-
1. Data: 2003-07-26 12:10:40
Temat: O tym jak Greg pracy szuka(l)
Od: "Greg" <o...@o...pl>
Witam :-)
Jakis czas grupy nie czytalem. Teraz szybki rzut okiem... cos malo
watkow o zlych pracodawcach, bezrobociu, znajomosciach... ;-) Czyzby
kryzys minal? A moze zwyczajnie ludzie sa juz tym zmeczeni? W kazdym
badz razie ja chcialbym opowiedziec swoja historie.
Na koncu streszczenie dla tych, ktorym calosci czytac sie nie chce ;-)
Wszystko zaczelo sie z chwila skonczenia LO. Nie wiedzialem co mam z
soba zrobic i dlatego do egzaminow wstepnych podszedlem tak jak
podszedlem - startowalem na WPiA na US i nie dostalem sie - nigdy tego
nie zalowalem. Wybralem szkole policealna, aby dac sobie czas na
bardziej dojrzaly wybor. Uczylem sie na kierunku informatycznym, w
systemie zaocznym. Mialem duzo czasu dla siebie, wiec zaczalem rozgladac
sie za praca. Nie szukalem jej - po prostu sie rozgladalem ;-) Rodzice
zaczeli wywierac presje, ale ja caly czas powtarzalem, ze mam kontrole
nad sytuacja. To, ze nie biegalem od firmy do firmy nie oznaczalo, ze
nie robilem nic. Poznawalem pewne mechanizmy, uczylem sie jak szukac,
czego sie spodziewac, czego unikac - m.in. dzieki tej grupie. Jasne, ze
to cos innego niz praktyka, ale jednak jakas wiedza to jest.
Pierwsza umowa zlecenie podpisalem przy okazji Narodowego Spisu
Powszechnego Ludnosci i Mieszkan. Poczatkowo obiecywano spore sumy -
pojawilo sie wielu chetnych. Pozniej okazalo sie, ze roboty sporo, a
zarobek moze byc niewielki - wielu rezygnowalo. Ja jednak trwalem nadal
chcac zdobyc wreszcie jakies doswiadczenie. Wychodzilem z zalozenia, ze
nawet gdybym mial zarobic 200 zloty, to bedzie to 200 zloty wiecej, niz
gdybym siedzial w domu. No i jeszcze to wspomniane doswiadczenie -
bardzo cenne. Okazalo sie, ze potrafie rozmawiac z innymi ludzmi,
wzbudzic ich zaufanie. Oczywiscie pomogla w tym kampania informacyjna w
mediach, ale ona sama cudow zdzialac nie mogla. Z tego co sie
dowiedzialem niektorzy rachmistrzowie sobie nie radzili i dochodzilo
pomiedzy nimi a respondentami do spiec. Okazalo sie rowniez, ze potrafie
sobie zorganizowac prace. W pierwsze trzy dni wyrobilem ponad 70% planu
(biegajac po schodach 12 godzin dziennie). Do domu wracalem zmeczony,
ale z wysoko podniesiona glowa - bylem dumny, ze pracuje.
Moja bezposrednia przelozona (urzedniczka w pewnej instytucji
panstwowej) byla zadowolona z mojej pracy, czemu dala wyraz wystosowujac
do GUS pismo, o przyznanie mi premii. Ja postanowilem okazje wykorzystac
jak tylko sie da. Zapytalem, czy jest jakas szansa na prace, staz lub
praktyki w instytucji gdzie pracuje. Odpowiedziala, ze praca na pewno
nie, ale praktyki jak najbardziej - poinstruowala mnie gdzie i do kogo
mam sie zglosic w tej sprawie. Dodala rowniez, ze za kilka miesiecy to
akurat ona przejmuje ten dzial. Niezly zbieg okolicznosci, prawda? ;-)
O praktyki nie poszedlem pytac od razu. Chcialem je pozostawic w
zapasie, a to dlatego, ze praktyki miala rowniez zalatwiac szkola. Do
tego jednak pozostalo jeszcze troche czasu, wiec wrocilem do rozgladania
sie za inna praca. Wrzucilem ogloszenie na gratka.pl i po jakims czasie
odebralem telefon od czlowieka, ktory oferowal mi posade administratora
pewnego serwisu www. Calosc brzmiala kuszaco, wiec umowilem sie z nim na
spotkanie. Pierwsze wrazenie... siedziba "firmy" miescila sie w pewnym
zaulku. Przelknalem jednak sline i wiedziony ciekawoscia zapukalem do
drzwi. Uslyszalem kobiecy glos, ktory pytal mnie kto zacz. Odpowiadam,
ze w sprawie ogloszenia... ze bylem umowiony. Ona na to, ze meza nie ma,
ale bedzie za jakies 15 minut... moge zaczekac, ale mnie nie wpusci.
