-
11. Data: 2002-11-22 22:16:48
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: "TS" <f...@o...pl>
I tu doskonale widać kto ma szansę żeby coś w życiu (zawodowym oczywiście)
osiągnąć, a kto nie.
Pan Wojciech poradzi sobie w każdej sytuacji, prędzej czy później znajdzie
dla siebie rozwiązania, a Pan do końca życia będzie narzekał, jaki to zły
system, wstrętni pracodawcy, mafia, mosad i ufoludki.
Pracodawcy wolą żółtodziobów z optymistycznym podejściem, niż doświadczonych
pesymistów.
--
______________________
Pozdrawiam
TS
-
12. Data: 2002-11-22 22:41:24
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: Bozo <b...@b...pl>
Artur Lato wrote:
> Niestety, mam inne zdanie na ten temat. (...)
Podpisuję się wszystkimi kończynami pod wypowiedzią kolegi. Od siebie tylko
dodam, że wypadało by zacząć od uwolnienia kraju od czarnej stonki.
-
13. Data: 2002-11-23 09:34:08
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>
Użytkownik Nina M. Miller <n...@p...ninka.net> w wiadomości do grup
dyskusyjnych napisał:m...@p...ninka.net...[...]
> nie obraz sie, nie jest moim celem wytykanie ci czegokolwiek, ale w
> tym poscie wlasnie zaprezentowales poglad, typowy dla wielu polakow;
> ludzie sa tak przygnebieni, sfrstrowani i przybici, ze jedyne o czym
> potrafia myslec, to rozprawiac w nieskonczonosc, jak to jest zle i nie
> ma szans byc lepiej, bo oni nic nie zmienia.
Jestem zdumiony, że tak to odebrałaś. Przecież prawie cały mój
tekst był poświęcony wykazywaniu, że w tej sytuacji potrzebne są
bardzo duże działania w skali kraju.
A nie robi się prawie nic, bo uważa się, że wszystko jest OK.
Bezrobotnym daje się perspektywę stopniowego zmniejszania
bezrobocia o kilka promili rocznie. Przy takim tempie na odczuwalną
poprawę musieliby czekać 10 lat, a oni już nie mają za co żyć
(80% z nich nie ma prawa do zasiłku).
Chciałem przede wszystkim uzmysłowić, że nie rozwiązują sprawy
nawoływania do indywidualnej aktywności, do tego, żeby być
lepszym od innych. Te poradniki jak najlepiej napisać CV,
jak najlepiej zaprezentować się na rozmowie kwalifikacyjnej,
to trochę tak jakby radzić pasażerom "Titanica" jak najlepiej
wyprzedzić innych w wyścigu do szalup, albo jak najskuteczniej
przekonać wpuszczającego do szalupy marynarza, że to właśnie
Ty zasługujesz na miejsce w szalupie, a nie stojący obok współpasażer.
Niestety, jak dobrze się zastanowić, to okaże się, że nawet otwieranie
własnej firmy może przynosić podobny skutek. Przecież jeśli ja otworzę
własną firmę, to zabiorę jakąś cząstkę rynku istniejącej firmie.
W warunkach recesji i ograniczonego popytu jest bardzo
prawdopodobne, że ta istniejąca firma będzie na skutek tego
musiała zmniejszyć zatrudnienie. Czyli nawet taka aktywność
nie musi zmniejszać bezrobocia, tylko powodować wypychanie
na bezrobocie jednych ludzi przez innych.
> a mozesz mi powiedziec, jaka masz inna wizje?
> zaczac organizowac.... co? strajki?
> protesty? wyjsc na ulice i zrobic rewolucje?
>
> uwazasz, ze to bedzie lepsze wyjscie, jak sie zaczna rozruchy i poleje
> sie krew?
