-
91. Data: 2005-09-04 18:31:36
Temat: Re: Re: Re: Czy to wolna amerykanka... - długie!
Od: " Marek" <m...@g...pl>
Kira <c...@-...pl> napisał(a):
>
> Re to: Krzysztofsf [Sun, 04 Sep 2005 14:31:50 +0200]:
>
>
> > Jakos nie biezesz pod uwage mojego twierdzenia, ze nie
> > bedziesz miala mozliwosci zaprezentowac sie pracodawcy
>
> No nie biore, bo mam takie skrzywienie, ze jesli JA cos
> od kogos chce to nie czekam az mnie laskawie zaprosi tylko
> dzwonie, umawiam sie i ide pogadac.
>
Tak naprawdę, to twoje skrzywienie polega na tym, że nie potrafisz
rozróżnić umawiania się z kimś, żeby zrobić z nim interes, od umawiania
się, żeby ktoś ciebie przyjął do pracy.
To dwie różne sprawy.
Gdybym napisał mail lub zatelefonował do szefa firmy i poinformował,
że jest dobry interes do zrobienia, to najprawdopodobniej umówiłby się
chociaż z czystej ciekawości.
Ale jeżeli ktoś szuka pracownika i podaje formę dostarczenia papierów
mailem, osobiście, lub pocztą, to ON decyduje kogo zaprosi na rozmowę.
Naprawdę dziwię się, że mieszasz te dwie sprawy.
Zapewne od dawna umawiasz się tylko po to, żeby zrobić interes, a nie
żeby się zatrudnić.
Marek
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
-
92. Data: 2005-09-04 19:40:12
Temat: Re: Czy to wolna amerykanka... - długie!
Od: "Greg" <ozma@BEZ_SPAMUop.pl>
Krzysztofsf w news:pan.2005.09.03.23.11.48.749486@gazeta.pl napisał(a):
>
> Bardzo sensowny post.
Ten i poprzedni. I dlaczego taka osoba pozostaje bez pracy? Wymagania za
wysokie, czy jak? Nie sądze. Zastanawiam się jakie wrażenie sprawia na żywo.
Intonacja głosu, mimika, gestykulacja... To również jest ważne. Jeśli
oceniać na podstawie tego co zaprezentowała to ja osobiście chciałbym z kimś
takim pracować, a i prywatnie pogadać byłoby miło. Ale to nie na temat, więc
kończę.
pozdrawiam
Greg
-
93. Data: 2005-09-04 20:32:52
Temat: Re: Re: Re: Czy to wolna amerykanka... - długie!
Od: "vertret" <vertret@@@op.pl>
Użytkownik " Marek" <m...@g...pl> napisał w wiadomości
news:dffei7$l3d$1@inews.gazeta.pl...
> Tak naprawdę, to twoje skrzywienie polega na tym, że nie potrafisz
> rozróżnić umawiania się z kimś, żeby zrobić z nim interes, od umawiania
> się, żeby ktoś ciebie przyjął do pracy.
> To dwie różne sprawy.
Dla pracodawców to sa takie same sprawy. Zatrudnienie pracownika ma byc
dobrym interesem.
I tylko pod takim warunkiem dochodzi do zatrudnienia. Żaden inny warunek w
prywatnym przedsiębiorstwie nie brany przez właściciela pod uwagę.
To poszukujący pracy nie chcą tego przyjąć do wiadomości i mówią o wszystkim
(konstytucja, kodeks pracy, godna wypłata, urlop, płatne chorobowe), ale nie
o tym co i dla nich powino być najważniejsze.
vertret
-
94. Data: 2005-09-04 21:52:08
Temat: Re: Czy to wolna amerykanka... - długie!
Od: "Koziorozec" <k...@T...pl>
> Może masz racje i niepotrzebnie zarzucam bezczynność.
> Powiedz mi prosze co konkretnego robią właśnie ci tutaj
> narzekający, aby się odbić od dna.
Szukają pracy!
I to nie tylko poprzez ogłoszenia, znajomych, w internecie.
Ja co jakieś dwa dni sprawdzam ogłoszenia w urzędach pracy
z okolicznych, interesujących mnie miejscowości.
Jeszcze do niedawna taka pani z urzędu pracy w innym mieście
nie chciała mi udzielić informacji o ofertach pracy, jeśli nie byłam
zarejestrowana w ich urzędzie (nie ważne, że byłam zarej. w swoim
mieście) - sprawdzane było nazwisko, pesel itp. i sprawdzane, czy
taka osoba jest w ich spisie. Na nic były moje tłumaczenia, że szukam
pracy poza swoim miejscem zamieszkania, bo tutaj nie ma pracy.
