?
Hmm... cóż. Każdy jest kowalem swojego losu. Jeśli nie podoba Ci się styl
pracy w danej firmie, to ją zmieniasz albo zmieniasz cały system swojego
zarobkowania. Jeśli nie podoba Ci się obsługa sklepu A, to idziesz do B, a
nie żalisz się na grupach dyskusyjnych.
> To że z jakiegos powodu przestał mi sie podobać mój zółty samochód, to nie
> znaczy że musze go od razu przemalowywać albo sprzedawać, prawda?
Ale nie znaczy to, że ktoś za Ciebie sprawi, że nagle ten samochód zmieni
kolor.
To jest zależne tylko od Ciebie. A jeśli tak, to albo to zmieniasz, albo
(jeśli nie możesz) godzisz się z tym i tyle. Filozofia budowy cepa ;-)
> Konflikt pracodawca-pracownik nie jest dobry, i tu mi chyba przyznasz
> rację?
No ba, oczywiście, że tak.
> Przytoczony przeze mnie przykład miał wskazywać co znaczy dla mnie
> podejście siłowe. a ty z tego wyciągasz jakieś dziwne wnioski
Nie widzę żadnego podejścia siłowego w formie wypowiedzi, jaką przytoczyłeś.
Zwykłe polecenie wydane przez przełożonego.
> nie robię problemu. to co napisałem dotyczy komunikacji. odpowiednie
> podejście i można zyskać zarówno w krótkim, jak i długim okresie. Jak
> problem zostanie przedyskutowany, to pracownik będzie wiedział dlaczego
> zalecenie pracodawcy jest dużo bardziej odpowiednie niż jego.
Może tak, a może nie, wszystko przecież zależy od sytuacji.
Są sytuacje, gdzie po prostu wydaje się polecenia "Proszę zrobić to i owo"
czy nawet "Zrób to i owo", a nie ma miejsca, czasu, powodu, by dany problem
podlegał jakiejkolwiek dyskusji.
> tez okazać, że pracownik będąc zdecydowanie blizej danego wykonawstwa
> podrzuci lepsze rozwiązanie dla pracodawcy.
Jeśli podwładny ma własny pomysł na rozwiązanie problemu, to może go
przecież przedstawić w każdej chwili.
Forma polecenia przełożonego nie ma tu żadnego znaczenia.
> urząd a pracodawca to coś zupełnie innego, strzał kula w płot.
No raczej co innego, ale chodziło mi o to, że czepiasz się pierdółek i
widzisz problemy tam, gdzie ich nie ma. Gdybym ja miała rozwodzić się nad
tym, czy szef powiedział mi "Zrób to jak najszybciej!!!" czy też "Moniczko,
jak myślisz, czy dałabyś radę zrobić to na teraz, co o tym sądzisz?", to
wpadłabym w paranoję ;-) Rozkładanie takich problemów na części pierwsze
rodzi konflikty, których przecież sam chciałbyś uniknąć. Jednym słowem -
przesadzasz :)
>> Od kiedy to ZZ mają za zadanie określanie formy poleceń służbowych
>> stosowanych przez pracodawcę?
> Nie, nie mają takiego zadania. Czemu miały by mieć?
Wynika to wprost z tego, co piszesz.
> Ludźmi jesteśmy i niejednokrotnie jest tak że ktoś musi nas sprowadzić na
> ziemię. W przypadku pracodawcy są to związki zawodowe.
Przede wszystkim jest KP, PiP i sądy pracy.
Szczęściem nie we wszystkich firmach są ZZ i chwała Bogu. Z własnego i
rodzinnego doświadczenia wiem, że firmy, gdzie prężnie działają ZZ ZAWSZE
mają problemy, których nie doświadczają firmy bez ZZ (podburzanie załóg,
idiotyczne i nieprzemyślane roszczenia, propagandowa polityka wśród załogi
prowadzona przeciwko pracodawcy). Smutne jest też to, że często ZZ mające
bronić interesów pracowników, bronią ich kosztem jedynie własne tyłki.
> Bo są silne i pracodawca nie moze ich lekceważyć. pojedynczego pracownika
> jest mu duzo łatwiej
Bzdura i tyle. Pracodawca ma zawsze bat w postaci KP, PiP i sądów pracy. I
wybacz, ale to on w walce prawnej z pracownikiem jest stroną praktycznie
zawsze skazaną na przegraną. W sensie takim, że w sprawach spornych wszelkie
wątpliwości najczęściej rozstrzyga się uznając domniemaną niewinność
pracownika, a winę pracodawcy.
Z kolei ZZ w chwili obecnej stanowią "państwo w państwie". Wprawdzie jeśli
działają w nim ludzie mądrzy, doświadczeni, realiści, którym zależy na dobru
całego zakładu (a nie tylko swoim), to oczywiste, że ma to rację bytu.
Problem jednak w tym, że zazwyczaj aktywiści związkowi to najwięksi
krzykacze, buntownicy i ... lenie potrafiący tylko żądać. Spektakularnym
przykładem są ZZ w spółkach skarbu państwa (kopalnie, stocznie itp.) Koszmar
to mało powiedziane.
Pozdrawiam
Emka
-
118. Data: 2009-03-03 15:45:23
Temat: Re: Jak się nie dać zwolnić
Od: "Jotte" <t...@w...spam.wypad.polska>
W wiadomości news:gojish$esn$1@inews.gazeta.pl andreas <a...@y...com>
pisze:
>>> Takie założenia chyba były jak KP powstawał, ale to nie działa.
>>> Na obecnym wolnym (prawie) rynku pracy KP służy tylko do zemsty z mocą
>>> prawa Rzeczypospolitej, na kontrahencie za to, że w czasie targowania
>>> się o warunki współpracy, jedna strona miała mocniejszą pozycję na
>>> rynku.