Powiedzialem, ze zaczekam i poszedlem sie przejsc. Gdy wrocilem sytuacja
sie powtorzyla z ta jednak roznica, ze tym razem to on zapytal "kto
tam?", a gdy sie upewnil, ze ja - otworzyl drzwi.
Mieszkanie w marnym stanie. W ciasnym pokoiku stalo kilka komputerow,
ktore robily za serwery. Serwerom jak wiadomo porzadek i czystosc do
szczescia potrzebne
nie sa ;-) Wreszcie dowiedzialem sie na czym ma polegac ta
"administracja". Mialem stworzyc sklep wirtualny i sprzedawac odziez
erotyczna. W pierwszej chwili chcialem wyjsc, no ale skoro juz tam
bylem... Stopniowo coraz bardziej zaczynalem sie do tego przekonywac.
Moje pierwsze zadanie mialo polegac na aktualizacji juz istniejacego
sklepu i zapoznanie sie z modulem administracyjnym (dzieki niemu mozna
bylo zarzadzac sklepem, tworzyc konta pocztowe i www...). Mialo to zajac
jakies trzy dni. Z kazdym kolejnym przyszly pracodawca zachowywal sie
coraz swobodniej - miesem rzucal coraz bardziej beztrosko. Dostawalo sie
glownie jego zonie. Totalnie zmyl jej glowe, gdy mial mi zaplacic za
aktualizacje, a zona wyszla z portfelem. Dostalo sie tez jego
dzieciakom, ktore otworzyly mu drzwi bez pytania o to kto stoi za
drzwiami. Nie... nie chodzilo o obcych. To wszystko wygladalo raczej
jakby sie policji obawiali ;-) Konczac aktualizacje mialem wymyslic
sobie jakies poddomeny sklepu wirtualnego, ktory bede prowadzic.
Stworzylem kilka... jedna naprawde chwytliwa. Podobnie myslal chyba
wlasciciel, bo ja sobie zachowal ;-) Ze mna sie juz nie skontaktowal...
Nie mam pojecia dlaczego. Jego strata - chociaz jeszcze nie zaczalem
dzialalnosci, to juz mialem kilka klientek. Mialem tez
kilka pomyslow na dotarcie do potencjalnych klientow.
Po tym doswiadczeniu znowu zrobilem sobie przerwe. Rodzice naciskali
coraz bardziej, a ja wciaz mowilem, ze wiem co robie. Gdybym mial sie
porownac do strzaly wystrzelonej z kuszy lub taranu, to zdecydowanie
wybralbym to drugie. Dzialam wolno, ale nieublaganie pre do przodu i
nawet solidne bramy nie sa w stanie mnie powstrzymac. A moze sam siebie
oszukuje? Takie mysli zaczely mi chodzic po glowie. Mama narzekala, ze
stracilem szanse na praktyki w urzedzie, ze za dlugo zwlekalem.
Uspokajalem ja, ze szkola ma przeciez cos zalatwic. Niestety cos marnie
im to szlo. Termin praktyk byl przekladany z miesiaca na miesiac. Po
trzech miesiacach czekania postanowilem wziasc sprawy w swoje rece.