Zupełnie odwrotnie! Właśnie uważam, że trzeba zrobić wszystko,
żeby zapobiec takiej sytuacji. A zapobiec można tylko przez
przekonanie tej "dobrze ustawionej" części społeczeństwa,
że we własnym interesie powinna zwalczyć swój egoizm
i obojętność, i też zacisnąć pasa poprzez np. podzielenie się pracą
z innymi, tak żeby w minimalnym zakresie wystarczyło jej dla
wszystkich chętnych. Bo jeśli doprowadzą do tego, że poważna
część społeczeństwa nie będzie miała już nic do stracenia, to rzeczywiście
może dojść do tego o czym piszesz.
> nie twierdze, ze tego sie nie da zrobic, bo sie daje - ale to sa
> zmiany na lATA.
> dlugie lata najczesciej.
>
> podales przyklad usa - no to teraz powiedz, ile im czasu zajelo
> wychodzenie z tego kryzysu?
> a przeciez tam i wola polityczna byla, i panstwo znacznie
> zasobniejsze, niz polska!
Ale właśnie chodzi mi o to, żeby przez te lata wychodzenia
z kryzysu jego koszty były rozłożone na wszystkich
(np. żeby wszyscy mieli w tym czasie mniej pracy i zarobków),
a nie żeby jedni w ogóle nie odczuwali, że jest kryzys, a inni
stawali się bezdomnymi i żebrakami.
> > Ktoś mi może zarzucić, że całe te moje wypociny są tylko
> > bezpłodnym narzekaniem, bo na żadne radykalne posunięcia,
> > typu np. wielkich robót publicznych, nie ma po prostu pieniędzy.
> > Ale nawet jeśli tak jest, to zawsze możliwe jest inne rozwiązanie,
> > nie wymagające żadnych pieniędzy, a jedynie przezwyciężenia
> > przez społeczeństwo własnego egoizmu. Wystarczyłoby, żeby
> > pracujący podzielili się pracą z bezrobotnymi (nie pieniędzmi
> > tylko pracą!) poprzez np. uchwalenie prawa ograniczającego
> > maksymalny czas pracy do 30 godz. tygodniowo (oczywiście
> > z proporcjonalnym zmniejszeniem zarobków). Bezrobocie
> > zniknęłoby wtedy jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej,
>
> ty naprawde wierzysz w to, co tutaj napisales?
> czy to tylko taki zart?
Nie bardzo rozumiem dlaczego uznajesz to za żart. Przecież
obecna sytuacja na rynku pracy przypomina stan klęski żywiołowej
albo wojny (kiedy wielu ludzi traci cały dorobek życia).
W takich sytuacjach w każdym ustroju wprowadza się środki
nadzwyczajne, np. racjonowanie żywności, żeby wszyscy mogli
przeżyć. A teraz takim niezbędnym do przeżycia produktem,
którego nie wystarcza dla wszystkich, jest praca. Dlatego
przy braku lepszych (i możliwych do szybkiego wprowadzenia!)
rozwiązań, powinna być racjonowana.
W przeciwnym wypadku kapitalizm trzeba by uznać za "wilczy"
ustrój, w którym przeżywają tylko osobniki o najostrzejszych
kłach i pazurach, a reszta musi zginąć.
Gdyby jeszcze te "ostre kły" oznaczały zawsze większą pracowitość,
zdolności, umiejętności. Ale, na co często zwracano uwagę w tej
grupie, zwykle oznaczają one cwaniactwo, układy, znajomości albo
powiązania rodzinne, a często i b. duże łapówki.
Pozdrawiam
Artur
-
14. Data: 2002-11-23 10:36:09
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: n...@p...ninka.net (Nina M. Miller)
"Artur Lato" <a...@p...onet.pl> writes:
> > uwazasz, ze to bedzie lepsze wyjscie, jak sie zaczna rozruchy i poleje
> > sie krew?
>
>
> Zupełnie odwrotnie! Właśnie uważam, że trzeba zrobić wszystko,
> żeby zapobiec takiej sytuacji. A zapobiec można tylko przez
> przekonanie tej "dobrze ustawionej" części społeczeństwa,
> że we własnym interesie powinna zwalczyć swój egoizm
> i obojętność, i też zacisnąć pasa poprzez np. podzielenie się pracą
> z innymi, tak żeby w minimalnym zakresie wystarczyło jej dla
> wszystkich chętnych. Bo jeśli doprowadzą do tego, że poważna
wiesz, to brzmi jak ideologia klasykow komunizmu.
slowo daje.
szkoda, ze nierealizowalna.
