eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

PracaGrupypl.praca.dyskusjesposób na nicnierobienie
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 132

  • 121. Data: 2002-12-14 14:34:37
    Temat: Re: sposób na nicnierobienie
    Od: "Ania" <l...@p...onet.pl>


    Użytkownik "news.tpi.pl" <u...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
    news:atdlpg$fun$1@news.tpi.pl...
    >
    > Użytkownik "No Name" <v...@w...pl> napisał w wiadomości
    > news:at08fq$oej$1@news.tpi.pl...
    > (cut)
    > > > Tak.
    > > > Uważasz, że posłanka Hojarska ma obowiązek zatroszczyć sie o
    przyszłość
    > twoich dzieci?
    > >
    > > Uważam, że tak. Obowiązek ten ma charakter konstytucyjny.
    > (cut)
    > > Oczywiście nie wymagam od posłów, by troszczyli się o moje dzieci
    > > osobiście i bezpośrednio, chociaż byłoby miło.
    > >
    > > Pzdr: Dogbert
    > >
    >
    > hahahahaha :)
    > No ja tam nie wiem czy chcialabym zeby mi obca baba rzadzila Moimi
    dziecmi.
    > Ale jak widac mamy inne poczucie wlasnosci :)
    >
    > dobre!
    > ( bo polskie - hahah)
    >
    > pozdrawiam
    > Ula
    >
    > To taka figura retoryczna słonko;-) Nie trzeba tego dosłownie rozumieć...

    Ania



  • 122. Data: 2002-12-16 09:09:07
    Temat: Odp: sposób na nicnierobienie
    Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>


    Użytkownik Paweł Pollak <s...@m...pl> w wiadomości do grup
    dyskusyjnych napisał:at8352$pfu$...@c...magma-net.pl...
    [...]
    > To ja. Zresztą z tego postu widzę, że moje nazwisko zapadło Ci w pamięć.
    > Dlaczego nie kontynuujesz dyskusji w rzeczonym wątku, tylko uciekłeś do
    > tego, powtarzając swoje tezy, zamiast odnieść się kontrargumentów, które
    Ci
    > przedstawiłem? W ilu jeszcze wątkach kontynuujesz tamtą dyskusję, licząc
    na
    > to, że adwersarze nie zorientują się, że polemizujesz z nimi gdzie
    indziej,
    > w bezpiecznym oddaleniu od ich argumentów? Na dodatek fałszywie
    > przedstawiasz treść moich wypowiedzi. Albo nie rozumiesz, co się do Ciebie
    > pisze, albo świadomie nimi manipulujesz.


    Spokojnie, wyluzuj się. Reagujesz tak, jakby Cię ktoś ukłuł
    szpilką w d..., chociaż nie masz ku temu żadnych powodów.
    Tamtej dyskusji nie kontynuowałem przede wszystkim dlatego,
    że zacząłeś żałować, że w ogóle wdałeś się w dyskusję
    z takim ekonomicznym analfabetą jak ja, a ja w odpowiedzi na to
    pocieszyłem Cię, że już dam Ci spokój i więcej nie odpowiem.
    No i chciałem dotrzymać słowa.
    Ale ponieważ sam się dopominasz, to razem z tą odpowiedzią
    wysyłam również odpowiedź do wątka "Co to są znajomości".
    Natomiast gdybyś był w stanie spokojnie, bez niezrozumiałego
    wzburzenia, przeczytać mój post w tym wątku, to dotarłoby do Ciebie,
    że nie jest to żadna kontynuacja polemiki z Tobą "w bezpiecznym
    oddaleniu od Twoich argumentów", gdyż ani nie przekonuję tutaj
    nikogo, że kapitalizm w praktyce i w Twoich wyobrażeniach
    to dwa różne światy, ani też nie przekonuję nikogo do swoich
    "księżycowych" i "niewydarzonych" sposobów zmniejszenia
    bezrobocia, tylko od razu namawiam do wykorzystania Twoich,
    sprawdzonych w innych krajach, uczciwie nie pomijając Twego
    nazwiska (co jednak, jak widzę, też Ci się nie spodobało).
    Czyli nawet jeśli powtarzam tutaj swoje tezy, to nie te, które
    były przedmiotem polemiki z Tobą. Bo rozumiem, że *obaj*
    uważamy, iż obecna sytuacja jest zła, i że elity w ogólności,
    a rządzący w szczególności, powinni wreszcie zająć się poważnie
    problemem radykalnego zmniejszenia bezrobocia.
    A do zarzutu fałszywego przedstawiania Twoich wypowiedzi
    ustosunkuję się dalej, przy konkretnych zarzutach, bo narazie
    nie wiem o co chodzi.


    > > i "Coś w rodzaju podsumowania", robicie po prostu "złą robotę".
    > > Dlatego, że odwracacie uwagę od tego, że sytuacja na rynku pracy
    > > nie tylko, że nie jest normalna, ale jest po prostu absurdalna i musi
    > > być zmieniona, i to szybko.
    >
    > Kłamliwa sugestia, że twierdziłem coś przeciwnego. Nie zgadzałem się z
    Tobą,
    > co do sposobów zaradzenia tej nienormalnej sytuacji. Co więcej, podałem
    jej
    > przyczyny. Ty, jak na razie, nie ujawniłeś nam, jakie, Twoim zdaniem, są
    > przyczyny tak wysokiego bezrobocia.