O obdzwanianiu i obchodzeniu potencjalnych pracodawców - już
pisałam - nie będę się powtarzać.
> z pewnością widząc lepiej problem poradzisz coś bardziej życiowego
> dla człowieka, który stanie przed tobą głodny i powie:
> - nie jestem przebojowy
> - nie jestem śmiały
> - nie mam tyle szczęścia
> - nie wierzę w siebie
> Więc co konkretnego mu poradzisz na ten jego jakże trudny problem?
> Bo przyznam się, że ja w pierwszym odruchu powiedziałbym:
> - To weź się facet połóż i umrzyj!
Ha! Widzisz! I tu jest podstawowa różnica między nami!
Po pierwsze: "głodnego nakarmić" - nie ma w Tobie ani krzty
współczucia? Czy jesteś już taką maszynką do zarabiania pieniędzy,
że nie podzielisz się z kimś ten jeden raz?
A w święta Bożego Narodzenia, to pewnie talerzyk dla niespodziewanego
gościa stoi u Ciebie i się kurzy?
Pozostałe punkty: w swoim życiu spotkałam bardzo dużo ludzi, którzy
byli nieśmiali i nie byli przebojowi. Jedni z nich pracowali, inni nie.
I nieprawdą jest, że każda osoba młoda jest przebojowa.
Mam okazję patrzeć, jak sobie teraz radzą absolwenci szkół średnich
w dostawaniu się na studia, w załatwianiu sobie miejsca w akademikach,
czy na stancjach. Pewnie niektórzy z nich są faktycznie lepiej przygotowani
do życia i spokojnie radzą sobie bez rodziców, ale dla większości z nich
to duży skok w dorosłość - obserwuję, jak nie potrafią rozmawiać przez
telefon, jak wstydzą się przedstawić i stwierdzają, że to nie trzeba
przecież
tak robić, jak przejeżdżają stację, na której powinni wysiąść, jak nie
umieją
napisać zwykłego podania i jak nikt nie pieje z zachwytu, jak widzi ich
świadectwo z piątkami i czwórkami z liceum administracyjnego w Koziej
Wólce itd.
I wiesz co? Oni też twierdzą, że wszystko wiedzą, z wszystkim sobie
poradzą. Ale po pieniążki na zapłacenie mandaciku za przejechanie
o stację dalej - przychodzą do rodziców...
Więc Ty twierdzisz, że wiesz lepiej, jak zdobyć pracę, bo od dłuższego
czasu pracujesz, nieprzerwanie???
Nie- przebojowy, nieśmiały, bez szczęścia i bez wiary w siebie -
ja bym najpierw taką osobę wysłuchała, starała się wczuć w jej sytuację,
aby ją zrozumieć!
Na pewno nie wysyłałabym jej do diabła i nie życzyłabym jej śmierci,
ani nie mówiłabym: "ciągle narzekasz, weź się do roboty!".
Czasem wystarczy po prostu wysłuchać, jak ktoś sobie ponarzeka.
Jak to zapamiętasz, to przyda Ci się to zwłaszcza w relacji z kobietami.
Kobiety muszą się czasem wygadać, ponarzekać, bo właśnie wtedy potrafią
się odbić z takiego dołka psychicznego. A panowie, jak to słyszą, to zaraz
lecą z "dobrymi radami", bo czują się winni, że kobieta nie jest przy nich
szczęśliwa - poczytaj "Marsjan i Wenusjanki".
Jakby Twój syn, czy córka przyszła do Ciebie i powiedziała: nie jestem
przebojowa, jestem nieśmiała, nie mam szczęścia i nie wierzę w swoje
możliwości - to huknąłbyś na nią, że się nad sobą rozczula i żeby się
wzięła do roboty???
> Ze wstydem sie przyznam, że tutaj też nie wiem co poradzić na ten jakże
> konkretny problem i znowu musze cie prosić o porade.
Szkoda, że nie szanujesz rozmówcy.
--
Koziorozec
-
95. Data: 2005-09-04 21:52:16
Temat: Re: Czy to wolna amerykanka... - długie!
Od: "Koziorozec" <k...@T...pl>
> Jak nie wiesz co poradzic to dlaczego nie sluchasz tych co wiedzą?
> Przeciez na logike biorąc najłatwiej byłoby zapytać takiego co nie daje
się
> bezrobociu jak on to robi i robic to samo. Myle się w rozumowaniu?