> > > Ktoś mi może zarzucić, że całe te moje wypociny są tylko
> > > bezpłodnym narzekaniem, bo na żadne radykalne posunięcia,
> > > typu np. wielkich robót publicznych, nie ma po prostu pieniędzy.
> > > Ale nawet jeśli tak jest, to zawsze możliwe jest inne rozwiązanie,
> > > nie wymagające żadnych pieniędzy, a jedynie przezwyciężenia
> > > przez społeczeństwo własnego egoizmu. Wystarczyłoby, żeby
> > > pracujący podzielili się pracą z bezrobotnymi (nie pieniędzmi
> > > tylko pracą!) poprzez np. uchwalenie prawa ograniczającego
> > > maksymalny czas pracy do 30 godz. tygodniowo (oczywiście
> > > z proporcjonalnym zmniejszeniem zarobków). Bezrobocie
> > > zniknęłoby wtedy jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej,
> >
> > ty naprawde wierzysz w to, co tutaj napisales?
> > czy to tylko taki zart?
>
>
> Nie bardzo rozumiem dlaczego uznajesz to za żart. Przecież
dlatego, ze jest to zupelnie nierealizowalne w rzeczywistosci.
po dobroci nie przekonasz ludzi, zeby sie bezinteresownie swoja praca
z kims podzielili.
jak swiat swiatem, do tego zawsze potrzeba bylo sily - na skale
masowa.
o takiej tutaj mnowisz.
a to znaczy wprowadzenie dyktatury - bo jak inaczej wymoc na
wiekszosci to, co chcesz?
naprawde wierzysz, ze to sie tak da "po dobroci" i przekonac?
juz zapomniales wszystko z historii wspolczesnej?
zwlaszcza to, jak sie bogaci z biednymi "dzielili" swoim majatkiem, w
kraju takim jak zwiazek radziecki, a potem w innych socjalistycznych
panstwach?
naprawde ci sie wydaje, ze to jest droga na wyjscie z kryzysu?
i ze co, ma to nastapic tak nagle, tak zaraz - ze nie ma nawet sensu
dla jednostki szukac po prostu sobie pracy i kombinowac, jakby tutaj
sie utrzymac?
> obecna sytuacja na rynku pracy przypomina stan klęski żywiołowej
> albo wojny (kiedy wielu ludzi traci cały dorobek życia).
> W takich sytuacjach w każdym ustroju wprowadza się środki
> nadzwyczajne, np. racjonowanie żywności, żeby wszyscy mogli
> przeżyć. A teraz takim niezbędnym do przeżycia produktem,
> którego nie wystarcza dla wszystkich, jest praca. Dlatego
> przy braku lepszych (i możliwych do szybkiego wprowadzenia!)
> rozwiązań, powinna być racjonowana.
kto ja bedzie racjonowal, na podstawie jakich kreyteriow ? skad wziac
sily wykonawcze, co wymusza na ludziach rezygnacje z pracy na rzecz
innych?
czy ty sie w ogole zastanowiles chociaz troche nad praktyczna strona
twojego pomyslu?
--
Nina Mazur Miller
n...@p...ninka.net
http://pierdol.ninka.net/~ninka/
-
15. Data: 2002-11-23 13:36:28
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>
Użytkownik TS <f...@o...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:armab9$e6o$...@n...onet.pl...
> I tu doskonale widać kto ma szansę żeby coś w życiu (zawodowym oczywiście)
> osiągnąć, a kto nie.
> Pan Wojciech poradzi sobie w każdej sytuacji, prędzej czy później znajdzie
> dla siebie rozwiązania, a Pan do końca życia będzie narzekał, jaki to zły
> system, wstrętni pracodawcy, mafia, mosad i ufoludki.