    A gdzie ja piszę, że "twierdziłeś coś przeciwnego"?
    Napisałem tylko, że pisząc do znudzenia o "bezrobotnych siedzących
    na kanapie" *odwracacie uwagę* od jeszcze ważniejszej sprawy.
    Tak, nie zgadzałeś się ze mną co do sposobów, i w wyniku naszej
    dyskusji ja przyznałem, że trzeba bazować na *Twoich* sposobach,
    o czym wyraźnie napisałem w tym wątku. Każdy normalny facet
    odczułby w tym momencie satysfakcję, ale zdaje się, że Ty i wicepremier
    Kołodko, chociaż pewnie macie diametralnie różne poglądy, to chyba
    bardzo podobne charaktery, a zwłaszcza przewrażliwienie na punkcie
    poddawania w wątpliwość Waszej nieprzebranej mądrości.
    Moje zdanie nt. przyczyn tak wysokiego bezrobocia nie jest istotne
    dla dyskusji w tym wątku, bo nie mam zamiaru dyskutować o sposobach
    jego zmniejszenia (uznając, że Ty wiesz lepiej). Celem mojej
    wypowiedzi było namawianie, głównie bezrobotnych, do wywarcia
    oddolnego nacisku na elity, żeby wreszcie poważnie zajęły się tą sprawą,
    zakładając, że elity same wiedzą jak to zrobić, tyle że zamiast tego wolą
    siedzieć sobie wygodnie "na kanapie" i spokojnie przejadać nasze podatki,
    ciesząc się, że wszelkie głosy oddolne nt. bezrobocia zarzucają
    bierność i lenistwo nie im, tylko bezrobotnym, a i sami bezrobotni dali
    się przekonać i potulnie przyznają, że rzeczywiście są nieudacznikami.
    A Twój sposób posłużył mi głównie jako przykład, że *można* to zrobić,
    bo inne kraje tak właśnie zrobiły.


    > > Natomiast Wy dajecie do zrozumienia, że sytuacja ogólna jest
    > > zupełnie OK, tylko bezrobotnym nie chce się ruszyć tyłka
    > > z kanapy.
    >
    > Kłamstwo. Nawet napisałem wprost, że sytuacja jest chora. To że twierdzę,
    że
    > bezrobotnym nie chce się ruszyć tyłka z kanapy, nie oznacza wcale, że
    uważam
    > obecny stan bezrobocia za właściwy.


    Znowu mocne słowo, i znowu nieuzasadnione, bo rzeczywiście
    napisałeś tak, ale dopiero odpowiadając mi. Czy możesz podać przykład,
    gdzie napisałeś o tym *zanim* ja zacząłem zwracać uwagę na to,
    że przede wszystkim to sytuacja na rynku pracy jest chora?
    Bo ja przypominam sobie tylko zwalanie całej winy na bierność
    i lenistwo bezrobotnych.


    > > A dlaczego np. Amerykanie 70 lat temu, mieli prawo wymagać
    > > od Roosevelta, żeby zastosował nadzwyczajne środki
    > > (m.in. wielkie roboty publiczne) i radykalnie zmniejszył
    > > bezrobocie. A przecież to "straszne" bezrobocie z czasów Wielkiego
    > > Kryzysu było tylko trochę większe od obecnego polskiego
    > > (wynosiło dwadzieścia parę procent). A w ostatnich dniach
    >
    > Już w poprzednim wątku udowodniono Ci, że te nadzwyczajne działania
    okazały
    > się nieefektywne. Nie podjąłeś z tym polemiki, tylko powtarzasz swoje w
    tym
    > wątku.


    Nic mi nie udowodniono, co najwyżej kazano wierzyć na słowo.
    Konkretnie Leszek Wilczek napisał, że niedawno uznano, iż działania te
    były nieefektywne, a ja w odpowiedzi napisałem, że jestem bardzo
    ciekaw dlaczego tak stwierdzono i co, ich zdaniem, należało zrobić
    *zamiast* tego, ale na to nie dostałem już odpowiedzi.
    Ale w tym wypadku jest to nieistotne, bo gdybyś zadał sobie trud
    zastanowienia się nad sensem przytaczanego akapitu, to zrozumiałbyś,
    że new deal Roosevelta przywołuję tylko jako przykład tego,
    że w USA w podobnej sytuacji nadzwyczajne środki *podjęto*,
    natomiast rodzaj zastosowanych środków jest w tym wypadku dla mnie
    nieistotny. Kolejny raz przypominam, że jeśli chodzi o naszą sytuację,
    to cały czas powołuję się na środki proponowane przez Ciebie.


    > > Amerykanie już zaczynają podnosić alarm, że bezrobocie osiągnęło
    > > nie notowany od lat poziom, mianowicie 6%, i że trzeba
    > > jakoś temu przeciwdziałać. A przecież my mamy 3 razy większe!
    >
    > Czy ktoś z Tobą polemizował w kwestii, jakie jest bezrobocie albo że
    trzeba
    > mu przeciwdziałać? Tyle że Twoje pomysły na jego ograniczenie skutkowałyby
    > podwojeniem tego bezrobocia. Do krytyki tych niewydarzonych pomysłów już
    się
    > nie odniosłeś, zasłaniając się brakiem czasu. Ale jakoś czasu nie brakuje
    > Ci, żeby powtarzać swoje tezy w innym wątku.


    Nikt nie polemizował, ale zanim nie zacząłem podnosić tej sprawy
    nikt (łącznie z Tobą) nawet nie pisnął na ten temat, uznając temat
    bezrobotnych siedzących na kanapie i popijających piwko za dużo
    wdzięczniejszy.
    I właśnie z tego powodu nie wytrzymałem i zacząłem pisać.
    A co do moich "niewydarzonych pomysłów", to już kilka razy
    poinformowałem, że w tym wątku ich nie bronię, tylko lansuję Twoje.

    [...]
    > Stek nonsensów, okraszony jeszcze wizją spisku. Wysokie bezrobocie nie
    jest
    > pracodawcom na rękę, bo przede wszystkim bezrobotni to potencjalni
    > konsumenci, i o tyle ten pracodawca ma mniejszy rynek zbytu.