Poproszę o radę moją koleżankę ze skarbówki, która tam pracuje
odkąd skończyła ogólniak - bo jej mama i ciocia też tam pracują :))) -
a w czasie tej pracy zrobiła studia. Ciekawe, jakie ona może mieć rady
dla mnie, jako dla osoby bezrobotnej. Pracuje tam nieprzerwanie od 15
lat - to pewnie dużo mi poradzi, co powinnam zrobić ze sobą, żeby
znaleźć pracę. Ale jak się ją pytam, to ciekawe, dlaczego mnie unika???
Powiedz, mądralo, w jakim mieście mieszkasz?
10 tys. mieszkańców? 30? 50? 100?
Ile jest tygodniowo ofert pracy w Twoim mieście?
Ile z nich to coś więcej niż: murarz, tynkarz, przedstawiciel handlowy,
nauczyciel języka obcego, barman(ka), kucharka, sprzątaczka,
piekarz, sekretarka z wyższym wykształceniem i z doskonałą
znajomością języka niemieckiego i angielskiego w mowie i piśmie,
koniecznie studentka albo osoba do 25 roku życia (staż) - praca
na pół etatu???
Myślisz, że przesadzam??? Podam Ci adresy stron, gdzie są oferty
z urzędów pracy.
Ile masz lat? Kiedy podjąłeś pierwszą pracę? Który to był rok?
Ile osób Ci w tym pomogło?
Ile razy MUSIAŁEŚ szukać pracy na nowo?
Są pewne miejsca w Polsce, a także zawody, w których faktycznie
bezrobotnymi pozostają albo ci bardzo wybredni, albo ci, którzy
faktycznie wolą taki żywot.
Moje CV wciąż się rozrasta, bo ciągle muszę szukać pracy na nowo.
Jeżeli pracuję po 1 rok, a potem mój pracodawca zwija interes,
to również moja wina?!! W mojej karierze miałam takich pracodawców
trzech - i nie bankrutowali przeze mnie. :)
Zwróćcie też do chol... uwagę, że nie wszyscy bezrobotni podejmą
KAŻDĄ pracę! Ja na śmieciarza, robotnika budowlanego, murarza,
operatora wózka widłowego, a nawet kosmetyczkę - nie nadaję się
i nie interesują mnie te zajęcia!
Chcę zdobyć pracę związaną z konkretną branżą.
Już teraz jest mi trudno, bo pracodawca patrzy na moje CV i mówi:
"o, nie widzę tu u pani jakiegoś konkretnego kierunku?" - a ja po prostu
chciałam przeżyć i nie marudziłam.
Ci bezrobotni, którzy piszą tutaj posty to osoby, które jeszcze jakoś
sobie radzą i mają za co jeść! Które właśnie podejmują się różnych zleceń,
w tym - na czarno, dorabiają u kogo tylko można, niektórzy biorą udział
również w wolontariacie, żeby zdobyć referencje (tak, instytucji chcących,
aby im zrobić coś za darmo jest bardzo dużo).
Tylko kiedyś, ktoś z Was będzie mi zarzucał, że nie mam wypracowanej
emerytury (bo jak chodzi w dyskusji to szukanie pracy wg Was też jest
pracą, ale emerytury z tego nie ma) i że wtedy, gdy Wy uczciwie
zarabialiście
na swoją - ja się byczyłam i płakałam, jak to mi jest źle!
Ja potrzebuję pewnej pracy, za pieniądze takie, że gdy będę ją wykonywać
w innym mieście, to wystarczy mi na opłacenie pokoju w mieszkaniu
studenckim,
na wyżywienie, ale jeszcze i na opłacenie czynszu i opłat mojego mieszkania
(bo chcę je kiedyś wykupić, a teraz nawet nie mogę wynająć).
W większym mieście, oprócz opłat za mieszkanie trzeba uwzględnić jeszcze
opłaty za dojazd do pracy (i mówię tu tylko o komunikacji miejskiej, a nie
o samochodzie, którego nie posiadam).
-
96. Data: 2005-09-04 22:11:12
Temat: Re: Re: Re: Czy to wolna amerykanka... - długie!
Od: "Koziorozec" <k...@T...pl>
> Dla pracodawców to sa takie same sprawy. Zatrudnienie pracownika ma byc
> dobrym interesem.
> I tylko pod takim warunkiem dochodzi do zatrudnienia. Żaden inny warunek w
> prywatnym przedsiębiorstwie nie brany przez właściciela pod uwagę.