Poszedlem do urzedu i... po godzinie mialem zalatwione praktyki (szkole
moglem juz podziekowac za starania). Czy wykorzystalem znajomosc zawarta
podczas Narodowego Spisu Powszechnego Ludnosci i Mieszkan? Nie, nie bylo
takiej potrzeby. Zreszta chcialem sobie i innym udowodnic, ze znajomosci
to jednak nie wszystko i mozna cos osiagnac sama praca. Gdzie lepiej bym
tego dowiodl jak nie tam, gdzie ponoc znajomosci to podstawa? Tak
zaczela sie moja przygoda z urzednikami ;-)
Trafilem do biura, w ktorym urzedowala pewna dziewczyna. Poczatkowo
bylem bardzo spiety i naprawde wolno sie rozkrecalem. Gdzies po tygodniu
ona ze smiechem zauwazyla, ze po raz pierwszy tak dlugo ze soba
rozmawiamy - 20 minut bez przerwy! ;-) To byl punkt przelomowy - z
kazdym dniem lepiej sie dogadywalismy. Ale moja praca nie polegala tam
tylko na rozmowach ;-) Bylo troche roboty papierkowej, ale glownie
bieganie ze sprzetem, usuwanie drobnych usterek... robota typowa jaka
zleca sie praktykantom ;-) Podchodzilem do tego jednak solidnie i nawet
najmniejsze zlecenie traktowalem jak powazne wyzwanie. Caly czas balem
sie, ze nie dam rady, gdy sie wiec udawalo bylem z siebie dumny ;-)
Praktyka to jednak zupelnie co innego niz teoria jaka serwowali nam w
szkole. Bylem tego spragniony jak sucha studnia wody ;-) Szkopul w tym,
ze praktyki mialy trwac tylko dwa tygodnie. Zazwyczaj trwaja miesiac,
ale nie w mojej szkole. Pod koniec drugiego tygodnia zapytalem wiec
dziewczyne, z ktora siedzialem w biurze, czy wytrzyma ze mna jeszcze
jakis czas. Odpowiedziala, ze nie mialaby nic przeciwko. Musialem
jeszcze zapytac kierowniczke referatu - ona rowniez bardzo ochoczo
zgodzila sie na moja darmowa pomoc, ktora byla im bardzo potrzebna. Aby
sprawiedliwosci stalo sie zadosc zlozylem oficjalna prosbe o
przedluzenie praktyk i tak zostalem na dluzej... dluzej nawet niz
miesiac ;-)
Poczatkowo zadawalem mase pytan... i to wlasciwie o rzeczy podstawowe.
Wszyscy jednak okazali mase cierpliwosci i zawsze byli gotowi pomoc.
Dzieki temu z czasem zadawalem coraz mniej pytan i przejmowalem coraz
wiecej obowiazkow. Zaczal sie tez zmieniac stosunek do mnie. Coraz mniej
ludzi traktowalo mnie jako praktykanta, coraz wiecej jako normalnego
pracownika. Pewne osoby zaczely dostrzegac, ze warto byloby przyjac mnie
na stale - rozpoczeto starania w tym kierunku. Wspieral mnie caly
referat, wlacznie z kierowniczka, rowniez osoby z innych wydzialow
staraly sie jakos pomoc.
Podpisano ze mna umowe zlecenie. Niestety ona byla tak na otarcie lez -
"gora" mnie skutecznie zablokowala. W ostatnich dniach informowalem
pracownikow na czym zakonczylem swoja prace. Chodzilo o to, ze pewnymi
sprawami zajmowalem sie juz wlasciwie tylko ja. Bylem tez
wspolodpowiedzialny za wdrozenie nowego systemu inwentaryzacyjnego
(kilka tysiecy urzadzen). Na dodatek otrzymalem wtedy propozycje
podjecia pracy na umowie zlecenie w firmie, ochraniajacej supermarkety.
Niestety praca byla od zaraz, a ja bylem zwiazany umowa z urzedem. Nie
chcialem tez wystawiac tych wszystkich ludzi, ktorzy wciaz na glowie
stawali, abym otrzymal etat.