    No tak, prawie jakbym słyszał aktywistę PZPR tłumaczącego,
    że w socjalizmie ludzie pracują wydajniej niż w kapitalizmie,
    bo mają świadomość, że w ten sposób szybciej dojdziemy
    do dobrobytu.
    Ale zaraz, jeśli Ty uważasz, że pracodawcy są na tyle świadomymi
    obywatelami, że rynek zbytu, jaki stanowią bezrobotni, cenią
    sobie wyżej niż możliwość płacenia pracownikom dwa razy
    niższej pensji (tak, tak, porównaj np. zarobki programistów
    i informatyków z czasów gdy 90% ogłoszeń w Gazecie Wyborczej
    dotyczyło tych profesji, z obecnymi), to ja zbyt pochopnie (i potulnie)
    przyznałem, że moje pomysły są "księżycowe" i "niewydarzone".
    No bo przecież tacy świadomi pracodawcy nie uciekaliby w szarą
    strefę, tylko chętnie płaciliby dodatkowy podatek na stworzenie miejsc
    pracy dla bezrobotnych, ciesząc się z nowego rynku zbytu :-))
    A tak trochę bardziej poważnie, to weź pod uwagę, że istnieje
    cała sfera, której argument o rynku zbytu bezrobotnych nie dotyczy
    - chodzi o eksport. I właśnie, czy to na co ja zwróciłem uwagę
    nie wyjaśnia zagadki eksportu. No bo tak - złotówka rośnie jak
    nadmuchiwany balon, u naszych głównych odbiorców prawie
    recesja, a eksport nam rośnie aż miło. Czy przypadkiem głównie
    nie dzięki temu, że dzięki wysokiemu bezrobociu i wynikającej
    stąd możliwości zatrudniania ludzi za psie pieniądze (i wyciskania
    z nich maksymalnej wydajności), wiele gałęzi eksportu stało się
    nagle opłacalnych?
    Oj coś mi się wydaje, że to nie tylko pracodawcom, ale i wielu
    politykom wysokie bezrobocie jest bardzo na rękę (chociaż nigdy
    nie przyznają tego publicznie) jako podstawowy środek
    dyscyplinujący aktywną siłę roboczą.


    > Dobrego
    > pracownika można wybrać z dwudziestu kandydatów, następnych dwustu to
    tylko
    > problem logistyczny, a zysk z niego żaden.


    Ten "problem logistyczny" rozwiązuje się mówiąc pani Krysi,
    (albo komputerowi) żeby odsiała wszystkich, którzy mają
    więcej niż 35 lat, doświadczenie mniejsze niż 5 lat, nie znają
    co najmniej 3 języków, itp. I już z 200 robi się 20.
    I dlatego w obecnej sytuacji ci, którzy nie mieszczą się
    w odpowiednich ramkach nawet nie mają szans, żeby udowodnić
    swoją wartość.


    > Wysokie bezrobocie powoduje, że
    > pracownik nie nadający
    > się do danej firmy wykorzysta wszystkie sztuczki prawne, byle tylko nie
    > zostać zwolnionym.


    No, w tym jednym punkcie mógłbym się zgodzić, ale jest to
    zbyt słaby bodziec, żeby pracodawcom zależało, z tego powodu,
    na niskim bezrobociu.


    > Pracownik skupiony na tym, by podlizywać się szefowi
    > zamiast pracować, jest nieefektywny.


    Bez przesady. Po pierwsze, podlizywanie nie musi zabierać
    dużo czasu i wysiłku, a po drugie, dobro firmy i dobro konkretnego
    szefa nie muszą być tożsame (w realnym kapitalizmie, nie idealnym).


    > > Ale znacznie lepiej ode mnie
    > > znający się na ekonomii człowiek, mianowicie Paweł Pollak
    > > (ten, który rozpoczął wątek "Co to są znajomości") twierdzi,
    > > że są łatwe i bezbolesne sposoby osiągnięcia tego celu
    >
    > Trudno to uznać za jakiś komplement, bo lepiej od Ciebie na ekonomii zna
    się
    > nawet świnka morska.


    O, proszę! W tym miejscu nie pozostaje mi nic innego jak ostrzec wszystkich,
    którzy mieliby ochotę wdać się w polemikę z Pawłem Pollakiem:
    dopóki nie będziecie się z nim zgadzali, bedzie Wam w miarę delikatnie
    dawał do zrozumienia jakimi to jesteście debilami, kiedy natomiast
    zostaniecie przez niego przekonani, i uznacie go za swego guru,
    to w nagrodę możecie doczekać się takiego komplementu jak wyżej :-))

    [...]
    > Poza tym znowu kłamiesz, bo nigdzie nie pisałem o
    > "bezbolesnych" sposobach.


    Tak, masz rację, sprawdziłem. Nie użyłeś tego słowa.
    Napisałeś dosłownie: "bezrobocie można łatwo zmniejszyć".
    Jednak określenie "kłamiesz" jest tu trochę za mocne, bo ja naprawdę
    zrozumiałem, że te sposoby są łatwe również dla *społeczeństwa*
    (czyli bezbolesne), a nie tylko dla wykonawców.
    W związku z tym jestem trochę rozczarowany. Nie wiem, czy zbyt
    pochopnie nie uznałem, że Ty znasz sposoby nadające się
    do zastosowania w praktyce, bez ryzyka powtórzenia Sierpnia 80
    (tylko oczywiście w przeciwnym kierunku).

    [...]
    > A wytłumaczenie, czemu się nie robi, jest
    > proste. Przede wszystkim znaczna część polityków jest wybrana przez takich
    > wyborców jak Ty, nie ma zielonego pojęcia o ekonomii i nie umie łączyć
    > zdarzeń w gospodarce w ciąg przyczynowo-skutkowy.


