-
1. Data: 2002-11-22 13:29:46
Temat: Cos w rodzaju podsumowania
Od: Wojciech Skrzypinski <u...@h...pl>
Witajcie,
Ze wzgledu na brak czasu, postanowilem ograniczyc do minimum swoj udzial
w zyciu grupy. Zdegustowalem sie rowniez kilkoma tematami :-) Np. dyskusja
na temat znajomosci przeistoczyla sie w wyliczanke kilku informatykow - kto
szybciej nauczy sie Cobola czy innego C. Zdziwilo mnie tez, ze trzeba bylo
kilkudziesieciu postow , aby niektorzy zrozumieli jaka jest roznica
pomiedzy znajomoscia i zdrowa rekomendacja, a "wkrecaniem po znajomosci";
...pomiedzy networkingiem, a ukladami spod ciemnej gwiazdy :-) Z wielu
Waszych postow bije oskarzycielski ton wynikajacy ze zmeczenia, frustracji,
negatywnego nastawienia. Czas cos zmienic ...najlepiej zaczynajac od
siebie, bo to jakie bedzie Wasze zycie zalezy w glownej mierze od Was
samych - a nie od "zlych pracodawcow", panstwa, pogody itd. Wiem, ze nie
jest lekko i sam odczuwam to na wlasnej skorze ...ale przeszkody to w koncu
naturalna rzecz. Zeby nie bylo nieporozumien, nie kieruje tego do zadnej
konkretnej osoby, takie przemyslenia nasunely mi sie po analizie
"materialu" w postaci kilkuset postow. Jednoczesnie chcialem pogratulowac
postawy kilku osobom, z Nina na czele. Z praca czy bez niej - jestescie
moim zdaniem na najwlasciwszej drodze do osiagniecia sukcesu.
...czego zycze Wam wszystkim, bez wyjatku
Wojtek
-
2. Data: 2002-11-22 14:29:55
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: No Name <v...@w...pl>
> Ze wzgledu na brak czasu, postanowilem ograniczyc do minimum swoj udzial
> w zyciu grupy.
Mam nadzieję, że ten brak czasu, to z okazji dobrej pracy, czego Ci
życzę (aby nie była cięższa od spania, a lżejsza od powietrza ;-) ).
Co do samego wątku, a szczególnie roli znajomości - to czasem są one
wręcz szkodliwe. Mój przyjaciel przystąpił do "atrakcyjnej" spółki ze
znaną mu osobą i osoba ta oszukała go. W chwili obecnej grozi mu
konfiskata majątku i 15 lat pudła. Osobę, która go tak urządziła znał od
lat dwudziestu i darzył pełnym zaufaniem. Mnie parę razy znajomości
również wyszły bokiem, bo uśpiły proletariacką czujność.
Kilkakrotnie zmieniałem dobrą pracę, a moi znajomi i rodzina pukali się
w czoło. Osiągnąłem efekt taki, że mam własną firmę, która reprezentuje
jednego z najlepszych producentów w branży na świecie. Koledzy, którzy
nie podejmowali ryzyka są tam, gdzie byli. Nie każdy chce podejmować
ryzyko zmiany wtedy, gdy jest mu dobrze, albo przynajmniej tak mu się
wydaje. Cena za jego podjęcie(życie osobiste, nie popłacone rachunki,
wezwania do zapłaty) jest wysoka, ale alternatywą jest wegetacja i brak
perspektyw - bo taka jest rola pracownika etatowego we współczesnym
łańcuchu pokarmowym - chyba, że ktoś ma bogatych i hojnych rodziców, w
połaczeniu z niewielkimi wymaganiami.
Nie zmienia to faktu, że znacząca część pracodawców, to zwykłe szuje i
bynajmniej nie pczuwam się do solidarności z nimi.
Pzdr: Dogbert
-
3. Data: 2002-11-22 14:53:08
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: "Ania" <l...@p...onet.pl>
Użytkownik "No Name" <v...@w...pl> napisał w wiadomości
news:arlf12$s2i$1@news.tpi.pl...
> > Ze wzgledu na brak czasu, postanowilem ograniczyc do minimum swoj udzial
> > w zyciu grupy.