Wlasciwie to juz mialem wlasne biurko, wiedzialem co bedzie nalezec do
moich zadan priorytetowych w najblizszych miesiacach (co najmniej do
jesieni)... niestety. Wielu osobom trudno jest sie pogodzic z odmowa
jaka otrzymalem. Wiadomo, ze mnie chyba najbardziej ;-) Ktos moze
powiedziec, ze tym samym potwierdzilo sie, iz bez znajomosci nie ma
duzych szans na prace. Tak... odnioslem porazke. Wszystko ma jednak
swoje plusy i minusy. Uwazam, ze zaszedlem naprawde daleko i to nie
dzieki koneksjom rodzinnym czy wypchanym kopertom. Nikogo do niczego nie
zmuszalem - po prostu przychodzilem codziennie do pracy i powazlalem im
ocenic mnie wedlug wlasnego uznania. Mogli mi odmowic gdy prosilem o
przedluzenie praktyk - nie zrobili tego. Jesli zas idzie o propozycja
pozostania na stale, to ta juz nie wyszla ode mnie, ale od moich
bezposrednich przelozonych - odpowiedzialem, ze bardzo chetnie bym
zostal. Wole wlasnie taka metode, niz pisanie plaskich listow
motywacyjnych, ktore niewiele mowia o mnie jako o czlowieku i
pracowniku. Podczas tego swoistego okresu probnego pracodawca mogl
sprawdzic moja przydatnosc i umiejetnosc wspolpracy. Ja moglem
sprawdzic, czy sobie radze, czy dobrze sie z tym czuje, czy robie to co
chce robic. Nikt nikogo nie naciskal, nie czulo sie zadnej presji,
wszystko mialo swoja naturalna kolejnosc. Gdyby jeszcze tylko cala akcja
zakonczyla sie pelnym sukcesem :-) Bo tego wlasciwie porazka nazwac nie
mozna. Zdobylem cenne doswiadczenie, poznalem wielu nowych ludzi. To juz
zaczyna procentowac. Wczoraj odebralem telefon z informacja, ze w pewnej
firmie poszukiwany jest przedstawiciel handlowy.
Poszukiwany jest ktos z doswiadczeniem handlowym, ktorego ja nie
posiadam, ale zostalem goraco polecony ze wzgledu na inne cechy, ktore
moga okazac sie cenne. Boje sie tego nowego wyzwania - nie wiem, czy to
jest cos dla mnie. Nie dowiem sie jednak jesli nie sprobuje. Jest mi tez
o tyle latwiej sie zdecydowac, ze mialem osobisty kontakt z ta firma,
wiem czym sie zajmuja, poznalem wlasciciela. Moze nie bedzie tak zle,
jesli pracodawca okaze swa cierpliwosc i uzna, ze warto we mnie
zainwestowac, da czas na nauke (np. posylajac w teren jako partnera
osoby z wiekszym doswiadczeniem).
Nie, to nie znaczy, ze te posade mam juz w kieszeni. Przejde normalna
rekrutacje i nikt mi nie daje gwarancji, ze to ja zostane przyjety.
Musze jednak probowac, poniewaz chcialbym podjac studia, a te kosztuja.
Jesli sie nie uda to zapewne dostane bilet na jesien - przynajmniej
maszerowac sie naucze ;-)
A moze na grupie jest jakis pracodawca, ktory po przeczytaniu powyzszego
zechce dac mi szanse? Wszystko co napisalem jest prawda - sluze opinia
kierownika referatu i numerami telefonow do osob, z ktorymi mialem
przyjemnosc pracowac :-) Najlepiej cos w Katowicach, Chorzowie, Bytomiu,
Tarnowskich Gorach, Piekarach Slaskich lub w okolicach. Jako kto? Z
zawodu jestem technikiem informatykiem. Szkole ukonczylem z wyroznieniem
i otrzymalem stypendium za bardzo wysokie wyniki w nauce. Nie mam
zamiaru jednak
nikogo oszukiwac - musze sie naprawde jeszcze wiele nauczyc. Ucze sie
jednak chetnie :-) Ale to nie musi byc praca stricte informatyczna.
Chetnie sprawdze sie jako sprzedawca, pracownik biura obslugi klienta...
smialo zaczne od "przynies, pozamiataj", jesli tylko moj zakres
obowiazkow bedzie sie zwiekszac. Oczywiscie o ile udowodnie, ze z nowymi
obowiazkami potrafie sie uporac :-)
Zaczynam sie tez zastanawiac nad praca gdzies glebiej w Polsce.