> To poszukujący pracy nie chcą tego przyjąć do wiadomości i mówią o
wszystkim
> (konstytucja, kodeks pracy, godna wypłata, urlop, płatne chorobowe), ale
nie
> o tym co i dla nich powino być najważniejsze.
A czy pracownikowi też nie chodzi o zrobienie 'dobrego interesu'???
Wynagrodzenie, które wymieniasz to tak samo, jak zysk z zatrudnienia
pracownika, a przez jego pracę - dochody z prowadzonej działalności.
Urlop, kodeks pracy, płatne chorobowe to dalsze warunki realizacji
umowy, jaką jest umowa pracy. Jak realizujesz jakieś zlecenie, to
ustalacie tylko kwotę, za jaką ma być to zrobione? Nic nie mówisz
o zaliczce? Nie zabezpieczasz się w umowie, w przypadku wycofania
się klienta? Tutaj są trochę inne warunki, ale partnerzy tak samo powinni
być RÓWNI. Dopóki będzie w Polsce tak duże bezrobocie, dopóty
pracodawcy nie zrozumieją, że jesteśmy takimi samymi stronami
umowy i zaczną traktować jak równych sobie.
--
Koziorozec
-
97. Data: 2005-09-04 22:14:44
Temat: Re: Re: Re: Czy to wolna amerykanka... - długie!
Od: "Koziorozec" <k...@T...pl>
> Obawiam sie, ze skonczy sie znowy twierdzeniem, ze brak czasu itp.
> Latwo teoretyzowac, opierajac sie o zupelnie inne doswiadczenia.
> tak jak latwo mowic o braku dyskryminacji Murzynow w Alabamie, bedac
> bialym :)
Albo kolejna odpowiedź: no to dobra - to lepiej położyć się i kwiczeć ;))
Zaczynam i ja zastanawiać się nad takim eksperymentem (wiek mnie jeszcze
nie dotyczy, ale to już nie jest tak daleko, jakby się zdawało pozornie -
czas szybko biegnie :))) ).
--
Koziorozec
-
98. Data: 2005-09-04 22:35:05
Temat: Re: Czy to wolna amerykanka... - długie!
Od: "gromax" <g...@N...interia.pl>
Jakoś mam nieodparte wrazenie że zupełnie się nie rozumiemy.
primo - ja nie siedzę i nie płaczę tylko coś robie. właśnie po to zebym ja i
moja rodzina miała za co żyć
secundo - uważam, że kazdy ma swoje życie we własnej garści. nikt nie
przyjdzie, nie da za darmo,
tertio - nie nakazuję nikomu iść moją drogą życia. powiem więcej, pokazuję
je tylko wtych kilku wyrywkach, żeby takie niedowiarki jak ty zrozumiały że
można inaczej. może ci się podobac moje zycie. możesz nim gardzić. twoja
sprawa i - wybacz - ale mam to gdzieś.
quatro.. quinto... (jeszcze ktoś pomyśli ze znam łacinę ;> )
i odpowiadając bezpośrednio na twojego posta:
> > > W moim mieście jest kilka firm, o których powszechnie
> > i czemu to świadczy? >
> No i znowu tłumacz, bo się następny znalazł, co nie czyta całości...
wybacz, ale nie chopruję na tak powszednią przypadłość jak "niezrozumienie
słowa czytanego". odnoszę się do twoich słów i na nie odpowiadam.[ tylko ty
nie chcesz przyjąć do wiadomości, zupełnie nie wiem czemu
> W mniejszych miejscowościach nie ma takiego wyboru, jak w tych
> większych. Czasem trzeba się złapać czegokolwiek, żeby jeść!
> Żeby mieć ubezpieczenie, żeby nikt nie zrzędził, że za jego podatki
> żyje!
imho dużo lepiej jest zrobić coś, żeby zarobić i na tym się skupić. a
niepotrzebne nerwy schować i nie zajmować sie czymś w gruncie rzeczy
niepotrzebnym. byle się złapać, byle by było. coś w tym mysleniu jest nie
"halo"
>
> > > Dlaczego wszyscy Ci, którzy mają pracę,
> > nie mam pracy. wykonuję zlecenia. I bardzo się zastanawiam jak rozkręcić
> > własny interes, bo kasy nie mam
> To Ciekawe, co piszesz, bo właśnie sam jesteś bezrobotny...
hmm... zdefiniuj mi pojęcie "bezrobotny". Nie jestem zarejestrowany w żadnej
pupie, wykonuję jakieś zajęcie za które dostaję kasę. czy to się mieści w
twojej definicji bezrobocia?