Ja narzekałem na "wstrętnych pracodawców"? Chyba Pan pomylił
mój tekst z jakimś innym. Ja wyraźnie napisałem, że do pracodawców
nie można mieć pretensji, bo ze swojego p. widzenia działają
zupełnie racjonalnie. Natomiast winna jest absurdalna sytuacja
na rynku pracy, na którą nie powinno się tylko "narzekać do końca
życia" (jak mi Pan imputuje), tylko wszelkimi dopuszczalnymi
w demokracji środkami nacisku na ludzi rządzących tym krajem
starać się ją jak najszybciej zmienić. A to że możliwości takich zmian są,
starałem się wykazać w tym nieco przydługim tekście (niestety
chyba na tyle długim, że nie wszyscy mieli cierpliwość
go dokładnie przeczytać:-)). Na przeszkodzie stoi tylko egoizm
ludzi, którzy potrafili jakoś się urządzić się w nowej rzeczywistości,
i mają gdzieś to, że inni tracą w ogóle środki do życia.
Ale jest to krótkowzroczny egoizm, chyba że komuś odpowiada
perspektywa życia w kraju, w którym ulice pełne są ludzi
nie mających nic do stracenia, a zwłaszcza nie bojących się
więzienia, bo wielu może w końcu uznać więzienny wikt za jedyny
sposób na przeżycie.
> Pracodawcy wolą żółtodziobów z optymistycznym podejściem, niż
doświadczonych
> pesymistów.
Nie wątpię, że pracodawcy wolą ludzi potulnie biorących udział
w organizowanych przez nich "wyścigach szczurów", niż tych
krytykujących system. Komuniści też woleli ludzi przystosowujących
się do tamtej rzeczywistości, i w tym celu np. wstępujących do PZPR
i z optymizmem robiących tam karierę, od krytykujących tamten ustrój,
a już nie daj Boże, chcących go zmienić, albo przynajmniej
zreformować.
A co do tego, że w każdym ustroju ludzie przystosowujący się
mają znacznie większe szanse na pomyślność osobistą od
kontestujących rzeczywistość, nie trzeba mnie przekonywać.
Sam o tym doskonale wiem.
Ale chyba przesadą jest uważanie tych pierwszych za konstruktywnych
optymistów, a tych drugich za jałowych pesymistów.
Pozdrawiam
Artur
-
16. Data: 2002-11-23 19:28:44
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>
Użytkownik Nina M. Miller <n...@p...ninka.net> w wiadomości do grup
dyskusyjnych napisał:m...@p...ninka.net...
[...]
> wiesz, to brzmi jak ideologia klasykow komunizmu.
O rany, ale przesadzasz! Przecież ja nie nawołuję do żadnych
generalnych zmian ustroju, żadnych rewolucji. Uważam tylko,
że jedna prosta zmiana tego ustroju jest niezbędna, żeby można
go było nazwać kapitalizmem "z ludzką twarzą", bo narazie,
w każdym razie w polskim wydaniu (a może również i np.
południowoamerykańskim), jest to kapitalizm "z wilczą twarzą".
A ta prosta zmiana to zapisanie np. w konstytucji, że jednym
z podstawowych obowiązków państwa jest niedopuszczanie do tego,
żeby bezrobocie przekraczało np. 5% (tak jak teraz ma obowiązek
niedopuszczania do określonego deficytu budżetowego). I że do
realizacji tego celu ma podstawowy instrument w postaci
możliwości ustalania maksymalnego dozwolonego czasu pracy
dla jednego pracownika. W zależności od sytuacji na rynku pracy
może to być np. 40, 35, 30 godz. tygodniowo, itp. A odpowiednie
służby państwowe, które teraz kontrolują, czy firmy przestrzegają
przepisów BHP, albo czy nie zatruwają środowiska, teraz,
oprócz tego kontrolowałyby czy ktoś nie odbiera swoim rodakom
pracy poprzez zatrudnianie się w większym wymiarze niż to jest dozwolone.
> po dobroci nie przekonasz ludzi, zeby sie bezinteresownie swoja praca
> z kims podzielili.
> jak swiat swiatem, do tego zawsze potrzeba bylo sily - na skale
> masowa.