Chcialbym jednak zarobic wtedy tyle, aby moc sie utrzymac w obcym
miescie i aby cos jeszcze zostalo dla mnie. Mam naprawde skromne
wymagania i potrafie szanowac pieniadz. Nie mam tez rodziny na
utrzymaniu i w najblizszym czasie nie zamierzam jej zakladac.
A teraz STRESZCZENIE :-)
1. Wiele osob nie szuka pracy - maja nadzieje, ze ona znajdzie ich.
2. Nie ma bezrobocia, sa tylko bezrobotni? Po czesci tak. Takie czasy,
ze jak sie nie ma co sie lubi, to sie lubi co sie ma.
3. Bez znajomosci nie ma pracy? Praca jest, ale trudniej ja zdobyc.
4. Jesli sie znajomosci nie ma, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby je
sobie wyrobic.
5. Jesli nie ma ofert pracy, to nie ma. Gdy juz jakas sie pojawi to... w
towarzystwie innych i w przypadku kazdej decyzje trzeba podjac
natychmiast.
Ale chyba nie napisalem niczego, o czym sami byscie juz nie wiedzieli
:-)
pozdrawiam
--
Greg
Nie Tylko Poezja - http://republika.pl/szedhar/
Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl/
-
2. Data: 2003-07-26 14:33:04
Temat: Re: O tym jak Greg pracy szuka(l)
Od: "Sławek" <s...@g...pl>
> A teraz STRESZCZENIE :-)
>
> 1. Wiele osob nie szuka pracy - maja nadzieje, ze ona znajdzie ich.
> 2. Nie ma bezrobocia, sa tylko bezrobotni? Po czesci tak. Takie czasy,
> ze jak sie nie ma co sie lubi, to sie lubi co sie ma.
> 3. Bez znajomosci nie ma pracy? Praca jest, ale trudniej ja zdobyc.
> 4. Jesli sie znajomosci nie ma, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby je
> sobie wyrobic.
> 5. Jesli nie ma ofert pracy, to nie ma. Gdy juz jakas sie pojawi to... w
> towarzystwie innych i w przypadku kazdej decyzje trzeba podjac
> natychmiast.
>
> Ale chyba nie napisalem niczego, o czym sami byscie juz nie wiedzieli
> :-)
>
>
>
> pozdrawiam
> --
> Greg
Nie czytałem wszystkiego, wiec odniosę się do streszczenia:
adn2) Nie ma upałów, są tylko bardzo wysokie temperatury. Jak cie nie stać
na zimne piwo, włóż sobie głowę do wiadra... Jak mogą być bezrobotni bez
bezrobocia? Jak może być Bóg bez nieba?
adn4) Nic nie stoi na przeszkodzie , zeby: wyrobić się na zakręcie(o ile za
szybko nie jedziemy), wyrobić ciasto do pizzy (o ile znamy składniki i
procedure), wyrobić dowód osobisty ( o ile mamy skończone 18 lat). Jak
widzisz , zeby cos wyrobić zawsze coś stoi na przeszkodzie. Bez przeszkody
mozna się wyrobić: jak gó..o w betoniarce i tyle...
Pozd. Sławek
-
3. Data: 2003-07-26 16:25:24
Temat: Odp: O tym jak Greg pracy szuka(l)
Od: "koszmarek" <g...@o...pl>
A teraz wyobraź sobie, że twoich rodziców np. nie stać na utrzymanie Ciebie
i musisz sam sobie szybko znaleźć pracę. I co znajdujesz? Kicha i od razu
inne podejście do rzeczywistości. Nie będę pisał jak to beznadziejnie jest
bo już o tym wiele napisano ;) ale chyba tak miło już byś nie patrzył na te
bezpłatne praktyki bo na chleb tym się nie zarobi. Niech sobie wsadzą w d...
te praktyki, i albo się coś zmieni, albo za parę lat będziemy mieli do
czynienia z 6-miesięcznymi bezpłatnymi praktykami. Ja rozumiem, że można
wziąść kogoś na praktyki i jak się sprawdzi to zatrudnić, ale obecnie to to
nie na tym polega.