    Wydaje mi się jednak, że pełne wytłumaczenie jest troszeczkę bardziej
    skomplikowane. Że oprócz polityków wybranych przez takich wyborców
    jak ja, do tolerowania wysokiego bezrobocia przyczyniają się również
    politycy wybrani przez takich wyborców jak Ty, którzy doskonale umieją
    łączyć zdarzenia w "ciąg przyczynowo-skutkowy", i na pewno dostrzegają
    ciąg, który nawet świnka morska dostrzegła, mianowicie, że wysokie
    bezrobocie przekłada się, jako straszak, na niskie koszty pracy i wysoką
    wydajność, co z kolei przekłada się na wzrost eksportu i niską inflację.
    Same zalety, trudno wyobrazić sobie inny tak skuteczny środek.
    Trzeba tylko złożyć ofiarę w postaci bytu najbardziej nieporadnej
    części społeczeństwa. Ale jest to cena, którą warto zapłacić dla dobra
    całego narodu (kto wie, może nawet licząc na to, że dyscyplinowana
    wysokim bezrobociem aktywna część narodu wykona skok wzorowany
    na azjatyckich tygrysach), z tym, że oczywiście nie powinno mówić się
    tego głośno.
    Bardzo mi taka "patriotyczna" kalkulacja pasuje do np. Balcerowicza.


    > Poza tym te rozwiązania
    > naruszają interesy potężnych (a nie słabych) grup społecznych. I tacy
    > górnicy mogą urządzić awanturę pod URM. A to źle wygląda w telewizji. A
    > telewizję oglądają przygłupi wyborcy, którzy będą potakiwać, że tak, tak,
    > zły rząd nie chce dać górnikom, ale nie zaświta im, że rząd daje z ich
    > własnej kieszeni.


    Zgadzam się w całej rozciągłości i opiszę drugi, aktualny obrazek:
    Ci sami przygłupi wyborcy biją teraz brawo naszemu rządowi,
    że wywalczył wysokie dopłaty bezpośrednie dla naszych rolników,
    nie dostrzegając następującego ciągu przyczynowo-skutkowego,
    który nastąpi w niedalekiej przyszłości:
    Polska wypłaca ze swojego budżetu składkę członkowską do UE
    w wys. 200 mln euro miesięcznie, czyli prawie 10 mld zł rocznie,
    zaś z UE płyną do Polski pieniądze dla różnych instytucji i grup
    społecznych (ale w większości nie do budżetu), w tym dopłaty
    bezpośrednie dla rolników w wys. ok. 6 mld zł. Wszystko razem
    się mniej więcej bilansuje z pewnym plusem na naszą korzyść.
    Ale w rezultacie oznacza to, że pieniądze *z naszego budżetu*
    płyną poprzez Brukselę do naszych rolników. Ponieważ większość
    naszych rolników prawie w ogóle nie produkuje na rynek,
    to pieniądze te stanowią w istocie dodatkową pomoc społeczną
    z budżetu dla rolników, dodającą się do finansowanych prawie
    w całości z budżetu ubezpieczeń KRUS, do tego, że nie muszą płacić
    podatku dochodowego, itp. (najśmieszniejsze, że jako sukces
    przedstawia się również to, że Unia, chociaż sama nie chciała
    dać dopłat w postulowanej wysokości, to jednak łaskawie
    zgodziła się żeby nasz budżet mógł sam dołożyć brakującą część).

    A w trzecim obrazku ci sami wyborcy, którzy tak chętnie biorą
    na swoje utrzymanie dziesiątki tysięcy górników i miliony
    rolników, pałają świętym oburzeniem dowiadując się, że bezrobotni
    mają czelność domagać się czegoś od państwa (zamiast liczyć tylko
    na siebie), nawet jeśli to coś, to nie są ani pieniądze za nic nierobienie,
    ani dopłacanie do nieopłacalnej pracy jak w przypadku górników,
    tylko finansowanie przedsięwzięć stwarzających miejsca pracy dla
    bezrobotnych, ale jednocześnie pchających kraj cywilizacyjnie
    do przodu, i jednocześnie, jak każda dobra infrastruktura, stwarzających
    lepsze warunki do rozwoju biznesu, turystyki, itp.

    Tak, co do tych wyborców, to zgadzam się z Tobą w 100%.
    To głównie przez nich rozwiązania polegające na wykorzystaniu
    bezrobotnych do budowy infrastruktury muszą zostać uznane
    za "księżycowe" i "niewydarzone", a rozwiązania polegające
    na utrzymywaniu przez podatników górników i rolników są bez
    przeszkód realizowane w praktyce.

    Artur









  • 123. Data: 2002-12-16 09:09:18
    Temat: Odp: sposób na nicnierobienie
    Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>


    Użytkownik TS <f...@o...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
    napisał:atdq2q$1as$...@n...onet.pl...
    [...]
    > Tylko dlaczego niby inni mają im tą spokojną, niewymagającą pracę
    zapewnić?


    Nie lubię się powtarzać, ale w tym miejscu nie potrafię się powstrzymać:
    Dlatego, że jeśli ci inni potrafią patrzeć dalej niż za czubek własnego
    nosa, to zrozumieją, że długofalowo jest to w ich własnym interesie,
    chyba że odpowiada im perspektywa życia w kraju, w którym ulice
    pełne są ludzi nie mających nic do stracenia, a zwłaszcza nie bojących
    się więzienia, bo dla wielu z nich może to być jedyny sposób na przeżycie.


    > Dlaczego ktoś kto haruje jak wół, ma uzyskane ze swojej pracy korzyści
    > rozdawać innym?


    Rozdawania korzyści nikt od Ciebie nie wymaga, ale mógłbyś
    np. dobrowolnie zrezygnować z pracy umożliwiając w ten sposób
    komuś poharowanie za Ciebie, a sam dzięki temu zyskałbyś
    wspaniałą sposobność udowodnienia, że jeśli nie siedzi się
    na kanapie, to można bez większych problemów znaleźć pracę.
    Ale mówiąc bardziej poważnie, dlaczego nie protestujesz,
    że musisz rozdawać korzyści ze swojej pracy np. policjantom,
    którzy łapią za Ciebie przestępców, albo żołnierzom
    przygotowującym się do obrony Twojej ojczyzny, a tak zdecydowanie
    odrzucasz perspektywę finansowania kogoś, kto by za Ciebie
    (i dla Ciebie) budował autostrady i inną infrastrukturę, której
    tak bardzo Polsce brakuje?