> o takiej tutaj mnowisz.
>
> a to znaczy wprowadzenie dyktatury - bo jak inaczej wymoc na
> wiekszosci to, co chcesz?
> naprawde wierzysz, ze to sie tak da "po dobroci" i przekonac?
A jednak Amerykanie i Roosevelt dogadali się, bez wprowadzania
dyktatury i bez używania siły. I chyba bogatsza część społeczeństwa
musiała zgodzić się na oddanie, w postaci podatków, części swych
dochodów na sfinansowanie tych wielkich robót publicznych.
Czyli podzieliła się z bezrobotnymi nawet nie pracą, ale swymi
pieniędzmi. A dzielenie się pieniędzmi jest zawsze trudniejsze niż
dzielenie się pracą. Czyli, że nie są to tylko mrzonki.
> i ze co, ma to nastapic tak nagle, tak zaraz - ze nie ma nawet sensu
> dla jednostki szukac po prostu sobie pracy i kombinowac, jakby tutaj
> sie utrzymac?
Nigdzie nic takiego nie napisałem. Nie mam zamiaru nikogo
zniechęcać do wydobywania się z kryzysu na własną rękę.
Tym nie mniej uważam, że bezrobotni, oprócz indywidualnych
wysiłków w celu znalezienia pracy, powinni organizować się
w grupę nacisku, taką jak rolnicy czy górnicy i walczyć
np. o takie rozwiązania jak proponuję.
> > obecna sytuacja na rynku pracy przypomina stan klęski żywiołowej
> > albo wojny (kiedy wielu ludzi traci cały dorobek życia).
> > W takich sytuacjach w każdym ustroju wprowadza się środki
> > nadzwyczajne, np. racjonowanie żywności, żeby wszyscy mogli
> > przeżyć. A teraz takim niezbędnym do przeżycia produktem,
> > którego nie wystarcza dla wszystkich, jest praca. Dlatego
> > przy braku lepszych (i możliwych do szybkiego wprowadzenia!)
> > rozwiązań, powinna być racjonowana.
>
> kto ja bedzie racjonowal, na podstawie jakich kreyteriow ? skad wziac
> sily wykonawcze, co wymusza na ludziach rezygnacje z pracy na rzecz
> innych?
Nie potrzeba żadnego specjalnego aparatu, czy kryteriów racjonowania
(ja tylko użyłem luźnego porównania z racjonowaniem żywności).
Wystarczy, jak napisałem wyżej, odpowiednio ograniczać maksymalny
dozwolony czas pracy dla jednej osoby. I to wystarczy, pracodawcy
nie będą mieli innej możliwości uzupełnienia ubytku siły roboczej,
jak tylko poprzez zatrudnienie większej liczby osób.
> czy ty sie w ogole zastanowiles chociaz troche nad praktyczna strona
> twojego pomyslu?
Starałem się, a jeśli Cię moje wywody nie przekonują, to jest mi
bardzo smutno z tego powodu :-(
Pozdrawiam
Artur
-
17. Data: 2002-11-23 21:22:44
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: No Name <v...@w...pl>
> [...]
>> wiesz, to brzmi jak ideologia klasykow komunizmu.
>
> O rany, ale przesadzasz! Przecież ja nie nawołuję do żadnych
> generalnych zmian ustroju, żadnych rewolucji.
(...)
> A ta prosta zmiana to zapisanie np. w konstytucji, że jednym
> z podstawowych obowiązków państwa jest niedopuszczanie do tego,
> żeby bezrobocie przekraczało np. 5% (tak jak teraz ma obowiązek
> niedopuszczania do określonego deficytu budżetowego). I że do
> realizacji tego celu ma podstawowy instrument w postaci
> możliwości ustalania maksymalnego dozwolonego czasu pracy
> dla jednego pracownika.