Pozdrawiam
-
4. Data: 2003-07-26 16:25:40
Temat: Re: O tym jak Greg pracy szuka(l)
Od: "Greg" <o...@o...pl>
"Sławek" w news:bfu3dg$cbl$1@inews.gazeta.pl napisał(a):
>
> > 2. Nie ma bezrobocia, sa tylko bezrobotni?
> Jak mogą być bezrobotni bez bezrobocia?
Bezrobocie jest wtedy gdy sa chetni do pracy, ktorej nie ma. Bezrobotny
zas, to ktos kto nie ma pracy i nie jest jednoczesnie rencista, emerytem
itp.
> > 4. Jesli sie znajomosci nie ma, to nic nie stoi
> > na przeszkodzie, aby je sobie wyrobic.
> adn4) Nic nie stoi na przeszkodzie , zeby: wyrobić się
> na zakręcie(o ile za szybko nie jedziemy), wyrobić ciasto
> do pizzy (o ile znamy składniki i procedure), wyrobić
> dowód osobisty ( o ile mamy skończone 18 lat). Jak
> widzisz , zeby cos wyrobić zawsze coś stoi na przeszkodzie.
Jasne - w przypadku wyrabiania znajomosci rowniez istnieje pewna
przeszkoda. Znajomosci mozna wyrobic tylko wtedy jesli czlowiek zechce
poznawac nowych ludzi. Osoby niepelnosprawne maja trudniej... tym
trudniej, im wiekszy stopien niepelnosprawnosci ich dotyka.
> Bez przeszkody mozna się wyrobić: jak gó..o w betoniarce
> i tyle...
A zlej baletnicy ponoc przeszkadza rabek u spodnicy :-) Slawek... to nie
teoria, ale praktyka. W ostatnim czasie poznalem wielu nowych ludzi.
Zgadza sie - nadal jestem bez pracy. Jednak moje szanse na jej
znalezienie wzrosly. I wiesz co? Kiedys postawie sobie ten wymarzony
domek z basenem ;-)
pozdrawiam
--
Greg
Nie Tylko Poezja - http://republika.pl/szedhar/
Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl/
-
5. Data: 2003-07-26 17:02:13
Temat: Re: O tym jak Greg pracy szuka(l)
Od: "Greg" <o...@o...pl>
"koszmarek" w news:bfu9v4$2d9$1@news.onet.pl napisał(a):
>
> A teraz wyobraź sobie, że twoich rodziców np.
> nie stać na utrzymanie Ciebie
Tyle o sobie wiemy ile nas sprawdzono, jak pisala Szymborska. Moge wiec
sobie wyobrazac, ale czy faktycznie tak bym sie zachowal? W chwili
obecnej jestem w stosunkowo komfortowej sytuacji. Dlaczego mialbym tego
nie wykorzystac? Dlaczego mam podchodzic do tematu jakbym mial noz na
gardle? Bo moglbym go miec? Chociaz powoli zaczynam czuc jak zaciska mi
sie petla na szyi...
Pare dni temu spotkalem mlodsza kolezanke - jest w ciazy. Jej petla
zacisnela sie przez to pewnie jeszcze bardziej. Jednak chodzila na
lakcje biologii, na ktorych dowiedziala sie, ze kobiety nie sa
wiatropylne. Ona jest w duzo mniej komfoortowej sytuacji niz ja, ale z
wlasnego wyboru.
> i musisz sam sobie szybko znaleźć pracę. I co znajdujesz?
Jakis czas temu bylo zle... zastanawialem sie co zrobic. Pomyslalem, ze
jesli zostane bez dachu nad glowa, to pojde do proboszcza miejscowej
parafii (w koncu powinni wspierac bliznich) i zapytam go, czy mialby dla
mnie jakas prace, za ktora otrzymalbym kawalek miejsca do spania i
troche jedzenia. Nie majac na glowie rodziny do utrzymania moglbym tak
zrobic. Gdyby ten odmowil, szukalbym gdzie indziej kogos, kto by sie
zgodzil. Zaspokajajac podstawowe potrzeby moglbym zaczac szukac innych
mozliwosci, ktore pozwola mi wyjsc na prosta. Na szczescie do dzisiaj
mam gdzie mieszkac. Nie wiem jednak jak bedzie jutro...