    > > Dzisiaj jest tak, ze albo rozepchniesz sie lokciami, stracajac innych
    albo
    > > sam bedziesz przemieral glodem.
    >
    > Tak było zawsze, jest i będzie.


    Jeśli tak miałoby być zawsze, to to by oznaczało, że nasza Ziemia
    będzie zaludniona głównie przez idiotów. No bo wiadomo,
    że przy tak szalonym rozwoju techniki prawdopodobnie już
    za kilkadziesiąt lat praca kilku procent ludności będzie w stanie
    zapewnić dostatni byt całej ludzkości (tak jak teraz w krajach
    rozwiniętych kilka procent ludności jest w stanie wyżywić
    cały naród i jeszcze ma olbrzymie nadwyżki żywności).
    Wreszcie człowiek osiągnie taki szczebel cywilizacji, kiedy
    "harowanie jak wół", jak to określasz, przestanie być niezbędne
    do przeżycia. No tak, ale pod warunkiem, że że o naszym losie
    nie będą nadal decydowali fanatycy czystego kapitalizmu.
    Bo jeśli będą, to zamiast cieszyć się z nieuchronnego nadejścia
    tej epoki, będziemy się trząść ze strachu, że stracimy pracę
    i będziemy przymierali głodem.



    > To jest jego firma, jego ryzyko. Jak będzie miał kaprys, to może całkiem
    > firmę zlikwidować i "g" to powinno kogokolwiek obchodzić. A jeśli to komuś
    > nie pasuje, toniech w to miejsce założy własną firmę.
    [...]
    > A jednak wielu, bardzo wielu, siedzi i czeka na kanapie. I tylko krzyczą,
    że
    > im "się należy", a pracować im się nie chce.


    Jeśli piszesz, że nie chce im się pracować, to znaczy, że praca
    dla nich jest, tylko oni jej nie przyjmują. Czyli rozumiem, że dostali
    kilka propozycji z urzędu pracy i je odrzucili. Ale jeśli tak,
    to nie przyznano im zasiłku, czyli siedzą na kanapie i przejadają
    własne oszczędności. W takim razie, używając Twoich słów,
    "g" to powinno kogokolwiek obchodzić.
    Jeśli natomiast nie dostali tych propozycji i przyznano im zasiłek,
    to prawdziwymi nierobami są urzędnicy w urzędzie pracy,
    którzy nie znaleźli pracy, która, jak sugerujesz, jest, i co nas
    podatników naraziło na wypłacanie nienależnych zasiłków.
    Z moich wcześniejszych obserwacji wynika, że tak się dziwnie
    składa, iż najczęściej bezrobotnych nierobami nazywają właśnie
    prawdziwe nieroby, czyli ludzie opłacani z naszych podatków,
    np. pracownicy naukowi, którzy za swoją pensję niewiele robią,
    a jeszcze wykorzystują do swoich prywatnych celów państwowy
    sprzęt i dostęp do internetu. Może działa tu stara zasada
    "łapaj złodzieja"?

    Pozdrawiam
    Artur










  • 124. Data: 2002-12-16 09:09:25
    Temat: Odp: sposób na nicnierobienie
    Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>


    Użytkownik TS <f...@o...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
    napisał:at8l56$510$...@s...man.poznan.pl...
    [...]
    > Spójrz na swoją pracę, jak na towar. Poprostu ją sprzedaj.
    > Czy ktokolwiek martwi się kiedy producent ma problem ze zbyciem towarów?
    > Nie, bo to jest jego problem, prawda?


    Chyba w jakimś świecie superradykalnego kapitalizmu,
    którego nigdzie nie ma. Bo w realnym świecie my wszyscy
    musimy się martwić kiedy np. rolnicy mają problemy ze zbytem
    swoich towarów, bo wtedy nie możemy swobodnie poruszać się
    po kraju (zresztą nie tylko my, np. Francuzi często też).
    A jak władze USA i UK martwią się, kiedy ich "producenci pracy"
    mają problemy ze zbytem! To ich zmartwienie prowadzi do tego,
    że nie wpuszczą nikogo do swych pięknych krajów przy najmniejszym
    podejrzeniu, że ten ktoś chce robić konkurencję ich rodzimym
    sprzedawcom pracy. Nie mówiąc już o tym ile pieniędzy podatników
    poświęcają na to, żeby ich farmerzy nie mieli problemów ze zbytem.
    I to nie tylko "socjalistyczna" UE, ale USA też.
    Okazuje się, że "czyste" wolnorynkowe recepty mają dla innych,
    zwłaszcza dla tych nowych, naiwnie zauroczonych nowym ustrojem,
    a sami bez skrupułów ingerują w wolny rynek, kiedy tylko jest to
    zgodne z ich interesem.
    Ale jeśli Ty jesteś zwolennikiem kapitalizmu w najczystszej postaci,
    to bardzo dobrze, masz do tego prawo. Tylko doprowadź swoje
    rozumowanie do końca. Weź pod uwagę, że nigdzie w tym systemie
    nie ma gwarancji, że każdy znajdzie nabywcę na swój towar.
    Możliwe są sytuacje, jak np. obecna, że wszyscy chcą sobie nawzajem
    sprzedać, a prawie nikt nie chce kupować. I co powiesz tym, którzy zostali
    z "niesprzedanym towarem"? Że nie ma dla nich miejsca na tej ziemi?
    Żeby jak najszybciej rezerwowali sobie miejsce na cmentarzu, dopóki
    jeszcze i tam nie ma kilkuset kandydatów na jedno miejsce?
    Ale jeśli PolPot uznał, że warto poświęcić kilka milionów ludzi
    w dążeniu do stworzenia idealnego społeczeństwa komunistycznego,
    to może rzeczywiście kilka milionów największych "nieudaczników"
    nie jest zbyt wygórowaną ceną za przyjemność życia w idealnym
    społeczeństwie kapitalistycznym.