To nie tylko brzmi jak ideologia komunistyczna, ale jest jedną z
interpretacji. Przeświadczenie, że można zapewnić ludziom pracę
odgórnie, ustawowo było jedną z podwalin komunizmu. Budżet państwa można
policzyć i założyć, że nie wyda się więcej, niż ileś procent ponad
szacowane wpływy. Bezrobocie nie jest parametrem, który można
zadekretować ustawowo na określonym poziomie. Z równym skutkiem możnaby
ustawowo regulować zysk przedsiębiorstw. Tak ortodoksyjny nie był ani
Lenin ani Stalin, sądzę, że nawet Pan Prezydent i Pan Premier będąc w
Twoim wieku mimo lewicowego zapału nie podzielali tak radykalnych
zapatrywań na sposoby kształtowania rzeczywistości.
(...)
> A odpowiednie
> służby państwowe, które teraz kontrolują, czy firmy przestrzegają
> przepisów BHP, albo czy nie zatruwają środowiska, teraz,
> oprócz tego kontrolowałyby czy ktoś nie odbiera swoim rodakom
> pracy poprzez zatrudnianie się w większym wymiarze niż to jest dozwolone.
Po pierwsze jest to fizycznie nierealizowalne, przynajmniej nie przy
obecnym stanie budżetu i kondycji firm.
Po drugie inspekcje robotniczo-chłopskie już były i się nie sprawdziły.
Po trzecie zbyt restrykcyjne prawo rodzi jedynie korupcję.
Po czwarte zapłaciłem w zeszłym roku ponad 70 tys podatku. W chwili
obecnej mam pracę dla kilku osób i mam na nią kilku chętnych. Te osoby
nie dostaną pracy, dopóki nie zarobię na to , by im mieć czym zapłacić,
zanim sami nie zarobią na siebie. Sądzisz, że proponowana przez iebie
ustawa by coś pomogła?
Pzdr: Dogbert
-
18. Data: 2002-11-24 20:35:48
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>
Użytkownik No Name <v...@w...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:arorj5$n4g$...@n...tpi.pl...
[...]
> To nie tylko brzmi jak ideologia komunistyczna, ale jest jedną z
> interpretacji. Przeświadczenie, że można zapewnić ludziom pracę
> odgórnie, ustawowo było jedną z podwalin komunizmu. Budżet państwa można
> policzyć i założyć, że nie wyda się więcej, niż ileś procent ponad
> szacowane wpływy. Bezrobocie nie jest parametrem, który można
> zadekretować ustawowo na określonym poziomie. Z równym skutkiem możnaby
> ustawowo regulować zysk przedsiębiorstw.
To jakieś totalne nieporozumienie. Nikt nie ma zamiaru "dekretować
bezrobocia na określonym poziomie", tylko je zmniejszać do
akceptowalnego poziomu za pomocą ściśle określonego instrumentu.
Ale najlepiej rozpatrzeć konkretny przykład:
Załóżmy, że już działa takie prawo jak proponuję.
Rząd stwierdza, że aktualnie stopa bezrobocia wynosi prawie 20%,
więc ogłasza, że od 1.01.2003 maksymalny dozwolony czas pracy
wynosi nie 40 tylko 32 godz. tygodniowo (oczywiście przy utrzymaniu
tej samej stawki godzinowej). Firmom, które będą zatrudniały
pracowników w większym wymiarze grożą kary takie jak przy
przestępstwach podatkowych. Załóżmy dalej, że zatrudniasz
obecnie 12 pracowników, co w sumie daje 480 roboczogodzin/tydz.
Łatwo stwierdzisz, że aby utrzymać dotychczasowy poziom
produkcji (lub usług) potrzeba Ci teraz będzie 480/32 = 15
pracowników. Dajesz więc ogłoszenie, że od 1.01 przyjmiesz
3 dodatkowych pracowników. I podobnie postępują setki tysięcy
innych firm, a bezrobocie znika, jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki.
Dla Ciebie, jako pracodawcy, wiąże się to niewątpliwie z jakimiś
kłopotami i kosztami, ale jest na pewno mniej dotkliwe, niż gdyby
np. podnieść podatki o 20% w celu sfinansowania wielkich robót
publicznych, lub na radykalne zwiększenie zasiłków umożliwiających
bezrobotnym godną egzystencję.