Inna mozliwosc - mam kategorie A i jestem do wziecia. Widmo bycia
bezdomnym oddalilbym przynajmniej na kilka miesiecy.
> chyba tak miło już byś nie patrzył na te bezpłatne
> praktyki bo na chleb tym się nie zarobi.
Wiadomo, ze najlepiej dostawac jakies wynagrodzenie - chocby minimalne.
Jesli jednak mialem praktycznie zerowe doswiadczenie, a moglem sobie
pozwolic na prace przez jakis czas "za darmo" (bo w koncu nie bylo tak,
ze w zamian nie dostawalem nic), to dlaczego mialem tego nie robic?
Teraz mam juz wieksze doswiadczenie niz wczesniej, wiec ucieszyloby mnie
jakies wynagrodzenie. Jesli idzie o okres probny to moze to byc
niewielka czesc normalnego wynagrodzenia.
> Ja rozumiem, że można wziąść kogoś na praktyki
> i jak się sprawdzi to zatrudnić, ale obecnie to to
> nie na tym polega.
W "normalnej" firmie pewnie bym pracowal. Ja jednak zaczalem od gniazda
szerszeni ;-) Pierwsza praca i od razu w administracji panstwowej? Tak
bez znajomosci? Nie bedac synem wysoko postawionego polityka czy tez
dyrektorki? To by dopiero bylo cos :-)
Nie jest rozowo, ale z wiezowca jeszcze skakac nie mam zamiaru.
pozdrawiam
--
Greg
Nie Tylko Poezja - http://republika.pl/szedhar/
Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl/
-
6. Data: 2003-07-26 17:17:32
Temat: Odp: O tym jak Greg pracy szuka(l)
Od: "koszmarek" <g...@o...pl>
Z lekkim przymrużeniem oka chodzi mi o to, że 1000000 bezpłatnych
praktykantów x 1 miesiąc= ok. 80 tyś miejsc pracy których przez to nie ma
rocznie. Albo 80 tyś lat doświadczenia jak wolisz ;)
-
7. Data: 2003-07-26 19:51:10
Temat: Re: O tym jak Greg pracy szuka(l)
Od: "Sviodo" <s...@w...pl>
> Jednak chodzila na lakcje biologii, na ktorych dowiedziala sie, ze kobiety
> nie sa wiatropylne. Ona jest w duzo mniej komfoortowej sytuacji niz ja,
ale
> z wlasnego wyboru.
stary, napisz cos jeszcze!!!
to najlepszy kabaret jaki w tym tygodniu mi sie trafil :)))
--
Svi
-
8. Data: 2003-07-26 20:50:25
Temat: Re: O tym jak Greg pracy szuka(l)
Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl>
Sławek napisał:
> adn2) Nie ma upałów, są tylko bardzo wysokie temperatury. Jak cie nie stać
> na zimne piwo, włóż sobie głowę do wiadra... Jak mogą być bezrobotni bez
> bezrobocia? Jak może być Bóg bez nieba?
Nie wiem w jakim sensie pisał Greg, ale pewnie chodzi mu o powiedzonka
sprzed kilku lat, że nie ma bezrobocia, są tylko osoby niepracujące.
teraz jakby sie to zmieniło i dla ciekawości zapodaję, co na ten temat
GUS:
Do osób zatrudnionych zalicza m.in. osoby, "które w okresie badanego
tygodnia wykonywały przez co najmniej 1 godzinę pracę przynoszącą
zarobek lub dochód tzn. były zatrudnione w charakterze pracownika
najemnego, pracowały we własnym (lub dzierżawionym) gospodarstwie rolnym
lub prowadziły własną działalność gospodarczą poza rolnictwem, pomagały
(bez wynagrodzenia) w prowadzeniu rodzinnego gospodarstwa rolnego lub
rodzinnej działalności gospodarczej poza rolnictwem," czyli do wskaźnika
bezrobocia nie zalicza się rolników [nawet tzw. chłopo-robotników z
jednym hektarem gospodarstwa] lub osób, które cudem dorwały jakies
zleconko np. jako osoba pracująca przy spisie itd.