>
> Mam nadzieję, że ten brak czasu, to z okazji dobrej pracy, czego Ci
> życzę (aby nie była cięższa od spania, a lżejsza od powietrza ;-) ).
>
> Co do samego wątku, a szczególnie roli znajomości - to czasem są one
> wręcz szkodliwe. Mój przyjaciel przystąpił do "atrakcyjnej" spółki ze
> znaną mu osobą i osoba ta oszukała go. W chwili obecnej grozi mu
> konfiskata majątku i 15 lat pudła. Osobę, która go tak urządziła znał od
> lat dwudziestu i darzył pełnym zaufaniem. Mnie parę razy znajomości
> również wyszły bokiem, bo uśpiły proletariacką czujność.
>
> Kilkakrotnie zmieniałem dobrą pracę, a moi znajomi i rodzina pukali się
> w czoło. Osiągnąłem efekt taki, że mam własną firmę, która reprezentuje
> jednego z najlepszych producentów w branży na świecie. Koledzy, którzy
> nie podejmowali ryzyka są tam, gdzie byli. Nie każdy chce podejmować
> ryzyko zmiany wtedy, gdy jest mu dobrze, albo przynajmniej tak mu się
> wydaje. Cena za jego podjęcie(życie osobiste, nie popłacone rachunki,
> wezwania do zapłaty) jest wysoka, ale alternatywą jest wegetacja i brak
> perspektyw - bo taka jest rola pracownika etatowego we współczesnym
> łańcuchu pokarmowym - chyba, że ktoś ma bogatych i hojnych rodziców, w
> połaczeniu z niewielkimi wymaganiami.
> Nie zmienia to faktu, że znacząca część pracodawców, to zwykłe szuje i
> bynajmniej nie pczuwam się do solidarności z nimi.
>
> Pzdr: Dogbert
Amen! Stara prawda głosi że z rodziną i ze znajomymi to najlepiej się na
zdjęciach wychodzi. A co do zgoszkniałości i ogólnego zniechęcenia to sama
dyskusja o tym jak to jest źle i wogóle niczego jeszcze nie załatwi.
Ja tam miałam dobrą pracę, w wieku 21 lat byłam na dość odpowiedzialnym
stanowisku w duzym międzynarodowym banku, ale wicie co? To nie było takie
piękne jak się wydawało. Płacili mi tyle ile musieli, a ja musiałam wszystko
(włącznie z obmyslaniem strategii działania nocami). Dlatego brak pracy jest
lepszy niż bylejaka praca i wychodząc z tego założenia byłam pierwszą osoba
w dziesięcioletniej historii banku która z własnej woli złożyła
wypowiedzienie. Teraz pracuję na własny rachunek i wszystkich którzy kiedyś
stali nade mną i patrzyli mi na ręce mam gdzieś. I wiecie co? To oni teraz
są na moich usługach, bo muszą się do mnie usmiechać z za szklanego pudełka
kasy o wymiarach 2x2. Dlatego apeluję o ożywienie ducha przedsiębiorczości,
bo pieniądze naprawdę lezą na ulicy...
Z wyrazami ubolewania
Ania
>
-
4. Data: 2002-11-22 16:12:55
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: Wojciech Skrzypinski <u...@h...pl>
No Name <v...@w...pl> wrote in news:arlf12$s2i$1@news.tpi.pl:
[wybacz, ze przekonwertuje pliterki, ale moj czytnik jest uposledzony]
> Mam nadzieje, ze ten brak czasu, to z okazji dobrej pracy, czego Ci
> zycze (aby nie byla ciezsza od spania, a lzejsza od powietrza ;-)
Wbrew przesadom podziekuje :-)
> Mnie pare razy znajomosci rowniez wyszly bokiem, bo uspily proletariacka
> czujnosc.
Sam ostatnio zerwalem jedna toksyczna znajomosc z dawnych czasow...
Ja mam dosc specyficzne zasady. Mowia one : nie wchodzic z nikim w spolki, nie
zyrowac
kredytow - a jesli sie kiedys ozenie - pelna podzielnosc majatkowa... :-) Cos jak
zasada
ograniczonego zaufania wpajana na kursie prawa jazdy.