> > tzn fiskus nic o tym nie wie i nie ma prawa wiedzieć.
> Columbem to Ty nie jesteś!
a miałem być? nic mi na ten temat nie wiadomo.
> Tak właśnie robią ci bezrobotni, również i ci, którzy narzekają.
> A narzekają, bo w przeciwieństwie do Ciebie zastanawiają się
> nad tym, że jak nie płacą podatków i ZUS-u, a przede wszystkim
> emerytalnego, to potem nie będą mieć emerytury, albo nie będzie
> można z niej wyżyć, a pracować już się nie da...
słusznie że się zastanawiają. ja też. ale nie krzyczę "olaboga" tylko staram
się wyjść na swoje. w krótkiej i długiej perspektywie. obojętnie czy ci się
będzie to podobac czy nie.
> Myśl perspektywicznie! Równie dobrze jutro może Ci się przydarzyć
> wypadek i już nie będziesz mógł pracować do końca życia.
> Jesteś na to przygotowany? Finasowo?
przepraszam, ale z pełnym szacunkiem - co ciebie to obchodzi? przecież to
moje zycie, moje zdrowie i to co robię nie ma nic wspólnego z tobą. nie
wyciągam kasy od ciebie (no, chyba że jestes klientem i ode mnie kupujesz
moje usługi czy towary). wiem co robię inie potrzebuję psychologa.
domorosłego a'la psycholog społeczny mówiący do ludzi biednych o
rols-roysie.
>
> > mój stołek jest bardzo wysoki - ma jakiś metr wysokości. oparcie
połamane,
> > ale stoi. i mogę na nim siedzieć. a tak poważniej - jak pisałem, nie mam
> > tzw. stałej pracy. zleceń szukam codziennie i staram się mieć ciagłość
> > zarobku.
> Długo tak pociągniesz? Bez ubezpieczenia? Bez opłaconego
> emerytalnego? A potem emeryturkę to będziesz chciał, prawda?
> I żeby wysoka była...
ile starczy sił. jak już nie starczy to wyjadę w bieszczady, wydam ostatnie
pieniądze na poletko, krowę i kury i będę miał co jeść. i nie będę myślał o
emeryturce, bo będą do mnie przyjeżdżać turyści lubiący "swojskie klimaty"
(czyt. agroturystykę) drobne pieniążki za które da się przezyć a do tego
ziemia wyżywi.
>
> > hmm... prawo do zasiłku to 6 miesięcy.
> To jakieś nowe przepisy są!
> Bo z tego, co ja wiedziałam, to trzeba przepracować w ciągu
> 18 miesięcy - 12, aby dostać zasiłek na pół roku.
czyli prawo do zasiłku przysługuje przez 6 miesięcy. albo czegoś nie
rozumiem.
> 4 godziny do Gdańska samochodem albo pociągiem, bez różnicy.
> Myślisz, że trafi mi się ktoś do samego Gdańska?
dlatego często się mówi "okazja"
> To byłoby wyjątkowe szczęście.
życze ci szczęscia
> To ile czasu mi zajmie taka jazda, jak myślisz?
spróbuj, zobaczysz, będziesz wiedziała
> Jak mam być na rozmowie w godzinach rannych, to stanąć na stopa
> chyba muszę w nocy???
czy ja muszę ci wymyślac jak się zachować w każdym przypadku? sorki, innym
razem.
> Ok, ja jeździłam stopem kilka razy w życiu.
czyli udało ci się trochę własnego strachu przezwyciężyć. samej siebie, nie
kogos innego. gratuluję. Dla życia jest to tylko namiastka, ale dobry krok.
na kazdym kroku ryzykujesz. moze być jakieś tąpnięcie. albo komus spadnie
doniczka z balkonu. albo będzie jechał samochód zbyt szybko. różne rzeczy
się mogą zdarzyć.
Spójrz na Nowy Orlean. pomijając że to stany - miasto w opłakanym stanie, a
ludzie biorą się za odbudowywanie. i mogę się założyć, ze kupa z tych ludzi
nie była ubezpieczona, zabezpieczona, stracili wszystko. co muszą zrobić?
odbudować. od zera. nie mając nic poza własnymi rękami. Nic i wszystko.
> Widać jestem strasznie niezaradna, bo się boję i już nie jeżdżę.
> Jak bym musiała jechać o godzinie 19:00 w zimie, to też stopem?