Najbardziej uderza to w obecnych pracowników, którzy tracą
ponad 20% dotychczasowych zarobków (i dlatego, jak napisałem
gdzie indziej, żaden z polityków, a nawet Kościół, nawet się
nie zająknie nt. takiego rozwiązania - jedyne co ma do zaproponowania
to modły za bezrobotnych). A tymczasem jest to w czystej postaci
realizacja zasady solidarności społecznej (nie żadnego ortodoksyjnego
komunizmu, jak kilka osób usiłuje mi imputować). Tej samej
zasady, która nakazuje wprowadzić racjonowanie żywności
podczas np. trzęsienia ziemi, żeby wszyscy mogli przeżyć,
a nie spokojnie patrzeć, jak "zaradna" część ludności nie odmawia
sobie niczego, jakby nie było żadnej klęski żywiołowej, a pozostali
umierają z głodu (zdaje się, że nie gdzie indziej, tylko w Polsce,
w ostatnim ćwierćwieczu, słowo "Solidarność" zrobiło oszałamiającą
karierę, niestety jest rozumiane b. wąsko, jako tylko i wyłącznie
solidarność w walce z "komuną").
Przecież podczas takiego kryzysu ludzie tracą mieszkania i dorobek
całego życia (bo muszą go przejadać) dokładnie tak samo jak
podczas np. powodzi. A jeśli jeszcze uwzględnić demoralizację
młodzieży, która nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca
w społeczeństwie często schodzi na drogę przestępstwa, to okaże się,
że straty są jeszcze większe niż podczas prawdziwego kataklizmu.
Dlatego taka sytuacja w pełni uzasadnia użycie środków
nadzwyczajnych.
Myślę, że gdyby uznane w Polsce autorytety (a zwłaszcza
ten jeden niekwestionowany, który ponoć jest też b. niezadowolony
z obecnego oblicza kapitalizmu) chciały lansować takie rozwiązanie,
to nawet duża część mających obecnie pracę dała by się przekonać.
Przecież teraz wiele pracujących osób żyje w wiecznym strachu,
że też niedługo stracą pracę, i żeby tego uniknąć często muszą
się poniżać przed swoimi szefami i brać udział w poniżającym
"wyścigu szczurów" i lizusostwie w pracy. A tak wiedzieliby,
że nawet jeśli przyjdzie recesja, to najgorsze czego mogą się obawiać,
to przejściowe obniżenie zarobków o kilkanaście do 25%.
Oczywiście, że w tym okresie trzeba by zacisnąć pasa,
odłożyć plany zakupu nowego samochodu czy wycieczki
zagranicznej na lepsze czasy, ale miało by się za to więcej czasu
dla rodziny, nadrobienie zaległości w czytaniu książek, zdobycie
nowych, lepiej płatnych kwalifikacji, itp. A potem, po nadejściu
następnego cyklu dobrej koniunktury, można by się znowu "odkuć"
finansowo.
Przecież takie posunięcie likwiduje największą wadę kapitalizmu.
To przede wszystkim ta wada powoduje, że tak wielu Polaków
uważa, że jednak w PRL-u żyło się lepiej.
[...]
> Tak ortodoksyjny nie był ani
> Lenin ani Stalin, sądzę, że nawet Pan Prezydent i Pan Premier będąc w
> Twoim wieku mimo lewicowego zapału nie podzielali tak radykalnych
> zapatrywań na sposoby kształtowania rzeczywistości.
No nie, przypisywanie mi tej ortodoksji wynika chyba z nieporozumienia.
Jeśli proponowane przeze mnie wymuszone dzielenie się z innymi
ludźmi pracą uznać za ortodoksyjny komunizm, to jak w takim razie
nazwać powszechne w całym kapitalistycznym świecie dzielenie się
z innymi ludźmi pieniędzmi poprzez płacenie podatków? Superkomunizmem?
Chyba mniej boli zrezygnowanie, na rzecz kogoś, z części swoich
zarobków, jeśli wiadomo, że ten ktoś będzie jednak musiał sam
na te pieniądze zapracować (a samemu będzie się, dzięki temu,
miało więcej czasu dla siebie i rodziny), niż oddanie komuś
(poprzez podatek) pieniędzy, które już się samemu w pocie czoła zarobiło?