> Kilkakrotnie zmienialem dobra prace, a moi znajomi i rodzina pukali sie
> w czolo. Osiagnalem efekt taki, ze mam wlasna firme, która reprezentuje
> jednego z najlepszych producentow w branzy na swiecie.
Gratuluje !
Kilka miesiecy temu rowniez odszedlem z pracy na wlasne zyczenie. "Dobra praca" jest
pojeciem wzglednym - dla otoczenia jest dobra, bo np. niezle sie zarabia ...mi
natomiast
calkowicie zabraklo iskry, mozliwosci samospelnienia. Na razie wykluczam mozliwosc
prowadzenia wlasnej dzialalnosci, mam doswiadczenie korporacyjne i chce rozwijac sie
na
swoj sposob.
> Nie kazdy chce podejmowac ryzyko zmiany wtedy, gdy jest mu dobrze, albo
> przynajmniej tak mu sie wydaje. Cena za jego podjecie (zycie osobiste,
> nie poplacone rachunki, wezwania do zaplaty) jest wysoka, ale alternatywa
> jest wegetacja i brak perspektyw - bo taka jest rola pracownika
> etatowego we wspolczesnym lancuchu pokarmowym - chyba, ze ktos ma bogatych
> i hojnych rodzicow, w polaczeniu z niewielkimi wymaganiami.
Jesli dobrze rozumiem, to mowisz o przejsciu z typowego etatu na prowadzenie wlasnej
dzialalnosci ? Wiesz... co kto lubi, praca w korporacji nie jest dla wszystkich, tak
samo jak
posiadanie wlasnej firmy. Mnie to drugie zupelnie nie "kreci"...
Cena rezygnacji z pracy nie musi byc wysoka jesli :
a.) juz pracujac, sfinalizuje sie poszukiwania kolejnej pracy
b.) czlowiek finansowo i psychicznie przygotuje sie na to
Mi to pierwsze sie nie udalo (choc wygladalo, ze wszystko jest OK). Kilka miesiecy
bez pracy
pozwala czlowiekowi lepiej zastanowic sie na soba. Oczywiscie jesli ktos analizuje
swoje
dzialania i wyciaga odp. wnioski, a nie porusza sie wylacznie z fala. A konczace sie
oszczednosci po x miesiacach sa niezlym bodzcem do nie rozleniwiania sie :-))
Pozdrawiam,
Wojtek
-
5. Data: 2002-11-22 16:16:09
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: Wojciech Skrzypinski <u...@h...pl>
"Ania" <l...@p...onet.pl> wrote in news:arlgjf$dle$1@news.tpi.pl:
[wybacz, ze przekonwertuje pliterki, ale moj czytnik jest uposledzony]
> Ja tam mialam dobra prace, w wieku 21 lat bylam na dosc
> odpowiedzialnym stanowisku w duzym miedzynarodowym banku, ale wicie
> co? To nie bylo takie piekne jak sie wydawalo. Placili mi tyle ile
> musieli, a ja musialam wszystko (wlacznie z obmyslaniem strategii
> dzialania nocami).
Oj, chyba sie odezwe do Ciebie na priv - bylem w bardzo podobnej sytuacji... Moze
nawet pracowalismy w tej samej firmie ? :-)
Wojtek
-
6. Data: 2002-11-22 19:44:39
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: "news.tpi.pl" <u...@s...pl>
Użytkownik "No Name" <v...@w...pl> napisał w wiadomości
news:arlf12$s2i$1@news.tpi.pl...
[cut]
> Kilkakrotnie zmieniałem dobrą pracę, a moi znajomi i rodzina pukali się
> w czoło. Osiągnąłem efekt taki, że mam własną firmę, która reprezentuje
> jednego z najlepszych producentów w branży na świecie. Koledzy, którzy
> nie podejmowali ryzyka są tam, gdzie byli. Nie każdy chce podejmować
> ryzyko zmiany wtedy, gdy jest mu dobrze, albo przynajmniej tak mu się
> wydaje. Cena za jego podjęcie(życie osobiste, nie popłacone rachunki,
> wezwania do zapłaty) jest wysoka, ale alternatywą jest wegetacja i brak
> perspektyw - bo taka jest rola pracownika etatowego we współczesnym
> łańcuchu pokarmowym - chyba, że ktoś ma bogatych i hojnych rodziców, w
> połaczeniu z niewielkimi wymaganiami.