> Mam stać i machać po ciemku?
nie nie świadczy że jesteś niezaradna. IMO po prostu ci się nie spodobało,
miałaś jakąs alternatywę. I skończmy głupi temat stopa. Jest to po prostu
alternatywa jak nie masz kasy na przejazd pociagiem/pekaesem/samochodem. i
tyle. jak się boisz nie jedź. jak masz bliżej niż 400 km, podjedź bliżej.
takie sa moje rady dla ciebie, a czy z nich skorzystasz czy nie to twoja
sprawa.
> A pomyślałeś o ubezpieczeniu od wypadku, jaki Cię może spotkać
> podczas takiego stania i czekania na stopa lub też już jadąc?
nie. nie myślę o tym że chwila pisania tego posta moze być moją chwila
ostatnią. mam plany, wiem co będę robił dzisiaj, jutro, za tydzień i tak
dalej. I wiem że każdego dnia musze brać korektę na mnóstwo drobazgów które
wypadają. bo ktos czegoś nie dopilnuje, albo samochód nawali albo setka
różnych innych rzeczy.
mam plan, realizuję go a jak trafiam na przeszkode to ją omijam. jak jest
duże ryzyko to się ubezpieczam.
>
> Nie cierpię tego programu i nie oglądam, ale czy oglądałeś
> trochę 997???
pewnie. ogladałem hiczkoka. czytałem detektywa (nie wiem czy jeszcze
wychodzi). czytałem agatę christie i setki innych kryminałów. i co z tego?
>
> > na pierwszy przejazd musiałem pożyczyć. póxniej już w kieszeni było
> Fajnie, że masz od kogo. Bo ja akurat - odwrotnie.
czyli ty pożyczasz innym?
zawsze uda się zaciągnąć "chwilówkę". przejazd to góra 100 zł (w końcu nie
trzeba jechać pierwsza klasą). jak na wyjeździe się zarobi 2 stówki, to jest
się na zero. każda złotówka więcej to już zarobek. na czysto.
>
> Czytaj! Ja stosuję różne chwyty, ale ten przykład traktuję tylko
> jako ciekawostkę - nie do zastosowania w mojej sytuacji.
ten przykład obrazuje, jak bardzo czasem trzeba byc niecodziennym żeby
zdobyć upragniony cel. i jeszcze raz powtórzę - czemu chcesz powielać? to
był czyjś tam pomysł, nie twój. znajdź swoje rozwiązanie i ciesz się życiem
> I tak trzymać - i tu się zgadzamy.
sądzę że zgadzalibyśmy się w dużo większej liczbie punktów, gdybyś podeszła
bardziej racjonalnie do tematu "praca". obojetnie, czy interesuje cię
etatowa, czy DG, czy zlecenia czy cokolwiek innego.
> Kłamać mam? Krótkie nogi...
nie mówię kłamać. lepiej umiejętnie podkolorować.
> Wystarczy mały teścik...
> W jaki sposób przekonasz pracodawcę, że nadajesz się, np.
> na administratora sieci, skoro do tej pory handlowałeś pietruszką???
np opowiadając o jego systemie informatycznym w zakłądzie umiejętnie zadając
pytania i wyciągając z odpowiedzi wnioski. czy jest w firmie jakiś serwer,
czy są aplikacje zintegrowane itd itp. do tego można zasunąć "oraklem",
"sunami", "microsoftem server 2003" poganianego longhornem itd itp.
> A obok stoi kilka osób - kandydatów z wyższym wykształceniem
> i praktyką w administracji w firmach po 50, 100 i 200 komputerów???
i np. dukają dwa słowa na krzyż.
> Ja zdaję sobie sprawę, że są osoby, które bezwględnie są lepsze
> ode mnie. Oczywiście i tak próbuję i czasem na wyrost się wychwalam,
> tylko znam też swoje możliwości.
i tego się trzymaj, będzie dobrze
> Tak, jak pisałam: gdzie głównym kryterium jest wykształcenie wyższe
> i taki pracodawca nie chce w ogóle słuchać o tym, co potrafisz...
to moze lepiej pokazać takiemu pracodawcy, że będzie miał korzyść taka a nie
inną zatrudniając akurat tego a nie innego kandydata?
> Sęk w tym, aby pracodawcy przestali w końcu patrzeć, jakie
> ma ktoś papiery, a zaczęli patrzeć na umiejętności.
> Część tak właśnie robi, ale to naprawdę rzadkość.
odwracając sytuację - żeby w końcu ci kandydaci przestali wymachiwac
papierami i w końcu potrafili określić co chcą robić... można tak w kółko
macieju.
> Masz przykład niektórych obszarów Niemiec.