[...]
> > A odpowiednie
> > służby państwowe, które teraz kontrolują, czy firmy przestrzegają
> > przepisów BHP, albo czy nie zatruwają środowiska, teraz,
> > oprócz tego kontrolowałyby czy ktoś nie odbiera swoim rodakom
> > pracy poprzez zatrudnianie się w większym wymiarze niż to jest
> > dozwolone.
>
> Po pierwsze jest to fizycznie nierealizowalne, przynajmniej nie przy
> obecnym stanie budżetu i kondycji firm.
> Po drugie inspekcje robotniczo-chłopskie już były i się nie sprawdziły.
A dlaczego akurat to kojarzy Ci się z inspekcjami robotniczo-chłopskimi,
a np. kontrole skarbowe uważasz za coś normalnego?
> Po trzecie zbyt restrykcyjne prawo rodzi jedynie korupcję.
Myślę, że w tym wypadku bodźce do podejmowania ryzyka naruszania
takich przepisów (przez pracodawców) byłyby znacznie mniejsze niż
do unikania płacenia podatków lub składek ZUS. Przecież finansowo
pracodawca prawie nic nie zyska na tym, że zatrudni 12 osób w większym
wymiarze zamiast 15 w mniejszym.
> Po czwarte zapłaciłem w zeszłym roku ponad 70 tys podatku. W chwili
> obecnej mam pracę dla kilku osób i mam na nią kilku chętnych. Te osoby
> nie dostaną pracy, dopóki nie zarobię na to , by im mieć czym zapłacić,
> zanim sami nie zarobią na siebie. Sądzisz, że proponowana przez iebie
> ustawa by coś pomogła?
Niestety, w tej sprawie nic by nie pomogła. Cały sens mojej propozycji
sprowadza się do tego, żeby generowane przez (kapitalistyczną!) gospodarkę
możliwości pracy uznać za towar deficytowy i jednocześnie niezbędny
do życia, a wysokie bezrobocie uznawać za klęskę porównywalną
z klęskami żywiołowymi. I że wyższa konieczność nakazuje, żeby
w celu zwalczania takich klęsk państwo mogło ingerować w gospodarkę
rynkową wymuszając taki podział istniejących możliwości pracy, żeby
wystarczyło jej dla wszystkich zdolnych i chętnych do pracy, ale tylko
w takim wymiarze na jaki pozwala aktualna relacja pomiędzy
globalnymi zasobami pracy a liczbą potencjalnych pracowników.
Oczywiście, w praktyce takie prawo mogłoby być znacznie bardziej
precyzyjne, np. mogło by ustalać różne maksymalne dozwolone
czasy pracy dla różnych zawodów i regionów kraju.
Pozdrawiam
Artur
-
19. Data: 2002-11-25 11:23:33
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: jd <j...@s...pl>
Artur Lato wrote:
> Ale absurd obecnej sytuacji polega
> na tym, ?e nigdzie nie potrzeba pracowników, w ?adnym zawodzie
> i w ?adnym regionie kraju.
To nieprawda. Sa zawody i specjalnosci, w ktorych pracownicy sa autencznie
poszukiwani.
Inna sprawa, ze jest ich niewiele, ale mimo wszystko sa.
jd
-
20. Data: 2002-11-25 11:31:58
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>
Użytkownik jd <j...@s...pl> w wiadomooci do grup dyskusyjnych
napisał:3...@s...pl...
> Artur Lato wrote:
>
> > Ale absurd obecnej sytuacji polega
> > na tym, że nigdzie nie potrzeba pracowników, w żadnym zawodzie
> > i w żadnym regionie kraju.
>
> To nieprawda. Sa zawody i specjalnosci, w ktorych pracownicy sa autencznie
> poszukiwani.
>
> Inna sprawa, ze jest ich niewiele, ale mimo wszystko sa.
A móglbys podac jakies przyklady?
Pozdrawiam
Artur