> Nie zmienia to faktu, że znacząca część pracodawców, to zwykłe szuje i
> bynajmniej nie pczuwam się do solidarności z nimi.
>
> Pzdr: Dogbert
Swiete slowa Dogbercie, swiete!
pozdrowko.
Ula
-
7. Data: 2002-11-22 20:49:36
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>
Użytkownik Wojciech Skrzypinski <u...@h...pl> w wiadomości do grup
dyskusyjnych napisał:X...@2...85.112.
42...
[...]
> Z wielu
> Waszych postow bije oskarzycielski ton wynikajacy ze zmeczenia,
frustracji,
> negatywnego nastawienia. Czas cos zmienic ...najlepiej zaczynajac od
> siebie, bo to jakie bedzie Wasze zycie zalezy w glownej mierze od Was
> samych - a nie od "zlych pracodawcow", panstwa, pogody itd. Wiem, ze nie
> jest lekko i sam odczuwam to na wlasnej skorze ...ale przeszkody to w
koncu
> naturalna rzecz.
[...]
Niestety, mam inne zdanie na ten temat. Takie zachęcanie do pozytywnego
myślenia, bo niby sytuacja ogólna jest OK, a w każdym razie normalna,
jest odwracaniem uwagi od najważniejszej sprawy, mianowicie od tego,
że sytuacja na rynku pracy jest nie do zniesienia, i potrzebne są naprawdę
poważne i radykalne posunięcia w skali całego kraju, żeby to zmienić.
Wyobraźmy sobie, że przenieśliśmy się w czasy PRL-u i wściekamy się,
że nie możemy bez znajomości kupić papieru toaletowego. Słusznie
dojdziemy do wniosku, że winien jest głupi system gospodarczy i trzeba
go zmienić, a przynajmniej radykalnie zreformować. I raczej nie posłuchamy
tych, którzy będą mówili: "wszystko jest w porządku, trzeba tylko
myśleć pozytywnie, nawiązać znajomość z panienką ze sklepu i papier
da się załatwić".
Tak, komunizm był głupim systemem, zmuszającym ludzi do marnowania
strasznych ilości czasu w kolejkach, ale przecież teraz jest jeszcze
dużo gorzej. Wtedy znajomości tylko ułatwiały życie, ale można
było się bez nich obejść, w końcu można żyć bez telewizora i nawet
bez pralki. A teraz, okazuje się, znajomości są niezbędne do przeżycia
(w każdym razie w okresie recesji).
Nina napisała, że dostała swoją szansę, kiedy zwolniło się miejsce
barmanki, ale gdyby to się działo nie w kraju gdzie jest 5-procentowe
bezrobocie, tylko w obecnej Polsce, to po prostu ta barmanka nigdy
by dobrowolnie nie odeszła z pracy. Trzymałaby się jej kurczowo
wiedząc, że następnej może szukać kilka lat. I tak powstaje błędne
koło - przy małym bezrobociu ludzie często odchodzą z pracy
szukając lepszej. Dzięki temu miejsca pracy zwalniają się na tyle
często, że pracodawcy muszą z konieczności przyjmować ludzi
spoza układów, bez znajomości, a często i bez doświadczenia,
dając w ten sposób szanse na zdobycie tego doświadczenia.
Natomiast w takiej sytuacji jak obecna ci, którzy mieli szczęście
wcześniej załapać się na swoje etaty trzymają się ich kurczowo
i, jak się w końcu jakieś miejsce zwolni, to zgłasza się na nie
kilkuset chętnych. Oczywiście, że w takiej sytuacji pracodawca
przyjmie albo po znajomości, z rekomendacją, albo przynajmniej
kogoś z bardzo dużym doświadczeniem. I oczywiście nie można
mieć do niego pretensji, bo ze swojego punktu widzenia działa
zupełnie racjonalnie. Tylko że ludzie, którzy chcą dopiero zdobyć
to doświadczenie, są w takiej sytuacji bez szans. Kto wie ilu z nich,
z konieczności, trafi w końcu np. do mafii. Oczywiście, nie ma
w tym żadnej winy pracodawców, tylko obecnego systemu.