> Jak będziesz się starał o pracę za najniższą, a przyjdzie Chińczyk
> i powie pracodawcy, że on to zrobi za miskę ryżu, to też będziesz
> szczęśliwy?
co mnie interesują germańcy. fajni kumple, ale to ich kraj. ja pisałem o
Polsce i co taka sytuacja w naszym kraju moim skromnym zdaniem będzie
oznaczać
> Niektórzy te 30 zł muszą zarobić właśnie na myciu okien po to,
> aby ich dziecko miało co jeść. Aby można mu było kupić buty,
> bo ubranie i tak nosi po starszym. Aby można było kupić antybiotyk,
> bo dziecko choruje.
no i ci zarabiają na to. ja wolę zarobić więcej i mieć na rozwój dziecka a
nie tylko ciała dziecka.
> Nie wysyłam kontroli, próbuję Ci uświadomić Twoje rozumowanie.
> Cały czas kombinujesz, jak przetrwać W TEJ CHWILI.
ja wiem co robię. jakoś za bardzo nie chce mi się rozisywać o wszystkich
moich posunięciach i wszystkich wykonanych krokach. i naprawdę dziękuję za
porady, ale pozostanę przy swoim.
> Nie myślisz o przyszłości, ani o tym, że to, czym się szczycisz, że
> jesteś taki zaradny, to oszukiwnie państwa, innych podatników
> oraz chociażby piractwo...
w którym momencie oszukuję innych podatników? co cesarskie oddane a reszta
moja i innym wara od mojego.
i nie jestem wzorem prawości. nie stać mnie na to żeby byc w 100% uczciwym.
i od razu uprzedzam, nie jest tylko czarne i białe, ale też są setki odcieni
szarości.
> No widzisz, a wystarczyło tylko umyć jakieś okna, porozwieszać
> ogłoszenia i można by było kupić dziecku legalną płytę z nauką
> języka! ;>>>
znalazłem tańszy sposób na zdobycie softu.
moje drzwi stoją otworem na kontrolę, i wierz mi że jestem kryty. i nie mam
zamiaru podtrzymywać tego wątku.
> A pomyśl z drugiej strony, że właśnie taka wspólna odpowiedzialność
> uczy życia. Przede wszystkim pokory do niego.
Każdy żyje po swojemu. nie moją rolą jest oceniać jak9i model życia jest
lepszy a jaki gorszy.
Rolą rodziców jest wychować dziecko.reszta to tylko mniej czy bardziej
istotne dodatki
> A jednocześnie piszesz o tym, jak to używasz 'legali inaczej'... ;))
ale niekoniecznie moje dziecko wie o tym. rozstrzygnięcie sporu moralnego
jest na moją niekorzyść. proszę mnie za to posadzic za kratki.na twój koszt
najlepiej
>
> A to nie był psycholog 'państwowy'! ;)))
tyl;ko "doradca zawodowy". czyli osoba która przede wszystkim powinna być
psychologiem. tak mi się przynajmniej wydaje
>> I co, mam się obraać na niego? taki po prostu
> > mamy chory system i już. droga żeby to zmienić prowadzi przez wiejską i
jak
> > ktoś chce to zmienić niech tam się kieruje.
>
> A to teraz Ty narzekasz!
nazwijmy po twojemu, że jest to narzekanie.
wiem że jest to element na który nie mam wpływu, bo nie chce mi się
prowadzić drogi przez wiejską. nie mam na to ani siły ani czasu. a tym
bardziej chęci.
> Bo politycy to złodzieje,
g.. mnie obchodzą, jedyny wpływ mam raz na jakiś czas głosując. Wtedy i
tylko wtedy
> bo państwo zabiera mi moje ciężko
> zarobione pieniądze,
kira ci troszkę naświetliła, koszt zatrudnienia kogoś za kwotę 600 zł netto
to oddane do kasy państwowej ok. 900 zł. czyli zamiast mieć w koeszeni 1500
zł i wydawać, generować ruch itd. to zostaje w kieszeni 600. to jest super
układ :)
> bo ktoś ma samolot, a ja nie, więc odebrać
> mu też! :))))
czy ja to powiedziałem żeby odebrać komuś coś na co zarobi? nic z tych
rzeczy. z jednej strony był to przykład jak niektórym "innym" w zyciu jest
źle bo muszą jechać pociągiem, a z drugiej jak bardzo różnie są wydawane
"nasze państwowe pieniądze". te, które są dla górników bo mieli po pierwsze
w czubie a po drugie w garści a nie ma na inne rzeczy, chociażby na budowę
autostrad które same z siebie już nakręciły sporo lepiej gospodarkę
>
> Ha, widzisz!
czyżbyś mi coś udowodniła?