    > Oczywiste jest, że nie każdy może prowadzić własną firmę, ale wystarczy,
    że
    > kilku "się ruszy" i oni dadzą pracę następnym.


    Złudzenie. To też jest propozycja dla tych kilku promili najlepszych,
    którzy albo mają rewelacyjny nowatorski pomysł, albo specjalne
    warunki (np. mają dom akurat w takim miejscu, że warto w nim
    urządzić pensjonat). A tacy zwykli kandydaci na przedsiębiorców
    niech wezmą pod uwagę, że gdyby na przeciętne produkty i usługi był zbyt,
    to prawdopodobnie istniejące firmy zwiększyłyby zatrudnienie
    i zaspokoiły ten popyt (a obecne bezrobocie świadczy o tym, że
    nie zwiększają). Napewno jest im to łatwiej zrobić niż
    nowopowstającym firmom.
    Statystyki mówią, że nawet w normalnych sytuacjach zdecydowana
    większość nowopowstałych firm nie przeżywa pierwszego roku
    (niestety nie pamiętam dokładnie jaki procent), a co dopiero w takiej
    sytuacji jak u nas teraz. Dlatego dla większości bezrobotnych
    jest to raczej najlepszy sposób na szybkie pozbycie się tych
    resztek oszczędności, które jeszcze mają (i często, dzięki którym
    jeszcze nie żebrzą).
    Oczywiście można podawać przykłady ludzi, którzy zaryzykowali
    i odnieśli sukces. Ale tak samo można podawać przykłady ludzi,
    którzy wygrali w totolotka, albo np. przykład Małysza i mówić
    młodym ludziom: "Narzekacie na brak perspektyw? A kto wam
    broni kupić narty i trenować codziennie skoki?"


    > I to jest cel tych wypowiedzi. Nie szukaj spisku, tam gdzie go nie ma.
    Twoja
    > wypowiedź, brzmi jak propaganda ZZ, które żywią się tym, że ludziom jest
    > źle.


    Związki zawodowe żywią się tym, że ludziom jest źle?
    Człowieku, w jakiej epoce Ty żyjesz?
    ZZ reprezentują teraz ludzi, którym jest bardzo dobrze, którzy są szczęśliwi
    (a w każdym razie powinni być), ponieważ mają pracę, a ZZ potrzebne
    im są m.in. po to, żeby nie dopuszczać do niej innych.
    A poza tym, co oznacza tutaj to pogardliwe określenie "żywią się"?
    Czy w latach 70-tych KOR też "żywił się " tym, że niektórym
    robotnikom było źle?

    Pozdrawiam
    Artur






  • 125. Data: 2002-12-16 09:33:17
    Temat: Re: sposób na nicnierobienie
    Od: No Name <v...@w...pl>


    >
    >> Dlaczego ktoś kto haruje jak wół, ma uzyskane ze swojej pracy korzyści
    >> rozdawać innym?
    >

    Z pewnością jest tak, że wytwory i korzyści swej pracy oddajemy
    częściowo innym. Pytanie, jaki zakres jest odpowiedni. Na ogół przyjmuje
    się, że nie dzielimy się z ludźmi obcymi, np. na ulicy, pracodawca z
    pracownikami etc.
    Oglądałem ostatnio nieco reklam i zauważyłem, że producenci dóbr
    wszelakich proponują zawęzić ten zakres, jak w beatlesowskiej piosence:
    I, me, mine, .... czyli do samego wytwórcy. Panienka wpierdala baton, a
    kochankowi pokazuje figę, kochanka delektuje się używaniem mydła, a
    napalony kochanek siedzi w samotności, znany mistrz kierownicy obżera
    się chipsami, a panienkę spławia (w sensie dosłownym, odpływa ona
    gondolą). Można pójść dalej: matka je zupę, a do nieletniej córki mówi:
    nic dziś nie robiłaś, a Św. Paweł powiedział: "kto nie pracuje, ten
    niech nie je" (wersja dla leninowców: Kto nie rabotajet, nie kuszajet).

    Odpowiedź tyczy się postu Twego przedpiszcy, nie chciałem rozkrzaczać wątku.

    Z pozdrowieniami:

    Dogbert


  • 126. Data: 2002-12-18 22:25:52
    Temat: Re: sposób na nicnierobienie
    Od: "TS" <f...@o...pl>

    > Nie lubię się powtarzać, ale w tym miejscu nie potrafię się powstrzymać:
    > Dlatego, że jeśli ci inni potrafią patrzeć dalej niż za czubek własnego
    > nosa, to zrozumieją, że długofalowo jest to w ich własnym interesie,
    > chyba że odpowiada im perspektywa życia w kraju, w którym ulice
    > pełne są ludzi nie mających nic do stracenia, a zwłaszcza nie bojących
    > się więzienia, bo dla wielu z nich może to być jedyny sposób na przeżycie.

    No to może odwrócimy tą sytuację?
    Jeśli ta rzesza nierobów (przy czym nie stawiam znaku równości między nierób
    i bezrobotny) spojrzy długofalowo, to zobaczy, że ci inni mogą zatrudnić
    wojsko to pogonienia ich z ulic.
    Uparcie chcesz dowieść, że więzienie może być sposobem na przeżycie, a praca
    nie.
    Chociaż fakt, są tacy co wolą iść do więzienia, niż pracować.