Chyba niewiele osób zdaje sobie sprawę, że obecne bezrobocie
w Polsce jest już niewiele mniejsze, niż w czasie słynnego
Wielkiego Kryzysu z początku lat 30-tych (wtedy w USA dochodziło
do 25%). A są to czasy, które Amerykanie wspominają pewnie
nie lepiej, niż Polacy okupację hitlerowską. Po kilku latach
społeczeństwo i prezydent Roosevelt zgodnie uznali, że tak
dalej być nie może i zawarli tzw. "new deal", likwidujący
bezrobocie dzięki uruchomieniu wielkich robót publicznych
(m.in. autostrady). A Polacy dziwnie łatwo pogodzili się
z absurdalnym poziomem bezrobocia i zewsząd tylko słychać
głosy nawołujące do pozytywnego myślenia i do bycia
lepszym od innych. Ale to, że Kowalski udowodni, że jest
lepszy od Nowaka, i zostanie przyjęty na jego miejsce,
rozwiązuje tylko problem Kowalskiego, ale w niczym
nie poprawia ogólnej sytuacji. Bezrobocie nie zmniejszy się
przez to ani o jedną osobę. Powiecie, tak, ale w ten sposób
pracę będą mieli ci, którzy najbardziej na nią zasługują.
No tak, ale życie to nie zawody sportowe, miejsce do życia
na naszej planecie powinni mieć nie tylko najlepsi, chyba że
proponujemy tym słabszym zbiorowe samobójstwo.
Ale chyba nie tak miał wyglądać ten nowy wspaniały świat
po obaleniu komunizmu?
Można by jeszcze pogodzić się z taką sytuacją, gdyby ktoś
kto nie wygrał "wyścigu szczurów" jako np. programista
mógł bez problemu znaleźć pracę jako urzędnik, a z kolei nie najlepszy
urzędnik jako robotnik, albo gdyby wystarczyło przeprowadzić
się do innej miejscowości. Ale absurd obecnej sytuacji polega
na tym, że nigdzie nie potrzeba pracowników, w żadnym zawodzie
i w żadnym regionie kraju.
Ktoś mi może zarzucić, że całe te moje wypociny są tylko
bezpłodnym narzekaniem, bo na żadne radykalne posunięcia,
typu np. wielkich robót publicznych, nie ma po prostu pieniędzy.
Ale nawet jeśli tak jest, to zawsze możliwe jest inne rozwiązanie,
nie wymagające żadnych pieniędzy, a jedynie przezwyciężenia
przez społeczeństwo własnego egoizmu. Wystarczyłoby, żeby
pracujący podzielili się pracą z bezrobotnymi (nie pieniędzmi
tylko pracą!) poprzez np. uchwalenie prawa ograniczającego
maksymalny czas pracy do 30 godz. tygodniowo (oczywiście
z proporcjonalnym zmniejszeniem zarobków). Bezrobocie
zniknęłoby wtedy jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej,
a pracodawcy zmuszeni by byli przyjmować do pracy nie tylko
osoby "rekomendowane" i niekoniecznie z dużym doświadczeniem.
Koszty recesji ponosiłoby solidarnie całe społeczeństwo,
a nie przerzucało ich w całości na jego najsłabszą część,
zmuszając wielu ludzi do przeprowadzki do noclegowni
dla bezdomnych z powodu braku możliwości opłacania czynszu.
Ale cóż, dopóki pracujących wyborców będzie jeszcze kilka razy
więcej niż bezrobotnych, żaden polityk nawet nie zająknie się
n.t. takiego rozwiązania.
Wydawałoby się, że na takie rozwiązanie powinien bardzo
naciskać Kościół (zamiast np. na zakaz aborcji). Jakże to pasowałoby
do jego posłannictwa propagowania miłości bliźniego!
To, że tego nie robi świadczy, że jest instytucją nastawioną przede
wszystkim na zysk, i w związku z tym też bardziej mu zależy
na pracującej (i dającej na tacę) większości, zaś bez skrupułów
spisuje swoje najbardziej potrzebujące owieczki na straty.