>> Podobnie KK służy do zemsty za pomoca prawa za to, że jedna strona
>> spotkania w ciemnej uliczce miała cegłę i nóż sprężynowy, a druga nie.
>> I mnogość takich skojarzeń można przytoczyć.
>> Ty to już w taki obłęd popadłeś, że aż trudno uwierzyć...
> Już to pisałem nie raz, ale znowu powtórzę. Nie jesteś na zebraniu
> swojego związku zawodowego.
> Tu trzeba myśleć, bo brak logiki zostanie
> ci natychmiast wytknięty.
> Jak mi pokażesz umowę, gdzie dorośli ludzie
> umawiają się z bandziorem na dostanie cegłą w ciemnej uliczce to
> odwołam moja opinię.
Facet, tu nie zjazdowa pogawędka czterech korwinistów (bo jeden chory, a
jednego już wzięli). Wypisywanie bzdur i idiotyczne porównania nic ci nie
dadzą. Trzeba być choć trochę bardziej elastycznym intelektualnie i mieć
jakieś horyzonty myślowe.
A swoją opinię zachowaj sobie na zdrowie.
--
Jotte
-
119. Data: 2009-03-03 15:49:05
Temat: Re: Jak się nie dać zwolnić
Od: Patryk Włos <p...@i...peel>
>> A działanie przeciwnie jest (i nie tylko dla mnie) nieefektywnością.
>
> to ze ktos pracuje ponad siły, to znaczy ze nie jest w stanie robić nic
> innego. z uporem maniaka będziesz lansował ze człowiek obarczony tylko i
> wyłącznie pracą (z powodu eksploatacji w pracy a nie czynników
> zewnetrznych) będzie długo dobrym pracownikiem?
To zależy, jak rozumieć "długo".
> to w takim razie powiedz
> mi jak długo mozesz mieć takiego pracownika? miesiąc? dwa miesiące? i
> znowu szukanie nowej osoby? nawet w pracach prostych jest duzo bardziej
> opłacalne mieć kogoś zadowolonego z tego co robi,
No właśnie - im dłużej trwa wdrożenie nowego pracownika w dane
stanowisko, tym dłużej musi być w stanie pracować, aby nie zaniżać
wskaźników.
Jeśli wdrożenie trwa np. tydzień, to nie widzę problemu, aby po choćby
po pół roku pracownika z danego stanowiska wymienić.
Ja się jednak staram nie schodzić poniżej 2 lat - oczywiście mówię tu o
rotacji wynikającej ze "zmęczenia materiału", a nie o indywidualnych
przypadkach, w których brały udział jakieś inne czynniki.
> Pracownik stały, który w jakimś okresie musi poswięcić swoje zycie
> prywatne (bo wraca do domu, pada na pysk i rano do roboty, czyli zero
> swojego).
Jak pracownik chce mieć jakieś życie prywatne, to jest do tego prosta
droga: stać się tyle wartym dla pracodawcy (mnie), aby temu opłacało się
go lżej eksploatować.
Powiedzmy sobie szczerze: inaczej się podchodzi do programisty z
pomysłem na siebie, a inaczej do gościa, który np. umie tylko pistoletem
przybijać naklejki spedycyjne do paczek i otwarcie mówi, że praca mu się
podoba i nie interesuje go awans (autentyczny przypadek).
> Okres świąteczny był tylko przykładem. Bo równie dobrze może chodzic np.
> tylko o jeden dział - zalózmy księgowosci - kiedy przychodzi okres
> rozrachunkowy. Każda działka ma swoje lzejsze i cięzsze okresy. W tym
> lżejszym jest czas na regenerację sił, zrobienie rzeczy które zostały
> odłozone "na poźniej" w okresie gorącym itp.
To się sprowadza do tego, co napisałem akapit wyżej - inni ludzie
pracują choćby w takiej księgowości, a inni przy taśmie.
--
Zobacz, jak się pracuje w Google:
http://pracownik.blogspot.com
-
120. Data: 2009-03-03 16:24:57
Temat: Re: Jak się nie dać zwolnić
Od: "grom@x" <gromax@_USUN_.interia.pl>
> No właśnie - im dłużej trwa wdrożenie nowego pracownika w dane
> stanowisko, tym dłużej musi być w stanie pracować, aby nie zaniżać
> wskaźników.
a nie uważasz że firma powinna swoje robić, a nie zajmowac sie ciągłą
rotacją? pomijam tu oczywiscie firmy podnajmujące pracowników
> Jeśli wdrożenie trwa np. tydzień, to nie widzę problemu, aby po choćby
> po pół roku pracownika z danego stanowiska wymienić.
ehh, kiepska filozofia i kiepski pomysł. słoma wystaje, panie dorobkiewiczu
> Jak pracownik chce mieć jakieś życie prywatne, to jest do tego prosta
> droga: stać się tyle wartym dla pracodawcy (mnie), aby temu opłacało się
> go lżej eksploatować.
po pierwsze - masz rację że dla pracodawcy. Ty jestes tylko jednym z
nich, a z tego co gdzieś tam ci sie przemknęło to jesteś zaledwie
kierownikiem (złośliwość jak najbardziej zamierzona)
a po drugie czym według ciebie jest eksploatowanie człowieka? dążenie do
niewykonalnych norm? i sprawdzanie w ten sposób gdzie umieszczać kolejne
"punkty" które każdy musi osiągać? czyli inaczej chcesz mieć fachowca
wysokiej klasy za przysłowiową miskę ryżu?
jak pisałem, nie jestes w stanie zrozumieć o czym piszę. ale
najwyraźniej nie stać cie nawet na darmowe lekcje, więc co tu mówić o
płaceniu.