    > Ale mówiąc bardziej poważnie, dlaczego nie protestujesz,
    > że musisz rozdawać korzyści ze swojej pracy np. policjantom,
    > którzy łapią za Ciebie przestępców, albo żołnierzom
    > przygotowującym się do obrony Twojej ojczyzny, a tak zdecydowanie
    > odrzucasz perspektywę finansowania kogoś, kto by za Ciebie
    > (i dla Ciebie) budował autostrady i inną infrastrukturę, której
    > tak bardzo Polsce brakuje?

    Ależ nie odrzucam. Ja właśnie chcę, żeby zamiast zasiłków, państwo dawało
    pracę przy budowie autostrad, itd.
    A policjantom płacę, za usługę jaką dla mnie wykonują.

    > No bo wiadomo,
    > że przy tak szalonym rozwoju techniki prawdopodobnie już
    > za kilkadziesiąt lat praca kilku procent ludności będzie w stanie
    > zapewnić dostatni byt całej ludzkości (tak jak teraz w krajach
    > rozwiniętych kilka procent ludności jest w stanie wyżywić
    > cały naród i jeszcze ma olbrzymie nadwyżki żywności).

    Rodzi się więc proste pytanie. Kto ma stanowić te kilka procent?

    > Jeśli piszesz, że nie chce im się pracować, to znaczy, że praca
    > dla nich jest, tylko oni jej nie przyjmują. Czyli rozumiem, że dostali
    > kilka propozycji z urzędu pracy i je odrzucili. Ale jeśli tak,
    > to nie przyznano im zasiłku, czyli siedzą na kanapie i przejadają
    > własne oszczędności. W takim razie, używając Twoich słów,
    > "g" to powinno kogokolwiek obchodzić.

    Przecież nie mają oszczędności. Wniosek jest taki, że przejadają cudze.
    Jakoś właśnie tak jest, że jak są na zasiłku, to narzekają, że wyżyć nie
    mogą, a jak stracą ten zasiłek, to jakoś sobie radzą.
    Kolejny wniosek: jak już nie można inaczej, to idą do pracy.

    > Jeśli natomiast nie dostali tych propozycji i przyznano im zasiłek,
    > to prawdziwymi nierobami są urzędnicy w urzędzie pracy,
    > którzy nie znaleźli pracy, która, jak sugerujesz, jest, i co nas
    > podatników naraziło na wypłacanie nienależnych zasiłków.

    Zgadza się. UP nalezy zlikwidować, bo niczego dobrego nie wnoszą. Nie tworzą
    miejsc pracy (zewnętrznych oczywiście), a na dodatek słono kosztują.

    > Z moich wcześniejszych obserwacji wynika, że tak się dziwnie
    > składa, iż najczęściej bezrobotnych nierobami nazywają właśnie
    > prawdziwe nieroby, czyli ludzie opłacani z naszych podatków,
    > np. pracownicy naukowi, którzy za swoją pensję niewiele robią,
    > a jeszcze wykorzystują do swoich prywatnych celów państwowy
    > sprzęt i dostęp do internetu. Może działa tu stara zasada
    > "łapaj złodzieja"?

    Z tymi pracownikami naukowymi to chyba niezbyt dobry przykład. Pracownicy
    naukowi, (nie licząc tych, którzy wykorzystując sprzęt do prywatnych celów
    okradają uczelnie), mogą przysporzyć Państwu (nam) sporo korzyści, dzięki
    swoim odkryciom (choćby w zakresie medycyny).
    Faktem jest jednak, że sporo ludzi opłacanych z podatków, to nieroby i
    darmozjady. Tym bardziej należy dążyć, do ograniczenia udziału Państwa w
    życiu gospodarczym i społecznym. Rola Państwa powinna ograniczać się, do
    zapewnienia bezpieczeństwa (policja, wojsko, sądownictwo), podstawowej
    opieki medycznej, szkolnictwa (do poziomu wykształcenia zawodowego) i może
    jeszcze kilku elementarnych rzeczy.

    --
    ______________________
    Pozdrawiam
    TS



  • 127. Data: 2002-12-19 09:43:11
    Temat: Odp: sposób na nicnierobienie
    Od: "Artur Lato" <a...@p...onet.pl>


    Użytkownik TS <f...@o...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
    napisał:atqskm$8tc$...@s...man.poznan.pl...
    > > Nie lubię się powtarzać, ale w tym miejscu nie potrafię się powstrzymać:
    > > Dlatego, że jeśli ci inni potrafią patrzeć dalej niż za czubek własnego
    > > nosa, to zrozumieją, że długofalowo jest to w ich własnym interesie,
    > > chyba że odpowiada im perspektywa życia w kraju, w którym ulice
    > > pełne są ludzi nie mających nic do stracenia, a zwłaszcza nie bojących
    > > się więzienia, bo dla wielu z nich może to być jedyny sposób na
    przeżycie.
    >
    > No to może odwrócimy tą sytuację?
    > Jeśli ta rzesza nierobów (przy czym nie stawiam znaku równości między
    nierób
    > i bezrobotny) spojrzy długofalowo, to zobaczy, że ci inni mogą zatrudnić
    > wojsko to pogonienia ich z ulic.


    I co to wojsko dalej z nimi zrobi? Zabierze ze sobą do koszar
    i tam ich będzie pilnowało, czy wybuduje specjalne obozy?


    > Uparcie chcesz dowieść, że więzienie może być sposobem na przeżycie, a
    praca
    > nie.


    A Ty uparcie chcesz dowieść, że właściwie to nie ma żadnego
    bezrobocia, i każdy kto chce znajduje pracę. Nie przekonują Cię
    nawet statystyki mówiące, że na jedno wolne miejsce rzuca się
    kilkuset zdesperowanych kandydatów (którzy może dopiero
    po setkach takich nieudanych prób rzucą się zrezygnowani
    na kanapę i powiedzą, że mają to wszystko w d...).


    > Chociaż fakt, są tacy co wolą iść do więzienia, niż pracować.