Istnieje również dosyć ciekawa pozycja pt. bierni zawodowo, która dosyć
znacznie przeważa nad osobami tzw. bezrobotnymi, są to m.in. osoby,
"które w badanym tygodniu nie pracowały, poszukiwały pracy, ale nie były
zdolne (gotowe) do jej podjęcia w tygodniu badanym i następnym."
I po podsumowaniu odpowiednich rubryczek otrzymujemy tzw. współczynnik
aktywności zawodowej, który jak raz we wszystkich województwach oscyluje
wokół 54-58 % - odejmij teraz [to do Grega] jakiś wspólczynnik
uwzględniający uczniów powyżej 15 roku życia, emerytów i rencistów
NIEZDOLNYCH do pracy, studentów NIEZDOLNYCH do pracy i otrzymasz
cudowny potenciał bezrobocia oscylujący zapewne w granicach 30-40%.
Flyer
PS. Wiem, że to trochę niedokładne wyliczenia, ale wybacz - powtórzę się
- to nie praca magisterska. Z drugiej strony dla pojęcia bezrobocie nie
ma znaczenia to, że bezrobotny akurat ma sesję egzaminacyjną, wyjeżdża
na wakację, ma dość szukania pracy po roku, mieszka we wsi
popegeerowskiej bez jakiejkolwiek szansy na pracę czy akurat był osobą
zatrudnioną przy spisie - oni dosyć szybko wrócą na rynek pracy.
-
9. Data: 2003-07-27 00:26:39
Temat: Re: O tym jak Greg pracy szuka(l)
Od: "PiotrG" <p...@s...com.pl>
> 1. Wiele osob nie szuka pracy - maja nadzieje, ze ona znajdzie ich.
> 2. Nie ma bezrobocia, sa tylko bezrobotni? Po czesci tak. Takie czasy,
> ze jak sie nie ma co sie lubi, to sie lubi co sie ma.
> 3. Bez znajomosci nie ma pracy? Praca jest, ale trudniej ja zdobyc.
> 4. Jesli sie znajomosci nie ma, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby je
> sobie wyrobic.
> 5. Jesli nie ma ofert pracy, to nie ma. Gdy juz jakas sie pojawi to... w
> towarzystwie innych i w przypadku kazdej decyzje trzeba podjac
> natychmiast.
>
> Ale chyba nie napisalem niczego, o czym sami byscie juz nie wiedzieli
> :-)
Dokladnie - zgadzam sie ze wszystkimi 5-ma punktami.
Tak sobie przeczytalem wszystkie follow-upy na twojego posta i okazalo
sie, ze grupa dziala tak jak zwykle - jesli ktos ma jakis sposob, mysli
optymistycznie, nie chce sie jeszcze wieszac, to KAMIENIEM GO!
SIEKIERKA! I nie wierzyc mu ani na slowo! A co sie wylamuje!
Greg - gratuluje podejscia do zycia. Szkoda ze nie jestes z Warszawy,
bo moglibysmy pogadac o pracy dla Ciebie ;-)
Pozdrawiam,
PiotrG
-
10. Data: 2003-07-27 08:55:44
Temat: Re: O tym jak Greg pracy szuka(l)
Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl>
PiotrG napisał:
> Greg - gratuluje podejscia do zycia. Szkoda ze nie jestes z Warszawy,
> bo moglibysmy pogadac o pracy dla Ciebie ;-)
Cóz za znajomość ludzkiej psychiki, czuję się dogłębnie ukarany, spać
nie będę mógł, jeść nie będę mógł, pić nie będę mógł - tylko modlitwa mi
pozostanie. ;)
A jak będę pro i grzeczny, to też dostanę taką pracę, pleeeeeeease. :)
Od razu przypominają mi się czasy przodowników pracy [ale do Grega nic
nie mam - on wierzy w to co chce i co widzi, ja w to co ja chcę i w to
co widzę].
Flyer