Zamiast tego biskup Gocłowski mówi, że ludzie, którzy uważają,
że przed 1989 r było lepiej (czyli m.in. bezrobotni bez prawa
do zasiłku i żadnych innych środków do życia!), powinni się
z tego spowiadać.
Pozdrawiam
Artur
-
8. Data: 2002-11-22 21:13:44
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: "frutis" <f...@i...pl>
bardzo mądrze...
dorzucę jeszcze 3 grosze do tych wszystkich słówi na przekór tym którzy
nawołują do brania rzeczy w swoje ręce, niestety nie wszyscy są do tego by
otwierać firmy robić interesy.
Nie wsyscy jesteśmy jednakowo bystrzy i cwani. Oczywiście trzeba sobie
radzić ale gdyby było tak że tylko cwani są górą i mają prawo byc górą to
niestety ale nasz świat nic nie różniłby sięod świata zwirząt gdzie przezywa
silniejsi. Ci lepsi dają pracę słabszym ale wszyscy jesteśmy sobie
potrzebni.
Niestety obecny drakoński kapitalizm pozwala na niszczenie słabszych
(pracodawca -pracownik, firma-firma). nieprawdą jest fakt że wszyscy mamy
równe szanse. Niemamy, ale niech chociaż starajmy się myśleć o wszystkich.
frutis
ps. zresztą, to obszerny temat i trudno w kilku słowach o tym napisać
poprzednik dużo właściwych słów napisał
-
9. Data: 2002-11-22 21:31:32
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: n...@p...ninka.net (Nina M. Miller)
Wojciech Skrzypinski <u...@h...pl> writes:
[..]
> naturalna rzecz. Zeby nie bylo nieporozumien, nie kieruje tego do zadnej
> konkretnej osoby, takie przemyslenia nasunely mi sie po analizie
> "materialu" w postaci kilkuset postow. Jednoczesnie chcialem pogratulowac
> postawy kilku osobom, z Nina na czele. Z praca czy bez niej - jestescie
> moim zdaniem na najwlasciwszej drodze do osiagniecia sukcesu.
>
> ...czego zycze Wam wszystkim, bez wyjatku
dzieki za cieple slowa.
to tak rzadkie na tej grupie, oj rzadkie...
--
Nina Mazur Miller
n...@p...ninka.net
http://pierdol.ninka.net/~ninka/
-
10. Data: 2002-11-22 21:45:54
Temat: Re: Cos w rodzaju podsumowania
Od: n...@p...ninka.net (Nina M. Miller)
"Artur Lato" <a...@p...onet.pl> writes:
[..]
> Niestety, mam inne zdanie na ten temat. Takie zachęcanie do pozytywnego
> myślenia, bo niby sytuacja ogólna jest OK, a w każdym razie normalna,
> jest odwracaniem uwagi od najważniejszej sprawy, mianowicie od tego,
> że sytuacja na rynku pracy jest nie do zniesienia, i potrzebne są naprawdę
> poważne i radykalne posunięcia w skali całego kraju, żeby to zmienić.
nie nie nie!
w pozytywnym mysleniu nie chodzi o to, zeby lekcewazyc rzeczywistosc!
pozytywne myslenie polega na tym, ze trzezwo patrzymy na
rzeczywistosc, zdajemy sobie sprawe z tego, jaka jest sytuacja i ze -
czasami moga byc potrzebne zmiany na poziomie kraju (prawo, kodeksy,
podatki etc.);
i MIMO tego nie osiadamy na laurach, a staramy sie opracowac plan
tego, jak MY sie w takiej rzeczywistosci odnajdziemy.
czy dalej zostajemy w kraju, w ktorym jest tak zle, czy emigrujemy?
jak zostajemy, to co zamierzamy robic? jak?
itp.
nie obraz sie, nie jest moim celem wytykanie ci czegokolwiek, ale w
tym poscie wlasnie zaprezentowales poglad, typowy dla wielu polakow;
ludzie sa tak przygnebieni, sfrstrowani i przybici, ze jedyne o czym
potrafia myslec, to rozprawiac w nieskonczonosc, jak to jest zle i nie
ma szans byc lepiej, bo oni nic nie zmienia.
a w taki sposob to nic sobie nie polepsza!
pomysl - jak taki pesymizm i myslenie w kolko o jednym odbierze
pracodawca?
czy ludzie chca zatrudniac innych ludzi, majacych nastawienie "i tak
sie nie uda"?