>
a na sam koniec - masz niezłe zalążki na dobrego generała armii. tu
ucieczka, tam kluczenie, zaraz z boku dowalenie, tam atak. po prostu przesz
do wygranej uważając że twoja taktyka jest najlepsza i najwłaściwsza.
urodzony przywódca :)
-
99. Data: 2005-09-04 22:36:12
Temat: Re: Re: Re: Czy to wolna amerykanka... - długie!
Od: "Koziorozec" <k...@T...pl>
> > Jakos nie biezesz pod uwage mojego twierdzenia, ze nie
> > bedziesz miala mozliwosci zaprezentowac sie pracodawcy
>
> No nie biore, bo mam takie skrzywienie, ze jesli JA cos
> od kogos chce to nie czekam az mnie laskawie zaprosi tylko
> dzwonie, umawiam sie i ide pogadac.
Ciekawe w ilu przypadkach uda Ci się umówić.
Widzę ofertę na sekretarkę, z podanym bardzo oszczędnym
zakresem wymagań. Dzwonię, aby upewnić się co do owych
i żeby zagaić co i jak, jak będzie prowadzona rekrutacja,
od kiedy praca, jaka umowa, czy umowa na etat, czy pół
(warto się pytać, bo potem przy ostatniej rozmowie się dopiero
okazuje). Przy okazji chcę się upewnić, czy chcę tam kandydować
i dać możliwość pracodawcy zapamiętania mnie.
A w słuchawce słyszę: "To nie umie pani czytać?!! Przecież tam
wszystko 'pisze'!" - "Ależ oczywiście, że umiem, natomiast prosiłabym
o chwilę rozmowy o innych aspektach państwa oferty..." itd.
Po czym, na moje pytania, słyszę odpowiedź, że wszystkiego się
dowiem, jeśli będą zainteresowani moją ofertą = jak przyślę papiery
i będą chcieli ze mną rozmawiać.
Pojedyńczy przypadek???
Ostatnio wymusiłam osobiste spotkanie z pracodawcą (po wysłaniu
papierów), mimo że mnie nie zapraszał - powiedziałam, że akurat będę
w danym mieście, chociaż nie było to prawdą - pojechałam tam
ze względu na to właśnie stanowisko.
Moim szczęściem pracodawca pomylił mnie - jak się potem okazało
- z osobą kandydującą na zupełnie inne stanowisko i tylko dlatego udało
mi się wkręcić. Jak się zorientował, to mimo uśmiechu i stosowania przeze
mnie "technik psychologicznych" w celu zainteresowania go moją osobą,
a co za tym idzie, możliwości szerszego (dłuższego) przedstawienia się,
pracodawca - nie patrząc mi w oczy - powtarzał, że oni mają tu bardzo
dużo chętnych i jak będą chcieli, to poproszą mnie na rozmowę, a teraz
dziękuje.
Myślisz, że dałam się zbyć? Tylko co można poradzić, jeśli:
1) ktoś nie ma żadnej ochoty z Tobą rozmawiać i czeka aż będzie mógł
tę rozmowę zakończyć?
2) opowiadasz już bardzo prostym językiem o swoich kwalifikacjach,
a i tak ta osoba (dyrektor) nie wie o co chodzi, bo po prostu nie stara
się Ciebie słuchać?
Jak będziesz prowadzić swój eksperyment, to skup się na mniejszych
miejscowościach niż Zielona Góra, bo to może Ci dać jakieś pojęcie
o czym piszą Krzysztof i Marek.
--
Koziorozec
-
100. Data: 2005-09-04 22:42:23
Temat: Re: Czy to wolna amerykanka... - długie!
Od: "Koziorozec" <k...@T...pl>
> Ten i poprzedni. I dlaczego taka osoba pozostaje bez pracy? Wymagania za
> wysokie, czy jak? Nie sądze. Zastanawiam się jakie wrażenie sprawia na
żywo.
> Intonacja głosu, mimika, gestykulacja... To również jest ważne. Jeśli
> oceniać na podstawie tego co zaprezentowała to ja osobiście chciałbym z
kimś
> takim pracować, a i prywatnie pogadać byłoby miło. Ale to nie na temat,
więc
> kończę.
? : )
Używam teraz moich nieskromnych rzęs w celu
skromnego zatrzepotania z zakłopotania... ;)))))
Czy to o mnie chodzi??? :))))
--
Koziorozec