    Chodziło mi o takich, którzy bardzo chcieli pracować,
    ale po wielokrotnych próbach stwierdzili, że nie mają
    na to żadnych szans, i w wyniku tego doszli do wniosku,
    że jedynym sposobem na przeżycie może być państwowy wikt
    w więzieniu.


    > Ależ nie odrzucam. Ja właśnie chcę, żeby zamiast zasiłków, państwo dawało
    > pracę przy budowie autostrad, itd.


    No to przynajmniej w tej kwestii się zgadzamy.


    > > Jeśli piszesz, że nie chce im się pracować, to znaczy, że praca
    > > dla nich jest, tylko oni jej nie przyjmują. Czyli rozumiem, że dostali
    > > kilka propozycji z urzędu pracy i je odrzucili. Ale jeśli tak,
    > > to nie przyznano im zasiłku, czyli siedzą na kanapie i przejadają
    > > własne oszczędności. W takim razie, używając Twoich słów,
    > > "g" to powinno kogokolwiek obchodzić.
    >
    > Przecież nie mają oszczędności. Wniosek jest taki, że przejadają cudze.


    Z tego widać, że masz bardzo nieaktualne poglądy na temat
    obecnego polskiego bezrobocia, bo bezrobotny wciąż Ci się
    kojarzy z człowiekiem z marginesu.
    No to wyobraź sobie np. człowieka wykształconego,
    po 50-tce, który z jakichś powodów został bez pracy.
    Jeśli nie ma jakichś super-znajomości, to przy obecnym
    bezrobociu nie ma żadnych szans - odpada już na wstępnym
    etapie selekcji. A do emerytury jeszcze daleko.
    Człowiek taki prawdopodobnie traci właśnie dorobek całego życia,
    bo musi go przejadać. Tylko że w odróżnieniu od ludzi, którzy
    tracą dobytek podczas pożaru czy powodzi, i mogą liczyć
    na pomoc z różnych źródeł, w tym wypadku nikt się jego losem
    nie przejmuje i nawet go nie zauważa.
    W innym wariancie młody człowiek po szkole lub uczelni,
    który nie może znaleźć pierwszej pracy, przejada oszczędności
    rodziców, z tym, że w tym wypadku sytuacja jest lepsza,
    bo jako młody ma większe szanse na różne dorywcze prace
    fizyczne lub pracę na czarno za granicą.


    > Jakoś właśnie tak jest, że jak są na zasiłku, to narzekają, że wyżyć nie
    > mogą, a jak stracą ten zasiłek, to jakoś sobie radzą.
    > Kolejny wniosek: jak już nie można inaczej, to idą do pracy.


    No cóż, typowa sprawa - istnienie cwaniaków powoduje,
    że nikt się nie przejmuje losem tych, którzy naprawdę
    znajdują się w sytuacji bez wyjścia. Tak jak istnienie pijaków
    powoduje, że większość omija leżącego na ulicy chorego
    na serce (bo to przecież pijak).


    > Faktem jest jednak, że sporo ludzi opłacanych z podatków, to nieroby i
    > darmozjady. Tym bardziej należy dążyć, do ograniczenia udziału Państwa w
    > życiu gospodarczym i społecznym. Rola Państwa powinna ograniczać się, do
    > zapewnienia bezpieczeństwa (policja, wojsko, sądownictwo), podstawowej
    > opieki medycznej, szkolnictwa (do poziomu wykształcenia zawodowego) i może
    > jeszcze kilku elementarnych rzeczy.


    Trochę to przeczy temu co napisałeś wyżej - mianowicie, że Państwo
    powinno również zapewniać pracę, np. przy budowie autostrad.


    Pozdrawiam
    Artur






  • 128. Data: 2002-12-19 09:53:59
    Temat: Re: sposób na nicnierobienie
    Od: f...@p...onet.pl

    Po prostu miałaś szczęście i jesteś młoda.!


    --
    Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl


  • 129. Data: 2002-12-19 10:08:55
    Temat: Re: Odp: sposób na nicnierobienie
    Od: Shrek <l...@w...pl>

    Dnia 19 gru 2002, "Artur Lato" <a...@p...onet.pl> zapodal(a):


    >> Ależ nie odrzucam. Ja właśnie chcę, żeby zamiast zasiłków, państwo
    >> dawało pracę przy budowie autostrad, itd.
    >
    >
    > No to przynajmniej w tej kwestii się zgadzamy.

    No ja sie troche nie zgodze. Obecnie autostrady buduje sie przy pomocy
    ciezkiego sprzetu budowlanego a nie tysiecy ludzi z lopatami. Ale sama
    idea jest sluszna. Bo ja wiem, moze odnawianie zabytkow i elewacji
    budynkow. Ale to juz pewnie jakies uprawnienia sa potrzebne do pracy na
    wysokosci itd. Choc moze to i dobry pomysl, zeby ludzi do tego
    przeszkolic. Ogolnie jestem za tym zeby eliminowac zasilki, ale
    zapewniajac ludziom jakas alternatywe.

    Pozdr. Shrek.



  • 130. Data: 2002-12-19 10:13:01
    Temat: Re: sposób na nicnierobienie
    Od: No Name <v...@w...pl>


    > Uparcie chcesz dowieść, że więzienie może być sposobem na przeżycie, a praca
    > nie.
    > Chociaż fakt, są tacy co wolą iść do więzienia, niż pracować.

    Kierownictwo zakładu karnego jest zobowiązane do utrzymywania skazanego
    przy życiu, pracodawca - nie. Dlatego utrzymanie skazanego kosztuje
    podatnika więcej niż bezrobotnego, a suma porównywalna jest z
    wynagrodzeniem kierownika średniego szczebla.
    Dlatego dla ludzi żyjących "na krawędzi" pobyt w więzieniu jest decyzją
    racjonalną i mądrą, zgodną z intencją ustawodawcy.

    Pzdr: Dogbert

strony : 1 ... 12 . [ 13 ] . 14


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1