[..]
> Nina napisała, że dostała swoją szansę, kiedy zwolniło się miejsce
> barmanki, ale gdyby to się działo nie w kraju gdzie jest 5-procentowe
> bezrobocie, tylko w obecnej Polsce, to po prostu ta barmanka nigdy
> by dobrowolnie nie odeszła z pracy. Trzymałaby się jej kurczowo
ale to sie dzialo w POLSCE!
i wtedy bezrobocie w lublinie bylo prawie 20% bo akurat zawalilo sie
pare wielgachnych panstwowych zakladow i byly masowe zwolnienia!
a barmanka odeszla, bo musiala urodzic dziecko.
po prostu. tu zadnych cudow nie bylo.
> wiedząc, że następnej może szukać kilka lat. I tak powstaje błędne
a tu sie mylisz. na posadach typu barman rotacja jest duza - bo
studenci i inni traktuja to jako prace przejsciowa.
poza tym pracuje sie na godziny, a nie na etat raczej.
[..]
> Chyba niewiele osób zdaje sobie sprawę, że obecne bezrobocie
> w Polsce jest już niewiele mniejsze, niż w czasie słynnego
> Wielkiego Kryzysu z początku lat 30-tych (wtedy w USA dochodziło
> do 25%). A są to czasy, które Amerykanie wspominają pewnie
> nie lepiej, niż Polacy okupację hitlerowską. Po kilku latach
> społeczeństwo i prezydent Roosevelt zgodnie uznali, że tak
> dalej być nie może i zawarli tzw. "new deal", likwidujący
> bezrobocie dzięki uruchomieniu wielkich robót publicznych
> (m.in. autostrady). A Polacy dziwnie łatwo pogodzili się
> z absurdalnym poziomem bezrobocia i zewsząd tylko słychać
> głosy nawołujące do pozytywnego myślenia i do bycia
> lepszym od innych. Ale to, że Kowalski udowodni, że jest
a mozesz mi powiedziec, jaka masz inna wizje?
zaczac organizowac.... co? strajki?
protesty? wyjsc na ulice i zrobic rewolucje?
uwazasz, ze to bedzie lepsze wyjscie, jak sie zaczna rozruchy i poleje
sie krew?
czy moze chcesz w jakis sposob magiczny rozwiazac sejm i sprawic, by
ci wszyscy ludzie, co olewaja polityke szerokim lukiem, nagle sie
zainteresowali i glosowali - wlasnie, na KOGO?
a moze chcesz zalozyc partie, ktora bedzie partia liberalna i wygra
przy obecnej ordynacji wyborczej wybory - i nagle pstryk - zmieni
wszystko?
nie twierdze, ze tego sie nie da zrobic, bo sie daje - ale to sa
zmiany na lATA.
dlugie lata najczesciej.
podales przyklad usa - no to teraz powiedz, ile im czasu zajelo
wychodzenie z tego kryzysu?
a przeciez tam i wola polityczna byla, i panstwo znacznie
zasobniejsze, niz polska!
[..]
> Ktoś mi może zarzucić, że całe te moje wypociny są tylko
> bezpłodnym narzekaniem, bo na żadne radykalne posunięcia,
> typu np. wielkich robót publicznych, nie ma po prostu pieniędzy.
> Ale nawet jeśli tak jest, to zawsze możliwe jest inne rozwiązanie,
> nie wymagające żadnych pieniędzy, a jedynie przezwyciężenia
> przez społeczeństwo własnego egoizmu. Wystarczyłoby, żeby
> pracujący podzielili się pracą z bezrobotnymi (nie pieniędzmi
> tylko pracą!) poprzez np. uchwalenie prawa ograniczającego
> maksymalny czas pracy do 30 godz. tygodniowo (oczywiście
> z proporcjonalnym zmniejszeniem zarobków). Bezrobocie
> zniknęłoby wtedy jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej,
ty naprawde wierzysz w to, co tutaj napisales?
czy to tylko taki zart?
--
Nina Mazur Miller
n...@p...ninka.net
http://pierdol.ninka.net/~ninka/